Rozdział 25

– Pani senator, oni prawdopodobnie chcą, żeby poprowadziła pani program „Today” – powiedział wesoło Toby.

Zerknął w lusterko, żeby zobaczyć reakcję Abby. Jechali do biura. Dwudziestego szóstego grudnia o wpół do siódmej rano było jeszcze ciemno i mroźno.

– Nie zamierzam prowadzić „Today” ani żadnego innego programu – odburknęła. – Toby, jak ja, do diabła, wyglądam? Nie zmrużyłam oka ostatniej nocy. Prezydent zadzwonił do mnie… Zadzwonił do mnie osobiście. Poradził, żebym dobrze wypoczęła podczas świąt, ponieważ w przyszłym roku czeka mnie dużo pracy. Co chciał przez to powiedzieć? Nieomal czuję się wiceprezydentem. Toby, dlaczego nie posłuchałam głosu intuicji? Dlaczego dałam się namówić Lutherowi Pelhamowi na realizację tego programu? Gdzie miałam głowę?

– Posłuchaj, tamto zdjęcie może być najlepszą rzeczą, jaka ci się przytrafiła. Claire Lawrence, której żaden chłopak nigdy nie poprosił do tańca, na pewno nie wygrała konkursu piękności. Może Pat Traymore ma rację. W ten sposób stajesz się bardziej dostępna… czy to dobre słowo?

Jechali mostem Roosevelta; na ulicach było coraz bardziej tłoczno i Toby skupił się na prowadzeniu samochodu. Kiedy znowu popatrzył w lusterko, Abby ciągle trzymała ręce na kolanach.

– Toby, ja na to zapracowałam.

– Wiem o tym, Abby.

– Nie byłoby w porządku stracić tego wszystkiego tylko dlatego, że muszę się piąć w górę.

– Nie stracisz.

– Nie wiem. Jest coś w tej Pat Traymore, co mnie niepokoi. Dwa razy w ciągu jednego tygodnia postawiła mnie w kłopotliwej sytuacji! Nie wiadomo, czego jeszcze można się po niej spodziewać.

– Phil ją sprawdził. Już w college'u była twoją gorącą zwolenniczką. W Wellesley, na przedostatnim roku studiów, napisała o tobie esej. Ona jest w porządku. Może mieć pecha, ale jest w porządku.

– Spowoduje kłopoty. Ostrzegam cię, coś z nią jest nie tak. Samochód minął Kapitol i zatrzymał się przed budynkiem Senatu.

– Dowiem się, o co chodzi, i obiecuję, że będę miał na nią oko. Ona ci nie zaszkodzi.

Wyskoczył z samochodu i otworzył drzwi od strony Abby. Przytrzymał ją za rękę, gdy wysiadała; odruchowo ścisnęła jego palce.

– Toby, popatrz na oczy tej dziewczyny. Jest w nich coś takiego… coś tajemniczego… jak gdyby… – Nie dokończyła zdania, ale Toby'emu nie było to potrzebne.


Od szóstej Philip czekał w biurze na Pat i na ekipę telewizyjną.

Poza nim w siedzibie Senatu widać było tylko zaspanych strażników i sprzątaczki o zmęczonych, cierpliwych twarzach. W gabinecie dziennikarka wraz z operatorami przeglądała scenariusz programu.

– Mamy na to tylko trzy minuty – powiedziała. – Potrzebne mi ujęcie pani senator wchodzącej do pustego biura i rozpoczynającej pracę, nim ktokolwiek inny się pokaże. Potem pojawia się Philip i daje jej plan całego dnia – tylko nie pokazuj daty na tym planie; później schodzą się inni pracownicy; zaczynają dzwonić telefony; migawka na codzienną pocztę; pani senator witająca gości ze swojego stanu; rozmowa z wyborcą; Phil wchodzący i wychodzący z wiadomościami. Wiesz, o co chodzi – scenki z dnia pracy pani senator w biurze.

Kiedy zjawiła się Abigail, wszystko już było gotowe. Pat wyjaśniła, jakie chce zrobić pierwsze ujęcie, a pani senator przytaknęła i wyszła z pokoju. Zaczęła terkotać kamera, Abigail przekręciła klucz w zamku. Wyglądała na przejętą i zapracowaną. Zdjęła szarą, kaszmirową pelerynę i stanęła w dobrze uszytej, lecz skromnej, szarej garsonce w delikatne prążki. Nawet sposób, w jaki przeczesała palcami włosy po zdjęciu kapelusza, był naturalny; zrobiła to gestem osoby, która dba o swój wygląd, mimo że zajmuje się ważniejszymi sprawami.

– Wystarczy – powiedziała Pat. – Świetnie, pani senator. O to właśnie mi chodziło.

Ta spontaniczna pochwała nawet w jej własnych uszach zabrzmiała protekcjonalnie.

Senator Jennings uśmiechnęła się zagadkowo.

– Dziękuję. Co teraz?

Pat opowiedziała o scenkach z listami, Philipem i jedną z wyborczyń – Maggie Sayles.

Nagranie przebiegało sprawnie. Pat szybko spostrzegła, że senator Jennings ma świetne wyczucie sceny i potrafi bardzo dobrze się prezentować przed kamerą. Dzięki garsonce w prążki wyglądała władczo i poważnie; stanowiło to przyjemny kontrast z taftową spódnicą, którą włożyła na świąteczne przyjęcie. W uszach miała srebrne kolczyki; w wiązanie szarej jedwabnej bluzki wpięła delikatną srebrną broszkę. Zaproponowała, żeby biuro pokazać w całości, łącznie z flagami Stanów Zjednoczonych i Wirginii, a na zbliżeniach tylko flagę państwową za jej plecami.

Pat popatrzyła w obiektyw. Pani senator starannie wybrała jeden list z wielkiej sterty na biurku – widać było dziecięcy charakter pisma. Kolejny gest na pokaz, pomyślała dziennikarka. Jakie to sprytne z jej strony. Potem weszła Maggie, której Abigail pomogła znaleźć klinikę dla matki. Pani Jennings zerwała się z miejsca, żeby ją przywitać, pocałowała ją serdecznie, poprowadziła do krzesła… cały czas ciepła, ożywiona, przejęta.

Ona naprawdę jest przejęta, pomyślała Pat. Byłam tu, kiedy znalazła miejsce dla matki tej kobiety, ale teraz stara się zaprezentować w bardzo korzystnym świetle. Czy wszyscy politycy są tacy? Czy jestem po prostu niesłychanie naiwna?

Skończyli przed dziesiątą. Powiedzieli Abigail, że to wszystko na dzisiaj. Wkrótce potem Pat razem z ekipą wyszła z biura.

– Dziś po południu obejrzymy materiał po raz pierwszy – powiedziała do szefa ekipy. – Potem przejrzycie to wieczorem z Lutherem.

– Myślę, że wyjdzie świetnie – zapewnił ją operator.

– Robi się z tego niezły program, muszę to przyznać – odrzekła Pat.

Загрузка...