11

Ani zniknięcie Swope’ów, ani szczur od Richarda Moody’ego nie podpadały pod jurysdykcję Milo. Z przyjaźni pomógł mi w obu sprawach, więc nie chciałem znowu do niego dzwonić i dodatkowo obarczać go informacjami o Augiem Valcroix.

Jednakże słowa Beverly z ubiegłej nocy poruszyły mnie. Potwierdziły zarzuty Raoula. Kanadyjczyk rzeczywiście był człowiekiem nieetycznym oraz narkomanem i pijakiem, a jego znajomość z przedstawicielami sekty Dotknięcie sugerowała spisek mający na celu przerwanie kuracji Woody’ego Swope’a. Poczułem się w obowiązku powiadomić mojego przyjaciela detektywa o tych podejrzeniach, jednak nie robiłem sobie wielkich nadziei, bo czułem, że Milo może mnie wyśmiać. W każdym razie zanim zacznę tworzyć sobie w głowie teorię, chciałem się poradzić zawodowca.

Na szczęście Milo, niech go Bóg błogosławi, naprawdę się ucieszył z mojego telefonu.

– Nie ma sprawy. I tak zamierzałem, do ciebie zadzwonić. Fordebrand pojechał do motelu Bedabye, aby pogadać z Moodym, niestety, kiedy dotarł na miejsce, tego dupka już nie było. Zostawił po sobie w pokoju własny smród i stosy papierków po cukierkach. Ludzie z podgórza będą się za nim rozglądać, a moi chłopcy robią to samo, tym niemniej bądź ostrożny. Co jeszcze… Oddzwonił Carmichael, wiesz, ten, który pracował jako posłaniec razem z panną Swope. Normalnie wystarczyłaby mi telefoniczna pogawędka, ale gagatek wydał mi się podczas rozmowy strasznie spięty. Odniosłem wrażenie, że jest w coś zamieszany. Mam też jego akta… Parę lat temu aresztowano go za prostytucję. Zamierzam więc spotkać się z nim twarzą w twarz. A ty jaką masz do mnie sprawę?

– Pojadę z tobą do Carmichaela i opowiem ci po drodze.


Milo słuchał nowin na temat Valcroix podczas szybkiej jazdy autostradą Santa Monica.

– Rany, co to za kreatura, jakiś ogier rozpłodowy?

– Wcale na takiego nie wygląda. Podstarzała namiastka hipisa. Obwisłe policzki, zwiotczałe ciało, w gruncie rzeczy można go nazwać niechlujem.

– Tak… Nie ma sensu dyskutować o gustach. Widocznie ma w sobie to coś, za czym babki szaleją.

– Wątpię, czy chodzi o urok osobisty. To padlinożerca. Wykorzystuje kobiety w stresowej sytuacji, gra wrażliwego, współczującego towarzysza niedoli i oferuje im coś, co odbierają jako miłość i zrozumienie.

Przycisnął palec do jednej dziurki od nosa, drugą zaś wciągnął powietrze.

– I lubi sobie czasem niuchnąć tego i owego?

– Najprawdopodobniej.

– Wiesz co? Po rozmowie z Carmichaelem pojedziemy do szpitala i pogadamy z Valcroix. Mam trochę wolnego czasu, bo rozwiązałem już sprawę gangsterów. Wszyscy się przyznali. Zresztą strzelcami okazali się czternastolatkowie. Trafią do wydziału dla nieletnich. „Rzeźnika” ze sklepu z alkoholem chyba też zamkniemy lada dzień. Del Hardy przesłuchuje dzisiaj świadka, który zapowiada się obiecująco. Najgorzej z gwałcicielem, który lubi bezcześcić zwłoki. Modlimy się do komputera, żeby rozwiązał tę sprawę za nas.

Zjechał przy Czwartej Alei, skierował się na południe ku bulwarowi Pico, z Pico skręcił w Pacific i jechał dalej do Venice. Minęliśmy posesję Robin – nieoznakowany warsztat z oknami pomalowanymi nieprzezroczystą białą farbą – lecz żaden z nas nie wspomniał o mojej dziewczynie. Okolica zmieniła się z podmokłej na jeszcze bardziej błotnistą i dotarliśmy wreszcie do Mariny.

Dom Douga Carmichaela znajdował się w niewielkiej odległości od plaży. Stał przy ciągnącym się na zachód od Pacific deptaku i przypominał jacht wyciągnięty na ląd: miał wypukłą kabinę, iluminatory, był wąski, wysoki, wciśnięty w parcelę nie szerszą niż dziewięć metrów. Drewniane ściany zostały otynkowane na zielonkawoniebieski kolor, ramy pomalowano na biało. Łuskowate gonty zdobiły szczyt nad drzwiami. Biały płot otaczał miniaturowy trawnik. W drzwiach było witrażowe okienko. Posesja wyglądała na czystą i bardzo zadbaną.

Parcela w pobliżu plaży musiała go sporo kosztować.

– Za spełnione marzenia trzeba sporo zapłacić – zauważyłem na głos.

– Chyba zawsze tak jest.

Milo zadzwonił do drzwi. Otworzyły się szybko i w progu stanął wysoki umięśniony mężczyzna w koszuli w czerwonobiałą kratkę, w wytartych dżinsach i sandałach. Uśmiechnął się niepewnie, przedstawił się – „Cześć, jestem Doug” – i zaprosił nas do środka.

Był mniej więcej w moim wieku. Spodziewałem się kogoś znacznie młodszego, toteż jego widok ogromnie mnie zaskoczył. Doug miał gęste jasne włosy, cieniowane na karku i wymodelowane suszarką, dzięki czemu wyglądały na buńczucznie rozczochrane, gęstą, lecz starannie przyciętą rudawą brodę, niebieskie oczy, rysy modela i opaloną twarz. Podstarzały surfer, który nieźle się trzyma.

Wewnętrzne ścianki działowe zostały usunięte, tworząc ponadstumetrową powierzchnię mieszkalną pod szklanym sufitem. Meble z pobielonego drewna, ściany pomalowane na ostrygową biel. W powietrzu unosił się zapach olejku cytrynowego. Dostrzegłem morskie litografie, akwarium, małą, ale dobrze wyposażoną kuchnię, częściowo złożone składane łóżko. Wszystko miało tu swoje miejsce. Było czysto i schludnie.

Środek pomieszczenia – pełniącego najwyraźniej rolę salonu – zajmowała kanapa w kolorze butelkowej zieleni.

Podeszliśmy do niej i usiedliśmy. Carmichael zaproponował nam kawę z dzbanka, który już stał na stole.

Napełnił trzy filiżanki i usiadł naprzeciwko nas. Ciągle się uśmiechał niepewnie.

– Detektywie Sturgis… – Popatrzył najpierw na mnie, potem na Mila, który skinął głową. – Przez telefon powiedział pan, że nasza rozmowa ma coś wspólnego z Noną Swope.

– Zgadza się, panie Carmichael.

– Chyba nie zdołam panu pomóc. Ledwie ją poznałem…

– Pracował pan z nią dość często. – Milo wyjął ołówek i notes.

Carmichael roześmiał się nerwowo.

– Trzy, góra cztery razy. Nie zagościła w agencji zbyt długo.

– Ach tak.

Carmichael napił się kawy, odstawił filiżankę. Miał ramiona kulturysty, pięknie wyrzeźbione, z lekko odznaczającymi się żyłami.

– Nie mam pojęcia, gdzie jest Nona – jęknął.

– Nikt nie twierdził, że zaginęła.

– Jan Rambo dzwoniła do mnie. Wszystko mi powiedziała. Dodała, że wzięliście moje akta.

– Czy to pana niepokoi?

– Trochę. Nie rozumiem, na co wam moje prywatne dane. – Próbował udawać twardziela, lecz mimo muskularnego ciała miał w sobie coś niesamowicie łagodnego, dziecięcego.

– Panie Carmichael, przez telefon sprawiał pan wrażenie człowieka, który jest spięty, a teraz jest pan wyraźnie zdenerwowany. Może chce pan nam coś powiedzieć?

Gdy człowiek o imponującym wyglądzie zaczyna się załamywać, widok zawsze jest żałosny. Odnosiłem wrażenie, jakbym obserwował kruszenie się pomnika.

– Proszę nam o wszystkim opowiedzieć – zachęcił go Milo.

– To moja wina. Teraz będę musiał zapłacić za własny błąd. – Carmichael wstał, wszedł do kuchni i wrócił z buteleczką tabletek.

– Witamina B12. Potrzebuję jej w chwilach stresu. – Odkręcił wieczko, wytrząsnął trzy tabletki, połknął je i popił kawą. – Powinienem unikać kofeiny, ale kawa mnie uspokaja. Paradoksalna reakcja.

– Czym się pan tak denerwuje?

– Moja praca w agencji była, hm… tajemnicą. Aż do tej pory. Wiedziałem, że ryzykuję, przecież mógłbym wpaść przypadkiem na kogoś znajomego. Nie wiem, może chodziło o dreszczyk emocji…

– Nie jesteśmy zainteresowani pańskim życiem prywatnym… Obchodzi nas tylko to, co pan wie o Nonie Swope.

– Jeśli jednak coś się zdarzy i sprawa trafi do sądu, wezwiecie mnie na świadka, prawda?

– Może do tego dojść – przyznał Milo. – Jednakże do sądu daleka droga. Na razie chcemy tylko odnaleźć Nonę i jej rodziców. Życie jej brata jest w niebezpieczeństwie.

Milo powiedział mu o nowotworze Woody’ego, nie szczędząc najokropniejszych szczegółów. Carmichael, choć starał się go nie słuchać, wyraźnie był tym wstrząśnięty. Wyglądał na człowieka wrażliwego i odkryłem, że go lubię.

– Jezu! Wspomniała, że ma chorego brata, ale nie mówiła, że on tak bardzo cierpi.

– Co jeszcze panu powiedziała?

– Niewiele. Naprawdę niewiele. Twierdziła, że chce zostać aktorką, ale większość dziewczyn w tym mieście ma takie plany. Póki ktoś nie rozwieje ich iluzji… Tak czy owak, nie wydawała się szczególnie przygnębiona, co teraz wydaje się dziwne, biorąc pod uwagę chorobę brata.

Milo zmienił temat.

– Jakiego rodzaju skecze odgrywaliście?

Powrót do szczegółów związanych z codziennym zajęciem ponownie zaniepokoił Carmichaela. Splótł dłonie i zacisnął palce. Mięśnie na muskularnych ramionach się napięły.

– Może przed dalszą rozmową powinienem się skontaktować z prawnikiem.

– Bardzo proszę – zgodził się Milo i wskazał na telefon.

Carmichael westchnął i pokręcił głową.

– Nie. Jego obecność tylko jeszcze bardziej skomplikowałaby sytuację. Hm… Gotów jestem podzielić się z panami kilkoma spostrzeżeniami na temat charakteru Nony. Chyba o to chodzi, prawda?

– Tak, będziemy bardzo wdzięczni.

– Tyle że to są jedynie moje prywatne spostrzeżenia. Nic konkretnego, żadnych faktów. Mimo to… Czy moglibyście potem zapomnieć, skąd to wiecie?

– Doug – odparł Milo – wiem, kim jest pański ojciec, i czytałem pańską kartotekę, więc niech pan przestanie kręcić.

Carmichael zachowywał się, jak ogarnięty paniką koń w płonącej stajni – był gotów do ucieczki, choć diabelnie bał się ognia.

– Proszę się nie bać – uspokoił go Milo. – Niewiele mnie obchodzą pańskie wyskoki.

– Nie jestem zboczeńcem – zapewnił go Carmichael. – Gdyby poznał pan moją przeszłość, zrozumiałby pan, jak się to wszystko zaczęło.

– Jasne. Pracował pan w Lancelocie jako tancerz. Po pokazie kobieta z widowni umówiła się z panem. Spytała pana o płatny seks… a potem aresztowała.

– Usidliła mnie. Głupia cipa!

Lancelot był znaną w zachodnim Los Angeles spelunką z męskim striptizem. Bywały w niej kobiety, które sądziły, że wyzwolona przedstawicielka płci pięknej powinna naśladować najbardziej prymitywne aspekty męskiego zachowania.

Przez długi czas mieszkańcy sąsiednich budynków narzekali na klub i w końcu – parę lat temu – policja i inspektorzy pożarowi przyjrzeli mu się dokładnie. Właściciel lokaliku poskarżył się, komu trzeba, że jest prześladowany i kontrole się zakończyły.

Milo wzruszył ramionami.

– Tak – burknął Carmichael z goryczą. – Z pozoru koniec opowieści, prawda? Niestety, sprawa nie była taka prosta. – Błękitne oczy zapałały gniewem. – Tata trzymał łapę na moim funduszu powierniczym, czyli pieniądzach pozostawionych mi przez mamę. Prawnik, któremu powierzono pieczę nad funduszem, należy wraz z tatą do Klubu Kalifornijskiego i mój stary przejął pełną kontrolę nad moją forsą. Miał mnie w garści. Czułem się znowu jak dziecko, musiałem prosić o każdego centa. Kazał mi pójść do szkoły i zaczął kierować moim życiem. Chryste, mam trzydzieści sześć lat i chodzę do gimnazjum! Jeśli dostanę dobre oceny, znajdzie się dla mnie miejsce w Carmichael Oil. Co za człowiek! Nie dociera do niego, że w żaden sposób nie zdoła mnie zmienić w kogoś, kim nie jestem. Czego, do cholery, właściwie ode mnie oczekuje?

Popatrzył na nas błagalnie, jakby prosząc o wsparcie. Chętnie bym mu pomógł, ale nie wiedziałem jak.

– Jeśli dowie się o pańskiej obecnej profesji, jest pan przegrany, prawda? – odezwał się po chwili Milo.

– Cholera! – Carmichael pogładził brodę. – Cóż mogę na to poradzić, że lubię swoją pracę. Bóg dał mi wspaniałe ciało i piękną twarz. Pragnę się tym podzielić z innymi ludźmi. Moja robota przypomina aktorstwo, ale takie połączone z bliskością i serdecznością. Kiedy tańczyłem, czułem na sobie spojrzenia setek kobiet. Grałem przed nimi, zabawiałem je. Uwielbiałem je podniecać. Czułem się… prawie kochany.

– Powiem ci to samo, co twojej szefowej – oświadczył Milo. – Nie obchodzi nas, kto kogo pieprzy w tym mieście.

Dla mnie problem zaczyna się dopiero wówczas, gdy ktoś kogoś przy tej okazji zarżnie, zastrzeli lub udusi.

Carmichael prawdopodobnie w ogóle go nie słuchał.

– Chcę pana zapewnić, że się nie łajdaczę – ciągnął. – Nie potrzebuję pieniędzy… Gdy mam dobry tydzień, wyciągam sześć, nawet siedem setek. – Machnął ręką, podkreślając swoją pogardę dla pieniędzy w geście typowym dla człowieka, na którego mimo chwilowych kłopotów czeka gdzieś góra forsy i on dobrze o tym wie.

– Doug – Milo zwrócił się do niego tonem nieznoszącym sprzeciwu – niech pan się przestanie tłumaczyć i uważnie mnie posłucha. Nie interesuje nas, gdzie pakuje pan swojego fiuta. Pańskie akta nie zostaną ujawnione. Proszę nam tylko opowiedzieć o Nonie Swope.

Carmichael chyba wreszcie zrozumiał. Wyglądał teraz jak dziecko, które niespodziewanie otrzymało prezent. Zdałem sobie sprawę z tego, że stale myślę o nim jak o przerośniętym chłopcu, mimo zewnętrznych atrybutów męskości wydawał mi się bowiem ogromnie niedojrzały, wręcz dziecinny. Klasyczny przypadek zahamowania rozwoju emocjonalnego.

– Nona jest jak barakuda – zaczął. – Trzeba ją trzymać na łańcuchu, w przeciwnym razie staje się zbyt agresywna. W ramach naszego ostatniego zlecenia obsługiwaliśmy wieczór kawalerski zorganizowany dla starszego gościa, który żenił się po raz drugi. Byli tam faceci w średnim wieku, wyglądający na handlowców. Apartament w Canoga Park. Przed naszym przybyciem ostro popijali i oglądali pornosy. Odstawialiśmy tamtej nocy sportowca i cheerleaderkę. Miałem na sobie strój futbolisty, a Nona dżersejowy podkoszulek, krótką plisowaną spódniczkę i tenisówki. Poza tym pompony, włosy spięte w kitki… i tak dalej. Nasi gospodarze wyglądali na nieszkodliwych starych pierdzieli. Zanim się zjawiliśmy, pewnie pokrzykiwali i gadali jeden przez drugiego, jak to mają w zwyczaju podnieceni faceci w trakcie oglądania takich filmów. Kiedy tylko weszliśmy, od razu zwrócili uwagę na Nonę, i pomyślałem, że złamie tu kilka serc. Kręciła przed nimi tyłkiem, trzepotała rzęsami, kusząco wysuwała języczek. Mieliśmy zaplanowany „szkolny” skecz, a tu nagle Nona zdecydowała, że zmienimy go na „wyzwoloną kobietę”. Zgodnie ze scenariuszem mieliśmy się trochę popieścić, przekomarzając się dwuznacznymi tekścikami. Na pewno znacie tego typu pogawędki. Pytam ją, jak się ma, a ona mi odpowiada: „Mam się… ochotę kochać”. Nawiasem mówiąc, Nona była kiepską aktorką. Lodowata, pozbawiona emocji. Ale widownia ją uwielbiała za sam wygląd. Tak czy owak, stare pryki dały się złowić, co prawdopodobnie nakręciło naszą pannę, bo wymyśliła rzecz naprawdę skandaliczną… Nagle wsadziła mi rękę w gacie, chwyciła mój członek i zaczęła mnie podniecać. Przez cały czas gapiła się na facetów. Chciałem jej przerwać, ponieważ nie powinniśmy przekraczać scenariusza, no, chyba że nas o to poproszą.

Przerwał. Sądząc z wyrazu twarzy, czuł się chyba nieswojo.

– No i jeśli nam za to płacą. Zresztą nie chciałem tego robić, bo stare dziady i tak były na granicy apopleksji. Gapili się na nią, Nona mnie obmacywała, ja zaś głupawo się uśmiechałem. W końcu dała mi spokój i tanecznym krokiem podeszła do faceta, który miał się następnego dnia żenić… Taki pękaty, mały facio w wielkich okularkach… I wiecie, co zrobiła? Wsunęła mu łapę w gacie! Wtedy zapadła cisza jak makiem zasiał. Facet zrobił się czerwony niczym burak, ale nie mógł zaprotestować, bo kumple uznaliby go za mięczaka. Próbował pokryć zmieszanie tępym uśmiechem. Nona wsuwała mu język do ucha, nie przestając mu gmerać w gaciach. Kumple przyszłego żonkosia zaczęli rechotać, wykrzykiwać wulgarne komentarze. Nasza panna była w świetnym nastroju, odniosłem wrażenie, że macanie tego palanta naprawdę sprawia jej przyjemność. Wreszcie udało mi się ją jakoś uspokoić.

Wyszliśmy. W samochodzie zacząłem na nią wrzeszczeć. Popatrzyła na mnie jak na wariata i spytała, o co mi chodzi. Przecież dostaliśmy wielki napiwek, prawda? Zrozumiałem, że nie ma sensu z nią gadać, więc dałem spokój. Wjechaliśmy na autostradę. Prowadziłem szybko, ponieważ chciałem się od niej uwolnić. Nagle poczułem, że rozpina mi spodnie. Zanim zdołałem się zorientować, miała już w ustach mojego kutasa. Jechaliśmy ponad sto dziesięć kilometrów na godzinę, a ta ciągnęła mi druta i powtarzała w kółko: „Przyznaj, że to uwielbiasz”. Byłem kompletnie bezradny, modliłem się tylko, żeby nas gliny nie zatrzymały. Przecież miała w garści moje jaja, no nie? Kazałem jej przestać, ale nie słuchała i ssała mnie tak długo, aż doszedłem. Następnego dnia poskarżyłem się na nią Jan Rambo. Powiedziałem, że nie będę więcej pracował z tą stukniętą dziewuchą. A szefowa po prostu się roześmiała i oświadczyła, że z tej małej będzie świetna aktorka. Później się dowiedziałem, że odeszła. Odeszła i już.

Opowiadając tę historię, spocił się. Przeprosił nas na chwilę i poszedł do łazienki. Wrócił świeżo uczesany, spryskany dezodorantem i pachnący płynem po goleniu. Zanim zdążył usiąść, Milo podjął przesłuchanie.

– Nie ma pan pojęcia, dokąd się udała?

Carmichael pokręcił głową.

– Zwierzała się panu kiedykolwiek?

– Nie. Nigdy nie poruszała tematów osobistych. Była taka powierzchowna, sztuczna.

– Nie opowiadała, dokąd chciałaby pojechać? Ani razu? Żadnych aluzji?

– Nawet mi nie powiedziała, skąd pochodzi. Jak już mówiłem, pracowaliśmy przy trzech, może czterech skeczach, po czym odeszła z firmy.

– Jak trafiła do Adama i Ewy?

– Nie mam pojęcia. Każdy trafia tam inaczej. Do mnie osobiście zadzwoniła szefowa, bo mnie widziała w Lancelocie.

Niektórym o agencji powiedzieli znajomi. Rambo daje też czasami ogłoszenia w magazynach dla modelek lub rozlepia ulotki w metrze. Zgłasza się do niej więcej chętnych, niż potrzeba.

– No dobrze – zakończył Milo, wstając. – Mam nadzieję, że był pan z nami szczery.

– Całkowicie. Proszę mnie nie wciągać w tę sprawę.

– Zrobię, co w mojej mocy.

Opuściliśmy jego dom. Gdy wsiedliśmy do samochodu, Milo zameldował się w centrali. Nie było dla niego żadnych ważnych wiadomości.

– A zatem, jaką diagnozę stawiasz temu przystojniaczkowi? – spytał.

– Tak na poczekaniu? Hm… Problemy osobowościowe i… prawdopodobnie narcyzm.

– Czyli co?

– Facet ma niskie poczucie własnej wartości, co wyraża się w obsesji na własnym punkcie. Wiesz, siłownia, witaminy, zdrowe odżywianie. Przykłada wielką wagę do swojego ciała.

– Mam wrażenie, że podobnie postępuje połowa mieszkańców Los Angeles – odburknął i włączył silnik. Gdy objeżdżaliśmy, Carmichael wyszedł z domu w kąpielówkach. Niósł deskę do surfingu, ręcznik i olejek do opalania. Kiedy nas zobaczył, uśmiechnął się, pomachał nam i skierował się ku plaży.


Milo postawił samochód na parkingu przed samym wejściem do Zachodniego Centrum Pediatrycznego.

– Nienawidzę szpitali – mruknął w windzie, kiedy jechaliśmy na piąte piętro. Zlokalizowanie Valcroix zajęło mi dobrą chwilę. Badał właśnie pacjenta, więc poczekaliśmy na niego w oddziałowej salce konferencyjnej.

Zjawił się po kwadransie, spojrzał na nas niechętnie i oświadczył Milowi, że ma dla nas niewiele czasu. Kiedy mój przyjaciel zaczął mówić, Augie Valcroix ostentacyjnie wyjął kartę pacjenta. Czytał ją i robił notatki.

Milo potrafi prowadzić przesłuchania, ale z tym człowiekiem nie poszło mu łatwo. Podczas gdy mówił mu to, czego dowiedział się na temat jego romansu z Noną Swope i znajomości z członkami sekty Dotknięcie, Valcroix stale coś czytał lub pisał.

– Skończył pan, detektywie?

– Chwilowo, doktorze.

– Co mam robić? Bronić się?

– Mógłby pan zacząć od wyjaśnienia swojej roli w sprawie zniknięcia chłopca.

– To całkiem proste. Nie brałem w tym żadnego udziału.

– Nie współpracował pan z sektą Dotknięcie?

– Oczywiście, że nie. Kiedyś odwiedziłem siedzibę sekty. I tyle.

– Jaki był cel pańskiej wizyty?

– Poznawczy. Interesują mnie sekty i inne tego rodzaju zjawiska społeczne.

– Wiele się pan od nich nauczył, doktorze?

Valcroix się uśmiechnął.

– Ich środowisko emanowało niezwykłym spokojem i ładem. Policjanci nie mieliby w nim nic do roboty.

– Jak się nazywali ludzie, którzy odwiedzili Swope’ów?

– Mężczyznę nazywają Baronem, kobietę Delilah.

– Nazwiska?

– Nie używają nazwisk.

– Odwiedził pan sektę tylko raz?

– Raz.

– W porządku. Sprawdzimy ten fakt.

– Proszę bardzo.

Milo zmierzył go twardym spojrzeniem. Lekarz uśmiechnął się pogardliwie.

– Czy Nona Swope powiedziała panu o czymś, co mogłoby wskazać miejsce pobytu jej rodziny?

– Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Łączył nas tylko seks.

– Doktorze, niech pan lepiej zastanowi się nad swoją sytuacją.

– Tak?! – Jeszcze bardziej zmrużył oczy. – Przerywa mi pan pracę, zadaje głupie pytania związane z moim życiem osobistym i oczekuje pan ode mnie pozytywnego nastawienia?

– Pańskie życie osobiste trudno oddzielić od zawodowego.

– Ależ jest pan wnikliwy.

– Nie ma pan nic więcej do powiedzenia, doktorze?

– A cóż jeszcze chciałby pan usłyszeć? Że lubię pieprzyć babki? W porządku, lubię. Uwielbiam kobiety. Zamierzam przelecieć ich w moim życiu tyle, ile tylko zdołam. A jeśli istnieje życie po śmierci, mam nadzieję, że polega ono na ciągłym pieprzeniu nieskończonej rzeszy gorących chętnych babek. Z tego, co wiem, seks nie jest zbrodnią. A może nasz ukochany kraj przyjął ostatnio jakiś nowy kodeks karny?

– Może pan wracać do pracy, doktorze.

Valcroix zebrał karty pacjentów, obrzucił nas roztargnionym spojrzeniem i wyszedł.

– Co za dupek – mruknął Milo podczas drogi powrotnej do samochodu. – Nie pozwoliłbym, mu opatrzyć nawet zadrapania. – Do przedniej szyby ochrona szpitala przylepiła zawiadomienie o nielegalnym zaparkowaniu. Milo zdarł kartkę i wsunął ją do kieszeni. – Mam nadzieję, że nie jest to typowy przedstawiciel współczesnego świata medycznego.

– Valcroix jest jedyny w swoim rodzaju. I sądzę, że nie zagrzeje tu zbyt długo miejsca.

Skierowaliśmy się na zachód Bulwarem Zachodzącego Słońca.

– Zamierzasz sprawdzić jego historyjkę? – zapytałem.

– Hm… Mógłbym zapytać ludzi z sekty, jak dobrze go znają, jeśli jednak łączy ich coś na kształt spisku, i tak mnie okłamią. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zadzwonię do tamtejszego komisariatu i dowiem się, czy faceta częściej widywano w pobliżu siedziby Dotknięcia. W takich małych miasteczkach szeryf wie zazwyczaj wszystko.

– Znam kogoś, kto może mieć sporo informacji na temat tej sekty. Chcesz, żebym do niego zadzwonił?

– Dlaczego nie? Każdy trop może okazać się cenny. Milo odwiózł mnie do domu. Wszedł do środka i przez dłuższy czas obserwował koi. Stał ze wzrokiem wbitym w kolorowe rybki i uśmiechał się, widząc, jak pożerają kulki, które im rzucał. Zaczął zbierać się do wyjścia.

– Jeszcze trochę, a zostanę tu tak długo, że mi broda zbieleje.

Uścisnęliśmy sobie ręce na pożegnanie, Milo zasalutował mi żartobliwie i odszedł powolnym krokiem. Czekało go dalsze zgłębianie nikczemności ludzkiej natury.

Загрузка...