Rozdział 28

Kino na Wisconsin Avenue otwierano o dziesiątej. Arthur wszedł do pobliskiej kawiarni, wypił kawę i siedział tam jeszcze przez chwilę; potem krążył wkoło, dopóki nie została otwarta kasa.

Zawsze kiedy był zdenerwowany, lubił chodzić do kina. Siadał pod ścianą blisko wyjścia. Kupował dużo prażonej kukurydzy, jadł ją i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w ekran.

Lubił widzieć obok siebie ludzi, którzy nie wiedzieli, o czym myśli, podobały mu się głosy i muzyka płynące z ekranu, anonimowość widzów ukrytych w ciemności. Mógł się wtedy spokojnie zastanawiać. Teraz usiadł w fotelu i wpatrywał się w ekran.

Niepotrzebnie podłożył ogień. W gazetach nie wspominano o tym pożarze. Po wyjściu z metra zadzwonił do kliniki. Natychmiast odezwała się centrala. Arthur powiedział przytłumionym głosem:

– Jestem synem pani Harnick. Czy pożar był poważny?

– Został prawie od razu wykryty, proszę pana. W torbie z odpadkami znaleziono niedopałek. Nie przyszło nam nawet do głowy, że ktoś z chorych może o tym wiedzieć.

To znaczy, że musieli zobaczyć przewróconą bańkę z terpentyną. Nikt nie uwierzyłby, że upadła przez przypadek.

Po co wspominał o klasztorze? Przecież tam mogli tylko odpowiedzieć:

– Tak, nasze dokumenty mówią, że Arthur Stevens był u nas przez krótki czas.

A gdyby zmuszono ich do podania szczegółów?

– Opuścił klasztor na polecenie swego spowiednika.

– Czy możemy z nim porozmawiać?

– Umarł kilka lat temu.

Czy dowiedzą się, dlaczego kazano mu opuścić klasztor? Czy policja będzie oglądać księgi kliniki i zobaczy, ilu pacjentów, którymi on się zajmował, umarło w ciągu tych kilku lat? Był pewien, że nie zrozumieją, że kierowały nim tylko dobroć i chęć oszczędzenia cierpień. Już dwukrotnie przesłuchiwano go, kiedy powierzeni jego opiece pacjenci odeszli do Pana.

– Czy cieszyłeś się, że umarli?

– Cieszyłem się, że odzyskali spokój. Zrobiłem wszystko, żeby czuli się dobrze, a przynajmniej żeby byli spokojni.

Kiedy nie było już żadnej nadziei i ból nie ustawał, kiedy ci starzy ludzie nie mieli nawet siły, żeby szeptać czy jęczeć, kiedy lekarze i rodzina powtarzali zgodnie, że byłoby błogosławieństwem dla chorego, gdyby Bóg zabrał go do siebie, wtedy, i tylko wtedy, Arthur pomagał mu odejść do Pana.

Gdyby wiedział, że Anita Gillespie z utęsknieniem oczekiwała przyjazdu córki, wstrzymałby się kilka dni. Świadomość, że pani Gillespie umarła szczęśliwa, sprawiłaby mu wiele radości.

Problem polegał na tym, że ona walczyła ze śmiercią, nie godziła się na nią. Dlatego była zbyt przerażona, aby zrozumieć, że on chciał jej tylko pomóc.

To troska o Glorię sprawiła, że był taki nieostrożny. Pamiętał wieczór, kiedy zaczął się niepokoić. Jedli razem kolację w domu i każde czytało gazetę. Nagle wykrzyknęła:

– Dobry Boże!

Patrzyła na rubrykę telewizyjną w „Tribune” i zobaczyła zapowiedź programu o senator Jennings. Miał zawierać najciekawsze wydarzenia z jej kariery. Arthur błagał Glorię, żeby się nie denerwowała; był przekonany, że wszystko dobrze się skończy. Ale ona go nie słuchała. Zaczęła szlochać.

– Może lepiej stawić temu czoło – powiedziała. – Nie chcę już tak dłużej żyć.

Od tamtej chwili coś się w niej zmieniło. Arthur patrzył tępo przed siebie i bezmyślnie jadł prażoną kukurydzę. Nie mógł oficjalnie złożyć ślubów, uczynił to jednak w duchu. Ubóstwo, czystość i posłuszeństwo. Nigdy nie złamał tej przysięgi, ale był taki samotny…

Dziewięć lat później spotkał Glorię. Siedziała w ponurej poczekalni kliniki, ściskając kurczowo szmacianą lalkę. Czekała w kolejce do psychiatry. Lalka przyciągnęła jego uwagę. Coś kazało mu zaczekać potem na tę dziewczynę.

Zaczęli razem iść na przystanek. Powiedział jej, że był księdzem, lecz opuścił swoją parafię, bo chciał pracować z chorymi. Opowiedziała mu o sobie, o tym, że siedziała niewinnie w więzieniu, została zwolniona warunkowo i teraz mieszka w wynajętym pokoju.

– Nie mogę tam palić – poskarżyła się – ani zjeść gorącego posiłku czy zrobić sobie kawy, kiedy nie mam ochoty iść do stołówki.

Poszli na lody. Zaczęło się ściemniać. Przestraszyła się, że jest już spóźniona i że kobieta, u której mieszka, będzie na nią wściekła. Potem zaczęła płakać i wyznała, że wolałaby raczej umrzeć niż tam wrócić. I Arthur zabrał ją do siebie.

– Będę się tobą opiekował jak córką – obiecał.

Była jak bezradne dziecko. Oddał jej swój pokój, a sam spał na kanapie. Na początku Gloria tylko leżała w łóżku i płakała. Przez kilka tygodni gliny krążyły wokół kliniki i szukały dziewczyny. Później policja przestała się nią interesować.

Wyjechali do Baltimore. Wtedy zdecydował, że będzie ją przedstawiał jako córkę.

W każdym razie możesz mówić do mnie „tato”.

A on odtąd nazywał ją Glorią.

Powoli jej stan się poprawiał. Ale przez prawie siedem lat wychodziła z domu tylko w nocy; była pewna, że jakiś policjant ją rozpozna.

Arthur pracował w rozmaitych klinikach w Baltimore. Dwa lata temu musieli wyjechać i znaleźli się w Alexandrii. Gloria cieszyła się, że mieszkają blisko Waszyngtonu, ale bała się, że spotka ludzi, którzy ją znają. Przekonywał, że niepotrzebnie się tego obawia.

– Nikt z otoczenia pani senator nigdy by tu nie przyszedł.

Mimo to Gloria wkładała ciemne okulary, kiedy wychodziła z domu. Powoli dochodziła do siebie. Potrzebowała coraz mniej lekarstw, które przynosił z kliniki; zaczęła pracować jako maszynistka.

Arthur skończył jeść kukurydzę. Postanowił opuścić Waszyngton dopiero jutro wieczorem, po obejrzeniu programu o senator Jennings. Tylko wtedy pomagał ludziom odejść z tego świata, gdy lekarze nie dawali im już żadnej nadziei i gdy głosy mówiły mu, że czas chorego już nadszedł. Nie mógł też ukarać Patricii Traymore bez wyraźnego powodu. Jeśli dziennikarka nie wspomni o Glorii w tym programie i nie pokaże jej zdjęcia, to dziewczyna będzie bezpieczna. Mogliby się wtedy gdzieś spotkać i razem wyjechać.

Ale gdyby Gloria została przedstawiona jako złodziejka, załamałaby się znowu. Tym razem umarłaby w więzieniu, był tego pewien. Widział wystarczająco dużo ludzi, którzy stracili chęć do życia. Ale jeśli tak się stanie, Patricia Traymore odpowie za swój straszny grzech! Pójdzie do jej domu i sprawiedliwie ją ukarze.

North Street 3000. Nawet dom, w którym mieszkała ta kobieta, był symbolem cierpienia i śmierci.

Film się kończył. Dokąd teraz pójść?

Musisz się ukryć, Arthurze.

– Ale gdzie?

Uświadomił sobie, że mówi na głos. Kobieta, siedząca przed nim, odwróciła się i spojrzała na niego.

W domu przy North Street 3000, szepnęły głosy. Idź tam, Arthurze. Wejdź znowu przez okno. Pomyśl o szafie.

Jego myśli zajęła szafa stojąca w pustej sypialni. Będzie mu ciepło i bezpiecznie, kiedy tam się schowa. Na sali zapaliły się światła i Arthur wstał szybko. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. Zamierzał obejrzeć jeszcze jeden czy dwa filmy. Potem się ściemni. Czy było lepsze miejsce na spędzenie czasu dzielącego go od emisji programu niż dom Patricii Traymore? Nikomu nie przyjdzie na myśl tam go szukać.

Trzeba jej dać szansę oczyszczenia się z zarzutu, Arthurze. Nie możesz działać zbyt pochopnie – słowa te dochodziły znad jego głowy.

– Rozumiem – powiedział.

Jeśli w programie nie padnie ani jedno słowo o Glorii, panna Traymore nigdy się nie dowie, że ukrył się w jej domu. Ale jeśli pokażą zdjęcie Glorii, a potem ktoś ją rozpozna, aniołowie ukarzą Patricię.

Zapalił latarkę.

Загрузка...