Nick robił wszystko, żeby Maggie została w samochodzie. Powstrzymali jakoś krwawienie, ale nie wiadomo było, ile krwi już straciła. Nie mogła utrzymać się na nogach, jej twarz była biała jak ściana. Prawdopodobnie miała też halucynacje.
– Nie rozumiesz, Nick – ciągnęła uparcie.
Był gotów wziąć ją na ręce i wrzucić do dżipa. Wystarczy, że nie pozwala mu zawieźć się do szpitala.
– Sam sprawdzę, co jest w tej głupiej skrzyni – oświadczył. – A ty tu zaczekasz.
– Nick, poczekaj. -Wbiła palce w jego ramię, wijąc się z bólu. – Tam może być Timmy.
– Co?
– W skrzyni.
Poczuł się, jakby dostał obuchem w głowę. Oparł się o maskę dżipa.
– Dlaczego ten skurwiel miałby to zrobić? – wykrztusił przez zaciśnięte gardło.
Nie chciał nawet wyobrażać sobie, że Timmy może być wpakowany do skrzyni. Martwy. Ale czyż takie myśli nie przychodziły mu już do głowy? – To nie w jego stylu.
– Cokolwiek jest w tej skrzyni, może mi się bardzo przydać.
– Nie rozumiem.
– Pamiętasz ostatni list? Jeśli ten szaleniec wie o Stuckym, może uciec się do jego metod. Nick, w tej skrzyni naprawdę może być Timmy. A jeśli nie, i tak nie powinieneś na to patrzeć.
Spojrzał na nią. Miała twarz umazaną błotem i krwią. Ziemia i pajęczyny kleiły się do jej włosów. Zaciskała z bólu wargi. I mimo to chciała go przed czymś uchronić.
Zakręcił się na pięcie i zaczął się wspinać na wzgórze.
– Nick, poczekaj.
Zignorował jej wołanie. Przecież bez jego pomocy nie ruszy się, nie będzie w stanie iść za nim.
Przy stopniach, które odkryła Maggie, zawahał się. Zmusił się jednak, żeby ruszyć na dół. W pomieszczeniu panował potworny zaduch. Nick znalazł metalowy pręt i rewolwer Maggie, który schował do kieszeni. Wsadził latarkę i pręt pod pachę i podniósł skrzynię, powoli niosąc ją po stopniach do góry. Ledwo ją dźwigał, mięśnie dawały mu się we znaki.
Na górze czekała na niego Maggie, oparta o jeden z nagrobków. Była jeszcze bledsza.
– Daj, Nick, ja to zrobię – upierała się, wyciągając rękę po pręt.
– Dam sobie radę, Maggie.
Wsadził pręt pod wieko i zaczął je podważać. Nie było to łatwe, mocował się przez dłuższą chwilę. Wreszcie gwoździe zaskrzeczały, echo poniosło upiorny dźwięk przez ciemność. Zapach śmierci dominował nad lekkim wiatrem i chłodem. Kiedy wreszcie wieko odskoczyło, Nick znowu się zawahał, jakby chciał oddalić to, co nieuchronne. Maggie zbliżyła się i do końca uniosła drewnianą pokrywę.
Oboje natychmiast cofnęli się, ale nie z powodu smrodu. Starannie wciśnięte i zapakowane w białą materię leżało tam drobne, delikatne ciało Matthew Tannera.