Oni wszyscy są trochę szaleni – powiedziałem do Sally, wskazując wir podekscytowanych bąbelków w Jacuzzi. Dziwna grupka sekciarzy. Wielkie obsesje w przytulnym saloniku. To pożyteczne zobaczyć, jak dziwaczni bywają pozornie zdrowi na umyśle ludzie.
– Więc to nieszkodliwi maniacy?
– Nie jestem pewien, czy nieszkodliwi. Opanowały ich jakieś dziwaczne idee. Obalenie XX wieku. Zakaz uprawiania turystyki. Świat polityki, handlu, edukacji – wszystko jest zepsute.
– To jakiś punkt widzenia. Robią swoje.
– Sally… – uśmiechnąłem się do niej. Leżała wygodnie w kąpieli z bąbelkami, przeglądając stosik kolorowych magazynów, ucieleśnienie wygody i bezpieczeństwa. – Popatrz na to w szerszym kontekście To Kropotkin z koktajlem pink lady i luksusowym dywanem od ściany do ściany. Ci ludzie chcą zmienić świat, użyć przemocy, jeśli będą musieli, ale nigdy w życiu nie zdarzyło im się, żeby wyłączono im centralne ogrzewanie.
– Ale postawili cię na nogi. Od lat nie byłeś taki zaangażowany.
– To prawda. Zastanawiam się dlaczego…? – Gapiłem się na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Włosy zwisały mi nad czołem, twarz miałem spiętą jak wielebny Dexter. Wyglądałem jakbym miał dwadzieścia lat mniej, jakbym był młodym absolwentem z krzywo zawiązanym krawatem i piekącym pragnieniem naprawiania świata. – Mógłbym napisać artykuł o tym fenomenie. Kanapowa apokalipsa. Klasa średnia przeszła od dobroczynności i odpowiedzialności obywatelskiej do fantazmatów o kataklizmie. Whisky i Armagedon…
– Przynajmniej zajęli się tobą. Ten lekarz, Richard Gould, szukałam go w sieci. Brał udział w wynalezieniu nowej kuracji dla dzieci z wodogłowiem.
– Ładnie z jego strony. Mówię to poważnie. Nie pozwolił, żebym zobaczył jego twarz – nie wiem dlaczego.
– Może cię tylko nabierali. – Sally chwyciła mnie za rękę, gdy kręciłem się po łazience. – Spójrzmy prawdzie w oczy, kochany. Tylko czekasz, żeby cię czymś zaszokować.
– Myślałem o tym. – Usiadłem na krawędzi wanny, wdychając oszałamiający zapach jej ciała. – Policja mną pomiatała, a oni widzieli, że jestem amatorem. Doświadczeni uczestnicy demonstracji nigdy nie pozwolą przewrócić się na ziemię – to zbyt niebezpieczne. Robią swoje i odskakują, zanim zacznie się bijatyka. Jak Angela, gospodyni domowa z Kingston w Olympii. Naprawdę była szybka i bez wahania zostawiła mnie na pastwę losu.
– Ta kobieta wykładająca teorię filmu pomogła ci. To słodkie.
– Kay Churchill. Była wspaniała. Kompletnie roztrzepana, ale uratowała mnie, gdy wyszedłem z sali sądowej. Było już ze mną źle.
Czekałem na objawy współczucia ze strony Sally, ale ona leżała biernie w kąpieli, bawiąc się bąbelkami na piersiach. Prześwietlenie, które mi zrobiono w szpitalu Royal Free, nie wykazało złamań żeber, ale buciory miłośników kotów uszkodziły mi śledzionę, jak przewidziała Joan Cheng. Gdy Sally zabierała mnie ze szpitala, spojrzała tylko pobieżnie na zdjęcia. Zatopiona we własnej wiecznej rekonwalescencji, nie życzyła sobie dzielić monopolu na zwątpienie i dyskomfort z kimkolwiek, nawet z własnym mężem. W jej mniemaniu, moje siniaki były wyłącznie moją winą i nie dorównywały bezsensownym ranom, które zaciążyły nad jej życiem jak nierozwiązywalna zagadka.
– Davidzie, ręcznik… Kiedy wracasz do Chelsea Marina?
– Dam im spokój. To nie są ludzie, którzy podkładaliby bomby.
– Ale wspomnieli o Heathrow. Podsłuchałeś ich, gdy myśleli, że śpisz. To pierwsza rzecz, jaką powiedziałeś, gdy taksówkarz pomógł ci wejść po schodach.
– Próbowali mi zaimponować. Albo sobie. Oni żyją konspiracją. Ten ksiądz-motocyklista boi się przemocy. Coś się stało, gdy był na Filipinach, na długo przed Heathrow.
– A co z doktorem Gouldem? Kiedy miał czternaście lat, został postawiony przed sądem dla nieletnich i oskarżony o podpalenie domu towarowego w Kilburn.
– Sally, podziwiam cię. – Patrzyłem jak zawiązuje sobie ręcznik pod pachami. – Powinnaś pracować dla brygady antyterrorystycznej.
– Wszystko jest w sieci. Doktor Gould ma własną stronę WWW. Załadował tam swoje zeznanie przed sądem dla nieletnich – najwyraźniej jest z niego dumny.
– Zatrzymanie przez policję daje dreszczyk emocji. Nauczyciel cię zagiął, a ty czujesz, że dzieciaki cię kochają.
– Dom towarowy w Kilburn zbudował ojciec Goulda. – Sally przyglądała się swoim zębom w lustrze. – Był architektem przemysłowym i budowniczym. Kiedy umarł, firma została wykupiona przez McAlpine’s.
– Nie przejmuj się tym.
Stała tyłem do lustra, ciało i włosy miała spowite białym ręcznikiem, patrzyła na mnie przez unoszącą się w powietrzu parę jak kapłanka archaicznej świątyni morza. Patrząc w jej oczy, czułem, że widzę całą swoją przyszłość.
– Davidzie, posłuchaj mnie.
– Na litość boską… – otworzyłem okno, żeby wypuścić parę. – Sally, to ty masz na tym tle obsesję.
– Tak, mam. – Przytrzymała mnie za ramię i zmusiła, żebym usiadł na brzegu bidetu. – Musimy odkryć prawdę o bombie na Heathrow. Bo inaczej śmierć Laury będzie ci ciążyć przez całe życie. Z równym powodzeniem mógłbyś posadzić jej mumię w swoim gabinecie.
– Masz rację. Spróbuję podjąć trop.
– Nie poddawaj się. Chcę zamknąć przeszłość i przekręcić klucz.
Zadzwonił telefon komórkowy. Przywitała się z przyjaciółką i przeszła do sypialni, słuchając uważnie. Przykryła telefon dłońmi i powiedziała do mnie:
– Davidzie, twoje zdjęcie jest w „Kensington News”. – Usiadła na łóżku i radośnie wcisnęła się w poduszkę. – Ukarany grzywną. Sto funtów. Tak, wyszłam za mąż za kryminalistę…
Byłem zadowolony, że Sally cieszy się z mojej nowej sławy. Wziąłem tygodniowy urlop zdrowotny z instytutu, ale Henry Kendall zadzwonił i powiedział, że profesor Arnold jest niezadowolony z wyroku. Klienci z wielkich firm mogą nie zechcieć korzystać z porad psychologa z przeszłością kryminalną. Moja pozycja najwyraźniej osłabła, a wraz z nią nadzieje na dyrektorski fotel.
Na szczęście istniała długa tradycja ekscentrycznych psychologów z upodobaniem do odlotowych zachowań. Moja matka była psychoanalitykiem w latach sześćdziesiątych, przyjaciółką R.D. Lainga często widywaną podczas marszów na rzecz rozbrojenia atomowego. Przyłączała się do urządzanych przez Bertranda Russella okupacji budynków, skąd wyciągała ją siłą policja. Nadawane późno w nocy dyskusje telewizyjne były jej naturalnym środowiskiem w tym samym stopniu, co gabinet konsultacyjny.
Jako dziecko oglądałem ją w telewizorze babci. Bardzo mi imponowały jej kaftany, długie do pasa czarne włosy i pełne żaru wypowiedzi. Wolna miłość i zalegalizowanie narkotyków niewiele dla mnie znaczyły, choć domyślałem się, że mają jakiś związek z miłym, ale nieznanym mi mężczyzną, który pojawiał się podczas weekendów i ze skrętami, które matka uczyła mnie robić dla siebie i paliła, mimo protestów mojej znużonej tolerancją babci.
Mimo całego uznania, jakim ją darzono, mimo artykułów w czasopismach i wypowiedzi na temat Piageta i Melanii Klein, jej wiedza na temat macierzyństwa była prawie wyłącznie teoretyczna. Do trzeciego roku życia wychowywany byłem przez kolejne dziewczyny rekrutowane w poczekalni weekendowej darmowej kliniki, którą prowadziła matka. Były to humorzaste uciekinierki z prowincjonalnych uniwersytetów francuskich, neurotyczne amerykańskie absolwentki, niechętne do zrozumienia potrzeb dzieciństwa, japońskie dziwolągi, wymagające głębokiej terapii, które zamykały mnie w sypialni i nalegały, żebym spał przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. W końcu uratowała mnie babcia i jej drugi mąż, emerytowany sędzia. Musiało minąć parę lat, zanim, już w szkole, zauważyłem, że innym chłopcom nie jest obcy fenomen zwany ojcem.
Gdy wstąpiłem na Uniwersytet Londyński, faza hippisowska w życiu mojej matki dawno już się skończyła, ona zaś stała się statecznym i poważnym psychoanalitykiem w Tavistock Clinic. Miałem nadzieję, że jej instynkt macierzyński, przytłumiony przez większość moich lat dziecięcych, znajdzie teraz późne ujście. Ale nigdy nie staliśmy się czymś więcej jak tylko przyjaciółmi, a jej nie udało się przybyć na ceremonię wręczenia mi dyplomu.
– Co za suka – współczuła mi Laura, zapraszając mnie do swojej rodziny na lunch po uroczystości. Odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą:
– Ona jest wolnym duchem. Kochała mnie bardzo – przez dziesięć minut. Potem się skończyło.
W Instytucie Adlera, mając do czynienia z rodzinami dysfunkcyjnymi, stwierdziłem, że aż nazbyt wielu rodziców jest obojętnych wobec swoich dzieci. Popularny mit zakłada, że relacje dziecko – rodzice są głębokie i spełnione, ale w niektórych rodzinach ich po prostu nie ma. Laura wkroczyła w gotową na jej przyjęcie próżnię; z jej agresywnymi emocjami, gwałtownie skierowanymi za mną albo przeciw mnie, stanowiła przeciwieństwo matki. W porównaniu z moją łagodną babcią, traktującą najmniejsze nawet napady złości z pobłażliwą mądrością godną Salomona, Laura była jak tajfun oczyszczającej pasji.
Teraz, w podeszłym wieku, moja matka była pacjentką hospicjum Highgate, gdzie umierała na nieoperacyjny przypadek raka jajników. Jej wielki i ciągle wzbierający brzuch sprawiał, że wyglądała na ciężarną, siedemdziesięciokilkuletnią kobietę, nieświadoma, że nosi w sobie dziecko. Przesiadując przy łóżku tej ledwie żywej istoty, zrozumiałem ze smutkiem, że niewiele mnie już ona obchodzi.
– Davidzie… – Sally wyłączyła komórkę. – Zostałeś znakomitością. Bez przerwy napływają zaproszenia na obiady…
– Nie daj Boże. Musiałbym obmyślić kolejność przyjmowania zaproszeń.
– Nie wyśmiewaj się z siebie – za często ci się to zdarza. – Patrzyła na mnie z prawdziwym szacunkiem. – Walczyłeś z policją. Ilu ludzi może to o sobie powiedzieć?
– A ilu tego chce? Policja jest po naszej stronie.
– Prawie. A co z Heathrow? To jedyny realny trop, jakim dysponujemy. Davidzie, musisz zmienić zdanie.
– Niech ci będzie. Wrócę do Chelsea Marina i popytam tu i tam. O tego duchownego i ludzi kręcących się koło Kay Churchill. Zobaczę, czy uda mi się skontaktować z doktorem Gouldem.
– Dobrze. Musimy wiedzieć, co stało się z Laurą. Wiele od tego zależy, Davidzie…
W jej głosie brzmiało więcej niż nuta lekkiej pogróżki. Stała owinięta ręcznikiem i czekała, aż wyjdę z pokoju, żeby rzucić go na łóżko. Był to pewny znak, że między nami pojawiło się lekkie poczucie obcości. Uznała, że bezsensowna śmierć Laury niesie jakieś buntownicze przesłanie, które w końcu zamknie moje pierwsze małżeństwo.
Ale ja już wiedziałem, że poszukiwania mordercy Laury związane są z moim drugim małżeństwem. Unikając wzroku Sally, wspominałem jej wściekle zmarszczone czoło, gdy robiła pierwsze samodzielne kroki na oddziale ortopedycznym szpitala St Mary’s. Była mokra od potu, koszula nocna przykleiła się jej do skóry, a ja patrzyłem, jak mięśnie ud budzą się do życia, kreśląc niechętną wolę chodzenia. Zbliżyliśmy się podczas moich wizyt, po przyjacielsku wykpiwając najmniejsze objawy flirtu. Ale w tym momencie, gdy kuśtykała w moją stronę o laskach, z nadgarstkami białymi z bólu i złości na siebie samą, wiedziałem, że zostaniemy kochankami.
Jak zwykle bywa, przewrotna odmiana losu odświeżyła i zdefiniowała świat na nowo.