Stół był już sprzątnięty.
Tylko obrus pozostał na długim stole. I krzesła dokoła stołu. Kucharz podał kawę. Pawłysz usiadł obok Grażyny.
Wargezi milczał. Pawłysz oczekiwał, że ten będzie popisywał się elokwencją, ale doktor milczał. Kapitan-1 powiedział:
— Nie rezygnowaliśmy z odebrania przerzutu, ale kabina nie pracuje. Nie otrzymaliśmy więcej grawigramów. Nie wiemy, ile czasu będzie trwała ta sytuacja i nie wiemy, co ją wywołało. Jeszcze wczoraj wszystko było w porządku.
Pawłysz skinął głową, chociaż nikt nie widział tego skinienia. Chciał powiedzieć, że wczoraj on właśnie przyleciał jako ostami z załogi. I nic szczególnego na Ziemi się nie działo. Padał deszcz. Kiedy Pawłysz biegł z ośrodka do bazy przerzutowej, zdążył przemoknąć do suchej nitki. Pod kabiną czekała na niego Świetlana Pawłowna, operatorka. Podała mu frotowy ręcznik i powiedziała: „Wytrzyj się. Nie wypada pojawiać się w mokrym widzie na drugim końcu Galaktyki”. Pawłysz tak się denerwował, że nie zauważył nawet, jak znalazł się w szatni, jak poszedł oddać swoje rzeczy do kontenera i zapomniał zwrócić ręcznik, więc Świetlana musiała biegać za nim.
— Na razie nie mamy żadnych danych co do natury tego… — Kapitan szukał właściwego słowa —… incydentu. Dlatego tymczasowo traktujemy naszą mieszaną załogę, jak stałą załogę statku i przystępujemy do normalnych zajęć. Gdy tylko nadejdą jakieś nowe wiadomości, natychmiast powiadomimy wszystkich. Zebrani podnieśli się.
— Cieszę się — powiedział Pawłysz, gdy podeszli do drzwi.
— Z czego? — zapytała Grażyna.
— Nie możesz odlecieć.
— Odlecę. Przy pierwszej możliwości.
— Na Ziemi usłyszano moje modlitwy — oświadczył Pawłysz.
— Nie podzielam twych modlitw. — Grażyna patrzyła mu prosto w oczy.
— Masz na Ziemi kogoś? Czeka na ciebie?
— Potrafisz być nietaktowny! Podeszła do nich Armine.
— Boję się — powiedziała.
— Tego jeszcze brakowało! Nic nam nie grozi — odezwała się Grażyna, natychmiast zapomniawszy o Pawłyszu.
Armine była blada, wyraźnie widać było ciemny puch nad górną wargą. „Dziwne — pomyślał Pawłysz. — Czego tu się bać?”