19

Pawłysz postanowił odwiedzić Grażynę. Teraz już nie czuł się onieśmielony pod jej drzwiami. Teraz już nigdy nie będą sobie obcy. Jakąkolwiek będzie ich przyszłość, będzie wspólna.

— No i jak tam? Czym się skończyło? — zapytała Grażyna. Leżała przed nią księga w niebieskiej okładce.

— Prowadzę dziennik — wyjaśniła, widząc, że Pawłysz przygląda się księdze.

— Kapitan-1 radził odłożyć decyzję jeszcze o jeden dzień.

— Z powodu Armine?

— Oczywiście. I żeby jeszcze co poniektórzy mieli czas się namyślić. I powiedział, że ci, co mają wątpliwości, mogą przychodzić bezpośrednio do niego. Zdarza się, że trudno jest powiedzieć, co się myśli, kiedy słucha tego wielu ludzi.

— I co?

Pawłysz rozglądał się po niewielkiej kajucie. Grażyna zamieszkiwała ją już cały rok. Ani jednej fotografii, ani jednej ozdoby. Tylko małe zdjęcie ładnej kobiety. Pewnie mamy. Może już się spakowała do powrotu?

— Już się spakowałam — odpowiedziała na jego myśl Grażyna. — A tak w ogóle to jestem pedantką. Co zdecydowano?

— Jednogłośnie. Postanowiono, co znaczy, że postanowiono. I wysłano grawigram.

— Który nie dojdzie.

— Może i nie dojdzie. A może dojdzie. Przecież nie to jest ważne.

— „Anteusz” kontynuuje lot?

— Tak. Jak się czuje Armine?

— Poszła do siebie.

— Nie chce lecieć?

— Poleci, jak wszyscy — powiedział Grażyna. — Ona rozumie, że jej życzenie nie może być w sprzeczności z życzeniami wszystkich pozostałych. I wszystkich tych, co zostali w domu. To właśnie jest demokracja.

Pawłysz ciągle stał w progu, Grażyna nie zaprosiła go, by usiadł.

— Trudno mi się sprzeczać — rzekł Pawłysz. — Nie potrafię dyskutować. Ale może ona musi wracać do domu?

— Co znaczy „musi”? Bardziej niż ty? Bardziej niż ja?

— Każdy rozumie to po swojemu. Nie mam pewności, czy mamy prawo, nawet jeśli jesteśmy w większości, narzucać swoją wolę innym.

— To są głupie i puste słowa! — eksplodowała Grażyna. — Jeśli wszyscy są jednomyślni, nie może być postępu! Najczęściej w historii ludzkości mniejszość narzucała swoją wolę większości. Jeszcze jak narzucała. A niepokornych stawiano pod murem! Czytałeś o tym?

— To się ma nijak do nas.

Pawłysz nagle zobaczył, że Grażyna ma oczy pantery. To nie znaczyło, że w swoim życiu widział dużo panter i zaglądał wszystkim w oczy. Ale takie jasne, zimne, zielone oczy powinny być oczami pantery. Strach w nie patrzeć. Ale zakochanie polega na tym, że zjawiska i sytuacje wywołujące protest w normalnym życiu, w obiekcie miłości wręcz zniewalają. Miłość kończy się wtedy, kiedy człowiek zaczyna cię irytować. Kiedy drażnią drobiazgi, detale, głos, gesty. A Pawłysz myślał: „jakie piękne oczy mają pantery”.

— Na szczęście nijak — zgodziła się Grażyna. — Ale ma znaczenie zasada demokracji. Armine nie powiedziała, że jest przeciwna.

— Ale tak pomyślała.

— Jest zakochana. A ten chłopak czeka na nią. — Grażyna zlekceważyła tę cudzą miłość. Nawet w słowie „chłopak” zabrzmiała pogarda.

— Sądziłem, ż& Armine jest twoją przyjaciółką.

— Jest moją przyjaciółką. Zrobię dla niej wszystko, co w ludzkiej mocy. Ale też zawsze mówię prawdę w oczy. Gdyby nawet trzech czy czterech członków załogi opowiedziałoby się za powrotem, to krzyczałabym, biłabym się z nimi, udowadniała, że powinniśmy lecieć dalej. Dlatego, że tych, co myślą słusznie jest więcej.

— Nie wiem — westchnął Pawłysz.

— Nigdy nie będziesz wielkim człowiekiem. Nie potrafisz podejmować decyzji.

— Nie chcę być wielkim człowiekiem.

— Szkoda. Nawet w tej chwili masz nadzieję, że łączność zostanie przywrócona i wrócisz do siebie na czas. Jesteś wystraszony, ale wstydzisz się przyznać. Podobam ci się i nawet wymyśliłeś sobie romantyczną historię o tym, jak to się pożenimy i będziemy wieczorami siedzieli i wpatrywali się w gwiazdy w Ogrodzie Zewnętrznym. Ale tak naprawdę, to bardzo chcesz do domu.

— Dobrze, że nie jesteś kapitanem. Zawsze podejmowałabyś decyzje za innych.

— Właśnie po to wyznacza się kapitanów. Ja rozumiem sytuację „Anteusza”. Tu są teraz dwaj kapitanowie, powstała sytuacja niezwykła, której nie przewidywał żaden informator. Na dodatek żadna decyzja nie zagraża bezpośrednio ani statkowi, ani załodze. Zatem kapitanowie, zwykli przecież ludzie, stracili głowy.

— Nie odczułem tego tak.

— Znam pewnego mężczyznę. Już trzeci rok nie może się zdecydować, zadręczył i mnie, i inną kobietę, a najbardziej samego siebie. To tchórzostwo i głupota. Gdyby podjął decyzję od razu, ktoś by się pomęczył trzy tygodnie, a potem wszyscy odetchnęliby z ulgą. Ludzie niezdolni do podjęcia decyzji są przestępcami. Zgadzasz się ze mną?

Pawłysz wiedział, że jego odpowiedź nie jest Grażynie potrzebna. Dlatego powiedział:

— Byłaś wzorową uczennicą?

— To nie jest wcale skomplikowane, Sławku. Należy tylko w odpowiednim czasie odrabiać zadane lekcje. Nie odkładać ich na jutro.

— A wpisy do dzienniczka robisz codziennie?

— Oczywiście. Na szczęście w twoim glosie pobrzmiewa rozczarowanie. Stworzyłeś sobie obraz pięknej kobiety, ponieważ brakowało innych. Odmalowałeś sobie mnie taką, jaką chciałbyś, by była twoja ukochana. A ja nie chcę grać według twoich reguł. Jesteś więc rozczarowany. To druga niespodzianka w ciągu dwóch dób…

— Dość, nie wierzę ci. Kiedy człowiek ma pewność swojej racji, nie musi krzyczeć i złościć się.

— Odejdź — powiedziała Grażyna. — Odejdź i żebym cię więcej nie widziała! Jesteś żałosny!

Pawłysz wzruszył ramionami. Słowa Grażyny nie uraziły go, ponieważ rozumiał, że rozmawia w tej chwili nie z nim, a z tym mężczyzną, który został na Ziemi.

Zadziwiający człowiek ta Grażyna… Pawłysz obracał to słowo na języku jak groszek — Grażyna, Grażynka…

Cicho zamknął za sobą drzwi.

„Problemy — pomyślał. — Problemy… Wszyscy mają jakieś problemy, a statek leci do gwiazdy. I zupełnie nie wiadomo, co i kiedy jest ważniejsze…”

— Najważniejsze, wszelako, że statek leci.

Загрузка...