Rozdział 25

I

Wagon pierwszej klasy w ekspresie mknącym na południe. Przedział wielkości małej kawalerki. W sąsiednich przedziałach podróżuje ochrona.

Nastia uchyla ogromne okno. Wdziera się ciepłe powietrze.

Ma ochotę turlać się ze śmiechu. Żeby się opanować, zabiera się za paryskie dzienniki.

„… Jak to możliwe, że wielka Francja nie zauważyła takiego geniusza? Skromna mademoiselle żyła wśród nas, a my zignorowaliśmy jej fenomenalny talent. Hańba! Nic dziwnego, że zdecydowała się opuścić Paryż. Wczoraj wyjechała w nieznanym kierunku. Trudno orzec, czy to ostateczna decyzja. Jedno jest pewne: zabrakło nam woli i wyobraźni, żeby ją zatrzymać. Raz jeszcze: hańba! Arcydzieło Strzeleckiej kupił anonimowy kolekcjoner. Być może to niezwykłe płótno opuściło granice naszego kraju. Rząd, a w szczególności Ministerstwo Kultury, nie uczynił nic, aby arcydzieło najnowszej rosyjskiej awangardy pozostało nad Sekwaną. Hańba! Po trzykroć hańba!

Druga wojna światowa nie jest możliwa. Świat nie otrząsnął się jeszcze z poprzedniej. Lecz oto pojawia się artystka-wizjonerka o niezwykłym talencie i temperamencie – mademoiselle Strzelecka. Swoim magicznym pędzlem ukazuje rzecz nieprawdopodobną – DRUGĄ WOJNĘ ŚWIATOWĄ!

Sekretem jej samorodnego talentu jest kolorystyka. Czerwień i czerń. Cóż za dramatyczny akord! Jednak trudno się powstrzymać, by nie zapytać: dlaczego tylko te dwie barwy? Poza tym czerwień, jak każdy kolor, ma tysiące odcieni: od delikatnego różu wiosennej zorzy do purpurowego zachodu słońca zimą. Spośród tysięcy odcieni wybrała ten jeden, perfekcyjnie wyrażający jej wielki zamysł. Dobór czerwieni i czerni jest całkowicie zrozumiały. Każdy na jej miejscu wybrałby te dwie barwy. Ale że umiała bezbłędnie utrafić w najwłaściwsze odcienie? Oto najważniejsze pytanie naszych dni!

Jednak malarstwo to przede wszystkim forma! Pomyślmy chwilę: imitacja złota, zapaskudzona przez miliony much, poobtłukiwany gips – skonfrontowane z śmiałymi, natchnionymi, perfekcyjnymi pociągnięciami pędzla! Jakaż symbolika: przegniły, odchodzący świat – i rzucone mu nowe wyzwanie. To szok, ale tylko dla tych, którzy nie dostrzegają geniuszu!

Możemy się domyślać, od jak dawna ta czarodziejka pędzla nosiła w sobie genialny pomysł, rozważała warianty i niuanse. Nie zdziwiłoby nas, gdyby do tego aktu kreacji szykowała się przez całe życie…”

II

Potężny drewnowiec „Amur-Las” cumuje do nabrzeża.

Jest jednym z dziesiątków podobnych statków. Łopoczą bandery, dudnią łańcuchy. Załoga ma pełne ręce roboty. Kapitan Jurin nie pozwala zejść na ląd: najpierw obowiązki, potem przyjemności.

Tylko jeden człowiek zszedł po trapie na keję. Nikt go nie zauważył, ani wachtowy, ani pogranicznik. Nie to, że jest niewidzialny, po prostu ludzie jakoś nie zwracają na niego uwagi.

Zgrzytają dźwigi portowe. Terkoczą wciągarki. Dokerzy klną siarczyście, jak paryscy dozorcy. Gwiżdże parowóz manewrowy, wyrzuca kłęby pary, w obłokach dymu ciągnie dziesięć wagonów drewna. Kiedyś nad brzegiem morza rozciągała się spokojna równina. Teraz wyrosły niebotyczne góry. Bale, kłody, płazy, okrąglaki. Komsomolskie drewno – Ojczyźnie!

Nad samą wodą stoją w szeregu potężne żurawie portowe: ładują, ładują, ładują… A ogromne drewnowce zanurzają się coraz głębiej i głębiej i głębiej. Załaduje towar jeden z drugim – i w rejs, do dalekich krajów.

Łatwo się zagubić w upojnym zapachu tajgi, między stertami okrąglaków i piramidami okorowanych drzew. Ale i łatwo ukryć. W oczekiwaniu na mężczyznę, który opuścił statek.

– Witaj, czarodzieju!

– Jak się masz, Gryf!

– Jak rejs po dalekich morzach?

– Fatalnie. Mam złe przeczucia co do Feniksa. Co z nią?

– Miałeś rację, czarodzieju. Towarzysz Stalin przegrał zakład. Uważał, że będzie godną pretendentką. Ja miałem wątpliwości, a ty kategorycznie byłeś przeciw. I słusznie. Wymknęła się nam spod kontroli. Towarzysz Stalin będzie musiał teraz w obecności wszystkich członków Biura Politycznego wejść pod stół i powiedzieć, że jest dupkiem żołędnym.

– Gdzie ona jest?

– Była na Majorce. Agentura melduje, że teraz wylądowała w Paryżu. Związała się z najgorszą swołoczą: w Hiszpanii – z jakąś oligarchią finansową, a w Paryżu z białogwardzistami.

III

Nie jest łatwo uzyskać obywatelstwo w obcym kraju. Nasti się udało. Znaleźli się dobrzy ludzie, którzy przyznali obywatelstwo, wystawili paszport i inne niezbędne papiery. Zwykły śmiertelnik latami pielgrzymuje od okienka do okienka, a ona uwinęła się w jeden dzień.

Do Paryża przyjechała w ogóle bez paszportu. W Moskwie nauczono ją przekraczać granice bez dokumentów i bez wiz. Ale teraz postanowiła podróżować inaczej – nie w ładowni okrętowej i nie na dachu wagonu, ale w komforcie, godnie. W tym celu jednak potrzebne są dokumenty. Oto one, w torebce z krokodylej skóry.

Ochrona też posiada odpowiednie dokumenty.

Eskortuje ją osobiście dowódca Kompieńskiego Pułku Lejbgwardii, kniaź Sagałajew:

– Dziewiątą kompanię trzeciego batalionu dobrze byłoby przerzucić do Genewy. W Alpach Szwajcarskich aż się roi od potencjalnych klientów.

– Zgoda.

– Czwarta kompania nieźle sobie poczyna w Lyonie. Przetrzepała dłużników, poprawiła stan kasy.

– Doskonale. Kniaź, mam pytanie, czysto teoretyczne. Łatwo przychodzą nam nowe miliony. Ale… Ale para przyzwoitych butów kosztuje dolara, dobry garnitur – pięć dolców. Za tysiąc – wspaniały Lincoln. Pięć tysięcy dolarów kosztuje piętrowy dom z garażem na trzy pojazdy, z przestronnymi piwnicami i pokojami na poddaszu, z własnym ogrzewaniem, kanalizacją, basenem i przyzwoitym ogrodem. To po co ludziom miliony? Zna pan jakieś rozsądne uzasadnienie?

– Naturalnie.

– Proszę mi powiedzieć, kniaź, ile pieniędzy chciałby pan mieć? Jaka kwota by pana satysfakcjonowała?

– Wszystko.

– Co znaczy: wszystko?

– Wszystkie pieniądze świata.

– Ale po co?!

– Każdy z nas ma w życiu wybór. – Kniaź spojrzał przez okno na przelatujące francuskie równiny, podrapał się po brodzie. – Jak to mówią: albo dupczysz, albo sam jesteś dupczony. Świat to jedna wielka piramida dupczenia. Jeżeli nie próbujesz wdrapać się na sam szczyt, ześlizgujesz się w dół. Miliard jest potrzebny po to, żeby nie dać się wydupczyć komuś, kto ma sto milionów. Dziesięć miliardów trzeba mieć po to, żeby wydupczyć tego, kto ma ich tylko pięć.

IV

Budzi się wielki kraj. Pod brytyjską ambasadą milionowy tłum z czerwonymi flagami od bladego świtu skanduje:

Chamberlain zbój

Brytyjski chuj

Grozi nam

Ten głupi cham!

Po chwili to samo w innej konfiguracji:

Grozi nam

Chamberlain zbój

Ten glupi cham

Brytyjski chuj!

Kuplety są fajne, można wszystko poprzestawiać, a i tak będzie śmiesznie.

Ambasada brytyjska mieści się niedaleko, za rzeką. Ranek wstaje nad kremlowskim murem. Zza rzeki dobiega falami coś jakby sztorm na Morzu Białym: chuj! chuj! chuj!

V

Sasza, muszę walnąć kielicha. Masz coś?

Czarodziej po raz pierwszy zwrócił się do Gryfa po imieniu. Ten spojrzał na niego z wdzięcznością. Gryf ma wielu wrogów, naprawdę wielu. Ci go nienawidzą. Ma ogromną rzeszę podwładnych, którzy szanują go i boją się. Ma zwierzchnika, któremu jest oddany bez reszty. Ma wiele dziewcząt w aeroklubach, w stalinowskiej ochronie, w specgrupach. Kocha je wszystkie i wszystkim szczodrze ofiarowuje miłość. One też go kochają. Gryf natomiast nie ma przyjaciela. Nie ma przed kim otworzyć duszy. Nie dlatego, że nie jest fajny. Bo chłop z niego w porządku. Po prostu ma bardzo niewdzięczną pracę. Zbyt jest uwikłany w stalinowskie sekrety. Nie może pisnąć słówka. Co to za przyjaźń, jak nie możesz wspomnieć ani o pracy, ani o życiu prywatnym. Według oficjalnej wersji jest pilotem-polarnikiem. No, ale ile można gadać o niedźwiedziach i górach lodowych.

I raptem w życiu Gryfa pojawia się człowiek, z którym można porozmawiać. O wszystkim.

– Czarodzieju, zawsze mam coś w zanadrzu.

Wyjął z obszernej kieszeni piersiówkę i dwie szklanki. Przycupnęli na balu. Rozpostarli gazetę. Gryf nalał, rozdzielił serek topiony na dwie równe części. Wznieśli graniaste szklanki…

Wtedy zza sztapli wynurzył się młody, rzutki pogranicznik: zielona czapka, błysk bagnetu.

VI

To się nazywa świadomość społeczna. Chamberlain daleko, wspólnej granicy z nim nie ma, powodów do zbrojnego konfliktu żadnych. Dlatego cały gniew ludu skupia się na brytyjskim premierze. A Hitler jest blisko. Dosłownie za miedzą. Dlatego społeczeństwo nic do niego nie ma, nie śpiewa wulgarnych czastuszek, nie szczerzy kłów pod niemiecką ambasadą. Słusznie. Jeżeli Hitler postanowi walczyć z Chamberlainem, to niech wie, że nie ma co obawiać się o tyły. My też nie przepadamy za Angolem. Podobno chciał nam kiedyś zrobić kuku. A do Hitlera nic nie mamy.

Tłum wrzeszczy za rzeką, a towarzysz Stalin nie może zasnąć w swoim kremlowskim mieszkaniu. Nie dlatego, że ludzie krzyczą, ale dlatego, że go boli serce. Z troski o mocarstwo, z troski o Rewolucję Światową.

Jak tu spać, kiedy ma się bunt w najbliższym otoczeniu! On ją kocha! I co z tego? Czy to powód, żeby nie wykonać rozkazu?! Kocha ją! To kto w takim razie będzie zabijać wrogów? Jeżeli każdy będzie kogoś kochać, kto dokona dzieła Rewolucji Światowej?

VII

W banku Balericas TS nikt nie oczekiwał jej powrotu. Po prostu: zjawiła się kiedyś, zadymiła, zainteresowała bankiem opinię publiczną i przepadła. Coś tam palnęła na pożegnanie, jakieś obietnice. Ale mało to obietnic słyszymy na co dzień?

Pierwsze kroki skierowała do sali posiedzeń zarządu. Wkroczyła w trakcie wystąpienia prezesa. Zrozumiała, że przeszkadza, ale nie poprosiła ani o wybaczenie, ani o głos. Uśmiechnęła się. Do wszystkich i do każdego. Uczestnicy posiedzenia zerknęli po sobie. W oczach konsternacja: czy odwzajemniać uśmiech? Wówczas zamaszyście, jak iluzjonista, machnęła w stronę drzwi: raz, dwa! Skrzydła rozwarły się i dwaj pracownicy banku wtargali dwie walizy. Postawili je pośrodku i skłoniwszy się lekko, wyszli, starannie zamykając za sobą drzwi.

VIII

Młody, rzutki pogranicznik wysuwa się zza sztapli. Szyja cienka, jak bagnet karabinu Mosina wzór 1891/30. I piskliwy głosik:

– Pijaństwo? To nie wiecie, że w porcie obowiązuje zakaz spożywania alkoholu?!

Pogranicznik zwraca się do potężnego gościa w skórzanym płaszczu, ze szklanicą w dłoni.

Dzielny strażnik radzieckich granic jakoś zignorował jego kompana. A właśnie ten drugi, niepozorny, z tych co to nie ma na czym oka zawiesić, warknął zmęczonym głosem:

– Spierdalaj!

Pogranicznik odmeldował się regulaminowo:

– Rozkaz!

IX

Towarzyszu Szyrmanow!

– Tak jest!

Szyrmanow zawsze był blisko Stalina, ale nigdy dotąd nie otrzymywał rozkazów bezpośrednio od niego.

– Znacie Feniksa?

– Znam, towarzyszu Stalin.

– Macie zaszczytne zadanie, towarzyszu Szyrmanow. Skompletujcie grupę likwidacyjną. Pojedziecie do Hiszpanii zlikwidować Feniksa. Egzekutor… – Stalin zawahał się przez moment. – Egzekutor: Makary.

X

I co teraz, Gryf?

Pewnie na mnie kolej. Zresztą już dawno chciał mnie rozwalić.

Dolał do szklanek.

Flaszkę mam, ale zagrycha wyszła.

Nie ma sprawy.

– No to: alkohol twój wróg, lej go w gębę… Wiesz, czarodzieju, ja już jestem jedną nogą na tamtym świecie, ale dam ci dobrą radę. Stalin przegrał zakład i teraz musi publicznie ogłosić, że jest dupkiem żołędnym. Nie możesz do tego dopuścić. Jeśli chcesz ocalić głowę.

XI

Uczestnicy narady kierują spojrzenia z Nasti na walizy, z walizek na prezesa zarządu. Prezes wstał, nie odezwał się słowem, podszedł, trącił nogą. Waliza przewróciła się na bok. Odgłos taki, jakby była nabita po brzegi, na przykład książkami. Prezes trącił drugą walizę. To samo.

Spogląda na Nastię:

– I co dalej?

– Otwórz – uśmiecha się do niego.

Każda waliza ma dwa zamki, wystarczy nacisnąć blaszki na sprężynkach i zapięcia odskakują z trzaskiem. No i jeszcze paski, żeby się przypadkiem nie otworzyły. Prezes rozpina klamry. Nikt nie śpieszy mu z pomocą. Wszyscy na swoich fotelach, siedzą jak zaczarowani.

Prezes odchylił wieko i aż krzyknął…

XII

Aleksander Iwanowicz Jurin, kapitan drewnowca’ „Amur-Las”, schodzi po trapie, pogwizdując pod nosem. Gdy mija trzeci sztapel, słyszy, że ktoś go woła. Odwraca się. Potężny facet w skórze kiwa na niego ręką. Weszli między sagi drewna, skręcili dwa razy i znaleźli się przy wciśniętym między okrąglaki autobusie. Stoi dobrze ukryty, choć nie w wojskowych kolorach: z dołu niebieski, z góry błękitny. Okna tylko u kierowcy.

– Witam. Proszę wejść. Nazywam się Chołowanow.

– Dzień dobry, Aleksandrze Iwanowiczu.

– Znacie mnie?

– Czytałem o was w gazetach. Zapamiętałem, bo jesteśmy imiennikami…

– Wiecie coś ciekawego na mój temat?

– Wiem. Byliście pasażerem na moim statku.

XIII

Kiedy się staje na czele grupy likwidacyjnej, trzeba zacząć od zebrania i przeanalizowania danych na temat celu.

O Feniksie wiadomo bardzo dużo. Ale tak już jest, że niezależnie od tego, ile informacji zdobędzie wywiad, zawsze ich jest za mało.

Wiadomo, że Feniks jest nieprzejednanym wrogiem kultury socjalistycznej, liderem najbardziej odstręczającego kierunku w burżuazyjnej zdegenerowanej sztuce, uosobieniem obskurantyzmu, wykwitem reakcyjnej imperialistycznej ideologii. Jej twórczość ma charakter antynarodowy, nihilistyczny, wsteczny. Odrzuca osiągnięcia sztuki socjalizmu. Jest autorką malowidła skrajnie wrogiego klasie robotniczej, Rewolucji Światowej, Związkowi Radzieckiemu, partii bolszewików i osobiście towarzyszowi Stalinowi. Tym samym zdemaskowała się w oczach postępowej części ludzkości. Świat kapitalistyczny triumfalnie fetuje pojawienie się kolejnego sługusa reżimu. Zaoferował za jej „twórczość” niesłychaną kwotę: 25 milionów franków za cztery pociągnięcia pędzlem. Wypłacając taką sumę za to żałosne imitatorstwo, określone koła we Francji i stojące za ich plecami określone koła Ameryki dały wyraz swej zoologicznej nienawiści do przodującego państwa robotniczo-chłopskiego i najbardziej postępowej sztuki radzieckiej.

Ponadto uzyskano następujące informacje: Feniks pojawia się publicznie i niespodziewanie znika. Nie wiadomo, gdzie się ukrywa. Nie rusza się bez ochrony.

Wiadomo również, że w całej Europie nieoczekiwanie zaktywizowali się białogwardziści. Przyczyny nie są do końca jasne. Według doniesień wywiadu, rozdrobnione i podzielone organizacje carskich oficerów w niezrozumiałych okolicznościach przekształcają się w zhierarchizowaną, czysto wojskową strukturę. Biali zaczęli dysponować pokaźnymi środkami finansowymi. Wydaje się, że aktywizacja niedobitków carskiej armii może mieć tylko jeden cel: poderwanie międzynarodowego autorytetu Związku Radzieckiego, przyniesienie mu uszczerbku, przygotowanie do zbrojnego obalenia władzy robotników i chłopów. Ewidentnie stoją za tym zachodnie wywiady i finanse burżuazji światowej. Istnieją podstawy, by przypuszczać, że Feniks pełni rolę łącznika pomiędzy międzynarodową finansjerą a rosyjskimi białogwardzistami.

XIV

Waliza jest wypchana ciężkimi, różnobarwnymi paczkami: dolary, franki, marki, pesety.

Prezes odrzucił wieko drugiej walizy. I wrzasnął powtórnie…

W zasadzie nie ma potrzeby, żeby dźwigać takie ciężary – Po to wymyślono czek bankierski. Może być wystawiony na każdą kwotę: papierek w portfelu, lekki, nie przysparza kłopotów. I bezpieczny. Gotówkę w walizkach można uszczknąć, ukraść, porwać, a czek jest imienny. Kwotę otrzyma tylko osoba, na której nazwisko został wystawiony.

Nastia to wszystko wie. Granicę przekraczała właśnie z czekiem imiennym. Przecież nie będzie targać tylu milionów na grzbiecie! Ale w Paryżu chciała zrobić wrażenie na panach oficerach widokiem starannie ułożonych banderolek. Tutaj podobnie. Dlatego w sąsiednim banku wymieniła czek na gotówkę. Nie mieli tyle od ręki, dwa dni potrzebowali na zgromadzenie tej sumy.

Proszę bardzo, podziwiajcie, panowie bankierzy.

Podsunęli jej krzesło. Nastia usiadła. To już nie jest kloszardka, która jeszcze niedawno pucowała okna. To kobieta interesu, w ciemnej garsonce, przypominająca trochę londyńskiego finansistę, a trochę gangstera z Chicago.

– Macie swoją połowę. Dysponujecie księgami dłużników. Jeżeli chcecie otrzymać więcej, proponuję układ: pół na pół. Odzyskacie połowę waszych długów. Reszta dla mnie. Jeśli wam to nie odpowiada, wysyłajcie dalej swoje ponaglenia. Ja znajdę sobie robotę. W końcu nie tylko wy macie dłużników.

XV

Mogę wiedzieć, jak uzyskaliście tę informację?

– Dedukcja, towarzyszu Chołowanow.

– Zamieniam się w słuch.

– Na fotografiach publikowanych w prasie, w pobliżu pilota Chołowanowa zawsze kręci się ten sam gość.

– To Szyrmanow.

– Nazwiska nie znam. Ale jego twarz utkwiła mi w pamięci. A więc, zanim wypłynęliśmy z Archangielska mieliśmy dwie inspekcje graniczne. Jedną rutynową. A drugą… kierował właśnie ten Szyrmanow, chociaż w mundurze pogranicznika. Wiem skądinąd, że „Amur-Las” został tak zbudowany, żeby można było dyskretnie transportować ludzi. Uznałem, że wasz człowiek sprawdza, czy wszystko zostało przygotowane. Dla was.

– Słuszne przypuszczenie. Kapitanie Jurin, podoba mi się wasza spostrzegawczość. I szczerość. Myślałem was rozstrzelać, gdybyście zaczęli coś kombinować. Ale nie kłamiecie. To dobrze. Lubię takich. Proponuję wam pracę. Dla mnie. Być może Szyrmanow wkrótce awansuje. I zwolni się jego miejsce…

XVI

Bankierzy spojrzeli po sobie. Prezes zarządu banku Balericas TS milcząco skinął głową.

Загрузка...