65

W końcu, tak jak przeczuwał, otworzył teczkę z danymi osobowymi Tony’ego Swana. Zatrzymał się na fotografii zrobionej polaroidem. Zdjęcie miało rok i daleko mu było do fotografii studyjnej, chociaż było znacznie wyraźniejsze od zdjęcia, które otrzymał od Curtisa Mauneya. Chociaż Swan odszedł z armii dziesięć lat temu, miał włosy krótsze niż wtedy. Wśród rekrutów panowała moda na golenie głowy, lecz oficerowie jej nie ulegali. Swan miał zwyczajną fryzurę z przedziałkiem. Wraz z upływem czasu włosy się przerzedziły i zmienił uczesanie na krótkiego jeża. Kiedyś jego włosy miały kasztanowobrązową barwę, teraz były przyprószone siwizną. Reacher zauważył wory pod oczami oraz fałdy tłuszczu i mięśni w okolicy szczęki. Kark wydawał się jeszcze szerszy niż kiedyś. Reacher był zdumiony, że ktoś produkuje koszulki z takim kołnierzykiem. Wielkości opony samochodowej.

– Co teraz? – zapytała Dixon, przerywając milczenie. Reacher wiedział, że w rzeczywistości nie było to pytanie. Chciała, aby przestał czytać. Pragnęła oszczędzić mu cierpienia. Zamknął teczkę i rzucił ją na łóżko z dala od innych, jakby należała do innej kategorii. Swan zasługiwał na lepszy los od przebywania w towarzystwie dawnych kolegów, nawet na papierze.

– Musimy ustalić, kto wiedział i kto leciał – odpowiedział Reacher. – Pozostali będą mogli pożyć trochę dłużej.- Kiedy to ustalimy?

– Dzisiaj. Ty i Dave rozejrzycie się w Highland Park. Neagley i ja wrócimy do wschodniego Los Angeles. Za godzinę. Odpocznij i spraw się na medal.


***

Reacher i Neagley opuścili motel o piątej rano. Pojechali dwiema hondami, jedną ręką prowadząc, drugą trzymając telefon i rozmawiając, jak ludzie dojeżdżający do pracy. Reacher powiedział, że jego zdaniem po telefonie alarmowym Lamaison i Lennox pojechali prosto do Highland Park. Standardowa procedura. Highland Park miało znacznie większe znaczenie. Atak na biuro we wschodnim Los Angeles mógł być pozorowany. Po nocy pozbawionej dodatkowych atrakcji obawy opadną i o świcie ci dwaj wyruszą na miejsce prawdziwego przestępstwa. Uznają, że szklany biurowiec nie nadaje się do użytku i dadzą wszystkim dzień wolny. Wszystkim oprócz szefów działów, którzy zostaną wezwani w celu oszacowania strat i stwierdzenia, co zaginęło.

Neagley przyznała mu rację. Bez pytania zrozumiała, jaka jest następna część planu. Między innymi dlatego Reacher tak ją lubił.


***

Zaparkowali w odległości stu metrów od siebie, na różnych ulicach, tak aby nie rzucać się w oczy. Słońce podniosło się nad horyzontem i wstał szary świt. Reacher zaparkował pięćdziesiąt metrów do budynku New Age i widział słabe odbicie swojego samochodu w szklanych panelach. Małego, dalekiego i anonimowego. Jednego z setek, które stały w pobliżu. W okolicy zniszczonej recepcji zauważył ciężarówkę z platformą. Stalowa lina sięgała do środka, w mrok. Parker nadal tam był w swojej kurtce przeciwdeszczowej. Kierował operacją. Miał do pomocy jednego ochroniarza. Reacher odgadł, że trzej pozostali zostali odesłani do Highland Park, aby wspomóc Lamaisona i Lennoxa.

Lina ciężarówki z platformą szarpnęła i naprężyła się, jakby coś ciągnęła. Po chwili z holu wyłonił się tył ciemnoniebieskiego chryslera. Znacznie wolniej, niż do niego wjechał. Miał zarysowaną karoserię i uszkodzony przód. Przednia szyba pękła i lekko zapadła się do środka. W sumie samochód był w całkiem niezłym stanie. Delikatny i słaby jak młotek. Gdy wóz stanął na platformie, kierowca unieruchomił jego koła i odjechał. Kiedy tylko zniknął, do środka wjechał inny bliźniaczo podobny, choć nieuszkodzony wóz. Następny ciemnoniebieski chrysler 300C. Szybki i pewny. Zatrzymał się na podjeździe. Ze środka wysiadł Allen Lamaison i obejrzał rozwaloną bramę.

Reacher rozpoznał go natychmiast na podstawie zdjęcia z jego teczki. Na pierwszy rzut oka facet miał jakieś metr osiemdziesiąt wzrostu i ważył ze sto dwadzieścia kilogramów. Szeroki w ramionach, wąski w biodrach. Patykowate nogi. Wyglądał na szybkiego i zwinnego. Miał na sobie szary garnitur z białą koszulą i czerwonym krawatem. Jedną ręką przyciskał krawat do piersi, chociaż nie było wiatru. Rzucił okiem na bramę, wsiadł do samochodu i pojechał na parking. Zaparkował niedaleko rozbitych drzwi. Kiedy wysiadł, podszedł do niego Parker. Zaczęli rozmawiać.

Na wszelki wypadek Reacher wyciągnął komórkę znalezioną w Vegas i wybrał numer. W odległości pięćdziesięciu metrów od niego dłoń Lamaisona powędrowała do kieszeni i wyłoniła się ponownie z telefonem. Spojrzał na ekran i zamarł.

Mam cię, pomyślał Reacher.

Nie oczekiwał, że odbierze, a jednak Lamaison to zrobił. Otworzył klapkę, przysunął aparat do ucha i powiedział:

– Czego?

– Jaki miałeś dzień? – zapytał Reacher.

– Dopiero się zaczął.

– A noc?

– Zabiję cię.

– Wielu próbowało – odparł Reacher. – Nadal żyję, a oni nie.

– Gdzie jesteś?

– Wyjechałem z miasta. Tak jest bezpieczniej. Ale wrócę. Może za tydzień, może za miesiąc lub za rok. Na twoim miejscu przywykłbym do oglądania się za siebie. Będziesz musiał często to robić.

– Nie boję się ciebie.

– W takim razie jesteś głupcem – odpowiedział Reacher i rozłączył się. Widział, jak Lamaison gapi się w telefon, a następnie wybiera jakiś numer. Nie oddzwonił do niego. Reacher czekał, lecz jego aparat pozostał głuchy. A Lamaison zaczął gadać, najwyraźniej z kimś innym.


***

Po dziesięciu minutach pojawił się Lennox w kolejnym ciemnoniebieskim 300C. Czarny garnitur, siwe, krótko przycięte włosy. Krępy, o nalanej czerwonej twarzy. Numer trzy. Podwładny Swana. Kolega Parkera. Wyłonił się, niosąc kartonową tacę z kubkami kawy, i zniknął w środku. Pięć minut po nim zjawiła się Margaret Berenson. Smoczyca. Szefowa kadr. Była siódma rano. Przyjechała srebrną toyotą średniej wielkości. Skręciła w prawo, przejechała przez plac i zaparkowała zgrabnie tuż przed drzwiami. Ostrożnie weszła do środka, obchodząc rumowisko. Po chwili wyszedł Lamaison i wysłał ochroniarza do bramy, aby pełnił obowiązki wartownika. Parker stanął w drzwiach, tworząc drugą linię obrony. Później przyjechali dwaj kolejni menedżerowie. Pewnie dyrektor finansowy i techniczny, pomyślał Reacher. Wartownik pomachał im na powitanie w wyrwie, jaka pozostała po bramie, a Parker ukłonił się w drzwiach. Na koniec przybył jakiś dyrektor. Starszy gość. W jaguarze. Strażnik skinął mu głową z szacunkiem. Parker stanął na baczność. Starszy jegomość pogadał z Parkerem przez szybę i odjechał. Najwyraźniej był zwolennikiem dawania podwładnym dużej swobody działania.

Później zapadła trwająca dwie godziny cisza.


***

Mniej więcej w połowie tego czasu Dixon odezwała się z Highland Park. Ona i O’Donnell byli na posterunku od szóstej rano. Widzieli trzech ochroniarzy. Obserwowali, jak odjeżdża Lamaison i Lennox. Widzieli, jak przychodzą pracownicy. Cały czas we dwójkę krążyli wokół fabryki w promieniu dwóch przecznic, aby mieć pełniejszy obraz.

– To prawdziwa twierdza – oceniła Dixon. – Kilka budynków. Porządne ogrodzenie. Doskonała ochrona. Z tyłu jest lądowisko dla helikopterów. Jeden nawet tam stoi. Biały beli dwieście dwadzieścia dwa.


***

O dziesiątej trzydzieści wyszła smoczyca. Ostrożnie przedarła się przez zgliszcza i zatrzymała na płytkim stopniu na zewnątrz recepcji, aby po chwili ruszyć do swojej toyoty. Zadzwonił telefon Reachera. Aparat na kartę, który kupili Radio Shack, a nie telefon gościa z Vegas. Dzwoniła Neagley.

– Jedziemy razem? – zapytała.

– Absolutnie – odparł Reacher. – Ty zaraz za nią, ja za tobą. Pora zacząć rock and rolla.

Naciągnął rękawiczki i uruchomił swoją hondę w tym samym momencie, w którym Berenson uruchomiła toyotę. Ponieważ wjeżdżając na parking, skręciła w prawo, wyjeżdżając skręci w lewo. Reacher ruszył z pobocza, przejechał dwadzieścia metrów i zawrócił przy następnej ulicy. Długie siedzenie w samochodzie sprawiło, że zesztywniał. Przejechał wolno obok ogrodzenia New Age. Berenson ruszyła przez parking. Przecznicę dalej zobaczył hondę Neagley. Sunęła wolno, ciągnąc za sobą obłok białej pary. Berenson dotarła do bramy i przejechała przez nią, nie zatrzymując pojazdu. Skręciła w lewo. Neagley wykonała równoległy zwrot i ruszyła dwadzieścia metrów za nią. Reacher zwolnił, odczekał chwilę i też zawrócił. Jakieś siedemdziesiąt metrów za Neagley i dziewięćdziesiąt za Berenson.

Загрузка...