ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY

Drzwi otworzyły się, a zaraz potem Nick zobaczył, że Maggie pędzi do stolika.

– Wchodź szybko! – krzyknęła, siadając przy klawiaturze laptopa. Potem odsunęła się i wpatrywała się w ekran. – Ściągam informacje z bazy danych Quantico. To bardzo interesujące.

Powoli wszedł do małego pokoju hotelowego, minął łazienkę i natychmiast przyczepił się do niego zapach szamponu i perfum Maggie. Miała na sobie dżinsy i tę samą co zeszłej nocy bardzo seksowną koszulę drużyny Packersów. Koszula była spłowiała. Dekolt miała rozciągnięty, zniekształcony, zsuwała się, pokazując gołe ramię. Świadomość, że Maggie nie ma nic pod spodem, podnieciła Nicka. Starał się zająć swoją uwagę czymś innym.

Zerknęła na niego i kliknęła dwa razy.

– Co ci się stało w twarz?

– Christine nie wytrzymała. Był artykuł w porannej gazecie.

– I Michelle Tanner widziała go przed twoją wizytą u niej?

– Mniej więcej. Ktoś jej o tym powiedział.

– To ona cię uderzyła?

– Nie. Jej były mąż, ojciec Matthew, zostawił mi tę pamiątkę.

– Jezu, Morrelli, nie umiesz się bronić? – Gdy ujrzała w jego oczach złość, czym prędzej dodała: – Przepraszam. Zrób sobie okład z lodu.

Maggie, w odróżnieniu od Lucy, nie zaproponowała usług pielęgniarskich, tylko wróciła do komputera.

– Jak twoje ramię?

Znów na niego spojrzała. Jej oczy, pewnie pod wpływem wspomnień, były dziwnie łagodne. Potem szybko odwróciła wzrok.

– W porządku. – Podniosła rękę. – Ciągle trochę boli, ale to drobiazg.

Koszulka zjechała niżej z jej ramienia, odkrywając kremową skórę. Boże, jak chciał jej dotknąć. W dodatku tuż obok było niezasłane łóżko.

– Widzę, że jesteś fanem Packersów. – Starał się przerwać ciszę, podczas gdy Maggie przeglądała informacje na ekranie.

– Mój ojciec dorastał w Green Bay – oznajmiła, nie podnosząc wzroku. Na ekranie pojawił się nowy obraz. – Mój mąż nieustannie każe mi wyrzucić tę szmatkę, ale to jedna z niewielu rzeczy, która przypomina mi ojca. Należała do niego. Ubierał się w nią, kiedy chodziliśmy razem na mecze.

– To już czas przeszły?

Nick rozumiał, że milczenie, które po tym nastąpiło, nie miało nic wspólnego z danymi na ekranie. Patrzył, jak Maggie poprawia włosy, zakładając je za uszy. Wiedział już, że to jej nerwowy odruch.

– Został zabity, kiedy miałam dwanaście lat.

– Przykro mi. Czy też był agentem FBI?

Przerwała pracę i wstała, udając, że się przeciąga, ale wiedział, że chce w ten sposób zyskać na czasie.

Nietrudno było zauważyć, że napomknienie o jej ojcu przywołało falę wspomnień.

– Nie, był strażakiem. Umarł jako bohater. Chyba to nas łączy, ciebie i mnie. – Uśmiechnęła się do niego. – Tyle, że twój ojciec żyje.

– Pamiętaj, że nie był sam.

Patrzyła mu w oczy, szukając w nich czegoś. Tym razem to Nick odwrócił wzrok, żeby nie zobaczyła tego, co pragnął przed nią ukryć.

– Myślisz, że miał coś wspólnego z wrobieniem Jeffreysa?

Czuł na sobie jej spojrzenie. Specjalnie stanął za nią i wbił wzrok w ekran komputera.

– To on najwięcej zyskał na schwytaniu Jeffreysa. Sam nie wiem, co myśleć.

– Mam – powiedziała Maggie, widząc, że ekran zapełnia się czymś, co wyglądało na artykuł prasowy.

– Co to jest? – Pochylił się. – „Wood River Gazette”, listopad 1989. Gdzie jest Wood River?

– W Maine. – Poruszyła myszką, przeglądając tytuły. Przy jednym zatrzymała się. – Posłuchaj: „Okaleczone ciało chłopca znaleziono przy rzece”. Brzmi dziwnie znajomo.

Nick zaczął czytać artykuł, który zajął trzy kolumny na pierwszej stronie.

– Zgadnij, kto był wikarym w parafii kościoła katolickiego św. Marii w Wood River?

Nick przerwał lekturę, spojrzał na nią i potarł brodę.

– Nie mamy żadnych dowodów. To wszystko może być przypadkowe. Czemu ta sprawa nie wypłynęła przy okazji procesu Jeffreysa?

– Nie było potrzeby. Z tego, co zdołałam ustalić, wynika, że winę wziął na siebie pracownik sezonowy ze św. Marii.

– A może to zrobił. – Nickowi bardzo nie podobało się, dokąd to prowadzi. – Jak się o tym dowiedziałaś?

– Przeczucie. Kiedy rozmawiałam dziś rano z księdzem Francisem, powiedział mi, że Keller organizował podobne obozy letnie dla chłopców w swojej poprzedniej parafii w Wood River w stanie Maine.

– Czyli szukasz zabójstw popełnionych na chłopcach w okolicach tamtego miasta, w okresie kiedy Keller tam był.

– Nie musiałam długo szukać. To morderstwo pasuje jak ulał. Przypadek czy nie, ksiądz Keller jest podejrzany. – Zamknęła program i komputer. – Za niecałą godzinę spotykam się z George’em – powiedziała. – A potem z księdzem Francisem. – Zaczęła wyjmować ubrania z szafy i kłaść je na łóżku. – Dzisiaj muszę wracać do Richmond. Moja matka jest w szpitalu. – Unikała jego wzroku, wyciągając kolejne rzeczy z szuflad.

– Czy to coś poważnego?

– Raczej… będzie dobrze. Zostawię ci wiadomość na dyskietce. Masz u siebie Worda?

– Pewnie… taaa, tak myślę. – Jej rzeczowość mocno go wzburzyła. Stało się coś, czy naprawdę martwiła się o matkę?

– Notatki z dzisiejszej autopsji zostawię u George’a. Jeśli dowiem się czegoś od księdza Francisa, zadzwonię do ciebie.

– Nie wrócisz już? – Poczuł się, jakby dostał w szczękę.

Ona też znieruchomiała. Odwróciła się do niego, przeniosła wzrok na pusty ekran komputera, znów na niego i na bałagan na łóżku. Nigdy przedtem patrzenie w oczy Nickowi nie było dla niej problemem.

– Zrobiłam to, o co mnie proszono. Masz już profil mordercy, a może nawet podejrzanego. Nie wiem nawet, czy powinnam zajmować się tą drugą autopsją.

– Ach, tak. – Wsadził ręce do kieszeni. Myśl, że może więcej nie zobaczyć Maggie, była trudna do zniesienia.

– Na pewno Biuro przyśle wam kogoś innego do pomocy.

– Ale nie ciebie? – Zobaczył coś w jej oczach. Żal i smutek? Cokolwiek to było, nie chciała mu tego pokazywać. Zabrała się do pakowania. – Gzy to ma coś wspólnego z tym, co stało się rano?

– Rano nic się nie stało – rzekła i przestała wrzucać rzeczy do torby. Stała do niego plecami. – Przykro mi, jeśli odniosłeś takie wrażenie. – Potem zerknęła na niego przez ramię. – Nick, nie chciałabym być niewdzięczna. – Zajęła się znów składaniem, upychaniem i przekładaniem rzeczy w torbie.

Nie miał żadnych złudzeń. Zresztą sam chciał, by Maggie znikła z jego życia. Ale co z tym jej podnieceniem? Tego na pewno sobie nie wymyślił.

– Będzie mi ciebie brakowało. – Zdziwiły go te słowa, wcale nie miał zamiaru wypowiadać ich na głos.

Maggie wyprostowała się i powoli obróciła, tym razem patrząc mu w twarz. Jej brązowe oczy sprawiały, że miękły mu kolana, jak smarkaczowi, który oświadcza swojej pierwszej dziewczynie, że ją bardzo lubi. Jezu, co się z nim dzieje?

– Niezła z ciebie cholera, O’Dell, ale będę tęsknił za tym, jak dawałaś mi w kość – rzucił. Świetnie. Naprawił błąd.

Uśmiechnęła się. Założyła włosy za ucho. A jednak nie do końca nad sobą panowała.

– Podwieźć cię na lotnisko?

– Nie, muszę oddać wypożyczony samochód.

– Cóż, w takim razie szczęśliwego lotu. – Zabrzmiało to chłodno i patetycznie, a tak naprawdę chciał ją objąć i przekonać, żeby została.

Trzema długimi krokami dotarł do wyjścia, mając nadzieję, że kolana się pod nim nie załamią.

– Nick.

Przystanął z ręką na klamce i zerknął na Maggie. Przez krótką chwilę zdawało mu się, że chce coś powiedzieć, ale musiała zmienić zdanie.

– Powodzenia – rzekła po prostu.

Skinął głową i wyszedł, czując ołów w butach.

Загрузка...