Z pewnej odległości zaglądałem przez plastikową ścianę.
Woody leżał na łóżku nieruchomy, lecz był przytomny. Jego młoda mama siedziała obok. W skafandrze, rękawiczkach i masce była trudna do rozpoznania. Jej ciemne oczy wędrowały po pomieszczeniu, zatrzymały się przez moment na twarzy synka, później na własnych dłoniach, w których trzymała książkę. Dziecko usiłowało się podnieść, powiedziało coś do Nony, ta zaś pokiwała głową, wzięła kubek i przystawiła mu do ust. Picie szybko wyczerpało chłopca i opadł na poduszkę.
– Miły dzieciak – zauważył Milo. – Jakie ma szanse według lekarzy?
– Jest poważnie przeziębiony. W kroplówce dostaje jednak antybiotyki, które powinny zwalczyć infekcję. Jeśli chodzi o nowotwór… Niestety powiększył się i zaczyna uciskać przeponę. To niedobrze, bardzo niedobrze, ale na szczęście nie znaleziono przerzutów i nie ma nowych zmian patologicznych. Jutro rozpocznie się chemioterapia. Ogólnie rzecz biorąc, prognozy są nadal dobre.
Milo pokiwał głową i poszedł do pokoju pielęgniarek.
Woody zasnął. Matka pocałowała go w czoło, okryła kołdrą i ponownie wzięła do ręki książkę. Przekartkowała kilka stron, po czym odłożyła ją i zaczęła sprzątać w pokoiku. Gdy skończyła, wróciła do łóżka i usiadła. Położyła ręce na udach i zastygła w bezruchu. Czekała.
Z pokoju pielęgniarek wyszło dwoje funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości, zajmujących się egzekucją wyroków sądowych. Mężczyzna był brzuchaczem w średnim wieku, kobieta zaś drobną farbowaną blondynką. Mężczyzna rzucił okiem na zegarek i oznajmił: „Już czas”. Jego partnerka podeszła do modułu i zastukała w ścianę.
Nona natychmiast ją dostrzegła.
– Pora iść – powiedziała kobieta.
Dziewczyna zawahała się, pochyliła nad śpiącym chłopcem i pocałowała go mocno. Woody zamruczał coś cicho przez sen i przewrócił się na brzuch. Ten ruch sprawił, że zakołysała się butelka od kroplówki. Nona przytrzymała ją, a potem pogładziła synka po włosach.
– Chodź, kochanie – ponagliła ją kobieta.
Nona niezdarnie wyszła z modułu. Zdjęła maskę i rękawiczki, rozpięła sterylny skafander. Gdy kosmiczny strój opadł jej aż do kostek, pojawił się pod nim kombinezon z numerem na plecach i napisem „Więzienie hrabstwa San Diego”. Miedziane włosy Nony były ściągnięte w koński ogon, z jej uszu zniknęły złote koła, twarz wydawała się szczuplejsza i starsza, kości policzkowe wydatniejsze, oczy bardziej zapadnięte. Więzienna bladość zmatowiła jej skórę. Dziewczyna nadal była piękna, lecz jakby przygasła. Skojarzyła mi się ze zwiędniętą różą.
Skuli ją i poprowadzili do drzwi. Spojrzała na mnie. Odniosłem wrażenie, że jej oczy zwilgotniały. Jednakże chwilę później przybrała twardą minę, podniosła dumnie głowę i wyszła.