10

Stół był już sprzątnięty.

Tylko obrus pozostał na długim stole. I krzesła dokoła stołu. Kucharz podał kawę. Pawłysz usiadł obok Grażyny.

Wargezi milczał. Pawłysz oczekiwał, że ten będzie popisywał się elokwencją, ale doktor milczał. Kapitan-1 powiedział:

— Nie rezygnowaliśmy z odebrania przerzutu, ale kabina nie pracuje. Nie otrzymaliśmy więcej grawigramów. Nie wiemy, ile czasu będzie trwała ta sytuacja i nie wiemy, co ją wywołało. Jeszcze wczoraj wszystko było w porządku.

Pawłysz skinął głową, chociaż nikt nie widział tego skinienia. Chciał powiedzieć, że wczoraj on właśnie przyleciał jako ostami z załogi. I nic szczególnego na Ziemi się nie działo. Padał deszcz. Kiedy Pawłysz biegł z ośrodka do bazy przerzutowej, zdążył przemoknąć do suchej nitki. Pod kabiną czekała na niego Świetlana Pawłowna, operatorka. Podała mu frotowy ręcznik i powiedziała: „Wytrzyj się. Nie wypada pojawiać się w mokrym widzie na drugim końcu Galaktyki”. Pawłysz tak się denerwował, że nie zauważył nawet, jak znalazł się w szatni, jak poszedł oddać swoje rzeczy do kontenera i zapomniał zwrócić ręcznik, więc Świetlana musiała biegać za nim.

— Na razie nie mamy żadnych danych co do natury tego… — Kapitan szukał właściwego słowa —… incydentu. Dlatego tymczasowo traktujemy naszą mieszaną załogę, jak stałą załogę statku i przystępujemy do normalnych zajęć. Gdy tylko nadejdą jakieś nowe wiadomości, natychmiast powiadomimy wszystkich. Zebrani podnieśli się.

— Cieszę się — powiedział Pawłysz, gdy podeszli do drzwi.

— Z czego? — zapytała Grażyna.

— Nie możesz odlecieć.

— Odlecę. Przy pierwszej możliwości.

— Na Ziemi usłyszano moje modlitwy — oświadczył Pawłysz.

— Nie podzielam twych modlitw. — Grażyna patrzyła mu prosto w oczy.

— Masz na Ziemi kogoś? Czeka na ciebie?

— Potrafisz być nietaktowny! Podeszła do nich Armine.

— Boję się — powiedziała.

— Tego jeszcze brakowało! Nic nam nie grozi — odezwała się Grażyna, natychmiast zapomniawszy o Pawłyszu.

Armine była blada, wyraźnie widać było ciemny puch nad górną wargą. „Dziwne — pomyślał Pawłysz. — Czego tu się bać?”

Загрузка...