Łąka była oświetlona jak boisko futbolowe w wieczór rozgrywek, widoczna z odległości wielu kilometrów. Christine dodała gazu, prowadząc samochód po żwirze.
Z całą pewnością działo się tam coś ważnego. Czuła już podniecenie w żołądku. Serce też nie pozostało obojętne. Dłonie zwilgotniały jej od potu. To lepsze niż seks, pomyślała na podstawie tego, co pamiętała o seksie.
Policjant na drodze nie był zbyt pomocny.
– Potrzebne jest natychmiastowe wsparcie.
To mogło znaczyć wszystko. Kiedy zahamowała na polnej drodze, jej podniecenie jeszcze wzrosło. Karetki pogotowia ratunkowego, dwa wozy telewizyjne, pięć samochodów szeryfa i cała masa innych nieoznakowanych aut stały rozrzucone bezładnie w błocie. Trzej zastępcy szeryfa pilnowali miejsca ogrodzonego żółtą taśmą, którą ogranicza się zwykle miejsce zbrodni. Taka taśma to już nie żarty. Z całą pewnością nie chodzi o podpitych wyrostków.
Nagle Christine przypomniała sobie o niedawnym porwaniu. Portret chłopca, który rozwoził gazety, pojawiał się we wszystkich mediach od początku tygodnia. Czyżby podłożono okup? Były tam karetki, a więc może są ranni.
Wypadła z auta, które wciąż ślizgało się w błocie, i natychmiast znów wskoczyła za kółko.
– Nie bądź głupia, Christine – szepnęła i wyłączyła silnik, ustawiając ręczny hamulec. – Spokój, zachowaj zimną krew – pouczała się, sięgając po notes.
Błoto natychmiast połknęło jej skórzane pantofle i wcale nie zamierzało ich oddać. Wyskoczyła z butów, wyrwała je z mazi i wrzuciła na tył samochodu, a potem tylko w pończochach ruszyła w kierunku tłumu reporterów.
Zarzucani pytaniami zastępcy szeryfa ani drgnęli. Za drzewami światło reflektorów oświetlało przybrzeżną okolicę. Wysokie trawy i gromada umundurowanych postaci skutecznie zasłaniały widok.
Kanał Piąty przysłał samą Darcy McManus. Prezentowała się nieskazitelnie, gotowa w każdej chwili stanąć przed kamerą. Jej czerwony kostium był świeżo odprasowany, lśniące czarne włosy i makijaż bez zarzutu. Nawet miała na nogach buty. Niestety było za późno na bezpośrednią relację, dlatego kamera nie pracowała.
Christine rozpoznała Eddiego Gillicka, który stał przy żółtej taśmie. Zbliżała się powoli, żeby zastępca szeryfa odpowiednio wcześnie ją zobaczył. Jeden fałszywy krok mógł sprawić, że zostanie załatwiona odmownie.
– Zastępca szeryfa Gillick? Cześć, jestem Christine Hamilton. Pamięta mnie pan?
Patrzył na nią jak ołowiany żołnierzyk, nic nie mogło go poruszyć. Potem jego wzrok złagodniał, a na twarzy pojawił się nawet cień uśmiechu, zanim zdołał go powściągnąć.
– Pani Hamilton. Tak, pamiętam. Jest pani córką Tony’ego. Co panią tu sprowadza?
– Pracuję dla „Omaha Journal”.
– O. – Żołnierzyk odwrócił twarz.
Musiała szybko kombinować, żeby nie stracić jego przychylności. Zauważyła ulizaną, przyciętą fryzurę, której nie burzył ani jeden niezaplanowany kosmyk, poczuła intensywny zapach kremu po goleniu. Nawet cienkie jak ołówek wąsy trzymały dyscyplinę, a mundur nie znał, co to zagniecenia. Węzeł krawata tkwił ciasno pod szyją, dół spięty był złotą spinką. Łypnęła okiem na jego dłonie. Gillick nie nosi obrączki. Christine postanowiła wykorzystać opinię podrywacza, którą zastępca szeryfa cieszył się w mieście.
– Nie do wiary, jakie tu błocko. A ja, głupia, zgubiłam w nim buty. – Wskazała na oblepione czarną mazią stopy. Pomalowane czerwonym lakierem paznokcie wystawały z pończoch.
Gillick zerknął w dół. Z zadowoleniem odnotowała, że powiódł wzrokiem wzdłuż jej długich nóg. Wąska krótka spódniczka choć raz odpłaci jej za niewygody.
– Tak, proszę pani, paskudnie tu. – Skrzyżował ręce na piersi i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, wyraźnie skonsternowany. – Niech pani uważa, żeby się nie przeziębić. – Jeszcze jedno spojrzenie, tym razem sięgające poza nogi. Christine lekko wypchnęła pierś do przodu, żeby dać mu lepszy wgląd w swój dekolt.
– Wszystko tu paskudne, co, Eddie? Ma pan na imię Eddie, prawda?
– Tak, proszę pani. – Cieszył się, że to zapamiętała. – Ale nie wolno mi teraz o tym rozmawiać.
– No tak, rozumiem. – Zbliżyła się do niego, nie zważając na woń taniego kremu Brylcream. Nawet na bosaka prawie dorównywała mu wzrostem. – Wiem, że nie wolno wam rozmawiać o synu Alvereza – szepnęła. Jej usta niemal dotykały jego ucha.
W jego wzroku dostrzegła zdziwienie. Uniósł brew, potem znów spojrzał przyjaźniej.
– Skąd pani wie? – Obejrzał się, czy nikt ich nie podsłuchuje.
Bingo. Trafiła. Teraz ostrożnie. Spokojnie, zawodowo. Żeby nie spaprać.
– No, wie pan, nie mogę panu podać mojego źródła, Eddie. – Weźmie jej ściszony głos za wabik czy unik? Nigdy nie była dobrą kusicielką, tak przynajmniej uważał Bruce.
– Jasne. – Kiwnął głową, połykając haczyk.
– Pewnie nie miał pan okazji zerknąć, jak to wygląda. Unieruchomili tu pana. Czarna robota.
– Nie, widziałem. – Wypiął pierś, jakby na co dzień obcował z podobnymi sprawami.
– Chłopiec jest w kiepskim stanie, co?
– Taa, jakby go sukinsyn wypatroszył – wyszeptał bez cienia emocji.
Christine poczuła, że krew z niej ucieka. Zmiękły jej kolana. Chłopiec nie żyje.
– Hej! – krzyknął Gillick, a ona przez moment pomyślała, że odkrył jej intrygę. – Wyłączyć tę kamerę! Przepraszam, pani Hamilton.
Kiedy Gillick łapał kamerzystę z Kanału Dziewiątego, Christine wracała do samochodu. Wsiadła, nie zamykając drzwi, wachlowała się notesem i wciągała chłodne nocne powietrze. Mimo że było zimno, bluzka przykleiła się do niej.
Danny Alverez nie żyje, został zamordowany. Cytując Eddiego Gillicka: „wypatroszony”.
Miała swój pierwszy duży temat, ale czuła, że podniecenie, jakie towarzyszyło jej na początku, zamienia się w strach.