Rozdział 2

Kiedy czterdzieści minut później walczyła z zapięciem naszyjnika, dzwonek przy drzwiach oznajmił przyjście Sama. Pat miała już na sobie zieloną wełnianą sukienkę, ozdobioną satynową wypustką. Kiedyś Sam powiedział, że zieleń podkreśla rudy kolor jej włosów.

Sam zadzwonił ponownie. Ręce tak jej się trzęsły, że nie potrafiła zapiąć naszyjnika. Chwyciła torebkę i wrzuciła go do środka. Schodząc na dół, usiłowała zachować spokój. Przypomniała sobie, że minęło już osiem miesięcy od śmierci Janice, żony Sama, a on ani razu nie telefonował.

Na ostatnim stopniu zauważyła, że znów utyka na prawą nogę. Za namową Sama poszła kiedyś z tym do lekarza i w rezultacie musiała mu wyjawić powód swej ułomności.

Zawahała się przez chwilę i powoli otworzyła drzwi.

Sam wypełniał sobą prawie całe wejście. Lampa przy drzwiach oświetliła srebrne pasma w jego ciemnobrązowych włosach. Spod niesfornych brwi spoglądały piwne oczy, poważne i figlarne zarazem. Pojawiły się wokół nich jakieś nowe zmarszczki. Lecz jego uśmiech się nie zmienił – był ciepły i szczery.

Stali zakłopotani, czekając, aż jedno z nich zrobi pierwszy krok i nada odpowiedni ton spotkaniu. Sam trzymał w ręku miotłę. Uroczyście wręczył ją Pat.

– W moim okręgu mieszkają amisze.* [Odłam protestanckiego ugrupowania mennonitów (przyp. tłum.)] Ich obyczaj nakazuje przynieść do nowego domu miotłę i sól. Sięgnął do kieszeni po solniczkę. – Pozwolisz mi wejść? – Wchodząc do środka, położył ręce na jej ramionach i pochylił się, żeby ją pocałować w policzek. – Witaj w naszym mieście, Pat. Dobrze, że tu jesteś.

A więc oto i jego powitanie, pomyślała. Spotkanie starych przyjaciół. Waszyngton jest zbyt mały, żeby nie natknąć się na dawnych znajomych. To całkiem nowa rozgrywka, Sam, i tym razem zamierzam ją wygrać.

Pocałowała go w usta, świadomie przedłużając pocałunek do chwili, gdy poczuła, że narasta w nich napięcie. Wtedy cofnęła się z lekka i uśmiechnęła.

– Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – zapytała. – Założyłeś podsłuch?

– Niezupełnie. Abigail powiedziała mi, że jutro będziesz w jej biurze. Zadzwoniłem do Potomac Cable i tam dostałem numer twojego telefonu.

Głos Sama zabrzmiał ciepło, gdy wspomniał o senator Jennings. Pat poczuła się nieswojo i pochyliła się nieco, aby nie dostrzegł wyrazu jej twarzy. Zajęła się szukaniem naszyjnika w torebce.

– Nie mogę sobie poradzić z tym zapięciem. Pomożesz mi? – Podała mu naszyjnik.

Delikatnie włożył go jej na szyję. Poczuła ciepło jego rąk, gdy zapinał łańcuszek.

– W porządku, powinno się trzymać. Czy pokażesz mi dom?

– Jeszcze nie ma czego oglądać. Reszta rzeczy zostanie przywieziona dopiero jutro. Za kilka dni będzie tu zupełnie inaczej. A poza tym umieram z głodu.

– Jak zwykle. – Na twarzy Sama malowało się niekłamane rozbawienie. – Jak to możliwe, by taka mała istota jak ty potrafiła opychać się lodami z owocami i bitą śmietaną, biszkoptami z masłem i nie przytyła nawet jednego dekagrama…

Aleś ty miły, pomyślała Pat, sięgając po płaszcz. Już zdążyłeś przylepić mi etykietkę: „Takie małe, a takie żarłoczne”

– Gdzie idziemy? – zapytała.

– Zarezerwowałem stolik w Maison Blanche. Nadal mają tam dobrą kuchnię.

– Czy serwują porcje dla dzieci? – zapytała słodko.

– Co? Ach, rozumiem. Przepraszam, myślałem, że mówię ci coś miłego.

Wóz Sama stał na podjeździe za autem Pat. Sam ujął ją delikatnie pod rękę i poszli ścieżką do samochodu.

– Czy wciąż dokucza ci noga? – W jego głosie słychać było zatroskanie.

– Tylko trochę. Zesztywniała mi od jazdy.

– Zdaje mi się, że ten dom należy do ciebie?

Ze smutkiem skinęła głową. Pewnej nocy, jedynej, którą spędzili razem opowiedziała mu o swoich rodzicach. Wiele razy wspominała tę noc w motelu Ebb Tide na Cape Cod. Zapach oceanu, widok dwojga ludzi siedzących w restauracji, trzymających się za ręce i uśmiechających się tajemniczym uśmiechem kochanków. I właśnie tej jedynej nocy wszystko między nimi się skończyło. Rano usiedli do śniadania, smutni i milczący. Wiedzieli, że teraz każde pójdzie w swoją stronę. Uznali, że nie mają do siebie prawa. Żona Sama, chora na stwardnienie rozsiane, była przykuta do wózka inwalidzkiego i nie mogła zostać narażona na dodatkowe cierpienie spowodowane związkiem jej męża z inną kobietą. „Ona by to wyczuła” – powiedział wówczas Sam.

Pat powróciła do rzeczywistości i spróbowała zmienić temat.

– Czyż ta ulica nie wygląda pięknie? Zupełnie jak na świątecznej karcie.

– O tej porze roku prawie wszystkie ulice w Georgetown tak wyglądają – odrzekł. – To głupi pomysł grzebać w przeszłości, Pat. Zostaw dawne dzieje w spokoju.

Doszli do samochodu. Otworzył drzwiczki i Pat wsiadła. Poczekała, aż zajął miejsce za kierownicą, ustawiła sobie fotel i powiedziała:


– Nie potrafię. Coś każe mi do tego wrócić. Nie zaznam spokoju, póki nie dowiem się, co to jest.

Za domami Sam zwolnił i zatrzymał się przed znakiem „stop”.

– Pat, czy wiesz, co chcesz zrobić? Pragniesz zmienić przeszłość i dowieść, że to był tylko tragiczny wypadek, że twój ojciec nie zamierzał zrobić ci krzywdy ani zabić twojej matki. Niepotrzebnie się tym wszystkim zadręczasz.

Pat przyjrzała się jego profilowi. Rysy Sama były zbyt twarde i nieregularne, aby mieściły się w kanonie klasycznej urody, miały jednak w sobie coś ujmującego. Musiała się przemóc, żeby kontynuować rozmowę. Delikatnie otarła się policzkiem o jego płaszcz.

– Czy cierpiałeś kiedyś na chorobę morską? – zapytała.

– Raz czy dwa. Zazwyczaj dobrze znoszę morskie podróże.

– Ja też. Przypomina mi się jednak pewne lato, gdy wracałam z Veronicą i Charlesem statkiem „QE2”. Zaskoczył nas sztorm i nie mogłam nawet utrzymać się na nogach. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek w życiu była tak nieszczęśliwa. To ciągle do mnie wraca.

Sam skręcił w Pennsylvania Avenue.

– To znaczy co?

– Dźwięki, wrażenia… coś bardzo mglistego; czasem, zwłaszcza tuż po przebudzeniu, to coś staje się bardziej wyraziste i nagle się rozmywa, nim zdążę uchwycić jakiś sens. W zeszłym roku poddałam się hipnozie, ale nic z tego nie wyszło. Później przeczytałam gdzieś, że niektórzy dorośli potrafią dokładnie przypomnieć sobie zdarzenia z okresu, gdy mieli dwa lata. Autor jednego z opracowań twierdzi, iż najlepiej odtworzyć otoczenie, w jakim się wówczas żyło. Na szczęście, czy na nieszczęście, mogę to zrobić.

– Nadal uważam, że to głupi pomysł.

Pat patrzyła przez okno. Wcześniej oglądała plan miasta, aby trochę się zorientować, a teraz porównywała swoje wyobrażenia z tym, co widziała. Lecz samochód jechał za szybko i było zbyt ciemno, aby mogła cokolwiek dokładnie zobaczyć. Nie rozmawiali.

Szef sali ciepło przywitał kongresmana i zaprowadził ich do stolika.

– To, co zawsze? – spytał Sam, gdy usiedli.

Pat przytaknęła, ciągle myśląc o jego bliskości. Czy to jego ulubiony stolik? Z iloma kobietami tu był?

– Proszę dwa chivas regal z lodem, wodą sodową i plasterkiem cytryny – zamówił Sam. Poczekał, aż szef sali oddalił się na tyle, że nie słyszał ich głosów, i dodał: – W porządku. Teraz opowiedz mi o kilku ostatnich latach. Niczego nie pomijaj.

– To zbyt wygórowane żądanie. Pozwól mi chwilę pomyśleć.

Postanowiła nie mówić o tych kilku miesiącach po ich rozstaniu, gdy każdy dzień niósł beznadziejną pustkę. Opowiadała o swej pracy, o nominacji do Emmy za reportaż o kobiecie, która została wybrana na burmistrza Bostonu, o tym, że coraz bardziej pragnie zrobić program o senator Jennings.

– Dlaczego właśnie o Abigail?

– Ponieważ uważam, że już najwyższy czas, aby to kobieta została prezydentem. Za dwa lata odbędą się wybory i Abigail Jennings powinna być jednym z liczących się kandydatów. Popatrz na jej karierę polityczną: dziesięć lat w Izbie, trzecia kadencja w Senacie, członek Komitetu do spraw Współpracy z Zagranicą, Komisji Budżetowej, pierwsza kobieta będąca współpracownikiem lidera partii rządzącej. Czy nie dlatego Kongres ciągle obraduje, że prezydent liczy na nią i na to, że dzięki niej budżet zostanie zatwierdzony zgodnie z jego planem?

– Tak, to prawda i, co więcej, Abigail tego dokona.

– Co ty o niej myślisz? Wzruszył ramionami.

– Jest dobra. Naprawdę cholernie dobra. Ale naraziła się wielu wysoko postawionym osobom. Gdy się zdenerwuje, nie zwraca uwagi na to, komu wymyśla ani w jaki sposób to robi.

– Przypuszczam, że tak samo postępuje większość mężczyzn z Kapitolu.

– Być może.

– Na pewno tak.

Kelner przyniósł karty dań. Zamówili sałatkę cesarską. Wiązało się to z pewnym wspomnieniem. Tamtego ostatniego dnia, który spędzili razem, Pat przygotowała lunch i spytała Sama, jaką chciałby sałatkę.

– Cesarską – odpowiedział szybko – i dużo sardeli.

– Jak możesz jeść coś takiego?

– Jak można tego nie jeść? Ten smak trzeba poznać, ale gdy go już zapamiętasz, nigdy o nim nie zapomnisz.

Spróbowała i rzeczywiście zasmakowały jej. Sam także o tym pamiętał. Kiedy oddali karty, powiedział:

– Cieszę się, że nadal lubisz sardele. – Uśmiechnął się. – Wracając do Abigail, jestem zdziwiony, że pozwoliła ci przejrzeć swoje archiwa.

– Szczerze mówiąc, sama wciąż się temu dziwię. Napisałam do niej przed jakimiś trzema miesiącami. Starałam się dowiedzieć o niej jak najwięcej i byłam absolutnie zafascynowana tym, co odkryłam. Sam, co wiesz o jej przeszłości?

– Pochodzi z Wirginii. Po śmierci męża zajęła jego miejsce w Kongresie. Jest tytanem pracy.

– Właśnie. Wszyscy tak ją widzą. W rzeczywistości pochodzi z północnej części stanu Nowy Jork, a nie z Wirginii. Została miss swojego stanu, ale nie pojechała na wybory Miss Ameryki do Atlantic City, ponieważ otrzymała stypendium do Radcliffe i nie chciała ryzykować utraty roku. Miała zaledwie trzydzieści jeden lat, kiedy owdowiała. Tak bardzo kochała męża, że do tej pory nie założyła nowej rodziny, mimo że minęło już dwadzieścia pięć lat od jego śmierci.

– Nie wyszła powtórnie za mąż, ale nie żyła też jak w klasztorze.

– Sądząc z informacji, jakie zebrałam, większość dnia i nocy wypełnia jej praca.

– To prawda.

– W każdym razie w liście do niej napisałam, że chciałabym zrobić program, dzięki któremu widzowie będą mieli wrażenie, że znają ją osobiście. Przedstawiłam jej w zarysie, o co mi chodzi. Spotkałam się z kategoryczną odmową. Kilka tygodni temu zadzwonił Luther Pelham. Przyjechał do Bostonu specjalnie po to, aby zjeść że mną lunch i namówić mnie na pracę dla niego. Podczas lunchu dowiedziałam się, że senator Jennings pokazywała mu list ode mnie; wtedy już zastanawiał się nad serią programów „Kobiety w rządzie”. Znał i cenił moją pracę; uważał, że się do niej nadaję. Powiedział też, że chciałby, abym zaczęła regularną współpracę z jego programem informacyjnym, emitowanym o siódmej wieczorem. Możesz sobie wyobrazić, co czułam. Pelham jest chyba najpoważniejszym komentatorem w świecie biznesu; ta sieć telewizyjna może się równać z siecią Turnera i przynosi ogromne dochody. Mam rozpocząć pracę nad filmem dokumentalnym o senator Jennings i jak najszybciej go skończyć. Jednak nadal nie wiem, czemu zmieniła zdanie i wyraziła zgodę na realizację tego programu.

– Powiem ci dlaczego. Wiceprezydent jest bliski złożenia rezygnacji. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo jest chory.

Pat odłożyła widelec i spojrzała na Sama:

– Czy sądzisz, że…?

– Za niecałe dwa lata prezydent zakończy drugą kadencję. Czy jest lepszy sposób na uszczęśliwienie wszystkich kobiet w tym kraju niż powierzenie po raz pierwszy jednej z nich urzędu wiceprezydenta?

– Ale to znaczy, że… jeśli senator Jennings zostanie wiceprezydentem, to jej przyszła nominacja na prezydenta stanie się niemal oczywista.

– Powoli, Pat. Chyba przesadzasz. Powiedziałem tylko, że jeśli wiceprezydent złoży rezygnację, wtedy najprawdopodobniej zastąpi go Abigail Jennings lub Claire Lawrence. Claire jest bardzo popularna i dowcipna, to świetny polityk. Byłaby doskonała na tym stanowisku. Ale Abigail pracuje tu dłużej. Claire, tak jak prezydent, pochodzi ze Środkowego Zachodu, co nie jest dobre z politycznego punktu widzenia. On wybrałby raczej Abigail, lecz musi pamiętać o tym, że tak naprawdę nie jest jeszcze zbyt dobrze znana w kraju. Poza tym zrobiła sobie wrogów z kilku wpływowych osób w Kongresie.

– Uważasz więc, że Lutherowi Pelhamowi zależy na tym filmie, bo chce pokazać Abigail w lepszym świetle?

Sądząc z tego, co mi powiedziałaś, odnoszę takie wrażenie. Uważam, że chodzi mu o uzyskanie dla niej poparcia społecznego. Przez długi czas byli ze sobą w świetnych stosunkach i jestem pewien, że Pelham bardzo chce, aby jego droga przyjaciółka zasiadła na fotelu wiceprezydenta.

Jedli w milczeniu; Pat rozmyślała nad tym, co usłyszała od Sama. To tłumaczyło nagłą ofertę pracy i związany z nią pośpiech.

– Hej, zapomniałaś o mnie? – przerwał ciszę Sam. – Nie spytałaś, co się ze mną działo przez ostatnie dwa lata.

– Śledziłam twoją karierę – odpowiedziała. – Wypiłam za twoje zdrowie, gdy ponownie zostałeś wybrany, co zresztą mnie nie zdziwiło. Napisałam i podarłam kilkanaście listów do ciebie, kiedy umarła Janice. Jestem uważana za osobę, której pisanie przychodzi z łatwością, ale tym razem nie mogłam… Jej śmierć musiałeś odczuć bardzo boleśnie.

– Tak. Kiedy stało się oczywiste, że Janice nie pozostało wiele czasu, maksymalnie ograniczyłem swoje zajęcia i spędzałem z nią każdą wolną chwilę. Myślę, że to jej pomagało.

– Jestem pewna. Sam, czemu tak długo zwlekałeś z telefonem do mnie? – Nie mogła się powstrzymać od tego pytania. – Czy kiedykolwiek zadzwoniłbyś, gdybym nie przyjechała do Waszyngtonu?

Przyciszone głosy innych gości, delikatny brzęk szkła, apetyczne zapachy jedzenia, wyłożone boazerią ściany i matowe szyby – wszystko to coraz słabiej do niej docierało, gdy czekała na odpowiedź Sama.

– Dzwoniłem do ciebie wiele razy – wyznał. – Miałem jednak tyle silnej woli, aby przerwać połączenie, zanim telefon u ciebie zaczął dzwonić. Pat, kiedy cię poznałem, byłaś w przededniu zaręczyn i z mojej winy do nich nie doszło.

– I tak by nic z tego nie wyszło. Rob jest miłym chłopcem, ale to za mało.

– To świetnie zapowiadający się młody adwokat. Byłabyś teraz jego żoną, gdybyś mnie nie spotkała. Pat, ja mam czterdzieści osiem lat, a ty dwadzieścia siedem. Za trzy miesiące zostanę dziadkiem. Ty chciałabyś mieć dzieci, a mnie po prostu brak już sił na założenie nowej rodziny.

– Rozumiem. Sam, czy mogę cię o coś zapytać?

– Oczywiście.

– Czy kochasz mnie, czy w ogóle się nad tym zastanawiałeś?

Kocham cię wystarczająco, żeby jeszcze raz dać ci szansę na spotkanie kogoś w twoim wieku.

– A czy ty spotkałeś już kogoś w swoim wieku?

– Właściwie nikogo takiego nie szukam.

– Rozumiem. – Spróbowała się uśmiechnąć. – A teraz, kiedy już wszystko sobie powiedzieliśmy, czy mógłbyś zamówić dla mnie tamten słodki deser, na który mam wielką ochotę?

Wyglądał na uspokojonego. Czy myślał, że będę go zadręczać? – zastanawiała się Pat. Był bardzo zmęczony. Gdzie się podział jego wielki entuzjazm sprzed kilku lat?

Gdy godzinę później Sam odprowadzał ją do domu, przypomniała sobie, o czym pragnęła mu opowiedzieć.

– W zeszłym tygodniu, kiedy byłam w pracy, odebrałam jakiś idiotyczny telefon. – Opowiedziała mu o tym zdarzeniu. – Czy członkowie Kongresu dostają dużo listów albo telefonów z pogróżkami?

– Nie tak dużo i nikt z nas nie traktuje ich poważnie. – Pocałował ją w policzek i zaśmiał się cicho. – Właśnie sobie pomyślałem, że może powinienem porozmawiać z Claire Lawrence, żeby się zorientować, czy to nie ona próbuje zastraszyć Abigail.

Pat patrzyła, jak odjeżdżał, a potem zamknęła i zaryglowała drzwi. Dom wzmagał w niej uczucie pustki. Meble wszystko zmienią, pocieszyła się w duchu.

Jakaś rzecz leżąca na podłodze przyciągnęła jej wzrok: biała, płaska koperta. Ktoś musiał ją wsunąć przez szparę pod drzwiami, gdy wyszli. Nazwisko Pat wypisano czarnymi drukowanymi literami, mocno pochylonymi w prawo. Pewnie to od kogoś z biura zajmującego się obrotem nieruchomościami, próbowała się uspokoić. Ale lewy górny róg koperty, gdzie zazwyczaj widnieje nazwa i adres urzędu nadawcy, pozostał pusty. Poza tym była to jedna z najtańszych kopert.

Pat rozerwała kopertę, otworzyła ją i wyjęła pojedynczą kartkę, na której przeczytała: „Mówiłem, żeby Pani tu nie przyjeżdżała”.

Загрузка...