10

Wiadomość od asystenta Neagley z Chicago zawierała adres New Age Defense Systems zdobyty dzięki uprzejmości UPS. Właściwie dwa adresy. Jeden w Kolorado drugi we wschodniej części Los Angeles.

– Rozsądne posunięcie – skomentowała Neagley. – Dwie fabryki. Tak jest bezpieczniej w razie ataku.

– Chrzanienie – żachnął się Reacher. – Idzie o dwóch senatorów i dwa kawałki wieprzowiny. Republikanie tu, demokraci tam. W ten sposób cały czas są przy korycie.

– Swan nie uczestniczyłby w czymś takim. Reacher skinął głową.

– Być może.

Neagley otworzyła mapę i sprawdzili adres we wschodniej części LA. Wspomniane miejsce znajdowało się za Echo Park i stadionem Dogger, na ziemi niczyjej pomiędzy południową Pasadeną i właściwą, wschodnią częścią Los Angeles.

– To daleko stąd. Dotarcie na miejsce może nam zająć całą wieczność – rzuciła Neagley. – Przed chwilą zaczęła się godzina szczytu.

– Tak wcześnie?

– W Los Angeles korki pojawiły się trzydzieści lat temu. Ustaną, kiedy wyczerpią się zapasy ropy lub tlenu. W każdym razie nie dotrzemy tam przed zamknięciem. Lepiej zostawmysobie New Age Défense Systems na jutro, a dziś odwiedźmy panią Franz.

– Czyli tak jak zaproponowałaś. Grasz na mnie jak na skrzypcach.

– Po prostu mieszka bliżej. Poza tym to ważne.

– Gdzie?

– W Santa Monica.

– Franz mieszkał w Santa Monica?

– Nie miał domu nad oceanem, lecz założę się, że to piękne miejsce.


***

Miejsce faktycznie okazało się piękne. Znacznie ładniejsze, niż sądził. Franz mieszkał w niewielkim parterowym domu przy małej uliczce pomiędzy Dziesiątką a lotniskiem w Santa Monica, w odległości około trzech kilometrów od morza. Chociaż na pierwszy rzut oka położenie działki nie wydawało się idealne, dom był wspaniały. Neagley przejechała obok niego dwukrotnie, szukając miejsca do zaparkowania. Bryła domu odznaczała się doskonałą symetrią. Dwa frontowe okna z drzwiami wejściowymi pośrodku. Dach ocieniający ganek, na którym stoją dwa bujane fotele. Kilka kamieni, kilka belek nośnych w stylu Tudorów, wyraźnie widoczne wpływy prądu Arts and Crafts i Franka Lloyda Wrighta. Hiszpańskie dachówki. Istne pomieszanie stylów w bardzo małym budynku. Ale efekt był naprawdę piorunujący. Dom miał niezwykły urok i świeżość. Był pięknie pomalowany. Po prostu lśnił. W promieniach słońca błyszczały czyste okna. Równie zadbana okazała się przestrzeń przed domem. Zielony, starannie przystrzyżony trawnik, jaskrawe kwiaty, żadnych chwastów. Krótki asfaltowy podjazd, gładki jak tafla szkła, był starannie zamieciony. Calvin Franz był schludnym i drobiazgowym mężczyzną. Reacher odniósł wrażenie, że mała posiadłość, którą miał przed oczyma, idealnie odzwierciedla osobowość jego przyjaciela.

W końcu, dwie przecznice dalej, jakaś ładna babka odjechała toyotą camry i Neagley zaparkowała mustanga na wolnym miejscu. Zamknęła wóz i oboje ruszyli w stronę domku Franza.

Mimo późnego popołudnia nadal było gorąco. Reacher wyczuwał w powietrzu zapach oceanu.

– Ile wdów odwiedziliśmy? – zapytał. Zbyt wiele – odpowiedziała Neagley.

– Gdzie mieszkasz?

– Lake Forest w Illinois.

– Słyszałem o tym miejscu. Podobno jest bardzo ładne.

– To prawda.

– Moje gratulacje.

– Ciężko na to zapracowałam.

Skręcili w uliczkę, przy której stał dom Franza, by po chwili znaleźć się na podjeździe. Zwolnili, podchodząc do drzwi. Reacher nie był pewny, z jakim przyjęciem się spotkają. Zwykle miał do czynienia z wdowami, które niedawno straciły męża, lecz nigdy nie odwiedzał ich po siedemnastu dniach od jego śmierci. Bardzo często kobiety w ogóle nie wiedziały, że są wdowami, dopóki się nie zjawił, aby im o tym powiedzieć. Nie miał pojęcia jaką różnicę może sprawić siedemnaście dni. Nie wiedział też, w jakiej fazie procesu opłakiwania znajduje się żona Franza.

– Jak ona ma na imię? – zapytał.

– Angela – odpowiedziała Neagley.

– Okej.

– Chłopak nazywa się Charlie.

– Rozumiem.

Weszli do przedsionka. Neagley odnalazła przycisk dzwonka i nacisnęła go koniuszkiem palca. Delikatnie, krótko, w sposób wyrażający szacunek, jakby elektryczne urządzenie potrafiło wyczuć różnicę. Reacher usłyszał przytłumiony dźwięk gongu dolatujący z wnętrza domu. Cisza. Czekał. Drzwi otworzyły się po półtorej minuty. Jakby same z siebie. Reacher spojrzał w dół i spostrzegł małego chłopca, wyciągającego rękę do klamki. Ta znajdowała się wysoko, a chłopiec był niski, musiał więc stanąć na palcach i maksymalnie się wyciągnąć, aby jej dosięgnąć.

– Ty musisz być Charlie – powiedział Reacher.

– Tak.- Byłem przyjacielem twojego taty.

– Mój tata nie żyje.

– Wiem. Jestem bardzo smutny z tego powodu.

– Ja też.

– Czy możesz sam otwierać drzwi?

– Tak – odparł chłopiec. – Mogę. Wyglądał dokładnie jak Calvin Franz. Podobieństwo było niezaprzeczalne. Ta sama twarz, ta sama budowa ciała. Krótkie nogi, długi tułów i długie ręce. Chociaż rysujące się pod T-shirtem barki chłopca składały się wyłącznie ze skóry i kości, już teraz można było odgadnąć, że kiedyś pojawią się na nich mięśnie. Chłopiec miał oczy Franza, ciemne, chłodne, spokojne i zachęcające, jakby mówił: Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.

– Charlie, czy twoja mama jest w domu? – zapytała Neagley.

Chłopiec skinął twierdząco głową.

– Jest z tyłu. – Puścił klamkę i cofnął się, aby wpuścić ich do środka. Pierwsza weszła Neagley. Dom był zbyt mały, aby mama Charliego mogła znajdować się w tylnej części. Przypominał duży pokój podzielony na cztery mniejsze pomieszczenia. Dwie małe sypialnie z prawej oddzielone łazienką, pomyślał. Mały salon z lewej od frontu i mała kuchnia tuż za nim. To wszystko. Mały, lecz piękny. Wszystko było białe i jasnożółte. W wazonach stały kwiaty. Okna przysłonięto białymi drewnianymi okiennicami. Podłogę wykonano z ciemnego wypolerowanego drewna. Reacher odwrócił się i zamknął drzwi wejściowe. Hałas dobiegający z ulicy ustał i w całym domu zapadła cisza. Pomyślał, że kiedyś taka cisza musiała budzić przyjemne uczucia. Teraz było inaczej.

Z kuchni, zza ścianki działowej tak krótkiej, że nie mogła dostarczyć nawet chwilowego schronienia, wyłoniła się kobieta. Reacher pomyślał, że musiała się za nią ukryć, gdy usłyszała; dzwonek do drzwi. Wyglądała na znacznie młodszą od niego. Trochę młodszą od Neagley.

Młodszą od Franza.

Wysoka, szczupła kobieta o jasnych włosach i błękitnych oczach skandynawki. Ubrana w sweter z dekoltem w szpic odsłaniającym wystające obojczyki i górne żebra. Czysta i zadbana. Miała starannie uczesane włosy i pachniała perfumami. Doskonale opanowana, lecz wyraźnie spięta. Reacher dostrzegł w jej oczach dziki niepokój, jakby miała pod skórą maskę wyrażającą przerażenie.

Po chwili niezręcznego milczenia Neagley wykonała krok do przodu i zapytała:

– Angela? Jestem Frances Neagley. Rozmawiałyśmy przez telefon.

Angela Franz uśmiechnęła się sztucznie, podając jej dłoń. Kiedy wymieniły uścisk, przyszła pora na Reachera.

– Jack Reacher. Bardzo mi przykro z powodu straty, która panią spotkała. – Ujął jej dłoń, która wydała mu się chłodna i krucha.

– Wypowiadał pan te słowa wielokrotnie, prawda? – zapytała.

– Niestety – przytaknął.

– Jest pan na liście Calvina – powiedziała. – Służył pan w żandarmerii jak on.

Reacher przytaknął głową.

– Nie byłem taki jak on. Wiele mi do niego brakowało.

– Jest pan bardzo uprzejmy.

– Stwierdzam fakt. Bardzo go podziwiałem.

– Opowiadał mi o panu… o was wszystkich. Wiele razy. Czasami czułam się tak, jakbym była jego drugą żoną. Jakby wcześniej był już żonaty. Z wami wszystkimi.

– Właśnie tak było – przytaknął Reacher. – Służba przypomina rodzinę. Oczywiście jeśli człowiek ma szczęście, a my je mieliśmy.

– Calvin powtarzał to samo.

– Widzę, że później miał jeszcze więcej szczęścia. Na twarzy Angeli ponownie zagościł sztuczny uśmiech.

– Może, lecz widać jego szczęście się skończyło, prawda? Charlie obserwował ich badawczo oczami do złudzenia przypominającymi oczy Franza.

– Bardzo dziękuję, że przyszliście – rzekła.- Możemy coś dla pani zrobić? – zapytał Reacher.

– Potraficie wskrzeszać umarłych? Nic nie odpowiedział.

– Po tym, co o panu mówił, nie byłabym zaskoczona.

– Możemy się dowiedzieć, kto to zrobił – rzekła Neagley. – W tym jesteśmy dobrzy. Tylko w taki sposób możemy się zbliżyć do jego wskrzeszenia. Oczywiście w pewnym sensie.

– Lecz nie przywróci mu to życia.

– Nie. Bardzo mi przykro.

– Dlaczego przyszliście?

– Aby złożyć pani kondolencje.

– Przecież mnie nie znacie. Pojawiłam się dopiero później. Nie należałam do waszej paczki. – Angela cofnęła się w stronę kuchni. Po chwili zmieniła zamiar, przecisnęła się pomiędzy Reacherem i Neagley i usiadła w salonie, kładąc dłonie na oparciach fotela. Reacher zauważył, że jej palce się poruszają. Prawie niepostrzeżenie, jakby pisała na maszynie lub grała na niewidzialnym pianinie spoczywającym na kolanach.

– Nie byłam częścią waszej grupy – powiedziała. Czasami tego żałowałam. Tyle dla niego znaczyliście. Często powtarzał: Nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą. Cały czas używał tych słów jak sloganu. Oglądał mecz, a gdy rozgrywający został wyrzucony z boiska lub stało się coś równie ważnego, mówił: Widzisz maleńka, nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą. Powtarzał to Charliemu. Kiedy kazał mu coś; zrobić, a ten marudził, Calvin ostrzegał: Nie zadzieraj ze specjalną grupą śledczą.

Charlie spojrzał na nich i uśmiechnął się.

– Nie zadzieraj… – powtórzył lekko piskliwym głosem, w którym można było wyczuć intonację ojca, aby przerwać raptownie, jakby miał problem z wypowiedzeniem dłuższych słów.

– Jesteście tu z powodu tego powiedzenia, prawda? zapytała Angela.

– Nie do końca – odparł Reacher. – Raczej z powód tego, co się za nim kryje. Troszczyliśmy się o siebie wzajemnie. To wszystko. Przyszedłem do pani, bo Calvin zrobiłby to samo, gdyby znalazł się na moim miejscu…- Naprawdę?

– Tak sądzę.

– Kiedy na świat przyszedł Charlie, Calvin dał sobie z tym wszystkim spokój. Nie wywierałam na niego presji. Chciał być ojcem. Chciał zrezygnować ze wszystkiego, co niebezpieczne.

– Nie mógł…

– Chyba tak.

– Nad czym ostatnio pracował?

– Przepraszam, powinnam zaproponować, żebyście usiedli – przerwała.

W pokoju nie było kanapy. Nie zmieściłaby się. Kanapa normalnej wielkości zatarasowałaby wejście do sypialni. Jej funkcję pełniły dwa fotele i mały drewniany fotelik bujany dla Charliego. Fotele umieszczono po obu stronach niewielkiego kominka z suszonymi kwiatami w prostym porcelanowym wazonie. Fotelik Charliego stał po lewej stronie komina. Jego imię wyryto na tylnym oparciu rozgrzanym pogrzebaczem lub lutownicą. Siedem liter. Ładne pismo. Staranna, lecz nieprofesjonalna robota. Przypuszczalnie dzieło Franza. Dar ojca dla syna. Reacher przyglądał się mu przez chwilę. Usiadł w fotelu naprzeciw Angeli, a Neagley przysiadła na oparciu tuż przy nim, tak że jej udo znajdowało się w niewielkiej odległości od niego, lecz go nie dotykało.

Charlie wdrapał się po nogach Reachera na swój drewniany fotel.

– Nad czym pracował Calvin? – ponowił pytanie Reacher.

– Charlie, idź się pobawić – poleciła synowi Angela Franz.

– Mamo, chcę zostać.

– Angelo, czym ostatnio zajmował się Calvin?

– Od czasu narodzin Charliego zajmował się wyłącznie sprawdzaniem danych osobowych – odparła. – To był dobry interes. Szczególnie w Los Angeles. Każdy boi się, że zatrudni złodzieja lub ćpuna. Że chodzi z nim na randki lub może go poślubić. Pierwszą rzeczą, którą ludzie robią po poznaniu kogoś za pośrednictwem Internetu lub w barze, jest wpisanie jego nazwiska do wyszukiwarki Google, a drugą – zatrudnienie prywatnego detektywa.

– Gdzie pracował?

– Miał biuro w Culver City. Wynajmował jeden pokój. W budynku przy zbiegu Venice i La Cienega. Lubił to miejsce. Chyba będę musiała zabrać stamtąd jego rzeczy.

– Czy zgodziłabyś się, żebyśmy wcześniej je przeszukali?

– Zastępcy szeryfa już to zrobili.

– Powinniśmy zrobić to jeszcze raz.

– Dlaczego?

– Ponieważ musiał zajmować się czymś poważniejszym od sprawdzania danych osobowych.

– Ćpuny zabijają ludzi, prawda? Czasami robią to takżeI złodzieje.

Reacher spojrzał na Charliego, zdając sobie sprawę, że także Angela go obserwuje

– Nie w taki sposób.

– W porządku. Jeśli chcecie, możecie ponownie przeszuka biuro.

– Masz klucz? – zapytała Neagley.

Angela wolno wstała i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z dwoma nieoznaczonymi kluczami, dużym i małym, na stalowym kółku średnicy trzech centymetrów. Przez kilka sekund pieściła je w dłoni, a następnie z pewnym ociąganiem podała Neagley.

– Chciałabym otrzymać je z powrotem. To jego osobisty komplet.

– Czy trzymał tutaj swoje rzeczy? – zapytał Reacher. – Notatki, teczki, inne przedmioty tego rodzaju?

– Tutaj? – zdziwiła się. – Czy to możliwe? Kiedy się tu wprowadziliśmy, zrezygnował z noszenia podkoszulków, aby zaoszczędzić miejsca w szufladach.

– Kiedy się tu przeprowadziliście? Angela w dalszym ciągu stała. Chociaż była delikatną kobietą, wydawała się wypełniać sobą całą przestrzeń.

– Zaraz po narodzeniu Charliego. Chcieliśmy mieć prawdziwy dom. Byliśmy tutaj bardzo szczęśliwi. To mały dom, lecz nie potrzebowaliśmy niczego więcej.

– Co wydarzyło się ostatniego dnia, w którym go widziałaś?

– Wyszedł rano, tak jak zawsze, i nigdy więcej nie wrócił…- Kiedy to było?

– Pięć dni przed wizytą zastępców szeryfa, którzy powiadomili mnie o znalezieniu ciała.

– Czy opowiadał ci o swojej pracy?

– Charlie, może byś się czegoś napił? – zapytała.

– Nie chce mi się pić, mamusiu – odparł chłopiec.

– Czy Calvin kiedykolwiek rozmawiał z tobą o swojej pracy?

– Rzadko – odparła. – Czasami studio filmowe chciało, aby prześwietlił jakiegoś aktora, by poznać jego sekrety. Przekazywał mi ploteczki ze świata show-biznesu. To wszystko. Nic więcej.

– Wiemy, że był szczerym facetem. Mówił to, co myślał.

– Rzeczywiście taki był. Sądzisz, że się komuś naraził?

– Nie, zastanawiałem się, czy wobec ciebie postępował podobnie i czy ci się to podobało.

– Kochałam go. Wszystkie jego cechy. Szanowałam go za uczciwość i otwartość.

– Nie obrazisz się, że będę z tobą szczery?

– Nie.

– Myślę, że coś przed nami ukrywasz.

Загрузка...