Zadzwoniłem do Groversa.
– Jak interesy, Grovers?
– W porządku – odparł. – W tej branży nie czuje się recesji.
– Pańskie kłopoty z Jeannie skończyły się. Nie będzie pana więcej niepokoić. Wysyłam rachunek.
– Znów mam bulić? Nie naciąga mnie pan?
– Grovers, uwolniłem pana od kosmitki. Musi mi pan zapłacić.
– No dobrze, dobrze… Ale jak to się panu udało?
– Tajemnica zawodowa, kochany.
– Aha. Pewnie powinienem być wdzięczny.
– Zgadza się. I proszę mi zaraz wysłać czek, chyba że chce pan wylądować w sosnowej trumnie. Czy wolałby pan dębową?
– Chwileczkę, niech się zastanowię… – zaczął.
Westchnąłem i rozłączyłem się. Posuwałem się do przodu.
Musiałem już tylko dobrać się do tyłka Cindy Upek i znaleźć Czerwonego Wróbla. No i teraz to ja miałem na karku Jeannie Nitro. Sam byłem swoim klientem. Ale Celine'a i Groversa miałem z głowy. Zaczynałem się czuć jak prawdziwy zawodowiec. Zanim jednak wpadłem w naprawdę szampański humor, przypomniała mi się Pani Śmierć. Wciąż krążyła w pobliżu.
Zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę. To była Pani Śmierć.
– Wciąż tu jestem, Belane.
– Kochana, dlaczego nie zafunduje sobie pani wakacji?
– Nie mogę. Za bardzo lubię swoją pracę.
– Czy mogę panią o coś spytać?
– Pewnie.
– Czy pani działalność ogranicza się do Ziemi?
– Co takiego?
– No, chodzi mi o to, czy w zakres pani obowiązków wchodzą również, no, kosmici?
– Jasne. Kosmici, robaki, psy, pchły, lwy, pająki i cała reszta.
– Dobrze wiedzieć.
– Co dobrze wiedzieć?
– Że umie sobie pani radzić z kosmitami.
– Nudzisz mnie, Belane.
– Bardzo się cieszę, naprawdę.
– Słuchaj, mam sporo pracy…
– Tylko jedno pytanko…
– No dobra. Wal.
– Jak się załatwia kosmitę?
– Nic prostszego.
– Nie można ich zastrzelić. Więc jak?
– Tajemnica zawodowa.
– Mnie może pani powiedzieć, słodziutka. Nikomu nie powtórzę, będę milczał jak grób.
– Akurat ja ci to mogę zapewnić, grubasie – oznajmiła, zanim się rozłączyła.
Odłożyłem słuchawkę i oparłem nogi o blat biurka. Chryste, 6 kosmitów łazi po Ziemi i w dodatku wybrało mnie, żebym im pomagał. Powinienem był zawiadomić władze. Pewnie, już widzę, co by to dało. Musiałem radzić sobie sam. Ale sprawa nie wydawała się łatwa. Należało się dobrze zastanowić. Zdjąłem nakrętkę z butelki i pociągnąłem wódki. No, miałem jeszcze dwie inne sprawy, czyli Czerwonego Wróbla i Cindy Upek. Wyjąłem monetę: orzeł – Czerwony Wróbel; reszka – Cindy Upek. Wypadła reszka. Uśmiechnąłem się, odchyliłem do tyłu i zacząłem myśleć o Cindy Upek. O tym, jak dobiorę się jej do tyłka.