Zadzwonił telefon. Kobieta po drugiej stronie wydawała się wstrząśnięta. Skądś znałem jej głos.
– Doktorze Delaware, potrzebuję pańskiej pomocy!
Próbowałem odgadnąć, z kim mam do czynienia. Pacjentka z dawnych lat, która przypomniała sobie o mnie w kłopotliwej sytuacji? Jeśli tak, chyba lepiej się nie przyznawać, że jej nie pamiętam. Mógłbym pogłębić jej niepokój. Postanowiłem poczekać, aż z rozmowy zorientuję się, kto to jest.
– Co mogę dla pani zrobić? – spytałem kojącym tonem.
– Chodzi o Raoula. Wpakował się w straszliwe kłopoty.
Helen Holroyd. Zdenerwowanie nieco zmieniło jej głos.
– Jakiego rodzaju kłopoty, Helen?
– Jest w więzieniu w La Viście!
– Co takiego?!
– Właśnie z nim rozmawiałam. Miał prawo do jednego telefonu. Raoul jest w strasznym stanie! Bóg jeden wie, co z nim robią! Zamknęli takiego geniusza! Jak pospolitego przestępcę! Och Boże, pomóż mi, proszę!
Rozkleiła się, co wcale mnie nie zaskoczyło. Ludzie, którzy robią wrażenie twardych, często skrywają w ten sposób kłębiące się silne, sprzeczne uczucia. Zachowanie takie określam mianem „emocjonalnej hibernacji”. Gdy z jakiegoś powodu załamią się, nie potrafią zapanować nad uczuciami.
Zaszlochała, łapiąc coraz szybciej powietrze.
– Proszę się uspokoić – nalegałem. – Wyjaśnimy tę sprawę, ale najpierw niech mi pani powie, co się właściwie stało.
Dopiero po paru minutach zapanowała nad sobą.
– Wczoraj po południu przyszli do laboratorium policjanci i poinformowali go o zabójstwie tych Swope’ów. Byłam tam, pracowałam po drugiej stronie pokoju. Raoul wysłuchał ich obojętnie. Sprawiał wrażenie, że cała sprawa w ogóle go nie obchodzi. Siedział przy komputerze i wpisywał dane aż do wyjścia policji. Pracował i pracował. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak, bo to zupełnie do niego nie pasowało. Chyba naprawdę się zdenerwował. Gdy policjanci wyszli, chciałam z nim porozmawiać, ale kazał mi się zamknąć. Potem opuścił budynek, nikomu nie mówiąc, dokąd idzie.
– Pojechał do La Visty?
– Tak! Prawdopodobnie rozmyślał nad decyzją przez całą noc. Tak czy owak, wyjechał wcześnie rano, dotarł bowiem na miejsce około dziesiątej i zaraz wdał się w sprzeczkę. Nie jestem pewna z kim, ponieważ nie pozwolili mu ze mną zbyt długo rozmawiać, zresztą… był taki poruszony, że mówił bardzo chaotycznie. Połączyłam się z posterunkiem i rozmawiałam z szeryfem. Zamierzają zatrzymać Raoula do czasu przesłuchania przez policję Los Angeles. Nie powiedział nic więcej. Poradził, żeby zadzwonić do adwokata, i odwiesił słuchawkę. Wydał mi się pozbawiony uczuć, mówił o Raoulu jak o przestępcy. Niemal sugerował, że znajomość z Melendezem-Lynchem czyni ze mnie kryminalistkę. Sytuacja jak z powieści Kafki! Nie wiem, jak pomóc Raoulowi. Pomyślałam o panu, gdyż wspomniał kiedyś o pańskich układach w policji. Proszę mi powiedzieć, co mam robić?
– Na razie nic. Zadzwonię, gdzie trzeba, i skontaktuję się z panią. Skąd pani dzwoni?
– Z laboratorium.
– Proszę stamtąd nie wychodzić.
– Rzadko wychodzę.
Nie udało mi się dotrzeć do Mila, a oficer dyżurny nie chciał mi wskazać miejsca jego pobytu, więc spytałem o Delana Hardy’ego, który często współpracował z moim przyjacielem. Czekałem dziesięć minut, zanim mnie wreszcie połączono. Hardy to elegancki, łysiejący Murzyn o dużym poczuciu humoru i szczerym uśmiechu. Jego umiejętności strzeleckie uratowały mi pewnego dnia życie.
– Jak się masz, doktorku.
– Cześć, Del. Muszę pilnie porozmawiać z Milem. Dyżurny nie chciał mi nic powiedzieć. Nie wiesz czasem, czy Milo wrócił już z La Visty?
– Nie wrócił, ponieważ wcale tam nie pojechał. Zmiana planów. Od jakiegoś czasu pracowaliśmy nad pewną paskudną sprawą. Wczorajszy dzień wiele wyjaśnił.
– Srający gwałciciel?
– Tak. Złapaliśmy go wreszcie i Milo z kumplem cały ranek przesłuchują drania, odstawiając skecz pod tytułem „Dobry i zły gliniarz”.
– Gratulacje. Mógłbyś mu przekazać, żeby do mnie zadzwonił, jak tylko będzie mógł?
– Coś ważnego?
Wyjaśniłem mu.
– Poczekaj chwilkę. Spytam, czy może zrobić sobie przerwę.
Kilka minut później wrócił do telefonu.
– Powiedział, że zadzwoni do ciebie za pół godziny.
– Wielkie dzięki, Del.
– Nie ma sprawy. Przy okazji, ciągle używam tego strata.
Hardy podobnie jak ja grał na gitarze. Był pierwszorzędnym muzykiem, po godzinach koncertował z kapelą rythmandbluesową. Z wdzięczności za uratowanie życia kupiłem mu klasycznego fendera stratocastera.
– Cieszę się, że dobrze ci służy. Pogramy kiedyś znowu.
– Koniecznie. Przyjdź do klubu ze swoim sprzętem. Na razie, Alex, muszę wracać do pracy.
Zadzwoniłem do Helen i nakazałem jej cierpliwość. Mówiła słabym głosem, więc pocieszałem ją przez chwilę, a następnie poprosiłem, aby mi opowiedziała o swojej pracy. Kiedy się całkowicie uspokoiła, pożegnałem się. Wiedziałem, że nic jej nie będzie. Przynajmniej przez jakiś czas.
Milo zadzwonił godzinę później.
– Nie mogę długo rozmawiać, Alex. Skurwiel musi się dziś przyznać. Wyobraź sobie, że to jakiś student z Arabii Saudyjskiej, krewny rodziny królewskiej. Może komuś się to nie spodoba, ale niech mnie diabli, jeśli facetowi uda się wykręcić immunitetem dyplomatycznym.
– Jak go złapałeś?
– Niestety nie była to żadna genialna akcja policyjna. Po prostu zaatakował kolejną babkę, która miała w torebce gaz. Psiknęła gnojowi w oczy, a kiedy zaczął wrzeszczeć, kopnęła go kolanem w przyrodzenie i zadzwoniła do nas. Taka mała delikatna kobietka – dodał z podziwem. – W mieszkaniu znaleźliśmy przedmioty należące do innych ofiar. Facet sra w gacie, gdy się podnieci albo zdenerwuje. Przesłuchanie było bardzo wesołe. Najśmieszniejsze, że jego pieprzony prawnik siedział w pobliżu, więc też musiał wąchać ten smród.
– Zabawne. Słuchaj, jeśli nie możesz teraz rozmawiać…
– W porządku. Zrobiłem sobie przerwę. Muszę zaczerpnąć powietrza. Del opowiedział mi o aresztowaniu Kubańczyka, więc zadzwoniłem do Houtena, a ten poinformował mnie, co się zdarzyło. Twój przyjaciel doktor jest chyba dość niezrównoważony. Wjechał do miasta dziś rano niczym Gary Cooper w W samo południe. Wpadł do szeryfa i zażądał aresztowania ludzi z Dotknięcia za zamordowanie Swope’ów. Twierdził też, że sekta przetrzymuje w swojej siedzibie chłopca i Nonę. Houten odparł mu, że już ich przepytał, a ja mam przyjechać i ponownie ich przesłuchać, teren zaś gruntownie przetrząśnięto. Melendez-Lynch w ogóle go nie słuchał, obrzucał tylko obelgami, aż w końcu facet musiał go wykopać ze swojego biura. Doktorek wsiadł do samochodu i pojechał prosto do Ustronia.
Aż stęknąłem.
– Poczekaj, to jeszcze nie wszystko. Mają tam dużą żelazną bramę przy wjeździe. Była zamknięta, więc Melendez-Lynch zaczął wrzeszczeć, żeby go natychmiast wpuszczono. Paru ludzi wyszło go uspokoić, a on się na nich rzucił. Nie pozostali mu dłużni i dostał po pysku. Kiedy wrócili do środka, uruchomił samochód i staranował bramę. Wtedy zadzwonili do Houtena, który aresztował twojego przyjaciela za zakłócanie porządku, poczynione szkody i kto wie, za co jeszcze. Podobno doktor zachowywał się jak szaleniec, więc szeryf wpadł na pomysł, że pewnie chcielibyśmy go przesłuchać. Zamknął go zatem i zezwolił mu na jedną rozmowę telefoniczną.
– Niewiarygodne.
Milo się roześmiał.
– Prawda? Gdy myślę o nim, o Valcroix, gdy wspominam historie, które opowiada mi Rick… tracę resztki wiary w nowoczesną medycynę.
– Może Swope’owie również tak uważali?
– Jeśli odkryli to samo co ja, nie dziwię się, że uciekli.
– Niestety niezbyt daleko zaszli.
– Tak. Teraz, po złapaniu Saudyjczyka, ich sprawa stanie się dla mnie najważniejsza. Musi jednak jeszcze trochę poczekać, ponieważ jeśli nie przyciśniemy sracza gwałciciela, facet wymknie się nam i wróci do Rijadu.
Jego słowa mnie zmroziły. Milo zawsze bardzo cenił ludzkie życie i gdyby wierzył, że Woody i Nona żyją, mimo sprawy Saudyjczyka znalazłby sposób na energiczniejsze działania w sprawie Swope’ów.
– Kiedy uznałeś, że nie żyją? – spytałem.
– Co?… Jezu, Alex, przestań analizować. Niczego nie uznałem. Setki policjantów przeszukują kaniony, sprawdzam listy zaginionych przynajmniej dwa, trzy razy dziennie. Nie siedzę bezczynnie na tyłku, na pewno nie! Jednak prawda jest taka, że w jednej sprawie mam aresztowanego, a w drugiej nie. Nad którą byś się skupił na moim miejscu?
– Och, przepraszam, trochę mnie poniosły nerwy. Po prostu trudno mi uwierzyć, że dla malca nie ma już nadziei.
– Wiem, stary – powiedział łagodniej. – Też jestem zdenerwowany. Zbyt wiele czasu spędziłem wśród krwi i szumowin. Bądź ostrożny, Alex. Uważaj, żebyś się za bardzo nie zaangażował. Po raz kolejny.
Mimowolnie dotknąłem pokancerowanej szczęki.
– Postaram się. No dobrze, co zrobimy z Raoulem? Muszę coś powiedzieć jego dziewczynie.
– Nic nie zrobimy. Powiedziałem Houtenowi, że ma go wypuścić, bo facet może i jest walnięty, ale akurat teraz o nic go nie podejrzewamy. Szeryf jednak stwierdził, że Melendeza- Lyncha trzeba zabrać z miasta, bo twój doktorek nie przestaje gadać, odkąd trafił do pudła, a lepiej, żeby nie narobił głupstw w minutę po wyjściu. Skoro uważasz, że potrafisz go uspokoić, zadzwonię do Houtena. Powiem, że jesteś psychologiem, to pewnie go wyda pod twoją opiekę.
– Sam nie wiem – mruknąłem. – Widziałem Raoula podczas napadów złego humoru, ale nigdy w takim stanie.
– Wybór należy do ciebie, Alex. Jeżeli twój przyjaciel nie uspokoi się i nie zgodzi na rozmowę z prawnikiem albo z kimś, kto po niego przyjedzie, posiedzi trochę.
Ujawnienie opinii publicznej aresztowania Melendeza-Lyncha naraziłoby na szwank jego zawodową reputację. Nie znałem żadnej bliskiej mu osoby z wyjątkiem Helen Holroyd, która potrafiłaby go zabrać z La Visty.
– Decyduj, Alex, bo muszę wracać – niecierpliwił się Milo. – A gdy zacznę przesłuchanie, utknę w nim na dobre.
– Dobrze, zadzwoń do szeryfa. Powiedz, że przyjadę, najszybciej jak będę mógł.
– Ależ ty masz dobre serce! Na razie.
Ponownie zatelefonowałem do Helen i powiedziałem, że osobiście dopilnuję uwolnienia szanownego doktora Melendeza-Lyncha. Podziękowała mi wylewnie. Wydało mi się, że zaraz się rozpłacze, więc szybko się rozłączyłem. Dla jej własnego dobra.