Znajomy Neagley nie był głupi. Uparł się, że oddzwoni spoza budynku, z innej komórki. Wiedział, że każdy automat w promieniu dwóch kilometrów od Pentagonu jest nieustannie monitorowany. Musiała upłynąć godzina, aby przejechał na drugą stronę rzeki i dotarł do telefonu na zewnątrz małego sklepiku spożywczego przy New York Avenue.
Wtedy dopiero zaczął się ubaw.
Kiedy Neagley powiedziała mu, czego chce, zaczął wymieniać różne powody, dla których spełnienie jej życzenia było niemożliwe. Wtedy ona zaczęła wyliczankę. Facet był jej winien całe mnóstwo nie byle jakich przysług. Sprawa była oczywista. Reacher zaczął mu współczuć. Gdyby w imadle znalazły się czyjeś jaja, lepiej żeby Neagley nie trzymała pokrętła, doszedł do wniosku. Tamten w końcu ustąpił i zgodził się na wszystko przed upływem dziesięciu minut. Później zaczęli omawiać zwykłe logistyczne szczegóły. Jak wykonać robotę, kto ma się tym zająć, co zostanie uznane za potwierdzenie. Neagley zasugerowała, że ludzie z wydziału kryminalnego żandarmerii powinni przyjechać niezapowiedziani i porównać zapisy w księgach ze stanem magazynowym. Znajomy przyznał jej rację i poprosił o tydzień. Neagley dała mu cztery godziny.
Reacher spał cztery godziny. Kiedy opracowali plan i podjęli decyzję, zrelaksował się do takiego stopnia, że nie mógł powstrzymać opadających powiek. Wrócił do pokoju i zwalił się na łóżko. Po godzinie zjawiła się pokojówka. Odesłał ją i ponownie zasnął. Później u drzwi stanęła Dixon. Oznajmiła, że Neagley czeka na nich w holu z wiadomościami.
Wiadomości Neagley nie były ani dobre, ani złe. Coś pomiędzy. New Age nie miało fabryki w Kolorado, a jedynie biuro. Produkcję pocisków zlecali fabryce w Denver. Mieli tam kilka egzemplarzy Little Wing. Oficer wydziału kryminalnego żandarmerii obejrzał je wszystkie, przeliczył i stwierdził, że ich liczba odpowiada zapisom w księgach. Wszystko było jak należy. Żadnych problemów. Wszystko z wyjątkiem tego, że dokładnie sześćset pięćdziesiąt sztuk czekało w oddzielnym zabezpieczonym magazynie na transport do Nevady, gdzie miały zostać rozebrane i zniszczone.
– Z jakiego powodu? – zapytał O’Donnell.
– Pociski produkowane obecnie to Mark Two – wyjaśniła Neagley. – Pozbywają się wadliwych Mark One.
– A tych jest dokładnie sześćset pięćdziesiąt.
– Właśnie.
– Czym się od siebie różnią?
– Pociski Mark Two mają małą fluorescencyjną strzałkę ułatwiającą załadunek w ciemności.
– Na tym koniec?
– Właśnie.
– To przekręt.
– Oczywiście. Chodzi o to, aby dokumenty były w porządku, kiedy ludzie Mahmouda będą wywozili pociski przez bramę.
Reacher skinął głową. Wartownik walczyłby na śmierć i życie, aby uniemożliwić bezprawne wywiezienie broni. Widząc dokument i uzasadnienie, przepuściłby rakiety z uśmiechem i przyjacielskim pozdrowieniem. Nawet jeśli powodem byłby brak małej strzałki namalowanej na czymś, co kosztowało więcej, niż zarobił w ciągu ostatniego roku.
– W jaki sposób montuje się na nich moduł elektroniczny? – zapytał.
– Moduł elektroniczny umieszcza się w środku, a nie na zewnątrz – wyjaśniła Neagley. – W bocznej części korpusu jest port dostępu. Odkręcasz klapkę i wkładasz moduł. Później musisz jedynie dokonać sprawdzenia i kalibracji.
– Mógłbym to zrobić?
– Wątpię. Musiałbyś zostać przeszkolony. Na polu walki to zadanie będzie należało do specjalisty.
– A zatem także Mahmoud nie będzie umiał. Ani żaden z jego ludzi.
– Musimy przyjąć, że już mają kogoś takiego. Nie wydaliby sześćdziesięciu pięciu milionów dolców, gdyby nie wiedzieli, jak to zrobić.
– Czy możemy doprowadzić do odwołania rozkazu ich wywiezienia?
– Bez wszczynania alarmu to wykluczone. Równie dobrze moglibyśmy zadzwonić do FBI.
– Zostały ci jeszcze jakieś atuty, Neagley?
– Kilka.
– Skontaktuj się ze swoim znajomym i powiedz, aby ktoś do nas zadzwonił w chwili, gdy pociski opuszczą fabrykę.
– A do tego czasu?
– Do tego czasu Mahmoud nie będzie miał pocisków, a my będziemy mieli pełną swobodę działania.