Rozdział 43

Dwudziestego dziewiątego grudnia o godzinie dziewiątej wieczorem w Białym Domu prezydent zmierzał do Salonu Wschodniego na konferencję prasową, która odbywała się dwa dni wcześniej, niż planowano. Podszedł do pulpitu z mikrofonami.

– Ciekawe, po co się tu wszyscy zebraliśmy? – zapytał, a obecni wybuchnęli śmiechem.

Potem wyraził ubolewanie z powodu przedwczesnej rezygnacji byłego wiceprezydenta. – Jest wielu wybitnych polityków, którzy z wielką godnością mogliby pełnić ten urząd, a także dokończyć moją drugą kadencję, gdybym z jakichś względów nie mógł tego uczynić. W każdym razie osoba, którą wybrałem na wiceprezydenta, cieszy się poparciem całego rządu i ma zostać zatwierdzona przez Kongres. Zajmie ona niezwykłe miejsce w historii tego kraju. Panie i panowie, mam zaszczyt przedstawić pierwszą kobietę wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, senator Claire Lawrence z Wisconsin!

Wybuchła burza oklasków i wszyscy zebrani w Białym Domu powstali z krzeseł.


Sam i Pat siedzieli przytuleni do siebie na kanapie w mieszkaniu Sama i oglądali konferencję prasową.

– Ciekawe, czy Abigail też to ogląda – odezwała się Pat.

– Myślę, że tak.

– Nie potrzebowała pomocy, jakiej jej udzielał Toby. Sama świetnie by sobie poradziła.

– To prawda. I to jest najsmutniejsze.

– Co się z nią stanie?

– Wyjedzie z Waszyngtonu. Ale nie spisuj jej na straty. Abigail się nie podda. Będzie walczyła o swój powrót. Tym razem jednak bez tego drania u boku.

– Zrobiła wiele dobrego – zauważyła ze smutkiem Pat. – W wielu sytuacjach okazało się, że jest tą kobietą, za jaką ją uważałam.

Słuchali przemówienia Claire Lawrence, przyjmującej nominację. Sam przytulił mocniej Pat.

– Mimo tych popalonych brwi i rzęs wyglądasz niezwykle pięknie. – Ujął jej twarz w swoje dłonie. – Cieszysz się, że już wyszłaś ze szpitala?

– Wiesz przecież!

Omal jej nie stracił. Pat przyglądała mu się uważnie; twarz miała ufną, ale była czymś zmartwiona.

– Co się stanie z Eleanor? – zapytała. – O niczym mi nie powiedziałeś, a ja bałam się spytać.

– Nie zamierzałem niczego przed tobą ukrywać. Nowe zeznania Abigail i wszystko, co wiemy o Tobym, oczyszczą ją z zarzutów. A ty? Co myślisz o swoich rodzicach, gdy już poznałaś prawdę?

– Jestem szczęśliwa, że to nie mój ojciec nacisnął spust. Przykro mi z powodu mamy. Cieszę się, że żadne z nich mnie wtedy nie skrzywdziło. Zupełnie do siebie nie pasowali, ale nie było niczyjej winy w tym, co się stało. Zaczynam lepiej rozumieć ludzi. Przynajmniej tak mi się wydaje.

– Pomyśl, gdyby twoi rodzice nie byli razem, nie pojawiłabyś się przy mnie i może spędziłbym resztę życia w mieszkaniu, które wygląda jak… jak to określiłaś… jak hol w motelu?

– Coś w tym rodzaju.

– Czy postanowiłaś już coś w sprawie pracy?

– Jeszcze nie jestem pewna. Luther chyba naprawdę chce, żebym tu została. Myślę, że robi to tylko ze względu na sukces naszego programu. Poprosił, żebym się zajęła programem o Claire Lawrence, i uważa, że uda nam się dotrzeć nawet do Pierwszej Damy. To dość kuszące. Przysięga, że tym razem będę miała całkowitą swobodę podczas realizacji. I na pewno nie będzie się do mnie zalecał, kiedy ty będziesz blisko.

– Lepiej, żeby tego nie robił! – Sam objął Pat i zobaczył łagodny uśmiech na jej twarzy. – Chodź. Lubisz przecież patrzeć na wodę.

Podeszli do okna. Nadciągała noc, ale Potomac błyszczał w blasku świateł Kennedy Center.

– Nie myślę już o płonącym domu z tobą w środku – powiedział i objął ją mocniej. – Nie mogę cię stracić, Pat, ani teraz, ani nigdy. – Pocałował ją. – Nie chcę już marnować czasu. Czy odpowiadałby ci miodowy miesiąc w Caneel Bay w przyszłym tygodniu?

– Oszczędź sobie wydatków. Wolałabym pojechać jeszcze raz do Cape.

– I do Ebb Tide?

– Tak. Tylko z jedną różnicą. – Spojrzała na niego z uśmiechem. – Tym razem wrócimy do domu tym samym samolotem.

Загрузка...