– Ten pieprzony typ naigrywa się z ciebie. – Antonio Morrelli robił Nickowi wykład, czując się znakomicie za jego biurkiem, kręcąc się w skórzanym fotelu, który niegdyś należał do niego. Był to jedyny mebel z całego bogatego zestawu ojca, który Nick zostawił sobie, przejmując po nim stanowisko szeryfa. – Powinieneś poświęcić trochę czasu ludziom z telewizji – ciągnął ojciec. – Przekonać ich, że wiesz, co robisz. Wczoraj wieczorem Peter Jennings zrobił z ciebie wiejskiego głupka, co to nawet z latarką nie widzi własnego tyłka. Cholera, Nick, taki gówniany Jennings!
Nick patrzył przez okno, gdzieś poza zasypane śniegiem ulice, na ciemny horyzont za ulicznymi światłami. Pomarańczowy księżyc wystawił róg zza zasłony z chmur.
– Mama z tobą przyjechała? – spytał, nie odwracając głowy, nie zważając na obraźliwe uwagi. Od lat grali w tę grę. Ojciec ciskał zniewagami i poleceniami, a Nick milczał, udając, że pilnie słucha. Zazwyczaj przestrzegał poleceń ojca. Tak było prościej. Tego się po nim spodziewano.
– Została z ciocią Minnie i samochodem w Houston – odparł ojciec, ale jedno spojrzenie wystarczyło, aby Nick przekonał się, że zmiana tematu nie przyjdzie mu łatwo. – Musisz zacząć wzywać podejrzanych z ulicy. No wiesz, takich ulicznych lumpów. Bierz ich na przesłuchania. Udawaj, że masz już rozwiązanie.
– Mam dwóch podejrzanych – powiedział nagle Nick, przypominając sobie, że rzeczywiście ich ma.
– Brawo, no to ich przesłuchaj. Sędzia Murphy do rana na pewno wyda nakaz. Kto to jest?
Nick zastanawiał się, czy z Jeffreysem poszło właśnie tak łatwo: podrzucić dowody, zdobyć nakaz, aresztować.
– Kto to jest? – powtórzył ojciec.
Może chciał ojca zaszokować. Rozsądek powinien był mu podpowiedzieć, żeby trzymał gębę na kłódkę. Tymczasem Nick odwrócił się od okna i powiedział:
– Jeden to ksiądz Michael Keller.
Patrzył na ojca, który znieruchomiał na krześle. Na twarzy starego malowało się wielkie zdziwienie, potem potrząsnął głową i zmarszczył czoło zawiedziony.
– Go ty, kurwa, kombinujesz, Nick? Pieprzony ksiądz, przecież media cię ukrzyżują. Sam to wymyśliłeś, czy ta ślicznotka z FBI, o której opowiadali mi chłopacy?
Chłopacy. Jego chłopacy. Jego wydział. Nick wyobrażał sobie, jak się śmieją i żartują z Maggie i z nieszczęsnego szeryfa.
– Keller odpowiada portretowi przygotowanemu przez agentkę O’Dell.
– Nick, ile razy mam ci mówić? Nie możesz myśleć fiutem.
– Nie myślę fiutem. – Zagotowało się w nim. Znów odwrócił się do okna, udając, że patrzy na ulicę, ale wściekłość przesłaniała mu wzrok.
– O’Dell na pewno robi dobry omlet na śniadanie po nocy pieprzenia. To miłe, ale wcale nie znaczy, że masz jej słuchać.
Nick potarł dłonią szczękę i wargi, żeby tylko wściekłość nie wybuchnęła słowami. Przełknął głośno ślinę, odczekał chwilę i zwrócił się do ojca.
– To moje śledztwo, moje decyzje, i wezwę księdza Kellera na przesłuchanie.
– Świetnie. – Ojciec uniósł ręce w poddańczym geście. – Zrób z siebie pieprzonego dupka. – Wstał i ruszył do drzwi. – A ja w tym czasie zobaczę, czy Gillick i Benjamin nie mogliby dostarczyć jakichś prawdziwych podejrzanych.
Nick zaczekał, aż ojciec znajdzie się po drugiej stronie drzwi i oddali korytarzem. Zakręcił się i walnął pięścią w ścianę. Ból rozwarł mu palce i przeszył całą rękę. Starał się nad sobą panować, czekał, aż złość i poniżenie rozmyją się w bólu.
Potem, nie myśląc wiele, wytarł krew spływającą po ścianie rękawem białej koszuli. Musi już zapłacić za stłuczoną szybę, nie stać go na odmalowywanie pokoju.