22

Fragmenty informacji docierały do mnie w następnych dniach jak resztki z rozbitego statku.

Nadinspektor Wilson przyszedł powiedzieć mi, że policja musiała przepiłować skrzynkę i przewieźć Naylora i Denny’ego do szpitala, gdzie uwolniono ich z niezwykłych kajdanków. Wydawał się mocno ubawiony, a także zadowolony. Wziął butelkę wina na kolację.

Sierżant Ridger powrócił z utarczek z pikietującymi z rozciętym czołem. Powiedział mi, że bary na torze wyścigowym Martineau Park znajdowały się na policyjnej liście zażaleń na rozwodnioną whisky. Powiedział, że pojechalibyśmy tam podczas następnych wyścigów i nasze wędrówki po pubach przyniosłyby sukces. Niechętnie powiedziałem mu, że już przyniosły dzięki pani Alexis.

Pani Alexis zaprosiła mnie na obiad. Poszedłem, bardzo się uśmiałem i wróciłem z propozycją, by wybierać i dostarczać wino do jej restauracji. Wilfred przeżył sadze, a kominiarz został odprawiony.

Gerard dostarczał mi nieustannych nowin, na ogół dobrych.

Profil szkockiej z wielkich magazynowych kadzi pasował do trzeciego ładunku skradzionego z cysterny. Whisky w Martineau Park i w „Silver Moondance” pochodziły z drugiego ładunku. Prawdopodobnie pierwszy ładunek w całości sprzedano i wypito.

Producenci Rannoch odmówili odebrania swojej whisky z powodu wody z kranu. Urząd Ceł i Akcyzy domagał się opłat dosłownie od wszystkich. Ubezpieczyciele Kennetha Chartera nalegali, że skoro whisky to marka Rannoch, to firma Rannoch powinna zapłacić. Rannoch twierdził, że zapłacić powinien Naylor. Kenneth Charter sugerował, żeby wylać whisky do zlewu i zapomnieć o niej, ale nie potraktowano tych sugestii poważnie.

Najlepsza wiadomość była taka, że ubezpieczenie zgodziło się przywrócić w pełni polisy Chartera, a więc flota cystern nie wypadnie z obiegu.

Udział Kennetha juniora pozostał dotychczas nieznany policji i przy odrobinie szczęścia nadal pozostanie. Junior napisał z Australii do ojca z prośbą o pieniądze, które Kenneth senior wysłał mu wraz z radą, żeby nie wracał, dopóki nie zmniejszy się rodzicielska dezaprobata.

Misja spełniona, powiedział z satysfakcją Gerard. Deglet’s wysyłał Charterowi rachunek.

Do biura Deglet’s nadeszły również informacje od kalifornijskiego agenta sprzedającego rasowe konie: regularnie sprzedawał konie przysyłane przez Larry’ego Trenta, a pieniądze zgodnie z instrukcją wpłacał na trzy konta bankowe na nazwisko Stewarta Naylora.

Poznał pana Naylora, który raz tam przyjechał, żeby otworzyć konta. Konie były dobre i wygrywały gonitwy dla swoich nowych właścicieli. Nie było tu żadnych przekrętów, nie miał co do tego wątpliwości.

Flora przyszła mi powiedzieć, że wyjeżdżają z Jackiem na miesiąc na Barbados powygrzewać się na słońcu.

– Skarbie, jeździmy co roku, ale znasz Jacka, nawet pięciu minut nie wytrzyma bez ruchu, chociaż tym razem ta noga szczęśliwie trochę go przyhamuje. Oczywiście w zimie połowa środowiska wyścigowego jedzie na Barbados… wiesz, że nazywają je Newmarket nad Morzem?

A później przysłała mi kartkę z informacją, że Orkney Swayle i Isabella mieszkają w tym samym hotelu, ale przecież nie można mieć wszystkiego naraz, prawda, skarbie?

Zadzwonił Miles Quigley, bardzo pewny siebie i zaproponował mi posadę Vernona od zaraz, jako odpowiedzialnego za trunki w jego firmie. Pensja dwukrotnie wyższa niż miał Vernon, powiedział, status dyrektora i miejsce w zarządzie. Odmawiając uprzejmie, pomyślałem, że gdyby zaproponował takie warunki Vernonowi, Vernon mógłby do końca życia okazywać mu lojalność.

Quigley powiedział, że dotrzymuje obietnicy, nie oskarża Vernona, który współpracuje teraz z policją. Współpracuje? – spytałem. Vernon, wyjaśnił Quigley, będzie świadkiem oskarżenia, gadatliwość w zamian za nietykalność. Czy jestem pewien w sprawie pracy?

Byłem pewien, absolutnie pewien, ale mimo wszystko podziękowałem.

Zostanę przy moim sklepie, pomyślałem, bo jest dla mnie odpowiedni. Jego skala jest moją skalą. Pasujemy do siebie.

Pozostanę przy dobrodusznej pani Palissey, może nawet pewnego dnia nauczę Briana pisać swoje imię. Będę jadał kolacje Sung Li i składał mu ukłony, będę słuchał moich klientów i sprzedawał im pocieszenie.

Zwykłe życie będzie toczyło się dalej.

Pewnego dnia po zamknięciu sklepu o dziewiątej pojechałem do domu i zastałem zostawioną przez listonosza przesyłkę od matki.

Rzadko do mnie pisała, zazwyczaj posługiwała się telefonem. Notka w paczce była typowo lakoniczna.

Kochanie, przeglądałam jakieś bardzo stare pudla. Znalazłam te drobiazgi twojego ojca. Jeśli ich nie chcesz, to wyrzuć.

Drobiazgi pochodzą z bardzo odległych czasów, pomyślałem, przeglądając je. Para wojskowych złotych spinek. Sprzączka do paska z brązu z herbem jego regimentu. Oprawny w skórę notes z pokrowcem na ołówek, ale bez ołówka.

Przerzucałem stronice notesu. Zapiski wyłącznie dotyczące takich spraw jak rozkład służby i codzienne dowodzenie oddziałem. Jedynie przypadkiem natrafiłem na stronę, na której zapisał coś innego.

Patrzyłem na tę stronę zahipnotyzowany. Były to bazgroły, cri de coeur, pospieszne, niemal pozbawione interpunkcji, zakończone znakiem zapytania. Wiedziałem, że matka nie przysłałaby mi tego notesu, gdyby to przeczytała. Mógł się przyczynić do zniszczenia mitu.

Poczułem, że ojciec jest mi bliższy niż kiedykolwiek. Poczułem się jego prawdziwym synem.

Napisał… nie miał nawet tylu lat co ja teraz i napisał:

Bitwa pewnie już wkrótce. Zasadnicza sprawa to nie pokazać swoim ludziom strachu, ale mój Boże, jak ja się boję.

Dlaczego nie mogę mieć odwagi mojego ojca…

Podczas bitwy, pomyślałem, musiał ją w którymś momencie odnaleźć.

Загрузка...