31. Sentymentalny terrorysta

Czy Gould fantazjował? Patrzyłem, jak odchodzi od jaguara, z oczami utkwionymi w rzędach lśniących, dyrektorskich samochodów, jakby zakurzony sedan przypomniał mu o tych nędznych dniach, zanim rozpoznał swoje prawdziwe powołanie. Przerobił się na posłańca prawdy, oddał garnitur do pralni chemicznej i włożył czystą koszulę z krawatem. Zatrzymał się, gdy dotarł do mojego range rovera, i spojrzał na swoje odbicie w czarnych drzwiach, blady nimb głowy szybujący po lakierze, jak wtedy, gdy snuł się między drzewami w biskupim parku. Krzyk Muncha przeniesiony na długoterminowy parking duszy.

Z kieszeni wyjął małą chusteczkę i wypolerował noski butów, potem wrócił do jaguara, gotów poświęcić mi cały swój czas. Czy naprawdę podłożył bombę na konwejerze w terminalu numer 2, czy też był to wytwór jego wyobraźni? A może żądny przemocy uczepił się aktu terroru, dokonanego przez jakąś niezidentyfikowaną grupę, i uzurpował sobie jego własność? Czy oszukiwał sam siebie i uwierzył, że to on jest zamachowcem, a potem posunął się do morderstwa w Hammersmith, dodając niewyjaśnione przestępstwa, żeby nadać sens niewytłumaczalnemu?

Ale człowiek, który się do mnie zbliżał, uśmiechał się z nieśmiałą ufnością, patrzył z troską, w której nie było niczego fanatycznego. Był troskliwym lekarzem w sali szpitalnej świata, zachęcającym, wyjaśniającym, zawsze gotowym, by usiąść obok wystraszonego pacjenta i przedstawić skomplikowane rozpoznanie w słowach zrozumiałych dla laika.

– Davidzie…? – Poklepał mnie po ramieniu bezkrwistą ręką. – Nie chcę, żebyś się martwił. Wiem, że trudno zaakceptować takie rzeczy.

Spodziewasz się, że wszystko się zatrzyma – dlaczego drogi nie są ciche, dlaczego samoloty nie stoją na lotnisku? Coś potrząsnęło ziemią, a ludzie nadal robią sobie herbatę…

– Dobrze. Jestem gotów cię wysłuchać.

– To nie są zwierzenia. – Przygładził wytarte klapy garnituru. – Musisz zrozumieć – idąc za tą młodą kobietą do jej drzwi, nie czułem zła.

– Wiem, Richardzie. Wiem, że tak było.

– To dobrze. To było nagłe olśnienie, prawie objawienie. Zobaczyłem ją w centrum handlowym przy King Street i pomyślałem…

– Czy Stephen Dexter ją śledził?

– Nie. To on śledził mnie. Wiedział, w czym rzecz, mówiliśmy o tym wiele razy. Po Heathrow i galerii Tatę ona stanowiła następny, logicznie narzucający się krok. Chciał mnie powstrzymać, zanim go uczynię. Kiedy usłyszał, że widziałem ją kilka dni wcześniej, wychodzącą z River Cafe, zaczął się martwić. Doszedł za mną do centrum handlowego przy King Street i zadzwoniły dzwonki ostrzegawcze. Trudno było się go pozbyć. Tyle kamer nas obserwowało.

– Spotkałeś ją wcześniej?

– Nie. Wiedziałem, że jest sławna, a Vera powiedziała mi, kim jest. Była celem doskonałym pod każdym względem. To mnie uspokoiło – żadnego przewlekłego poczucia winy, żadnego kaca nad muszlą klozetową…

– Byłeś zabójcą doskonałym, bez motywu?

– Vera miała jej adres na liście otwartym w sprawie turystyki do Trzeciego Świata. To było gdzieś niedaleko River Cafe, więc poprosiłem, żebyś na mnie zaczekał w którejś z bocznych uliczek.

– Jak się dostałeś w pobliże jej domu? Poszła prosto do siebie.

– Za centrum handlowym jest parking. Poszedłem tam za nią. Przedstawiłem się i powiedziałem, że jestem lekarzem, jednym z amatorów tego listu otwartego. Powiedziała, że podwiezie mnie do szpitala Charing Cross i po drodze weźmie list od Very.

– Potem wysiadłeś z samochodu i poszedłeś za nią? Byłeś uzbrojony?

– Oczywiście. Trochę ćwiczyłem z bronią, wiedząc, że ten dzień nadejdzie. – Gould rozpiął marynarkę, pokazując lufę wystającą z małej, skórzanej kabury tkwiącej mu pod pachą. – Stała tyłem do mnie, wkładała klucz do zamka. To był odpowiedni moment.

– Dlaczego na progu? – Z wysiłkiem panowałem nad oddechem, starając się nie rozpraszać Goulda. – Mieszkała sama. Nikt nie znalazłby jej przez wiele dni.

– Nie chciałem widzieć jej mieszkania. Jak umeblowała salon, jakie obrazki zawiesiła, jakie zaproszenia trzyma na gzymsie kominka. W ten sposób zbliżyłbym się do niej. Jej śmierć nie byłaby już bezsensowna.

– Więc zastrzeliłeś ją. – Patrzyłem na Goulda, myśląc o Laurze siedzącej wśród szczątków w terminalu numer 2. – Złapałeś autobus do Fulham Palace i czekałeś w parku. Byłeś…

– Wytrącony z równowagi. Przejściowo obłąkany. To mną wstrząsnęło. – Gould mówił to niemal bezceremonialnie, jakbyśmy byli kolegami, którzy dobrze się rozumieją. – Ale warto było tego dokonać, Davidzie.

– Trudno to zrozumieć.

– Zaakceptujesz to. Jestem ci wdzięczny. Musiałem zobaczyć te drzewa.

– I wyrzuciłeś pistolet do rzeki. Gdyby policja przepytała stare małżeństwo z parku, mogliby cię zidentyfikować.

– Mnie? I ciebie. – Gould pokiwał w zamyśleniu głową. – Samochód, którym zabójca uciekł – prowadziłeś go. Byliśmy wspólnikami.

– Nieprawda. Nigdy nie posunąłbym się do morderstwa.

– Wtedy nie. Ale zmierzasz ku niemu. Nawet teraz.

– Nigdy. – Nie mogłem dać sobie rady z intensywnym i przyjacielskim spojrzeniem Goulda. Odwróciłem się w stronę jaguara. Światło słoneczne padało na zielone cyfry z okładki książki. – A bomba w galerii Tatę? To też ty?

– To kolejna fuszerka. Nikt nie miał ucierpieć. Dexter był chętny do współpracy, a ja powiedziałem mu, że zostawię bombę na moście Millenium razem ze sztalugami i artystycznymi bibelotami. Była to część naszej kampanii przeciwko wszystkiemu, co reprezentuje galerię Tatę. Coś, co miało nią zatrząść.

– A zadaniem Stephena było wykonanie telefonu z ostrzeżeniem, żeby zdążyli ewakuować most?

– Właśnie. Ale ochroniarz nie pozwolił mi tam malować – to zła wiadomość dla każdego początkującego Moneta czy Pissarra. Bomba była w albumie Very, więc zostawiłem ją w księgarni. Kiedy wyszedłem, zobaczyłem, że nadchodzi Joan Chang. Kolejny lojalny uczeń, który miał mnie na oku.

– Nie ufała ci?

– Po Heathrow już nie. Wiedziała, czego naprawdę chcę. Stephen był zdenerwowany, czuł się odpowiedzialny za śmierć wszystkich tych ludzi.

– Dziwisz się?

– I tak, i nie. – Gould dotknął pajacyka naklejonego na szybę, jakby objaśniał rzecz dzieciom z hospicjum w Bedfont. – Stephen widział to dwojako. Po zamachu na Heathrow powiedział mi, że znów poczuł obecność Boga, jak urojoną kończynę budzącą się do życia. Potrzeba mu było tego poczucia winy. Dlatego zgodził się wziąć udział w robocie przy galerii Tatę. Nieświadomie żywił nadzieję, że ktoś zginie.

– Ale nie Joan Chang. Widział, jak biegnie w panice, i domyślił się, że znalazła bombę. Dlatego zadzwonił do ochrony.

– Trochę za późno. To kłopot z wszystkimi religiami – za późno przychodzą na miejsce zdarzenia. – Gould wyjął chusteczkę z mojej kieszonki na piersi i wytarł sobie palec wskazujący. – Przykro mi z powodu Joan. Lubiłem ją, a to zepsuło eksperyment.

– A Dexter? Wcześniej czy później zawiadomi policję.

– Na razie nie. Potrzebuje jeszcze poczucia winy, jeśli Bóg ma wrócić i zbawić go. Poza tym on mnie rozumie. Ty też, Davidzie.

– Nie. – Zatrzasnąłem drzwi jaguara i spróbowałem zapanować nad sobą. – To jest szaleństwo. Wszystko – bezsensowna przemoc, przypadkowe morderstwa, zamachy bombowe. To zamknięty krąg przestępstw. Życie jest więcej warte.

– Niestety, życie nic nie jest warte. Albo prawie nic. – Niespeszony moim wybuchem gniewu, wziął mnie pod ramię. – Bogowie umarli, a my już nie ufamy własnym marzeniom. Wyłaniamy się z otchłani, patrzymy przez chwilę za siebie i znów wchodzimy w otchłań. Młoda kobieta leży martwa na progu swojego domu. Bezsensowne przestępstwo, ale świat wstrzymuje oddech. Nasłuchujemy, ale kosmos nie ma nam nic do powiedzenia. Jest tylko cisza, więc to my musimy przemówić.

– My?

– Ty i ja. – Głos Goulda przeszedł nieomal w szept, jakby mówił do jednego z umierających dzieci. Złapał mnie za ramiona uspokajającym gestem. – Jest wiele do zrobienia, kolejne akcje, które trzeba zaplanować. Wiem, że mnie nie zawiedziesz.

– Nie zawiodę? Przecież zabiłeś moją żonę.

– Nie będę wymagał, żebyś dokonał czegoś brutalnego; to nie leży w twojej naturze. Przynajmniej na razie…

Mówił aksamitnym, uspokajającym głosem, ale dłoń sięgała do kabury pod pachą. Oparł się o mnie, głowę miał o kilkanaście centymetrów od mojej. Źrenice powędrowały w górę, otoczyła go ostrzegawcza aura, którą widziałem w Bishop’s Park. Zrozumiałem, że zastanawia się, czy nie jestem zbyt niebezpieczny, żeby zostawić mnie na parkingu. Gdyby znaleziono mnie martwego w jaguarze, z biletem parkingowym w dłoni, policja szybko doszłaby do wniosku, że to ja byłem sprawcą zamachu na terminal numer 2 i zabójcą byłej żony.

– Davidzie, muszę być pewien…

– Jestem z tobą. – Ostrożnie dobierałem słowa. – Mogę zrozumieć, co robisz.

– To dobrze. Musimy zostać przyjaciółmi.

– Jesteśmy przyjaciółmi. Po prostu muszę się z tym wszystkim oswoić.

– Naturalnie. Nie możesz się z tym zgodzić. – Gould poklepał mnie po policzku. – Nie martw się, omówimy następną akcję.

– Wybrałeś już… cel?

– Jeszcze nie. Ale będzie duży, wierz mi.

Odwrócił się ode mnie i uniósł ręce w górę. Odpowiedziało mu pulsowanie reflektorów samochodu, zaparkowanego sto metrów dalej. Citroen kombi wyjechał z zatoczki i potoczył się w naszą stronę. Za kierownicą siedziała Vera Blackburn. Gould ruszył w stronę drogi przy parkingu, trzy kroki przede mną, sprawdzając, czy buty lśnią jak należy. Gdy doszedł do krawężnika, zatrzymał się, żeby zaczerpnąć powietrza.

– Będziemy w kontakcie. Nadal mieszkasz u Kay?

– Tak. Ona jest w wirze walki. Czy Chelsea Marina mieści się w twoich planach, czy nie?

– Zupełnie nie. – Gould patrzył na swoje ręce i, zaciskając dłonie, próbował wywołać na nich trochę koloru. – To banalna sprawa – zebranie komitetu rodzicielskiego, które wyrwało się spod kontroli. Rodzice zdemolowali pokój nauczycielski i zamknęli dyrektorkę w ubikacji.

– Jesteś niesprawiedliwy. Osiągnięto poważny postęp.

– Masz rację. Klasa średnia to bardzo poważni ludzie. – Pomachał do Very, gdy citroen podjechał bliżej. – Dlatego musieli wymyślić tyle zabaw. Prawie każda gra, którą sobie wyobrazisz, została wynaleziona przez klasy średnie.

Usadowił się na fotelu obok kierowcy. Vera uśmiechnęła się do niego przelotnie, nie zwracając na mnie uwagi. Spieszyła się z odjazdem, zanim numer rejestracyjny wozu zostanie zapisany w komputerze.

Gould oddał mi chusteczkę.

– Przy okazji, w ubiegłym tygodniu widziałem Sally.

– Mówiła mi.

– Była bardzo miła. Sądzę, że chce, żebyś wrócił.

– Zawsze tego chce. To jedna z tych zabaw klasy średniej. Po co tam poszedłeś, Richardzie?

– Nie jestem pewien. Szukałem cię.

– Miałeś ze sobą pistolet.

– Musiałem. Żyjemy w niebezpiecznych czasach.

– To ty sprawiłeś, że są niebezpieczne. Chciałeś ją zastrzelić?

– Prawdę mówiąc…

Nie skończył zdania, bo Vera zdjęła nogę z hamulca i citroen odjechał.


Patrzyłem, jak samochód jedzie uliczką między zaparkowanymi wozami, zajeżdża drogę autobusowi lotniskowemu i rusza ku wyjściu. Za mną stał jaguar pokryty płaszczem kurzu. Wyjąłem komórkę i zastanawiałem się, czy zadzwonić na policję. Najlżejsze naciśnięcie guzika połączyłoby mnie z ochroną terminalu numer 2 i policja szybko upolowałaby citroena.

Tak, jak się spodziewałem, mój kciuk zawahał się. Richard Gould był bardziej obłąkany niż którykolwiek z pacjentów, którzy przewinęli się przez Instytut Adlera, ale zawsze było mi miło, gdy go widziałem. Mimo że usiłował mnie zabić, poczułem się spokojniejszy i bardziej pewien siebie. Długie poszukiwanie zabójcy Laury zakończyło się, a szalony pediatra, przyznając się, uwolnił mnie.

Загрузка...