3

Pawłysz nie miał ochoty wracać do zamieszkałej części statku. Od razu znajdą mu jakieś zajęcie. A kiedy po raz drugi uda mu się wyrwać i tak spokojnie, niespiesznie pospacerować po statku?

Wszedł do tunelu łącznikowego, którym można było dojść do Zewnętrznego Ogrodu. Przez Ogród mógł wrócić do siebie. Po drodze zajrzał do porzuconej biblioteki. Kiedyś część kajut mieszkalnych znajdowała się w tym sektorze i nieopodal nich znajdowała się filia biblioteki.

W bibliotece panował zupełnie inny zapach — zapach taśmy. Komórki na mikrofilmy i wideokasety były pootwierane. W niektórych zostały taśmy. Pawłysz wiedział, dlaczego tak się stało. Kiedy bibliotekę przenoszono, kasety będące kopiami tych z głównej biblioteki, nie były zabierane. Wiedział, że nie spotka go tu żadna niespodzianka, ale zmitrężył trochę czasu na czytanie tytułów.

Opłaciło się. W jednej ze skrzyń znalazł ósmy, szesnasty i dwudziesty odcinek serialu „Podwodnego świata”, brakowało ich w bibliotece głównej.

Potem znalazł jeszcze kilka kaset bez etykiet. Zabrał je również.

Kwadrans później dotarł do tunelu łącznikowego i zatrzymał się przed windą.

Tu było znacznie jaśniej, tu czasem pojawiali się ludzie.

Winda przeniosła Pawłysza o kilka poziomów wyżej, co było pojęciem względnym, ponieważ dół jest zawsze w centrum statku, a góra to pomieszczenia zewnętrzne. Pole grawitacyjne, wytwarzane przez silniki, czaiło się w centralnej kuli.

Sala relaksu przez wejściem do Ogrodu Zewnętrznego też świeciła pustkami.

W basenie, niczym błękitnawe zwierciadło, zastygła woda. Była tak równa i nieruchoma, że Pawłysz nabrał ochoty, by pochylić się i zakłócić tę doskonałość. Wsunął rękę do kieszeni, miał tam zawsze coś niepotrzebnego. Palce wymacały metalową kulkę, cisnął ją do basenu. Zwierciadło drgnęło, plusnął słupek wody i we wszystkie strony pomknęły kręgi fal, w końcu swej drogi oblizując ściany basenu.

No, tak lepiej.

Niskie, miękkie kanapy, niczym klamry, ciągnęły się dokoła basenu. Pawłysz z rozpędu wskoczył na jedną z nich, usiadł niewygodnie na torbie z kasetami, które wlókł z porzuconej biblioteki. Kanapa odżyła, starając się dostosować do konturów ciała siedzącego.

Pawłysz wyobrażał sobie, że jest na „Nautiliusie”. Gdzieś w jego trzewiach żyje ostatni pasażer, stary kapitan Nemo.

A może to „Marie Celeste”? Nieoczekiwane nieszczęście zwaliło się na szkuner. Dlaczego wszyscy, co do ostatniego człowieka, porzucili statek? A garnek na kuchni był jeszcze ciepły.

Nie, to niezamieszkała wyspa. Oto jest, ciemny las za szklaną ścianą. Wysoko na prawej szary okrąg. Łata.

Kiedy Pawłysza jeszcze nie było na świecie, w Ogród Zewnętrzny uderzył meteoryt. To się zdarza w kosmosie. Nad meteorytową osłoną „Anteusza” trudziły się najlepsze umysły Ziemi — ani jeden okruch materii nie powinien był dotknąć statku, zbyt wysoka mogła być cena takiego kontaktu — ale i tak sześćdziesiąt lat temu „Anteusz” trafił w mocny meteorytowy strumień. Tak gęsty, że jeden z kamieni uderzył w statek.

Meteoryt przebił zewnętrzną przeźroczystą ściankę Ogrodu.

Następnie przenicował drugą ściankę, dzielącą Ogród od Sali Relaksu. Potem przedziurawił jeszcze trzy przegrody, zanim wypadł na zewnątrz.

Wypadek ten kosztował życie dwóch kosmonautów, którzy akurat znajdowali się w Sali Relaksu. Pawłysz dowiedział się, że grali po prostu w szachy.

Zginął też Zewnętrzny Ogród. Umarł tak szybko, że nie zdążył nawet się zmienić.

Pawłysz podszedł do szklanej ściany.

Kiedyś ogród troskliwie zaplanowano, potem uprawiano, jako miejsce, gdzie kosmonauci, będąc niewiarygodnie daleko od domu, mogliby poczuć uroki letniej nocy i zapachy ziemskiego lasu.

Pod przeźroczystą, wysoką kopułą tłoczyły się brzozy i jodły, krzewy różane i olszyny, a dalej, gdzie panowała temperatura nieco wyższa, pięły się do góry palmy.

Po remoncie ówczesny kapitan „Anteusza” postanowił nie podłączać Ogrodu do systemu ogrzewania — odtajałe drzewa i krzewy zgniłyby po prostu. A w panującej temperaturze będą zamarzniętymi pomnikami drzew i kwiatów. Jeśli ktoś nie wie, co tu się stało sześćdziesiąt lat temu, może mu się wydać, że za szybą zaczyna się prawdziwy zimowy las.

Загрузка...