Timmy usiadł na podłodze, wpatrzony w drzwi łazienki. Chciało mu się sikać, ale nie zamierzał przeszkadzać mamie. Gdyby zapukał, kazałaby mu wejść i załatwić się, a ona spokojnie kończyłaby makijaż. Był już za duży, by sikać przy mamie.
Słyszał, że mama nuci jakąś melodię, i postanowił zawiązać sobie na nowo adidasy. Pękniecie w podeszwie powiększyło się. Jeszcze trochę i będzie musiał poprosić o nowe buty, chociaż wiedział, że mamy na to nie stać. Podsłuchał, jak rozmawiała przez telefon z tatą. Wtedy dowiedział się, że tata nie przysyła im żadnych pieniędzy, mimo że sąd zasądził mu alimenty.
Melodia, którą nuciła mama, pochodziła z filmu „Mała syrenka”. Oglądała go tyle razy, ile razy on widział „Gwiezdne wojny”, ale jej jamajski akcent wymagał jeszcze doskonalenia.
Rozdzwonił się telefon. Timmy uznał, że mama za nic nie usłyszy go przez szum wody. Podniósł się na nogi, żeby odebrać.
– Słucham?
– Timmy? Mówi Calloway, mama Chada. Czy zastałam twoją mamę?
O mały włos nie krzyknął, że to Chad pierwszy go uderzył. Jeśli Chad twierdzi inaczej, obrzydliwie kłamie. Powiedział jednak grzecznie:
– Chwileczkę, zaraz ją poproszę.
Chad Calloway był niezłym osiłkiem i lubił robić z tego użytek, ale jeśli Timmy powiedziałby mamie, że Chad specjalnie go zaatakował, mama kazałaby mu skończyć z futbolem. I proszę, osiłek pewnie skłamał na temat swoich siniaków.
Timmy zastukał delikatnie w drzwi łazienki. Jeśli mama nie odpowie, będzie musiał powiedzieć pani Calloway, że mama nie może podejść w obecnej chwili. Jednak drzwi otworzyły się. Serce chłopca zamarło ze strachu. No cóż, nie da się uniknąć ostrej reprymendy. Nic przyjemnego.
– Telefon dzwonił? – Ładnie pachniała.
– Pani Calloway.
– Kto?
– Pani Calloway, mama Chada.
Popatrzyła na niego z ukosa i unosząc brwi, czekała na dalsze wyjaśnienia.
– Nie wiem, czego chce. – Wzruszył ramionami i poszedł za nią do telefonu, chociaż wciąż chciało mu się sikać, i to bardzo.
– Christine Hamilton. Tak, oczywiście. – Odwróciła się do syna. – Calloway?
– To mama Chada – szepnął. Nigdy nie słuchała, co mówił.
– Tak, wiem, jest pani matką Chada.
Nie wiedział, co pani Calloway miała do powiedzenia. Mama jak zwykle chodziła ze słuchawką przy uchu i kiwała głową, choć rozmówczyni jej nie widziała. Odpowiadała bardzo lakonicznie. Jakieś „Uhm” i „Tak, pewnie”.
Potem nagle zatrzymała się i ścisnęła słuchawkę.
Stało się. Będzie musiał coś wykombinować. Moment. Nie musi wymyślać żadnej historyjki. Chad naprawdę go zaatakował. Dokładniej mówiąc, stłukł go. I to bez żadnego powodu, poza tym, że to lubił.
– Dziękuję za telefon, pani Calloway.
Mama odłożyła słuchawkę i popatrzyła przez okno. Nie mógł zgadnąć, czy jest zła. Nie pozwoli, żeby kazała mu rzucić futbol. Był gotowy bronić się do ostatka, kiedy odwróciła się do niego.
– Timmy, zaginął jeden z twoich kolegów.
– Co?
– Matthew Tanner nie wrócił wczoraj do domu po meczu.
A więc nie chodzi o Chada?
– Rodzice chłopców z drużyny spotykają się dzisiaj w domu Tannerów, żeby pomóc.
– Czy Matthew ma kłopoty? Dlaczego nie wrócił do domu? – Miał nadzieję, że nie usłyszała ulgi w jego głosie. Jednak się mylił.
– To poważna sprawa, Timmy. Pamiętasz może moje artykuły o tym chłopcu, Dannym Alverezie?
Przytaknął. Jak mógłby zapomnieć? Poprzedniego dnia z samego rana posłała go, żeby dokupił pięć egzemplarzy gazety, chociaż mogła sobie przynieść z pracy, ile tylko chciała.
– Cóż, nie chcę cię straszyć, bo nic jeszcze nie wiadomo, ale człowiek, który porwał Danny’ego, mógł teraz porwać Matthew.
Mama wyglądała na zdenerwowaną. Kiedy się martwiła, pokazywały się bruzdy wokół jej ust.
– Idź do łazienki, a potem zawiozę cię do szkoły. Nie chcę, żebyś dzisiaj szedł sam.
– Dobra. – Pognał do łazienki. Biedny Matthew, pomyślał. Jaka szkoda, że nie porwali Chada.