8

Było wczesne popołudnie. Manny wysadził mnie bez słowa. Nie próbował się wpraszać, a i ja nie zachęcałam go do tego. Wciąż nie wiedziałam, co mam myśleć o nim, o Domindze Salvador i nie rozkładających się zombi z duszami. Postanowiłam o tym nie myśleć. Potrzebowałam solidnego wycisku. Szczęściem tego popołudnia miałam trening judo. Posiadam czarny pas, co może się wydawać znacznie bardziej imponujące, aniżeli jest w istocie. W dojo, gdzie są sędziowie i odpowiednie reguły, radzę sobie niezgorzej, a w realnym świecie, gdzie większość bandziorów jest ode mnie o sto funtów cięższa, wolę zaufać broni palnej.

Sięgałam właśnie dłonią do klamki, kiedy rozległ się dzwonek. Odsunęłam pękaty worek bokserski wiszący przy drzwiach i spojrzałam przez judasza. Aby tego dokonać, zawsze muszę stawać na palcach.

Ujrzałam lekko zniekształcone znajome oblicze. Jasne włosy, jasne oczy, gęsta czupryna. To był Tommy, muskularny ochroniarz Harolda Gaynora. No proszę, ten dzień stawał się coraz ciekawszy.

Zwykle na trening nie biorę ze sobą pistoletu. Trening odbywa się wczesnym popołudniem. Latem jest wtedy jeszcze jasno. To co naprawdę niebezpieczne, wypełza ze swych kryjówek dopiero po zmroku. Wyjęłam ze spodni czerwoną koszulkę polo i wpięłam z tyłu kaburę. Mała dziewiątka była pod koszulką prawie niewidoczna. Zresztą gdybym wiedziała, że będę jej potrzebować, założyłabym luźne dżinsy.

Znów zabrzmiał dzwonek. Nie zawołałam, aby dać Tommy’emu znać, że jestem w domu. Mimo to facet nie zniechęcił się. Zadzwonił po raz trzeci, tym razem nie zdejmując palca z przycisku dzwonka. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Spojrzałam w jasnoniebieskie oczy Tommy’ego. Były nadal puste i martwe. Pustka doskonała. Czy człowiek już rodził się z takim spojrzeniem, czy może musiał w tym celu specjalnie ćwiczyć?

– Czego? – spytałam grzecznie.

– Nie zaprosisz mnie do środka? – Drgnęła mu górna warga.

– Raczej nie.

Wzruszył masywnymi ramionami. Dostrzegłam ślady odciskających się pod jego marynarką szelek kabury. Przydałby mu się lepszy krawiec. Drzwi po lewej otworzyły się. Wyszła z nich kobieta z dzieckiem na ręku. Zamknęła drzwi na klucz i dopiero wtedy odwróciła się, by nas ujrzeć.

– O, witam – uśmiechnęła się promiennie.

– Dzień dobry – powiedziałam.

Tommy skinął głową.

Kobieta odwróciła się i ruszyła w stronę schodów. Mamrotała coś bez ładu i składu i przymilała się do maleństwa.

Tommy znów na mnie spojrzał.

– Naprawdę chcesz, abyśmy tak stali w korytarzu? Mamy to zrobić tutaj? – spytał.

– A co konkretnie?

– Ubić interes. Załatwić sprawę z kasą. – Jego oblicze okazało się dla mnie nieodgadnione. Pocieszałam się tym, że gdyby Tommy miał zrobić mi krzywdę, raczej nie fatygowałby się w tym celu do mego mieszkania. Raczej. Nie miałam pewności. Cofnęłam się, przytrzymując drzwi otwarte na oścież. Gdy wszedł do mieszkania, stanęłam poza zasięgiem jego ramion. Rozejrzał się dokoła. – Ładnie tu. Czysto.

– Mam sprzątaczkę – odparłam. – A teraz pogadajmy o interesach, Tommy. Tylko szybko. Jestem umówiona.

Spojrzał na worek wiszący przy drzwiach.

– Praca czy przyjemność? – spytał.

– Nie twoja sprawa – ucięłam.

Znów ten dziwny grymas. Uświadomiłam sobie, że mógł to być uśmiech.

– Na dole w samochodzie mam walizkę forsy. Półtora miliona, połowa teraz, druga po ożywieniu zombi.

– Gaynor już zna moją odpowiedź. – Pokręciłam głową.

– Wtedy to było w obecności twojego szefa. Teraz jesteśmy tu tylko ty i ja. Nikt się nie dowie, jeśli przyjmiesz tę ofertę. Nikt.

– Nie odmówiłam dlatego, że działo się to przy świadkach. Powiedziałam nie, bo nie składam ofiar z ludzi. – Uśmiechnęłam się. To było absurdalne. I wtedy pomyślałam o Mannym. No, może nie całkiem absurdalne. Ale nie zamierzałam tego zrobić.

– Każdy ma swoją cenę, Anito. Podaj ją. Zapłacimy, ile zechcesz.

Ani razu nie wymienił nazwiska Gaynora.

– Ja nie mam swojej ceny, Tommy. Wróć do pana Harolda Gaynora i powiedz, że nie można mnie kupić.

Jego oblicze spochmurniało. Pomiędzy oczami pojawiła się pionowa zmarszczka.

– Nie znam nikogo o tym nazwisku – powiedział.

– Och, dajże spokój. Nie mam założonego podsłuchu.

– Podaj swoją cenę. Zapłacimy, ile zażądasz – powiedział.

– Nie ma takiej ceny.

– Dwa miliony. Bez podatku – oznajmił.

– Jaki zombi może być wart dwa miliony, Tommy? – Spojrzałam w jego posępniejące oczy. – Co Gaynor chce osiągnąć w ten sposób? Na co liczy? Co pragnie zyskać?

Tommy patrzył na mnie bez słowa.

– Nie musisz tego wiedzieć – odparł w końcu.

– Spodziewałam się, że to powiesz. Idź już, Tommy. Nie jestem na sprzedaż. – Cofnęłam się w stronę drzwi, zamierzając odprowadzić go do wyjścia. Nagle rzucił się naprzód, szybciej, niż mogłam się spodziewać. Muskularne ramiona wysunęły się do przodu, by mnie pochwycić. Wyjęłam firestara i wymierzyłam w jego pierś. Zamarł. Martwe mrugające oczy wpatrywały się we mnie. Wielkie łapska zacisnęły się w pięści. Jego twarz i szyja poczerwieniały z wściekłości. Był bliski wybuchu. – Nie rób tego – rzekłam łagodnym tonem.

– Suka – wychrypiał.

– Daj spokój, Tommy, spuść z tonu. Wyluzuj i oboje w dobrym zdrowiu dociągniemy jakoś do jutra. A jutro będzie nowy, lepszy dzień.

Powiódł wzrokiem od pistoletu do mojej twarzy i z powrotem.

– Bez tego gnata nie byłabyś taka twarda.

Jeżeli sądził, że zaproponuję mu siłowanie się, to się przeliczył.

– Cofnij się, Tommy, albo rozwalę cię tu i teraz. I nawet te przerośnięte mięśnie nic ci nie pomogą.

Zauważyłam, że za jego martwymi oczami coś się poruszyło, a potem całe jego ciało rozluźniło się. Wziął głęboki oddech przez nos.

– W porządku. Dziś wygrałaś. Ale jeśli w dalszym ciągu będziesz rozczarowywać mojego szefa, odnajdę cię, gdy nie będziesz mieć przy sobie tej zabaweczki. – Jego wargi zadrżały. – A wtedy przekonamy się, kto z nas jest twardszy.

Cichy głosik w mojej głowie rzucił: “Zastrzel go od razu”. Wiedziałam, że konfrontacja z Tommym była nieuchronna. Nie chciałam, aby do niej doszło, ale… nie mogłam, ot tak, zastrzelić go z uwagi na to, co może wydarzyć się w przyszłości. To nie był wystarczający powód. A poza tym, jak miałabym wyjaśnić to glinom?

– Wyjdź, Tommy. – Otworzyłam drzwi, nie spuszczając wzroku z osiłka. Przez cały czas trzymałam go na muszce. – Wynoś się i powiedz Gaynorowi, że jeśli wciąż będzie mnie wkurzał, zacznę odsyłać jego goryli do domu w dębowych jesionkach.

Nozdrza Tommy’ego rozdęły się leciutko, na jego szyi pojawiły się żyły. Minął mnie sztywnym krokiem i wyszedł na korytarz. Trzymałam pistolet przy boku i odprowadziłam Tommy’ego wzrokiem, a gdy zniknął mi z oczu, przez dłuższą chwilę wsłuchiwałam się w odgłos jego kroków na schodach. Gdy upewniłam się, że odszedł na dobre, wsunęłam pistolet do kabury, sięgnęłam po worek i ruszyłam na trening. Nie mogłam dopuścić, aby takie drobne przeszkody zakłóciły mój cykl ćwiczeń. Jutro na pewno będę musiała opuścić trening. Wybierałam się na pogrzeb. Poza tym, jeśli Tommy faktycznie zamierzał wyzwać mnie do pojedynku na rękę, powinnam solidniej przyłożyć się do ćwiczeń.

Загрузка...