Maggie patrzyła na zamykające się drzwi, zaciskając palce na jedwabnej bluzce.
Dlaczego nie powiedziała Nickowi ani o liście, ani o Albercie Stuckym? Nie dziwił się jej nocnym koszmarom, więc i to by zrozumiał. Że ona nie może sobie pozwolić, by kolejny psychopata szperał w jej psychice. Nie teraz, kiedy czuła się tak bezbronna, tak krucha, jakby miała rozpaść się na milion maleńkich kawałeczków. Tak jak wtedy na podłodze w łazience. Nie mogła podejmować takiego ryzyka. W takim stanie ducha straciłaby trzeźwy zawodowy osąd.
Może zresztą już tak się stało. Poprzedniej nocy w lesie zbyt późno spostrzegła mordercę, który ją śledził. Mógł ją zabić. Ale podobnie jak Albert Stucky i on chciał, żeby żyła, i to, o dziwo, jeszcze bardziej ją przerażało. Wiedziała, że gdyby się komuś z tego zwierzyła, czułaby się jeszcze bardziej bezbronna. Nie, tak będzie lepiej. Wyjechać, zostawiając Nicka i wszystkich innych z przekonaniem, że zrobiła tak wyłącznie z powodu choroby matki.
Dyrektor Cunningham miał rację. Potrzebny jej odpoczynek. Może powinni wyjechać gdzieś z Gregiem? Tam, gdzie jest odludnie, ciepło i słonecznie, gdzie zmierzch nie zapada o szóstej po południu.
Gdy zadzwonił telefon, Maggie podskoczyła jak na odgłos wystrzału. Rozmawiała już z doktorem Averym. Jej matka przeżyła próbę samobójczą i miała się niezgorzej. Wyżywała się w perfekcyjnie granej roli idealnej pacjentki, która zmusza wszystkich dookoła, by poświęcali jej maksimum uwagi.
Chwyciła za słuchawkę.
– Agentka specjalna O’Dell.
– Maggie, jeszcze tam jesteś? Myślałem, że wracasz do domu.
Ciężko usiadła na łóżku.
– Cześć, Greg. – Czekała na jakieś ciepłe słowa, a usłyszała szelest papierów i od razu wiedziała, że mąż poświęca jej tylko część uwagi. – Lecę dziś wieczorem,
– Dobrze, czyli ten osioł przekazał ci jednak moją wiadomość?
– Jaki osioł?
– Ten, z którym rozmawiałem. Odebrał twoją komórkę. Powiedział, że musiałaś ją upuścić i że nie możesz podejść.
Maggie zacisnęła pięść. Puls jej przyspieszył.
– O której to było?
– Nie wiem… ale dość późno. Tutaj dochodziła północ. A co?
– Co mu powiedziałeś?
– O rany, więc ten dupek nic ci jednak nie powiedział?
– Greg, co mu mówiłeś? – Jej serce tłukło się w piersiach.
– Co to za niekompetentne dupki z tobą pracują, Maggie?
– Greg. – Starała się mówić spokojnie, nie pozwolić, żeby krzyk wyrwał się z jej gardła. – Zgubiłam wczoraj wieczorem komórkę, kiedy ścigałam mordercę. Prawdopodobnie to z nim rozmawiałeś.
Cisza. Nawet papier przestał szeleścić.
– Na Boga, Maggie, skąd miałem wiedzieć? – powiedział dziwnie cicho.
– Nie mogłeś. Nie oskarżam cię, Greg, tylko proszę, spróbuj sobie przypomnieć, co mu powiedziałeś.
– Nic takiego… żebyś do mnie oddzwoniła i że z twoją matką jest niedobrze.
Położyła się na plecach, wciskając głowę w poduszkę i zamykając oczy. Milczała.
– Maggie, musimy porozmawiać, jak wrócisz.
Tak, porozmawiają na jakiejś plaży, sącząc owocowe drinki ozdobione papierowymi parasolkami. Będą rozmawiać o tym, co jest naprawdę ważne, rozpalą na nowo gasnące uczucie, zaczną się szanować, respektować swoje cele. Wrócą do tego, co ich kiedyś połączyło.
– Chcę, żebyś rzuciła Biuro – powiedział i od razu wiedziała, że żadna słoneczna plaża na nich nie czeka.