Fotografia, którą Maggie wyjęła z kieszeni żakietu, była zmięta i pomarszczona. Ale przynajmniej nie utonęła w ciemnych wodach, jak jej komórka. Gubienie rzeczy na dnie rzek i jezior było chyba przeznaczeniem agentki specjalnej O’Dell.
Nick siedział długo w kuchni. Może robi tę kanapkę, pomyślała. Jego ostatnia uwaga mocno ją zaniepokoiła, a zarazem… no cóż, wywołała całkiem niechciane, choć zarazem przyjemne emocje. Musi jednak nad nimi zapanować. To dobrze, że Nick jest dżentelmenem, pomyślała. Nie ma powodu do niepokoju, nawet jeśli leży na stosie poduszek, które pachną jego kremem po goleniu. Nawet jeśli tkwi przed kominkiem w samym tylko szlafroku.
Gdy opatrywał jej rany, w sukurs przyszedł ból. Tylko dzięki niemu nie uległa przyjemnemu uczuciu, jaki sprawiał dotyk palców Nicka. A kiedy przesunął dłonią wzdłuż jej pleców i ręki, przeżyła szok, bo pragnęła, żeby pieszczota trwała dłużej. Teraz zastanawiała się, jak by zareagowała, gdyby te mocne dłonie prześliznęły się delikatnie po jej ramionach ku piersiom.
Gdy Nick wszedł do pokoju, mimowolnie podniosła rękę do twarzy. Znowu paliły ją policzki, ale można to było złożyć na karb ognia w kominku. Jednak na krótki oddech nie było już żadnej wymówki.
Nick podał jej kieliszek brandy i usiadł obok. Podciągnął pod siebie długie gołe nogi. Był tak blisko, że dotykał jej ramienia.
– O jakim zdjęciu mówiłaś? – Ściągnął ręcznie uszytą kołdrę z otomany i położył ją na ich nogach. Zrobił to tak naturalnie, jakby codziennie siadywali obok siebie. Tak intymnie, że gorączka z jej twarzy spłynęła na inne części ciała.
Być może nie uszło to jego uwagi. Być może to poczuł. Zażenowany zaczął się tłumaczyć:
– Palenisko się psuje. Muszę je sprawdzić. Nie przypuszczałem, że już w październiku zrobi się tak zimno.
Podała mu fotografię. Obejmując pękaty kieliszek obiema rękami, wprawiła w wir znajdujący się w nim płyn, wciągnęła aromatyczny zapach i wypiła łyk. Zamknęła oczy i oparła głowę o miękkie poduchy, delektując się piekącą mocą trunku. Jeszcze kilka łyczków i pozbędzie się niepokoju. Cudowny, delikatny szmerek w głowie… Alkohol w niewielkich ilościach wspaniale niwelował napięcie i przepędzał niechciane uczucia. Od tego musiała zacząć się ucieczka jej matki. Potem zwiększała dawki, bo gdy trzeźwiała, upiory wracały. I tak to już poszło jak lawina.
– Masz rację – powiedział Nick, przerywając Maggie miłą podróż w nicość. – To nie może być przypadek. Ale nie mogę tak po prostu wezwać Raya Howarda na przesłuchanie.
Podniosła natychmiast powieki i wyprostowała się.
– Nie Howarda. Księdza Kellera.
– Co? Straciłaś rozum? Nie mogę wezwać księdza. Chyba nie wierzysz, że katolicki ksiądz zabija małych chłopców!
– Odpowiada charakterystyce. Muszę tylko dowiedzieć się czegoś o środowisku, z jakiego pochodzi. Ale tak, myślę, że ksiądz jest do tego zdolny.
– To szaleństwo. – Łyknął brandy. – Ludzie powiesiliby mnie, gdybym wezwał księdza na przesłuchanie. Zwłaszcza Kellera. On tu jest jak jakiś Superman w koloratce. Jezu, O’Dell, strzeliłaś jak kulą w płot.
– Posłuchaj mnie przez chwilę. Wiemy, że Danny Alverez nie bronił się. A Kellera znał, ufał mu. Ksiądz Francis powiedział nam, że jest niemożliwe, aby po drugim soborze, a zakończył się on trzydzieści pięć lat temu, osoba świecka wiedziała, jak udzielić ostatniego namaszczenia.
– Ten gość jest dla dzieciaków bohaterem. Jak mógłby zrobić coś takiego i się nie potknąć?
– Ludzie, którzy znali Teda Bundy’ego, też niczego nie podejrzewali. Słuchaj, znalazłam podartą kartę baseballową w ręku Matthew, a kiedy byłam u twojej siostry, Timmy mówił mi, że ksiądz Keller wymienia się nimi z chłopcami.
Gdy Nick odgarnął wilgotny kosmyk z czoła, Maggie poczuła zapach szamponu, którym też umyła włosy. Oparł plecy o poduszki, postawił kieliszek na piersi i wpatrywał się w kołyszącą się resztkę brandy.
– Dobra – rzekł wreszcie. – Sprawdź go. Ale żeby wezwać księdza na przesłuchanie, potrzebuję więcej niż zdjęcie i kartę baseballową. Natomiast ja zajmę się Howardem. To dziwny facet, coś mi w nim nie pasuje. Kto by się ubierał w czystą koszulę i krawat do sprzątania kościoła?
– To nie zbrodnia ubierać się niestosownie do pracy. Gdyby tak było, dawno by cię aresztowano.
Posłał jej mało przyjazne spojrzenie, lecz nie potrafił ukryć uśmiechu.
– Późno już. Jesteśmy oboje umęczeni. Może byśmy się trochę przespali? – zaproponował, opróżniając kieliszek i odstawiając go na podłogę. Wyciągnął nogi pod kołdrą.
Sięgnął po pilota, który leżał na brzegu stolika, nacisnął kilka guzików i światła przygasły. Uśmiechnęła się na widok tej praktycznej zabawki, niewątpliwie wielce przydatnej podczas swawoli przy kominku. I nagle się zasmuciła, że jej to nie dotyczy.
– Powinnam wrócić do hotelu.
– Przestań, O’Dell. Ciuchy ci nie wyschły. A na wszystkim masz metkę: „Pranie na sucho”. Nie mogłem ich wcisnąć do suszarki. Jeśli to cię martwi, to wiedz, że jestem kompletnie wykończony i nie mam nawet siły ani na końskie, ani nawet na motyle zaloty. – Ułożył się wygodnie na poduszkach blisko Maggie.
– Nie, to nie to – powiedziała, zastanawiając się, dlaczego sama nie jest wystarczająco zmęczona. Każdy jej mięsień, każde zakończenie nerwu odbierało sygnały z jego ciała. Czy w ogóle by się opierała, gdyby spróbował się zbliżyć? Nic już w niej nie zostało z uczuć, jakimi kiedyś darzyła Grega? Co się z nią właściwie dzieje? To więcej niż niepokojące. – Źle sypiam, mogę ci przeszkadzać.
– Czemu źle sypiasz? – Zsunął się, muskając jej ramię. Zamknął oczy.
Zauważyła jego długie rzęsy. Co się kłębiło w tej jego głowie? Bo że się kłębiło, to pewne.
– Już ponad miesiąc nie mogę spać. A jeśli uda mi się zasnąć, mam koszmary.
Spojrzał na nią, nie podnosząc głowy z poduszki.
– Nietrudno o koszmary, jak się widzi te wszystkie rzeczy. Musiałaś zauważyć, że nie przyglądałem się długo ciału Matthew. Stało się coś szczególnego?
Popatrzyła na niego. Leżał skulony pod kołdrą. Mimo ciemnego zarostu miał w sobie coś chłopięcego, lecz gdy podniósł się na łokciu, poły jego na pół rozpiętej koszuli rozsunęły się i w jednej chwili zniknął gdzieś mały chłopiec. Maggie nagle wyobraziła sobie, że wkłada rękę pod koszulę Nicka. Musiała powściągnąć fantazję. Ośmiesza się. Nagle uprzytomniła sobie, że Nick czeka na jej odpowiedź.
– Czy coś się stało? – powtórzył pytanie.
– Nic takiego, o czym chciałabym rozmawiać.
Patrzył na nią, jakby starał się ją przejrzeć. Potem usiadł.
– Chyba mam lekarstwo na koszmary. Na Timmy’ego zawsze działa.
– Czyli nie brandy.
– Nie. – Uśmiechnął się. – To całkiem niewinny sposób. Otóż zasypiając, trzeba się do kogoś mocno przytulić.
Spotkali się wzrokiem.
– Nick, to nie jest dobry pomysł.
Spoważniał.
– Maggie, to nie jest tani chwyt. Chcę ci pomóc. Pozwolisz mi? Masz coś do stracenia?
Milczała. Zbliżył się. Powoli obejmował ją, dając jej możliwość, by się wycofała. Jednak ani drgnęła. Położył rękę na jej ramieniu i lekko przyciągnął do siebie, aż jej twarz znalazła się na jego piersi. Słyszała bicie jego serca. Jej było tak hałaśliwe, że z trudnością odróżniała jedno od drugiego. Miękko otarła się policzkiem o Nicka. Delikatnie przylgnęła do niego, jeszcze bardziej rozchylając koszulę.
– Zrelaksuj się – powiedział cicho Nick. – Wyobraź sobie, że jestem murem, który cię chroni przed wszystkim, co mogłoby cię zaatakować. Nawet jeśli nie będziesz mogła zasnąć, zamknij oczy i odpoczywaj.
Jak mogła spać, kiedy jej ciało ożyło, ogarnięte ogniem jego dotyku?