ROZDZIAŁ DZIEWIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY

Maggie chciała powiedzieć Nickowi, że to koniec. Że nie zaginie już żaden mały chłopiec. Ale kiedy skończyli z Eddiem Gillickiem, nie mogła pozbyć się dręczącej wątpliwości. A może upiera się tylko, nie chce przyznać się do pomyłki?

Dlaczego ta wolontariuszka tak się spóźnia? Jak można prowadzić poważną rozmowę w cienkich jak bibułka ciuchach? Jak z gołymi plecami dyskutować o najbardziej skomplikowanych aspektach ponurych zbrodni?

Widziała, że Nick stara się jak może, ale wystarczyło kilka mimowolnych spojrzeń, żeby przypomniała sobie, że jest całkiem naga pod luźną szpitalną koszulą. Jeszcze gorsze były te przeklęte mrówki, które rozłaziły się po jej ciele.

– Dobra, może i wygląda na to, że Eddie Gillick jest winny – przyznała, starając się nie zwracać uwagi na reakcje swojego ciała. Znów stała tyłem do ściany.

Niebo było tego dnia tak cudownie niebieskie i rozległe. Większość śniegu na chodnikach i trawnikach rozpuściła się. Wkrótce na ulicach zostaną tylko góry czarnego brudnego lodu. Drzewa, które nie straciły jeszcze liści, lśniły wilgotnym złotem, czerwienią i oranżem. Jakby prysł czar, jakby zniesiono klątwę i wszystko wróciło do normy. Wszystko, prócz jej wątpliwości.

– Co Christine robiła wczoraj z Eddiem?

– Nie rozmawiałem z nią o tym rano. Wczoraj wieczorem mówiła, że Eddie miał ją odwieźć do domu, ale pojechał okrężną drogą. Powiedział jej, że jeśli będzie się z nim kochać, zdradzi jej, gdzie jest Timmy.

– Powiedział, że wie, gdzie jest Timmy?

– Tak mówiła Christine. Myślę, że miała halucynacje. Powiedziała mi też, że prezydent Nixon przeniósł ją na pobocze.

– To maska, przecież to jasne. Facet w masce wyniósł Christine z samochodu, a potem schował swoje przebranie w bagażniku.

– Następnie pobiegł szukać Timmy’ego w lesie – dodał Nick. – Oczywiście najpierw próbował zgwałcić Christine, no i zaatakował cię w piwnicy na cmentarzu. Pracowity gość.

Spojrzeli na siebie. Nie wypowiedzieli tego, co oczywiste, tego, co wisiało między nimi, wywołując to samo rozżalenie i paniczny lęk, który doprowadził ich do tego miejsca.

– Próbował coś z tobą? – spytał w końcu Nick.

– Co masz na myśli?

– No wiesz… Czy cię…

– Nie – ucięła. – Nie zrobił tego.

Maggie pamiętała, że kiedy morderca wyłowił broń z kieszeni jej płaszcza, przypadkiem musnął jej pierś i szybko odsunął rękę. Kiedy szeptał jej do ucha, nie dotykał jej. Seks zupełnie go nie interesował. Ani z chłopcami, ani tym bardziej z kobietami. Jego matka była świętą. Maggie przypomniała sobie obrazy torturowanych świętych w sypialni księdza Kellera.

Sutanna i celibat mogą być wspaniałą ucieczką, idealną kryjówką.

– Musimy jeszcze raz przesłuchać Kellera – powiedziała.

– Nic na niego nie mamy, Maggie.

– Zrób to dla mnie.

– Pani O’Dell? – Pielęgniarka zajrzała przez drzwi. – Ma pani gościa.

– Najwyższy czas – rzekła Maggie, spodziewając się niepunktualnej wolontariuszki.

Pielęgniarka otworzyła szeroko drzwi i uśmiechnęła się zalotnie do przystojnego, złotowłosego mężczyzny w czarnym garniturze od Armaniego. Miał ze sobą tani podręczny neseser i podobną torbę przewieszoną przez ramię.

– Cześć, Maggie – odezwał się, wchodząc do pokoju, jakby był u siebie, i rzucając spojrzenie na Nicka, zanim przesłał Maggie swój drogocenny prawniczy uśmiech.

– Greg? Skąd się tu wziąłeś?

Загрузка...