25. Zabójstwo

Zawodzące od wielu dni syreny, melancholijna toksyna, znak zachodniego Londynu, przyćmiły rewolucję w Chelsea Marina. Wszystkie ekipy telewizyjne i fotoreporterzy stolicy zbiegli się na Woodlawn Road, ulicy z domami mieszkalnymi w Hammersmith, zaledwie o kilkaset metrów od miejsca, w którym zaparkowałem przy River Cafe. Okrutne morderstwo dokonane na młodej prezenterce telewizyjnej mocno ugodziło w jeden z obnażonych nerwów narodu. Problemy klasy średniej, odmawiającej płacenia czesnego i rachunków za prywatnych lekarzy, straciły na znaczeniu.

Miła blondynka po trzydziestce była jedną z najbardziej uwielbianych postaci telewizyjnych. Od dziesięciu lat prowadziła poranne programy publicystyczne, rodzinne panele dyskusyjne i audycje poświecone opiece nad dzieckiem, zawsze gotowa służyć rozsądną poradą, pełna uroku i dowcipu. Nigdy jej nie widziałem i nie mogłem przypomnieć sobie jej nazwiska, ale śmierć, którą poniosła na progu własnego domu, wywołała wybuch żalu, który kojarzył mi się z księżną Dianą.

Kamery ochrony w centrum handlowym przy King Street pokazywały ją, jak tuż po czwartej opuszcza sklep Habitat. Weszła na schody ruchome i odebrała samochód z wielopoziomowego parkingu za sklepami. Strażnik przy wyjeździe nie mógł jej sobie przypomnieć, ale na bilecie, który włożyła do bramki, był odcisk jej kciuka. Pojechała na Woodlawn Road, gdzie samotnie mieszkała w piętrowym domu z tarasem. Jej sąsiadami byli urzędnicy i aktorzy, profesjonaliści z klasy średniej, tacy jak ci w Chelsea Marina. Prawie wszyscy byli w ciągu dnia w pracy.

Nikt nie widział morderstwa, ale sąsiad mieszkający obok, technik filmowy, powiedział policji, że około 4.30 usłyszał rurę wydechową motocykla. Kilka minut później zobaczył, jak dwie przerażone kobiety stoją przy furtce ogrodowej i pokazują drzwi wejściowe. Wyszedł i znalazł prezenterkę leżącą na jej własnym progu. Biała lniana garsonka przesiąkła krwią, lecz on próbował ją ocucić. Inna sąsiadka, położna ze szpitala Charing Cross na Fulham Palace Road, przyłączyła się do niego i zastosowała oddychanie usta-usta. W końcu uznali, że kobieta nie żyje.

Strzelono jej w tył głowy, gdy otwierała drzwi. Umarła niemal natychmiast. Klucz nadal tkwił w zamku, a policja głowiła się, dlaczego zabójca strzelił do niej w biały dzień, kiedy każdy mógł go zobaczyć z okien okolicznych domów, zamiast wejść za nią do domu.

Nikt nie widział, jak zabójca przyjechał na miejsce zbrodni, i nikt nie pamiętał człowieka, który włóczyłby się po Woodlawn Road i czekał, aż ofiara nadjedzie samochodem. To, że udało mu się uniknąć zwrócenia uwagi, stanowiło zagadkę nie do rozwiązania.

Prezenterka miała kilku przyjaciół i często wyjeżdżała na całe dni podczas zdjęć plenerowych do jej programów. Fakt, że zabójca nadjechał tuż po tym, jak wróciła z centrum handlowego przy King Street, sugerował, że dobrze orientował się w jej planie dnia. Dokładnie przepytano pracowników i współpracowników centrum telewizyjnego BBC w White City, ale nikt nie znał jej planów na ten dzień. Stały kochanek, z którym spędziła poprzednią noc w jego mieszkaniu w Notting Hills, zeznał, że po porannych zakupach zamówiła sobie manicure w salonie piękności przy Knightsbridge.

Gdy sprawca dokonał zabójstwa, odszedł lub został zabrany przez zmotoryzowanego wspólnika. Kilkoro świadków zeznało, że czarny range rover krążył po okolicznych ulicach na godzinę przed strzałem. Kamery ochrony na Putney High Street zarejestrowały obraz podobnego samochodu, przejeżdżającego obok Burger Kinga, ale komputerowi nie udało się odczytać numeru rejestracyjnego.

Kilka dni później, podczas odpływu, na odsłoniętym dnie rzeki poniżej mostu Putney, znaleziono rewolwer marki Webley. Broń, będąca na wyposażeniu wojska podczas II wojny światowej, zaplątała się w sieć rybacką leżącą wokół przebitej gumowej łodzi. Porównanie gwintu lufy ze siadami na kuli znalezionej w czaszce ofiary wskazywało, że była to broń zabójcy.

Okrutne morderstwo dokonane na atrakcyjnej młodej kobiecie stało się impulsem do zakrojonej na wielką skalę operacji policyjnej. Jako osobistość medialna dziewczyna opanowała uprzejmą nijakość, tak cenioną przez telewidzów. Miała miliony wielbicieli i żadnych wrogów. Jej śmierć była niewytłumaczalna, wyglądała na przypadkowe zabójstwo, dokonane bez związku z jej sławą.


Trzy tygodnie po morderstwie oglądałem w kuchni Kay Churchill mszę żałobną transmitowaną przez telewizję. Kay, jak wszyscy zasmucona tą śmiercią, oglądała relację z kaplicy w Brompton, trzymając mnie za rękę. Nie widziała żadnego z programów ofiary i nie rozpoznała jej zdjęcia na pierwszej stronie „Guardiana”, ale sława sama definiuje swoje potrzeby. Wytarła słone łzy na policzkach wilgotną chusteczką.

– Kto mógł dokonać takiego zabójstwa? Zastrzelić inną ludzką istotę…?

– Jakiś maniak… aż trudno to sobie wyobrazić. Podobno aresztowali kogoś.

– Tego odmieńca z sąsiedniej ulicy? – Kay wyrzuciła chusteczkę do kosza. – Nie wierzę. Musieli kogoś znaleźć. Jaki miał motyw?

– Policja nic nie mówi. W dzisiejszych czasach motyw nie jest potrzebny. – Wskazałem na ekran. – To ten, za policyjną furgonetką.

Parada znanych telewizyjnych twarzy, niepewnych, czy mają się uśmiechać do tłumu pod kaplicą, czy patrzeć uroczyście pod nogi, została przerwana fragmentem przedstawiającym oskarżonego, prowadzonego między posterunkami policji. Teleobiektyw wycelowany z dachu nad West Endem pokazywał, jak wyciągają go z opancerzonej furgonetki. Był to otyły młodzieniec o tłustych białych ramionach, z kocem narzuconym na głowę. Gdy się potknął, można było zauważyć pulchne policzki i niesmaczną bródkę.

– Ponura sprawa… – Kay przebiegł dreszcz obrzydzenia. – Jest niedojrzały, jak wielkie dziecko. Kto to jest?

– Wypadło mi z pamięci jego nazwisko. Mieszka za rogiem Woodlawn Road. Jest kolekcjonerem broni. Policja znalazła u niego arsenał kopii broni palnej. Lubił fotografować osobistości wychodzące z River Cafe.

– Była za blisko, stała w kolejce do kasy. Prawdopodobnie zobaczył ją, jak wysiada z samochodu. Niektórzy ludzie nie potrafią sobie dać rady z taką bliskością sławy…

Kay oparła się o mnie i chwyciła pilot gotowa cisnąć nim w ekran. To morderstwo głęboko nią wstrząsnęło. Widok spalonego domu Turnerów po drugiej stronie ulicy przypomniał jej o dotykalnej obecności zła i umocnił w chęci naprawy wszelkiej niesprawiedliwości w jej zasięgu.

Przycisnąłem znękaną troskami rękę Kay do policzka i poczułem przypływ uczucia do tej pełnej namiętności kobiety, idealistycznej marzycielki tak rozrzutnie uprawiającej seks. Kay wiodła życie na wielu płaszczyznach – kochanki, podpalaczki prowokującej kieszonkową rewolucję, podmiejskiej Joanny d’Arc. Próbowała te role kontrolować jak zaprzęg niesfornych klaczy. Gdybym odszedł z jej życia, tęskniłaby za mną bardzo – przez dziesięć minut. Potem pojawiłby się następny lokator i też wziąłby udział w jakiejś przygodzie wiodącej do jej sypialni.

Zaczęła się msza żałobna, dostojny rytuał odpowiadający najniższym potrzebom telewidzów. Kay, niezbyt religijna, za to wściekle antyklerykalna, wyłączyła odbiornik. Przeszła do salonu i patrzyła na zwęglone belki domu Turnerów. Tę śmierć trzeba pomścić, a wypożyczalnie wideo trzeba obrzucić bombami i gospodynie domowe w Barnes i Wimbledonie należy wyrwać z poddaństwa.

Siedziałem w kuchni z wygasłym ekranem za towarzystwo. Miałem już podejrzenia co do tego, kto zabił prezenterkę. Richard Gould czynił wystarczająco dużo aluzji w parku Fulham Palace. Gdzieś w Londynie, w wynajętym pokoju, siedział pastor, oglądał mszę w innym telewizorze i próbował wyrzucić z głowy wspomnienie bezsensownego zabójstwa, którego dokonał. Czy Stephen Dexter zabił młodą prezenterkę, żeby wymazać pamięć o śmierci Joan Chang w galerii Tatę? I czy Gould, wyczerpany pościgiem od centrum handlowego przy King Street, był na miejscu zbrodni, gdy jej dokonywano?

Przypominałem sobie twardą ziemię pod stopami w parku przy Fulham Palace. Wziąłem Goulda za ramię i wyprowadziłem go spośród wielkich drzew, więżących niebo w konarach. Potykał się w swoich tanich butach, a ja objąłem go ramieniem i poczułem wilgotny materiał garnituru i zimną gorączkę płonącą mu pod skórą. Starsze małżeństwo przestało się nam przyglądać, zakładając najwyraźniej, że Gould jest narkomanem w ostatnich stadiach abstynencji.

Bezwładnie leżał na tylnym siedzeniu, ale na krótko uniósł się i wskazał na most Putney. Wyjechaliśmy z parku i skręciliśmy w Fulham Palace Road, przez rzekę przejechaliśmy w gęstym korku. Syreny zawodziły, samochody policyjne pędziły obok nas w stronę Hammersmith. Gould spał, gdy wracaliśmy do Chelsea Marina. Zaprowadziłem go do przypominającej trumnę windy w domu przy Cadogan Circle, wyjąłem klucze z jego przesiąkniętej wodą kieszeni i zostawiłem go przed drzwiami mieszkania Very Blackburn. W pustej windzie ślady jego spoconych dłoni lśniły na powierzchni lustra.

Zanim się rozstaliśmy, błędny wzrok Goulda nagle nabrał ostrości. Dostrzegł mnie.

– Davidzie, uważaj na Stephena Dextera. – Chwycił mnie za ręce, jakby chciał mnie wybić z głębokiego snu. – Żadnej policji. On będzie zabijał, Davidzie. Znów zabije…

Wtedy po raz ostatni widziałem Richarda Goulda. Tego samego wieczoru wyjechał wraz z Verą Blackburn z Chelsea Marina. Kiedy wróciłem do domu Kay, wszyscy mieszkańcy Grosvenor Place stali w milczeniu na ulicy, patrząc, jak dwa wozy strażackie gaszą popioły, które zostały po domu Turnerów. Już wtedy w radiach strażaków można było usłyszeć pierwsze doniesienie o morderstwie w Hammersmith. Ludzie rozeszli się, gdy dowiedzieli się, kto był ofiarą, jakby między tym morderstwem a wydarzeniami w Chelsea Marina był jakiś tajny związek.

Następnego dnia policja i komornicy wycofali się z Grosvenor Place. Przed domem na Cadogan Circle jeden z mieszkańców powiedział mi, że Gould i Vera odjechali citroenem. Nic nie powiedziałem Kay, ale doszedłem do wniosku, że Gould widział, jak Dexter zabija swoją ofiarę. Było już za późno, żeby ratować młodą kobietę, więc poszedł za obłąkanym księdzem do Fulham Palace, gdzie Dexter wyrzucił rewolwer do Tamizy i zniknął w niekończących się przestrzeniach Wielkiego Londynu, na terytorium nieopisanym na mapach.

Przez chwilę kusiło mnie, żeby pójść na policję, skorzystać z usług Henry’ego Kendalla i zaaranżować spotkanie z wysokim oficerem Scotland Yardu. Ale moja przyjaźń ze Stephenem Dexterem, pogłoski o range roverze widzianym w pobliżu Woodlawn Road na Putney High Street, nasze spotkanie przy galerii Tatę wkrótce sprawiłyby, że zostałbym uznany za wspólnika tego pastora i pilota, któremu odmówiono zgody na wzbicie się do nieba. Z czasem w Dexterze zwycięży sumienie i wtedy sam odda się w ręce policji, gotów na spędzenie nadchodzących dziesięcioleci w Broadmoor.

Wkrótce potem o zabójstwo prezenterki telewizyjnej został oskarżony sflaczały samotnik i podglądacz. Nie powiedział nic sędziemu pokoju, który orzekł postawienie go przed ławą przysięgłych. Był jak pustka po człowieku, niemal martwy w swojej bierności. Jego opętany gwiazdami aparat fotograficzny, obsesyjne zbieranie replik broni i osobowość tak bezbarwna, że nikt nie zauważył go przed drzwiami, gdzie dokonano morderstwa, razem wzięte wskazywały na skrajną formę zespołu Aspergera.

To aresztowanie tygodniami nie schodziło z pierwszych stron gazet. Sława i sławne osobistości znów znalazły się pod pręgierzem, jakby sam fakt, że jest się sławnym, stanowił podnietę dla gniewu i pragnienia zemsty, grając na niespokojnych snach utajonego świata, ciemnej górze lodowej niemocy i wrogości.

Ale ja myślałem o Richardzie Gouldzie, drżącym i wyczerpanym, gdy stał pod drzewami w Bishop’s Park. Myślałem o dzieciach umierających w hospicjum w Bedfont i o nastolatkach z zespołem Downa, które zabrał na wakacje, i o jego desperackich próbach znalezienia sensu w pomyłkach natury. Świat odsunął się od Stephena Dextera, ale runął na Richarda Goulda, zgłodniały czasu i przestrzeni.

Загрузка...