W ciągu stu lat „Anteusz” obrósł rytuałami jak poszycie żaglowca skorupiakami.
Jednym z takich tradycyjnych rytuałów był Podwójny Obiad.
Wymiana załogi trwała na „Anteuszu” tydzień. W miarę tego, jak na pokładzie pojawiali się nowi członkowie załogi, „starcy” wracali na Ziemię. Nadchodził taki moment, kiedy mniej więcej połowa wróciła już na Ziemię, a połowa nowicjuszy znajdowała się na pokładzie. Tego dnia, trzeciego dnia wymiany załogi, odbywał się Podwójny Obiad.
Podwójny, ponieważ odbywał się jednocześnie na Ziemi, w Ośrodku Sterującym, i na statku. Na Ziemi połowa nowicjuszy częstowała tych, którzy wrócili z „Anteusza”. Na Statku zaś seniorzy częstowali tych nowicjuszy, którzy dopiero co się tu znaleźli. Obiady zaczynały się jednocześnie.
Nikt prócz obu załóg nie miał prawa uczestniczyć w obiadach.
Jakość poczęstunku była sprawą nadzwyczaj honorową.
Do obiadu przygotowywano się długo, całymi tygodniami.
O niektórych, najbardziej udanych, krążyły legendy.
Dziesięć lat temu pewna zmiana wyhodowała na „Anteuszu” ostrygi.
Był to wybitny eksperyment biologiczny. Ostrygi zostały wyhodowane w sztucznej morskiej wodzie i musiały osiągnąć odpowiednie gabaryty w ciągu kilku miesięcy.
Serwowano je wówczas na przekąskę. Mało kto je jadł, ale oszołomieni byli wszyscy.
Tym razem obiad był wspaniały, ale nie nieprawdopodobny.
Pawłysz przyszedł do messy, raczej mając nadzieję, że zobaczy Grażynę, niż płonąc z ochoty do pomocy. Ale Grażyny tu nie było, okazało się, że przekazywała wachtę zmiennikowi. Wkrótce z messy Pawłysz został po prostu przepędzony — jego obecność tam była złamaniem tradycji.
Wtedy świadomie naruszył dyscyplinę. Niespecjalnie mocno, ale jednak niedopuszczalnie. Ruszył mianowicie do sekcji grawitacyjnej.
Droga zajęła mu sporo czasu. Mimo że rozmieszczenie pomieszczeń statku było Pawłyszowi znane, to w rzeczywistości wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż na planach czy schematach. Pawłysz wyobraził sobie położenie sekcji grawitacyjnych względem messy, ale drzwi, które miały łączyć te miejsca były zamknięte. Postanowił przejść przez sterówkę, ale pomyliwszy korytarze, trafił do mrocznej sali komputerowej, gdzie w niskich fotelach siedzieli dwaj nawigatorzy.
Pawłysz znieruchomiał na progu.
Oczywiście mógł wejść i zapytać, jak się idzie do grawitacji, ale wyglądałby niezręcznie, jak błądzący po pokładzie chłopczyk.
Stał więc nieruchomo, usiłując wyobrazić sobie, dokąd powinien teraz skierować swoje kroki.
— Nie było potwierdzenia — powiedział jeden z nawigatorów.
— Jeśli odwołano, to nie będzie potwierdzenia.
— Dlaczego?
— Coś się stało. A jeśli tak, to grawigramy nie docierają.
— Myślisz, że to awaria?
— Niewyobrażalne. Zawsze jest możliwość przerzucenia energii z tarczy antarktycznej.
Rozległ się dźwięk brzęczyka.
Nawigator wyciągnął rękę, przejechał nad pulpitem dłonią, przyjął wywołanie.
Pawłysz widział, jak na ekranie wideofonu zarysowało się oblicze Kapitana-1. To znaczy kapitana ze starej zmiany. Teraz na pokładzie są obaj kapitanowie, ale nowy przejmie dowodzenie dopiero ostatniego dnia. Kapitan-1, Żelazny Lech, zapytał z ekranu wideofonu:
— Nie ma fluktuacji kursu?
— Proszę się nie łudzić, kapitanie — powiedział nawigator. -Wszystko sprawdzone.
— Dlaczego oni milczą? — zapytał drugi nawigator.
Kapitan-1 nic nie odpowiedział. Wyłączył się.
Pawłysz uznał, że lepiej będzie, gdy zniknie. Właśnie zrozumiał — coś się stało. Najprawdopodobniej z łącznością. Ci trzej byli zaniepokojeni.
Brakowało tylko, żeby sprawdziły się przepowiednie Wargeziego.
Pawłysz zamyślił się, ale nie tak mocno, by zapomnieć o celu swych poszukiwań.
W sztolni windy dał się słyszeć jakiś szelest — ktoś przemieszczał się do góry. Pawłysz zatrzymał się. Dach windy podjechał do góry, pokazała się otwarta kabina. Stała w niej Grażyna i druga dziewczyna, niewysoka brunetka, o stromej piersi i brązowych oczach.
Dziewczyny zobaczyły Pawłysza.
— Jedź z nami — powiedziała Grażyna. — Poznaj Armine. Pracujemy razem.
Pawłysz wszedł do wolno przemieszczającej się windy.
— Co tu robisz? — zapytała Grażyna.
— Szukałem cię.
— Tu? — Grażyna wpatrywała się w niego uważnie.
— Wstąpiłem do sterówki.
— Nawigatorzy nie lubią postronnych.
— Nie wchodziłem.
— To nielogiczne. Po co wstępowałeś, skoro nie wchodziłeś?
— Nawigatorzy rozmawiali o czymś, nie chciałem przeszkadzać.
— Jesteś czymś zaniepokojony?
— Nie mamy łączności z Ziemią.
Najpierw postanowił, że nikomu nie powie o tym, co podsłuchał, ale język sam to powiedział. Człowiek mający coś nowego do powiedzenia zawsze wydaje się kobiecie bardziej interesujący od tego, który nie ma nic do zaoferowania.
— Tego jeszcze brakowało — oburzyła się Grażyna. — To niemożliwe. Coś poplątałeś.