Rozdział 11

I

Noc. Cały kraj pogrążony we śnie. Ale towarzysz Stalin czuwa. Nie śpi po nocach, strzegąc pokoju w ojczyźnie. Wieczny wartownik.

Towarzysz Stalin ma masę spraw na głowie. Dzisiaj sprawdza wypracowania. Upaja się lekturą. Zuch dziewczyny. Prymuski! Jego serce napełnia się dumą. Napisane czyściutko, gramatyka doskonała, charakter pisma wzorowy. Nawet brudnopisy czyta się z prawdziwą przyjemnością, no a ostateczna wersja!… Jakby sam Puszkin to pisał. Dlatego Moskwa śpi, a towarzysz Stalin nie może się oderwać od zeszytów: mądre gówniary, i tyle. Postanowił czytać bez zaglądania do nazwisk. Chciał rozpoznać każdą z osobna po stylu narracji, po sposobie myślenia…

Miał poważny problem: które wypracowanie uznać za najlepsze?

II

Pojawili się dodatkowi snajperzy. Dziewczyny.

Kiedy pocisk o wadze 64 gramów uzyskuje prędkość początkową 1.012 m/s, to siła odrzutu jest naprawdę potężna. Co prawda na kolbie umieszczono specjalny amortyzator, ale i tak odrzut może przetrącić obojczyk. Trzeba maksymalnie dociskać kolbę do ramienia, żeby ramię odskakiwało razem z kolbą i nie było narażone na uderzenie. A strzelcami powinni być wyłącznie dwustukilogramowi faceci. Tymczasem jakiś matoł kieruje do tej roboty dwie dziunie wagi piórkowej. Cóż, na głupotę nie ma lekarstwa!

III

Stalin zakończył pracę. Postawił ostatnie oceny: piątka za wyłożenie tematu, piątka za gramatykę. Odsunął na bok stosik zeszytów. Ziewnął, przeciągnął się. I raptem się zorientował. Gwałtownym ruchem przysunął zeszyty. Jeszcze nim zdążył je przeliczyć, wypełniła go spokojna tygrysia wściekłość, klasyczne bezobjawowe rozjuszenie:

– Chołowanowa do mnie.

IV

Dobiegają końca ostatnie próby systemu uzbrojenia SA. W pobliżu, niecałe sto metrów, nadal trwa szkolenie snajperów.

Dziwi się Makary: po co dziewczyny do tej roboty? Jedna z nich wydała mu się znajoma. Drobniutka, oczy jak u ważki. Odrzut rusznicy przemieszcza ją przynajmniej metr do tyłu, cała musi być w siniakach, ale nie można oderwać jej od broni. Aż piszczy z zadowolenia.

V

Nie wiadomo skąd, lecz Stalin z góry wiedział, że w kupce brakuje dwóch zeszytów. I wiedział jakich. Sześć wspaniałych wypracowań i sześć brudnopisów. Znakomicie. Lecz po tej ostatniej pannie, rezerwowej, spodziewał się, sam nie wie dlaczego, czegoś niestereotypowego.

No i gdzie ta niezwykłość? Przeliczył zeszyty:…dziesięć, jedenaście, dwanaście. Sześć wypracowań, sześć brudnopisów. A co zrobiła siódma?

– Można, towarzyszu Stalin?

Jakby go nie dostrzegał. Milczy. Z zasady na nikogo nie podnosi głosu. Nigdy. Gdy jest wściekły, odwraca się, spaceruje, patrzy za okno albo pod nogi, majstruje przy fajce, długo ją rozpala. To wszystko po to, by opanować gniew, ukryć jego przejawy. Ale Chołowanow dobrze zna to pedantyczne czyszczenie ustnika. Błyskawicznie ocenił sytuację. Już wie, że popełnił błąd. Trzeba było od razu zameldować, co i jak… Teraz najważniejsze – to nie tłumaczyć się.

Stalin milczy, sapie, przedmuchuje ustnik, czyści go wyciorem i znów przedmuchuje.

Chołowanow też milczy.

VI

Zamknęły się szklane drzwi.

Siedem dziewcząt znajduje się w dużej owalnej sali. Ściany w całości pokrywają olbrzymie lustra. Z sufitu pada mocne światło. Wszystko błyszczy się i mieni. Tylko drzwi wejściowe naruszały tę świetlistą monotonię. Ale oto zamknięto je i teraz nawet trudno odgadnąć, gdzie się znajdują.

Trening trwa dokładnie godzinę. Na dźwięk gongu należy sobie wyobrazić, że jest się królową lub carycą.

Jeszcze całkiem niedawno w tej samej sali lustrzanej każda z nich musiała sobie wyobrazić, że jest drugim sekretarzem Hiszpańskiej Partii Komunistycznej. Oficjalnie bratnimi partiami kierują pierwsi sekretarze, wybrani z miejscowych towarzyszy. W rzeczywistości o wszystkim decydują drudzy sekretarze. Zainstalowani przez Moskwę. Właśnie ich role odgrywały dziewczyny w sali lustrzanej. Każda z nich jest aktorką. Równocześnie wobec pozostałych pełni rolę widza i sędziego. Na tej lekcji nie stawia się stopni. Każda i bez ocen wie, ile jest warta na tle koleżanek.

Dziś jest podobnie, choć z nieznanych przyczyn ktoś wprowadził zmianę do programu przygotowań. Teraz trzeba zagrać nie drugiego sekretarza, ale królową lub carycę.

Nie myślcie, że to proste, przez godzinę udawać carycę! I niech się wam nie wydaje, że grać carycę jest łatwiej niż drugiego sekretarza. Wiadomo, że żadna caryca nie miała takiej władzy, jak drugi sekretarz bratniej partii komunistycznej, a mimo wszystko rola królowej lub carycy nie jest prosta. Zadanie dodatkowo komplikuje fakt, że w sali przebywa nie jedna caryca, ale siedem naraz.

Chociaż ta siódma w zasadzie się nie liczy. Wkrótce mają ją wyrzucić z grupy. Nie umie się znaleźć w kolektywie. Wszystko robi po swojemu. Nic jej nie pasuje. Niedawno pisały wypracowanie: „Gdybym była carycą”. Ledwie towarzysz Chołowanow odczytał temat, ledwie pootwierały brudnopisy – a ta, nie tknąwszy brudnopisu, skrobnęła coś raz-dwa w głównym zeszycie, rzuciła Chołowanowowi na biurko i wyszła.

Teraz podobnie. Rozległ się gong, wszystkie przybrały majestatyczne pozy, tylko ona uśmiecha się pogardliwie, dając wszystkim do zrozumienia, że nie zamierza uczestniczyć w tym przedstawieniu.

VII

Fajka długo nie chciała się dać oczyścić. Ale wszystko ma swój koniec. Stalin schował cybuch w prawej kleszeni frencza i dopiero w tym momencie skierował zdziwiony wzrok na Chołowanowa: ach, jesteście już, a ja nawet nie zauważyłem.

Chołowanow podjął grę, biorąc winę na siebie. Udając, że wszedł bez pozwolenia, pyta:

– Można, towarzyszu Stalin?

– Proszę, wejdźcie. Towarzyszu Chołowanow, wezwałem was w następującej sprawie. Niepokoi mnie stan rzeczy w grupie szwedzkiej.

Ten chwyt również nie jest obcy Chołowanowowi: Stalin dusi w sobie gniew, ale po pierwszych słowach może nastąpić nowy wybuch. Dlatego zaczyna z dystansu.

– Towarzyszu Stalin, myślę, że nie ma powodów do niepokoju o grupę szwedzką. Zdarzają się pewne problemy, są wpadki, ale wszystko na bieżąco korygujemy, w ramach normalnego cyklu szkoleniowego.

– A co słychać u naszych Greków?

– W grupie greckiej wszystko w normie. Jedną dziewczynę powinniśmy zdyskwalifikować za złamanie dyscypliny.

– Tak?

– Samowolne oddalenie.

– Na jak długo?

– Czterdzieści sześć minut.

– Dyskwalifikujcie, ale według procedur zachowania tajności.

– Procedura jest przestrzegana, raport w sprawie egzekucji gotowy, przedstawię jutro.

– Dobrze. Możecie iść… Chociaż nie, zaczekajcie. Mam jeszcze jedno pytanie…

A jednak! Chołowanow cały się sprężył. Wewnętrznie. Na zewnątrz – chodząca beztroska: o co chodzi?

– Powinno być czternaście zeszytów z wypracowaniami grupy hiszpańskiej.

– Trzynaście, towarzyszu Stalin. Ona nie korzysta z brudnopisu.

Chołowanow stara się mówić tak, jak mówi sam Stalin: maksymalnie jasno, maksymalnie zwięźle, oszczędzając słowa i czas. Dlatego w ramach oszczędności nie nazwał po imieniu tej, która nie korzysta z brudnopisu, tylko skrótowo określił ją zaimkiem. Nie wiedzieć czemu uznał, że mówiąc o niej można darować sobie objaśnienia. Że towarzysz Stalin i tak dobrze wie, o kogo chodzi, dobrze wie, że domyśla się kto jest zdolny do takich ekscesów.

I rzeczywiście, Stalin nawet nie zauważył, że imię tej, która wbrew zasadom nie korzysta z brudnopisu, w ogóle nie padło. Obaj wiedzą, że rozmowa toczy się na jej temat. Nie mają co do tego wątpliwości.

– Dobrze, towarzyszu Chołowanow, załóżmy, że nie korzystała z brudnopisu. Ale w takim razie powinno być trzynaście zeszytów. Gdzie trzynasty zeszyt?

– Towarzyszu Stalin, nie poradziła sobie z tym zadaniem. Jej wypracowanie jest niezadowalające.

– O tym decyduję ja. Gdzie zeszyt?

I Chołowanow zrozumiał, że jest uratowany. Kiedy dostał pilne wezwanie na Kreml, przed oczami stanęło mu sto tysięcy pytań na które Stalin może zażądać natychmiastowej odpowiedzi. Bądź tu mądry, spróbuj wykombinować, po co Stalin wzywa do siebie o trzeciej nad ranem! Spróbuj spamiętać tysiące swoich podwładnych i multum zawikłanych kombinacji, w które każdy jest wciągnięty z woli Stalina. Spośród tysięcy spraw spróbuj wybrać tę jedyną, właściwą w danej chwili… Otworzył ogromny sejf z dokumentami kategorii „Ściśle tajne. Specjalnego znaczenia”, prześlizgnął się wzrokiem i zamknął sejf. Otworzył drugi z dokumentami kategorii „Ściśle tajne”. Znowu przeleciał wzrokiem z góry na dół po tysiącach akt. Na ślepo sięgnął po zeszyt krnąbrnej dziewuszki z wypracowaniem „Gdybym była carycą”, zamknął sejf, opieczętował osobistą pieczęcią i pognał na Kreml.

Teraz, kiedy Stalin wyciągnął władczo rękę i groźnie spytał: „Gdzie zeszyt?”, Chołowanow wsunął dłoń do aktówki i jak wielki czarodziej wyjął to, co w niej miał, to, czego od niego żądano.

Wiedział, że gdyby nie zabrał zeszytu, Stalin nie słuchałby żadnych wyjaśnień. Nie zamierzałby oczekiwać posłańca, który dowiezie kajecik na Kreml. Chołowanowa czekałyby za drzwiami kajdanki – i egzekucja o świcie.

Tym razem udało się.

VIII

Nie można powiedzieć, żeby nowa nie chciała być królową. Bardzo chciała. Ale królową prawdziwą, nie udawaną. Brzydziło ją naśladowanie królowej. Jakiś wewnętrzny odruch nie pozwalał jej pajacować. W owalnej sali lustrzanej nie ma kątów, ale jeden fotel jest bardziej oddalony od pozostałych. Wspaniały fotel, jak z buduaru Ludwika XIII. Zasiadła więc w tym fotelu, podparła głowę i spogląda na swoje majestatyczne i upozowane koleżanki, nie okazując zainteresowania ani dezaprobaty. Po prostu obserwuje wszystko na chłodno, wiedząc już, że nie potrafi odnaleźć się w kolektywie, że tym razem jej nie wybaczą i na pewno wywalą z grupy.

IX

Stalin ujął zeszyt ostrożnie, z namaszczeniem, jak wielki mistrz, który bierze w dłonie pracę ukochanego ucznia: zobaczmy, co tym razem… Przeszedł z zeszytem do okna, tak, by obejrzeć go w świetle reflektorów zza szyby, a przy tym odwrócić się tyłem do Chołowanowa.

Niecierpliwie kartkował czyste strony. Zaczął od końca, z góry wiedząc, że prawie wszystkie będą czyste, że z powodzeniem wystarczyła jej pierwsza strona. Ale trzeba się przekonać na własne oczy. No, rzeczywiście, jednej strony było aż nadto.

Tylko jedno zdanie. Rozciągając przyjemność w czasie, Stalin odczekał dwie chwile, zanim zapoznał się z zapisem.

Przeczytał.

I rozpromienił się.

Nigdy nikomu nie okazywał uczuć. Teraz też nieprzypadkowo odwrócił się od Chołowanowa. Oczekiwał niespodzianki i nie chciał okazać żadnej reakcji.

I sądził, że nie okazał.

Ale Chołowanow, patrząc na jego plecy, zrozumiał w lot: towarzysz Stalin promienieje.

X

Rozległ się dźwięk gongu. Otworzyły się lustrzane drzwi: zajęcia skończone. Królowe i caryce w jednej chwili przemieniły się w poczciwe radzieckie komsomołki, plotkujące na temat modnego filmu „Piotr Pierwszy”. Do niedawna wszystkie filmy opowiadały o bojownikach-rewolucjonistach: Czapajewie, Budionnym, Kirowie, Leninie. A ostatnio pojawiła się fala ciekawych filmów o hetmanach, kniaziach, carach i imperatorach: o Aleksandrze Newskim, Bohdanie Chmielnickim, albo właśnie o Piotrze. Podobno kręcą już o Iwanie Groźnym…

Wychodzą w stałym szyku: skład podstawowy przodem, rezerwowa z tyłu.

W lustrzanych drzwiach rezerwowa spojrzała na pustą salę i uśmiechnęła się do siebie: teatr marionetek, to nie dla mnie.

XI

Fatalny dzień dobiegł końca. Przyszła noc, niewiele lepsza. Czas spać. Chołowanow ma obowiązek spać nie mniej niż cztery godziny na dobę. To osobisty rozkaz towarzysza Stalina.

Czas płynie nieubłaganie, ale sen nie przychodzi. Gryf leży na wznak ze wzrokiem wbitym w klasztorne sklepienie.

Ostatnio przestał Go rozumieć. To bardzo niepokojący objaw. Przez wiele lat potrafił skutecznie unikać ciosów tylko dlatego, że rozgryzł Stalina, że z góry wiedział, za co Stalin będzie chwalić, a za co rozstrzeliwać. Ale oto w grupie hiszpańskiej pojawiła się ta cholera i cała dotychczasowa logika wzięła w łeb. Podczas szkoły przetrwania dotarła na metę ostatnia, ale to jakoś nie interesowało Stalina. Wszystkie dziewczyny złożyły pod pomnikiem imponujące wiązanki kwiatów, a jemu spodobał się akurat mały bukiecik lawendy, przemycony w rękawie. Z niezrozumiałych powodów uparł się, żeby być osobiście obecnym w punkcie kontrolnym. Siedział w długiej, czarnej limuzynie, zerkając zza aksamitnej zasłonki… Podczas ostatniego strzelania na cztery kilometry nawet nie trafiła w głowę skazańca, pocisk przeciwpancerny uderzył niżej, rozrywając pierś i ramiona. Ale Stalin tym się nie przejmował, natomiast spodobał mu się jej entuzjazm. Był tuż obok, niewidoczny, ukryty w małej drewnianej budce. Mniej go interesowały wyniki strzelania, bardziej emocje strzelających. No, a z wypracowaniem po prostu dała plamę: napisała dwa słowa, dokładnie piętnaście liter. Czy to jest wypracowanie? A Stalin, z niewiadomych powodów, aż promieniał z zachwytu nad tym, przepraszam za wyrażenie, „wypracowaniem”. No a dziś? Siedzieli we trzech, obserwując przez weneckie lustro. Wszystkie dziewczyny wykonują polecenie i odstawiają caryce. Nawet nieźle im wychodzi: gesty, mimika… Tylko jedna nie potrafiła zagrać carycy. Nawet nie próbowała. Demonstracyjnie. Wyzywająco. A wychodząc cisnęła hardym spojrzeniem wprost tam, gdzie za lustrem stał towarzysz Stalin. Albo się domyśliła, albo wyczuła… Rzuciła spojrzeniem, jak cegłą. Towarzysz Stalin aż drgnął.

– Charakterek – mruknął Chołowanow.

– Wywalić na zbity pysk – zareagował Mazur.

A towarzysz Stalin pokiwał głową, uśmiechnął się pod wąsem:

– Popatrzcie tylko, jakie dziewczyny zrodziła nam Ruś.

Загрузка...