Rozdział 32

– Abby, nie jest tak źle, jak mogłoby być.

Znał ją już czterdzieści lat, ale dopiero po raz trzeci trzymał ją w ramionach. Abigail szlochała bezsilnie.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi, że ona mieszka w tamtym domu?

– Nie było takiej potrzeby.

Znajdowali się w salonie u Abigail. Zaraz po przyjeździe Toby pokazał jej artykuł, a potem próbował powstrzymać nieunikniony wybuch.

– Słuchaj, tą gazetą jutro zostaną wyłożone kosze na śmieci.

– Nie chcę, żeby wykładano mną kosze na śmieci! – wykrzyknęła. Nalał czystej whisky i podał ją Abigail.

– Daj spokój, weź się w garść. Może w krzakach chowa się jakiś fotograf!

– Zamknij się, ty ciężki idioto.

Ale jego słowa wystarczająco ją przeraziły. Gdy wypiła whisky, zaczęta krzyczeć:

– Toby, to przypomina stary kiepski kryminał. I zdjęcie, Toby, to zdjęcie! – Nie miała na myśli fotografii, która przedstawiała ją i Francey.

Toby objął ją ramieniem i niezdarnie gładził po plecach. Ze smutkiem uświadomił sobie, że jest dla Abigail oparciem jedynie wtedy, kiedy noga jej się powinie.

– Niech tylko ktoś przyjrzy się dokładnie zdjęciom! Toby, spójrz na to!

– Nikt nie zwróci na to uwagi.

– Toby, ta dziewczyna, Pat Traymore. W jaki sposób wynajęła tamten dom? To nie może być zbieg okoliczności.

– Dom był wynajmowany dwunastu różnym użytkownikom w ciągu ostatnich dwudziestu czterech lat. Ona jest po prostu jednym z lokatorów. – Toby starał się mówić spokojnie. Sam w to nie wierzył, ale z drugiej strony Phil nie dowiedział się jeszcze wszystkiego. – Nie poddawaj się! Ktokolwiek groził Pat Traymore…

– Ale skąd wiadomo, że były jakieś pogróżki? Skąd wiadomo, że nie są to działania obliczone na to, żeby mnie wpakować w kłopoty?

Toby aż cofnął się przestraszony. Abigail odruchowo odsunęła się od niego; oboje patrzyli na siebie.

– Wielki Boże! Abby, czy sądzisz, że to jej sprawka?

Nagle zadzwonił telefon i oboje aż podskoczyli. Toby popatrzył na Abigail.

– Chcesz, żebym…

– Tak. – Abigail zakryła twarz dłońmi. – Nic mnie nie obchodzi, kto dzwoni. Nie ma mnie.

– Tu dom senator Jennings – powiedział Toby tonem majordomusa.

– Może coś przekazać pani senator? Teraz jej nie ma.

Mrugnął do Abby i został nagrodzony cieniem uśmiechu.

– Pan prezydent… Proszę chwilę zaczekać. – Ręką zakrył słuchawkę.

– Abby, prezydent do ciebie dzwoni.

– Toby, czy nie pozwalasz sobie…

– Abby, na miłość boską, to prezydent! Przycisnęła dłonią usta i podeszła do telefonu.

– Jeśli to ma być jakiś żart… – zaczęła, biorąc słuchawkę. – Abigail Jennings, słucham.

Toby patrzył, jak wyraz jej twarzy uległ zmianie.

– Panie prezydencie, bardzo przepraszam… przepraszam. Pilne sprawy… Dlatego opuściłam przemówienie… Bardzo mi przykro… Oczywiście, panie prezydencie. Mogę być w Białym Domu jutro wieczorem… Tak, wpół do dziewiątej. Tak, byliśmy bardzo zajęci przy realizacji tego programu. Szczerze mówiąc, nie lubię być obiektem tego rodzaju zainteresowania… To bardzo miło z pana strony… To znaczy, że… Po prostu nie wiem, co powiedzieć… Oczywiście, że rozumiem… Dziękuję panu. – Odłożyła słuchawkę i oszołomiona spojrzała na Toby'ego. – Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Jutro po programie prezydent chce się ze mną spotkać. Uznał, że to niezły pomysł, żeby cały kraj poznał mnie trochę lepiej. Śmiał się z okładki „Mirror”! Powiedział, że jego matka także była gruba i że teraz jestem dużo ładniejsza niż jako siedemnastoletnia dziewczyna. Będę wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych! – Zaśmiała się histerycznie i objęła Toby'ego za szyję.

– Abby, udało ci się! – wykrzyknął, unosząc ją do góry. Po chwili znowu była spięta.

– Nic nie może się stać. Nic nie powinno temu przeszkodzić. Postawił ją na podłogę i uścisnął jej dłonie.

– Abby, przysięgam, że nic już nie stanie ci na przeszkodzie. Roześmiała się, a potem zaczęła płakać.

– Czuję się jak na karuzeli. Przez ciebie i tę cholerną whisky. Wiesz, że nie mogę pić. Toby – wiceprezydentura!

Musiał ją uspokoić. Łagodnym głosem powiedział:

– Później zrobimy sobie przejażdżkę i obejrzymy twój nowy dom, Abby. Nareszcie dostajesz rezydencję. Następny przystanek na Massachusetts Avenue.

– Zamknij się, Toby. Lepiej zaparz mi kawy. Wezmę zaraz prysznic i postaram się jakoś pozbierać. Wiceprezydent! Mój Boże, mój Boże!

Toby nastawił wodę i bez płaszcza wyszedł na zewnątrz, żeby opróżnić skrzynkę pocztową. Zazwyczaj znajdował tam kolekcję śmieci – kupony, ulotki o konkursach, „Możesz wygrać dwa miliony dolarów”… Dziewięćdziesiąt dziewięć procent prywatnych listów do Abigail przychodziło na adres jej biura.

Nagle zobaczył niebieską kopertę z ręcznie wypisanym adresem. Prywatny list do Abby. Popatrzył na lewy górny róg i poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

Nadawcą była Catherine Graney.

Загрузка...