Pat przejechała Massachusetts Avenue, Q Street, Buffalo Bridge i znalazła się w Georgetown. Bolała ją głowa – czuła stały, pulsujący ból. Jechała na pamięć, podświadomie obserwując światła.
Dojechała wreszcie na Trzydziestą Pierwszą, skręciła i podjechała przed sam dom. Weszła na schody; na policzkach czuła podmuchy wiatru. Szperała w torebce w poszukiwaniu kluczy. Zgrzytnął zamek; popchnęła drzwi i weszła do mrocznego, cichego domu.
Szybko zamknęła drzwi i oparła się o nie. Płaszcz ciążył jej na ramionach. Zsunęła go na podłogę. Podniosła głowę; jej wzrok zatrzymał się na zakręcie schodów.
Siedziało tam dziecko. Miało długie rudawo-kasztanowe włosy, podpierało głowę na dłoniach; było zaciekawione.
Nie byłam senna, pomyślała. Usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi, i chciałam zobaczyć, kto przyszedł. Tatuś otworzył drzwi i ktoś go popchnął. Tata był zły. Pobiegłam z powrotem do łóżka. Kiedy usłyszałam pierwszy strzał, nie zeszłam na dół. Zostałam w łóżku i wołałam tatę.
Ale on nie przyszedł. Usłyszałam znowu jakiś huk i zbiegłam schodami do salonu…
A potem…
Trzęsła się i miała zawroty głowy. Idąc do biblioteki, nalała sobie brandy i wypiła ją jednym haustem. Dlaczego senator Jennings tak się przeraziła tamtym listem? Wpadła w panikę, była wściekła i wystraszona.
Z jakiego powodu?
To nie miało sensu.
I dlaczego czułam się tak zdenerwowana, gdy go czytałam? Dlaczego za każdym razem, gdy go czytam, jestem niespokojna?
Spojrzenie Toby'ego pełne nienawiści. To, jak krzyczał na panią senator. On nie chciał jej uspokoić. Chciał ją przed czymś ostrzec. Ale przed czym?
Pat wcisnęła się w kąt sofy; kolana podciągnęła pod brodę. Siadywałam tak sobie w tym miejscu, kiedy tatuś pracował przy biurku. „Możesz zostać, Kerry, jeśli obiecasz, że będziesz cicho”. Dlaczego pamięć o nim stała się nagle tak żywa? Widziała go, nie takiego jak na filmach, lecz w tym pokoju, siedzącego na krześle i stukającego palcami po blacie biurka, gdy był zamyślony.
Gazeta z tamtym artykułem leżała jeszcze otwarta. Coś kazało Pat podejść i przeczytać go uważnie. Ciągle wracała do zdjęcia przedstawiającego ojca i Abigail Jennings na plaży. Można było jasno wywnioskować, że łączyło ich gorące uczucie. Wakacyjna przygoda czy coś więcej? A jeśli matka zauważyła, jak na siebie patrzyli?
Dlaczego teraz się boi? Źle spała ostatniej nocy. Gorąca kąpiel i krótki odpoczynek powinny jej pomóc. Znowu odniosła wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Tak samo czuła się poprzedniego wieczoru przed zaśnięciem, ale nie zwróciła na to większej uwagi.
Kiedy doszła do swojego pokoju, zadzwonił telefon.
– Pat, czy wszystko w porządku? – zapytała Lila. – Martwię się o ciebie. Nie chcę cię niepokoić, ale muszę. Czuję jakieś niebezpieczeństwo wokół ciebie. Czy mogłabyś teraz przyjść i zostać u mnie?
– Lila, wydaje mi się, że twoje wrażenia pochodzą stąd, że wkrótce nastąpi przełom i przypomnę sobie dokładnie tamtą noc. Dzisiaj, podczas końcowego nagrania, zaszło coś, co może zapoczątkować ten przełom. Ale nie martw się, bez względu na to, co będzie, dam sobie radę.
– Pat, posłuchaj mnie, nie powinnaś być teraz w tym domu!
– To jedyny sposób, żebym mogła to wszystko poukładać w całość.
Niepokoi się tymi włamaniami, pomyślała Pat, leżąc w wannie. A może też boi się, że nie potrafię zaakceptować prawdy. Narzuciła na siebie aksamitny szlafrok, usiadła przy toaletce, rozpuściła włosy i zaczęła je szczotkować. Ostatnio czesała się przeważnie w koczek. Sam najbardziej lubił ją z rozpuszczonymi włosami. Dziś wieczorem tak się uczesze.
Poszła do łóżka i nastawiła cicho radio. Nie chciała spać, wkrótce jednak poczuła, że opada z sił. Imię Eleanor z uporem powracało w jej myślach.
Zegarek przy łóżku wskazywał kwadrans po szóstej. Program rozpocznie się za piętnaście minut. Usłyszała koniec wiadomości radiowych.
– Eleanor Brown ujawniła się i została aresztowana. Nie mogła dłużej znieść myśli, że ktoś ją rozpozna. Nadal utrzymuje, że nie popełniła kradzieży, o którą została posądzona. Rzecznik prasowy policji powiedział, że przez dziewięć lat, to znaczy od chwili ucieczki z więzienia, Eleanor Brown mieszkała z sanitariuszem, Arthurem Stevensem. Mężczyzna ten jest podejrzany w sprawie serii zgonów w klinice i wydano nakaz aresztowania go. To fanatyk religijny. Otrzymał miano „szpitalnego anioła”.
„Szpitalny anioł”! Przypomniała sobie tamten telefon w Bostonie. Jej rozmówca nazwał siebie aniołem miłosierdzia, wybawienia i zemsty. Pat zamknęła drzwi i rzuciła się do telefonu. Pośpiesznie wybrała numer Sama. Przeczekała dziesięć, dwanaście, czternaście sygnałów, zanim wreszcie odłożyła słuchawkę. Gdyby wiedziała więcej wtedy, gdy Eleanor mówiła jej o Arthurze Stevensie! Błagał Eleanor, żeby się nie ujawniała. Może chciał ją uratować i próbował wstrzymać pracę nad programem.
Czy Eleanor wiedziała o pogróżkach? Nie, jestem pewna, że nie, uznała Pat. Powinien o tym wiedzieć jej adwokat, zanim powiadomimy policję.
Było prawie wpół do siódmej. Wstała z łóżka, zawiązała pasek od szlafroka i włożyła kapcie. Zbiegając po schodach, zastanawiała się, gdzie teraz jest Arthur Stevens. Czy wie, że Eleanor przebywa w areszcie? Czy obejrzy program i oskarży Pat, gdy zostanie pokazane zdjęcie Eleanor?
Oskarży ją, dlatego że tamta nie dotrzymała obietnicy i oddała się tak szybko w ręce policji.
Zapaliła światło w salonie, a także lampki na choince, zanim włączyła telewizor. Ale pokój nadal wydawał się jej dziwnie ponury. Usiadła na kanapie i oglądała zakończenie dziennika. Chciała obejrzeć program o Abigail sama. Kiedy była w studiu, wiedziała, że budzi on duże zainteresowanie. Mimo to bała się zobaczyć go powtórnie. To było coś więcej niż zwykła obawa towarzysząca rozpoczęciu nowego cyklu audycji.
Usłyszała, że włączył się piec centralnego ogrzewania i w nagrzewających się przewodach pykało powietrze. Podskoczyła ze strachu. To niesamowite, co ten dom ze mnie robi, pomyślała.
Rozpoczął się program. Pat przyglądała się krytycznie całej trójce: pani senator, Lutherowi i sobie. Scenografia studia była dobrze pomyślana. Słusznie Luther kazał zmienić kwiaty. W zachowaniu Abigail nie było widać śladu napięcia, które dawało się odczuć podczas nagrania. Fragment o Apple Junction też mógł się podobać. Wspomnienia Abigail z tamtego okresu zostały przedstawione w ciekawy sposób. A to wszystko wierutne kłamstwo, pomyślała Pat.
Filmy przedstawiające Abigail i Willarda na ich weselu, na przyjęciach w posiadłości Jenningsów, podczas jego kampanii wyborczych. W tym czasie Abigail ciepło wspominała swego męża: „Willard i ja…”, „mój mąż i ja…”. Dziwne, że nigdy nie nazwała go Billy.
Coraz jaśniej Pat zaczęła zdawać sobie sprawę, że filmy przedstawiające Abigail jako młodą kobietę wydały się jej znajome. Budziły wspomnienia niemające nic wspólnego z wrażeniami, jakie odnosiła podczas wielokrotnego ich oglądania. Dlaczego to zaczęło się dziać właśnie teraz?
Nastąpiła przerwa na reklamę.
Potem będzie fragment o Eleanor Brown i o zniknięciu pieniędzy z funduszu wyborczego.
Arthur słyszał, że Patricia Traymore schodzi na dół po schodach. Ostrożnie szedł na palcach, dopóki się nie upewnił, że słyszy niewyraźne odgłosy telewizora, dochodzące z salonu. Bał się, że przyjdą do niej przyjaciele, żeby razem obejrzeć program. Ale nie było nikogo.
Po raz pierwszy od wielu lat poczuł się tak, jakby włożył strój przeznaczony mu od Boga. Spoconymi, silnymi dłońmi wygładzał na sobie wełniany kaftan. Ta kobieta splugawiła nawet święte szaty. Jakim prawem nosiła ubiór wybrańców?
Wrócił do swojej kryjówki, nałożył słuchawki, włączył telewizor i poprawił obraz. Podłączył się do anteny, toteż odbiór był dość dobry. Klęcząc jak przed ołtarzem, z rękoma złożonymi niczym do modlitwy, Arthur zaczął oglądać program.
Lila oglądała telewizję, mając przed sobą tacę z kolacją. Nawet nie mogła udawać, że je. Jej całkowita pewność, że młodej kobiecie grozi niebezpieczeństwo, jeszcze bardziej wzrosła, gdy dziennikarka pojawiła się na ekranie.
Przestrogi Kasandry, pomyślała gorzko. Pat mnie nie posłucha. Musi po prostu opuścić ten dom, bo w przeciwnym razie umrze w jeszcze gorszych cierpieniach niż jej rodzice. Ma coraz mniej czasu. Lila widziała Sama Kingsleya tylko raz i bardzo go polubiła. Czuła, że był ważny dla Pat. Czy warto z nim porozmawiać i powiedzieć o swoich obawach? Czy zdołałaby go przekonać, żeby nakłonił Pat do opuszczenia domu, aż zniknie ciemność gromadząca się wokół?
Odsunęła tacę, wstała i sięgnęła po książkę telefoniczną. Musi natychmiast do niego zadzwonić.
Prosto z restauracji Sam poszedł do swojego biura. Miał tego dnia kilka spotkań, ale nie potrafił skupić się na żadnym z nich. Myślami wracał ciągle do rozmowy w czasie lunchu.
Skonstruowali oskarżenie przeciwko Toby'emu Gorgone'owi, ale Kingsley był wystarczająco długo prokuratorem, żeby wiedzieć, że oskarżenie oparte jedynie na poszlakach może się rozpaść jak domek z kart. A szmaciana lalka mogła stanowić dowód niewinności Toby'ego. Jeśli nie przyczynił się on do katastrofy lotniczej i nie był zamieszany w kradzież pieniędzy z funduszu wyborczego, jeśli Catherine Graney stała się przypadkową ofiarą jakiegoś rzezimieszka, to Abigail Jennings była osobą, za którą wszyscy ją uważali – nieposzlakowaną i właściwą kandydatką na wiceprezydenta. Im dłużej Sam myślał o Tobym, tym bardziej się niepokoił.
Dwadzieścia po szóstej był wreszcie wolny i od razu zadzwonił do Pat. Jej numer okazał się zajęty. Szybko zamknął biurko. Chciał wrócić do domu i obejrzeć program o Abigail.
Gdy pośpiesznie wychodził z biura, zatrzymał go dzwonek telefonu. Przeczucie kazało mu podnieść słuchawkę.
Dzwonił Jack Carlson.
– Sam, czy możesz swobodnie rozmawiać?
– Tak.
– Mamy coś nowego w sprawie Catherine Graney. Jej syn znalazł brudnopis listu, który napisała do senator Jennings. Ten list został prawdopodobnie wczoraj doręczony. To poważna sprawa. Pani Graney zamierzała zakwestionować oficjalną wersję pani senator, dotyczącą jej stosunków z małżonkiem. Zamierzała wytoczyć jej proces o zniesławienie w razie, gdyby nadal publicznie oskarżała jej męża o spowodowanie katastrofy.
Sam gwizdnął.
– Czy chcesz powiedzieć, że Abigail mogła wczoraj dostać ten list?
– Właśnie tak, ale to jeszcze nie wszystko. Sąsiad pani Graney urządzał przyjęcie ostatniego wieczoru. Dostaliśmy listę gości i wszystkich sprawdziliśmy. Pewne młode małżeństwo, które przyszło później, piętnaście po jedenastej albo coś koło tego, miało trudności ze znalezieniem ulicy. Zapytali o drogę faceta, który wsiadał do samochodu kilka domów dalej. Szybko ich spławił. Był czarną toyotą z rejestracją z Wirginii. Opis pasuje do Gorgone'a. Dziewczyna pamięta nawet, że miał ciężki, ciemny sygnet. Weźmiemy Toby'ego na przesłuchanie. Czy nie sądzisz, że powinieneś zadzwonić do Białego Domu?
Toby mógł się znajdować w pobliżu miejsca zamordowania Catherine Graney. Jeśli on ją zabił, to wszystko, o co go podejrzewali, było możliwe, a nawet logiczne.
– Abigail musi się o tym natychmiast dowiedzieć – oświadczył Sam. – Pójdę teraz do niej. Powinna mieć szansę oddalenia wszelkich podejrzeń od swojej osoby. Jeśli odmówi, sam zatelefonuję do prezydenta. Nawet jeśli nie miała pojęcia, w co Toby był zamieszany, musi przyjąć na siebie moralną odpowiedzialność.
– Nie wydaje mi się, żeby ona kiedykolwiek przejmowała się moralną odpowiedzialnością. Gdyby J. Edgar żył, Abigail nie byłaby tak bliska urzędu wiceprezydenta. Czytałeś przecież artykuł zamieszczony we wczorajszej „Tribune”, w którym pisano o wielkiej przyjaźni łączącej Abigail z kongresmanem Adamsem i jego żoną.
– Owszem, czytałem.
– W tym artykule mówi się o krążącej plotce, że przyczyną tej fatalnej kłótni była jakaś inna kobieta. Rozpoczynałem tu dopiero pracę, gdy to się wydarzyło. Po przeczytaniu tamtego artykułu coś mnie zaczęło niepokoić. Tknięty przeczuciem, sprawdziłem dossier Adamsa. Jest tam jakaś wzmianka o młodej pani kongresman, Abigail Jennings. Wszystko wskazuje na to, że właśnie ona była ową inną kobietą.
Abigail próbowała odpocząć, ale wcale jej się to nie udawało. Świadomość, że za parę godzin dostanie nominację na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, była zbyt ekscytująca.
Pani wiceprezydent. Air Force Two i posiadłość na terenie dawnego Obserwatorium Morskiego. Przewodnicząca Senatu i przedstawicielka prezydenta na cały świat.
Za dwa lata nominacja na prezydenta. Będę ją miała, obiecała sobie. Golda Meir. Indira Gandhi. Margaret Thatcher. Abigail Jennings.
Kariera w Senacie była wielkim krokiem naprzód. Kiedy została wybrana, Luther powiedział: „No cóż, Abigail, zostałaś członkiem najbardziej ekskluzywnego klubu na świecie”.
Teraz miała zrobić kolejny wielki krok. Już nie będzie jednym ze stu senatorów, tylko drugą osobą w kraju.
Postanowiła włożyć jedwabną bluzkę i spódnicę z wełnianym żakietem w odcieniach różu i szarości. W telewizji będzie to dobrze wyglądać.
Wiceprezydent Abigail Jennings…
Był kwadrans po szóstej. Abigail wstała z kanapy, usiadła przy toaletce i przeczesała szczotką włosy. Starannie nałożyła na powieki nieco cienia i pomalowała rzęsy. Na policzkach tak widać było jej podniecenie, że nie potrzebowała różu. Mogła ubrać się teraz, obejrzeć program i przećwiczyć wypowiedź, którą wyrazi zgodę na przyjęcie nominacji, zanim trzeba będzie pojechać do Białego Domu.
Włożyła kostium i przypięła do żakietu złotą broszkę z brylantem w kształcie słońca. Telewizor w gabinecie miał największy ekran. Tam zamierzała obejrzeć program.
– Zapraszamy na program „Kobiety w rządzie”.
Widziała już cały materiał oprócz ostatnich kilku minut. A jednak czuła się spokojniejsza, oglądając go powtórnie. Apple Junction pokryte warstwą świeżego śniegu wyglądało jak mała wioska, która skryła swoje ponure oblicze. Abby w zamyśleniu przyglądała się domowi Saundersów. Przypomniała sobie, jak pani Saunders kazała jej cofnąć się ze schodów i pójść do wejścia dla służby. Ta wiedźma musiała potem za to zapłacić.
Gdyby Toby nie poradził jej, jak zdobyć pieniądze na naukę w Radcliffe, gdzie byłaby teraz?
Te pieniądze należały mi się od Saundersów, powiedziała sobie. Za dwanaście lat upokorzeń w tym domu!
Oglądała zdjęcia z przyjęcia weselnego, z pierwszych kampanii, z pogrzebu Willarda. Pamiętała radość, jaką czuła w drodze na pogrzeb, gdy Jack Kennedy zgodził się namówić gubernatora, aby pozwolił jej dokończyć kadencję męża.
Przestraszył ją nagły, przeciągły dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewała. Czy ktoś z prasy mógł być tak bezczelny, żeby dzwonić w ten sposób? Postanowiła nie otwierać. Ale dźwięk dzwonka stał się jeszcze bardziej natarczywy. Abigail podeszła do drzwi.
– Kto tam?
– Sam.
Otworzyła drzwi. Sam wszedł do środka; na jego twarzy malowała się determinacja. Abby uśmiechnęła się niepewnie.
– Sam, dlaczego nie oglądasz programu „Oto twoje życie”? Wejdź, proszę. Wzięła go za rękę i pociągnęła do gabinetu. W telewizji Luther właśnie pytał ją o stosunek do sprawy bezpieczeństwa lotów.
– Abigail, muszę z tobą porozmawiać.
– Na litość boską, Sam. Czy nie pozwolisz mi obejrzeć mojego programu?
– Nie mamy chwili do stracenia.
Sam wyjaśnił jej powód swojej wizyty. Widział, jak oczy Abby coraz bardziej rozszerzają się ze zdziwienia.
– Chcesz mi powiedzieć, że Toby mógł zabić żonę Graneya? Jesteś szalony.
– Naprawdę?
– Miał w tym czasie randkę. Ta kelnerka może to potwierdzić.
– Dwoje ludzi dokładnie go opisało. List od Catherine Graney do ciebie stanowi wystarczający motyw zabójstwa.
– Jaki list?
Patrzyli na siebie przez chwilę; Abigail pobladła.
– Odbiera twoją korespondencję, prawda?
– Prawda.
– Czy odebrał ją także wczoraj?
– Tak.
– I co ci przyniósł?
– To, co zwykle. Chwileczkę. Nie możesz wysuwać przeciwko niemu takich oskarżeń! Wszystko zmyślasz.
– A więc zadzwoń do niego teraz. I tak zostanie wezwany na przesłuchanie.
Sam przyglądał się, jak Abigail wybiera numer. Obojętnie patrzył na piękny kostium, który miała na sobie. Ubrała się tak, wierząc, że zostanie wiceprezydentem, pomyślał.
Długo trzymała słuchawkę przy uchu, ale nikt się nie zgłaszał.
– Prawdopodobnie nie odbiera telefonu. Pewnie się nie spodziewa, że do niego zadzwonię – powiedziała niepewnym głosem, lecz już po chwili zrobiła się bardziej stanowcza. – Sam, chyba nie wierzysz w to, co mówisz. Na pewno Pat Traymore cię do tego nakłoniła. Od początku stara się mnie zniszczyć.
– Pat nie ma nic wspólnego z tym, że Toby'ego Gorgone'a widziano koło domu Catherine Graney.
Na ekranie telewizyjnym Abigail mówiła właśnie o swoim udziale w ustanowieniu przepisów dotyczących bezpieczeństwa lotów.
– Jestem dzisiaj wdową, ponieważ mój mąż wynajął najtańszy samolot, jaki mógł znaleźć.
Sam wskazał ręką na telewizor.
– To stwierdzenie wystarczyłoby, by Catherine Graney znalazła się w jutrzejszych porannych gazetach, i Toby o tym wiedział. Abigail, jeśli prezydent zwołał na dziś konferencję prasową, żeby ogłosić twoją nominację na wiceprezydenta, to będziesz musiała poprosić go o wstrzymanie się z podaniem tej decyzji do publicznej wiadomości do czasu wyjaśnienia sprawy.
– Postradałeś zmysły? Nie obchodzi mnie, czy Toby był dwa domy dalej od miejsca, w którym zabito tamtą kobietę. To niczego nie dowodzi. Może ma dziewczynę w Richmond albo gra tam w karty. Chyba po prostu nie odbiera telefonu. Zupełnie niepotrzebnie otwierałam drzwi.
Sam zrozumiał, że trzeba działać szybko. Wczoraj Pat powiedziała mu, że Toby stał się wrogi wobec niej, że czuje się zagrożona w jego obecności. Przed chwilą Abby oświadczyła, że Pat chce ją zniszczyć. Czy Toby w to wierzył? Sam chwycił Abigail za ramiona.
– Czy Toby mógł sądzić, że Pat stanowi dla ciebie jakieś zagrożenie?
– Sam, przestań! Daj mi spokój! Tak samo jak ja zdenerwował się zamieszaniem, które wywołała, ale wszystko dobrze się skończyło. Uważa, że w ostatecznym rozrachunku wyświadczyła mi przysługę.
– Czy jesteś pewna?
– Sam, Toby po raz pierwszy ujrzał Pat Traymore w zeszłym tygodniu. Źle rozumujesz.
Po raz pierwszy ujrzał ją w zeszłym tygodniu? To nieprawda. Toby musiał widywać Pat, kiedy była dzieckiem. Czy mógł ją rozpoznać? Abigail była kochanką Deana Adamsa. Czy Pat o tym wiedziała? Wybacz mi, Pat, pomyślał. Muszę jej o tym powiedzieć.
– Abigail, Pat Traymore to córka Deana Adamsa, Kerry.
– Pat Traymore to Kerry? – Abigail otworzyła oczy z przerażenia. Po chwili uspokoiła się jednak. – Nie wiesz, co mówisz. Kerry Adams nie żyje.
– Powtarzam ci, że Pat Traymore to Kerry Adams. Dowiedziałem się, że spotykałaś się z jej ojcem i że mogłaś wywołać tamtą kłótnię. Pat powoli zaczyna sobie przypominać wydarzenia owego fatalnego wieczoru. Czy Toby próbowałby osłonić ciebie lub siebie przed czymś, co mogłaby sobie przypomnieć?
– Nie – odrzekła słabym głosem Abigail. – Nieważne, czy mnie widziała. Nic nie stało się z mojej winy.
– A Toby? Czy on tam wchodził?
– Pat go nie widziała. Kiedy wrócił z moją torebką, powiedział mi, że jest nieprzytomna.
Podejrzenia, które im się nasunęły, przeraziły oboje. Sam skierował się do wyjścia, a przerażona Abigail pobiegła za nim.
Oglądał materiał filmowy, na którym Glorię wyprowadzano z sądu po ogłoszeniu wyroku skazującego. Ręce miała w kajdankach. Na jedynym zbliżeniu widać było jej przerażoną twarz z szeroko otwartymi oczami. Jakiś niezrozumiały ból w jej spojrzeniu sprawił, że Arthur o mało nie zaczął płakać. Ukrył twarz w dłoniach, kiedy Luther Pelham opowiadał o załamaniu nerwowym Glorii, o zwolnieniu warunkowym i leczeniu psychiatrycznym, o jej zniknięciu dziewięć lat temu. Nie chciał wierzyć słowom, które następnie wypowiedział Pelham:
– Eleanor Brown czuła narastający strach, że zostanie rozpoznana. Dlatego wczoraj zgłosiła się na policję. Przebywa teraz w areszcie, skąd zostanie odesłana do więzienia federalnego, żeby odbyć resztę kary.
Gloria zgłosiła się na policję. Nie dotrzymała danego mu słowa.
Nie, to nieprawda. Została zmuszona do złamania obietnicy – zmuszona z powodu pewności, że będzie pokazana w tym programie. Arthur wiedział, że już nigdy jej nie zobaczy.
Głosy, wściekłe i mściwe, zaczęły przemawiać do niego. Słuchał ich uważnie z zaciśniętymi pięściami. Gdy umilkły, zdjął słuchawki. Nie troszcząc się o ułożenie półek w taki sposób, by kryjówka nie była widoczna, wyskoczył z szafy i zszedł po schodach.
Pat siedziała spokojnie i oglądała program. Na ekranie zaczynała właśnie czytać list: „Billy, kochanie”.
– Billy – wyszeptała. – Billy.
Wyraźnie dostrzegła przerażenie na twarzy Abigail i odruchowo zaciśnięte dłonie, zanim pani senator zdołała zapanować nad swoim zachowaniem. Już kiedyś widziała ten bolesny wyraz twarzy u Abigail.
– Billy, kochanie. Billy, kochanie…
– Nie wolno ci mówić na mnie „Renée”…
– Ale tata mówi na ciebie „Renée”…
Przypomniała sobie, jak Abigail rzuciła się na nią, gdy skończyli nagrywać. „Skąd to masz? Kogo chcesz ze mnie zrobić?” – i głos Toby'ego: „Wszystko w porządku, Abby. Dobrze, że ludzie dowiedzą się o twoim ostatnim liście do męża”.
Do swojego męża. To właśnie próbował jej powiedzieć.
Przypomniała sobie zdjęcie Abigail i swojego ojca, na którym oboje leżą na plaży i dotykają się rękoma.
To Abigail zadzwoniła tamtej nocy do drzwi i wpadła na mojego ojca. Twarz miała wykrzywioną wściekłością i żalem.
Nie wolno ci mówić na mnie „Renée” ani na tatę „Billy”…
Dean Wilson Adams. To ojciec – nie Willard Jennings – był Billym!
List! Znalazła go na podłodze w gabinecie, gdy próbowała ukryć papiery ojca przed Tobym. Ten list musiał wypaść z pamiątek Deana, a nie Abigail.
Abigail była tu owej nocy. Ona i Dean Adams – Billy Adams – byli kochankami. Czy wywołała tę ostatnią kłótnię?
Mała dziewczynka leżała skulona na łóżku. Zakrywała rękami uszy, żeby nie słyszeć wściekłych głosów.
Strzał.
– Tatusiu! Tatusiu! Kolejny strzał.
A potem zbiegłam po schodach. Potknęłam się o ciało mamy. Był tam ktoś jeszcze. Abigail? O Boże, czy ona była wtedy w pokoju?
Ktoś otworzył drzwi prowadzące na taras.
Pat usłyszała dzwonek telefonu. W tej samej chwili zgasło górne światło. Podskoczyła i odwróciła się gwałtownie. W blasku migoczących lampek choinkowych ujrzała jakąś zjawę zmierzającą w jej kierunku. Wyglądała jak wysoki, chudy mnich z nieprzytomną, gładką twarzą i siwiejącymi włosami, które opadały na błyszczące niebieskie oczy.
Toby jechał do Georgetown, starając się nie przekraczać dozwolonej prędkości. Tego wieczoru nie mógł złapać mandatu. Zanim wyszedł, sprawdził, czy program już się rozpoczął. Wiedział, że Abby będzie się wpatrywała w ekran przez najbliższe pół godziny. Jeśli zadzwoni do niego po programie, będzie mógł powiedzieć, że wyszedł sprawdzić samochód.
Od początku wydawało mu się, że dostrzega coś dziwnie znajomego w Pat Traymore. Wiele lat temu nie uronił ani jednej łzy, kiedy przeczytał, że Kerry Adams „zmarła na skutek odniesionych obrażeń”. Nie można było brać poważnie tego, co zapamiętała jako trzy – czy czteroletnie dziecko, ale mimo to nie chciał ryzykować jakichkolwiek kłopotów.
Abby miała rację. Pat Traymore chciała ich zniszczyć. Nie ujdzie jej to na sucho!
Dojechał do Main Street w Georgetown. Przemknął Trzydziestą Pierwszą, minął North Street i skręcił w prawo. Wiedział, gdzie zaparkować. Już to kiedyś robił.
Prawa strona posesji przylegała do ciągu domów. Toby zostawił samochód na następnym rogu, cofnął się trochę, minął zamkniętą bramę i zręcznie przeskoczył przez ogrodzenie. Bezszelestnie podszedł do tarasu i wtopił się w mrok.
Myślał ciągle o tamtym feralnym wieczorze, gdy wyciągnął stąd Abby i zakrył jej usta dłonią, żeby nie krzyczała, a potem położywszy ją na tylnym siedzeniu samochodu, usłyszał jej stłumiony szloch: „tam jest moja torebka” – i wrócił do tego domu.
Ukryty za drzewami, przywarł do ściany i przysunął się prawie do samych drzwi. Odwrócił głowę i ostrożnie zajrzał do środka.
Ujrzał widok mrożący krew w żyłach. Pat Traymore leżała na kanapie ze związanymi rękami i nogami. Usta miała zakneblowane. Jakiś ksiądz czy zakonnik klęczał przy niej, odwrócony plecami do tarasu, i zapalał świece na srebrnym świeczniku. Co on, u diabła, robi? Mężczyzna odwrócił się i Toby lepiej mu się przyjrzał. To nie był prawdziwy zakonnik. Nie miał na sobie habitu, tylko coś w rodzaju długiej szaty. Wyraz jego twarzy przypominał Toby'emu sąsiada, który wiele lat temu dostał ataku szału.
Mężczyzna krzyczał na Pat. Toby z trudem rozróżniał słowa. – Nie zważałaś na moje ostrzeżenia! Miałaś możność wyboru! Ostrzeżenia. Podejrzewali, że Pat wymyśliła tę historyjkę o telefonach włamaniu. Ale jeśli nie… Toby widział, jak mężczyzna przeniósł świecznik i postawił go pod najniższą gałązką choinki.
Chciał podpalić dom! Pat znalazła się w pułapce. Nie mam tu już nic o roboty, pomyślał Toby. Powinienem teraz wsiąść do samochodu i odjechać.
Przywarł mocno do ściany. Mężczyzna skierował się w stronę drzwi prowadzących na taras. A gdyby został znaleziony w domu? Wszyscy wiedzieli, że ktoś groził Pat Traymore. Jeśli ten dom spłonie, a potem znajdą tu zwłoki dziennikarki i człowieka, który ją nękał, to cała sprawa będzie zakończona. Koniec ze śledztwem i nikt nie powie, że w pobliżu widział jakiś podejrzany samochód.
Toby usłyszał odgłos szczękającego zamka. Mężczyzna otworzył drzwi na taras, odwrócił się i spojrzał na pokój.
Podszedł bezszelestnie i stanął za nim.
Kiedy program dobiegał końca, pani Thatcher ponownie wykręciła numer Sama. Ale ciągle nikt nie odbierał telefonu. Jeszcze raz próbowała zadzwonić do Pat. Po sześciu sygnałach odłożyła słuchawkę i podeszła do okna. Samochód dziennikarki stał na podjeździe i Lila była pewna, że Pat jest w domu. Popatrzyła uważnie i wydało się jej, że widzi czerwoną poświatę, która przebija ciemność otaczającą dom.
Czy powinna wezwać policję? A jeśli Pat rozpamiętywała po prostu wydarzenia tamtej tragicznej nocy? A może niebezpieczeństwo, które wyczuwała Lila, było natury emocjonalnej, a nie fizycznej? Pat bardzo chciała zrozumieć, dlaczego jedno z rodziców wyrządziło jej taką krzywdę. A jeśli prawda była jeszcze gorsza od jej wyobrażeń?
Co zrobi policja, jeśli dziennikarka nie będzie chciała otworzyć drzwi? Nie włamią się przecież tylko dlatego, że Lila powie im o swoich przeczuciach. Wiedziała, z jaką pogardą policjant może się odnieść do parapsychologii.
Bezradnie stała przy oknie i wpatrywała się w ciemne chmury, które kłębiły się wokół domu Pat.
Drzwi prowadzące na taras. Ktoś je otworzył tamtej nocy. Pat zobaczyła go wtedy i podbiegła do niego; rękami uczepiła się jego nóg. Toby, jej przyjaciel, który zawsze zabierał ją na przejażdżki. A on podniósł ją i cisnął na podłogę…
Toby… to był Toby.
Był tu i teraz stał za Arthurem Stevensem…
Szaleniec wyczuł jego obecność i odwrócił się nagle. Toby wymierzył mu cios w szyję i Arthur, zataczając się, wpadł do pokoju. Ciężko chwytał powietrze i rzężąc upadł koło kominka. Oczy mu się przymknęły, głowa przekrzywiła na bok.
Toby wszedł do salonu. Pat przestraszyła się widoku masywnych nóg w ciemnych spodniach, zwalistej sylwetki, silnych rąk, ciemnego sygnetu z onyksem.
Pochylił się nad nią.
– Wiesz już, prawda, Kerry? Kiedy domyśliłem się, kim jesteś, byłem pewien, że wszystko sobie przypomnisz. Przykro mi, że tak się stało, ale musiałem troszczyć się o Abby. Szalała za Billym. Gdy zobaczyła, że twoja matka go zastrzeliła, zemdlała. Gdybym nie musiał wrócić po torebkę, przysięgam, że nawet bym cię nie tknął. Chciałem tylko, żebyś przez chwilę była cicho. Ale teraz możesz zrobić krzywdę Abby, a ja nie zamierzam do tego dopuścić. Tym razem – ciągnął dalej Toby – ułatwiłaś mi zadanie. Wszyscy wiedzą, że ci grożono. Nie przypuszczałem, że będę mieć takie szczęście. Znajdą cię razem z tym psychopatą i już nikt nie będzie o nic pytał. Zadajesz zbyt wiele pytań, wiesz o tym?
Nagle zapaliły się gałązki, znajdujące się bezpośrednio nad świecznikiem. Zaczęły trzaskać i chmura dymu uniosła się pod sufit.
– Ten cały pokój spłonie za kilka minut, Kerry. Muszę już iść. To wielki wieczór dla Abby. – Pogładził Pat po twarzy. – Przepraszam, naprawdę mi przykro.
Całą choinkę ogarnęły płomienie. Pat widziała, jak Toby zamknął za sobą drzwi na taras. Dywan zaczął się tlić. Ostry zapach zielonych gałązek mieszał się z dymem. Próbowała nie oddychać. Oczy ją tak piekły, że musiała je zamknąć. Uduszę się tu, pomyślała. Przesunęła się na brzeg kanapy i rzuciła na podłogę. Uderzyła czołem o nogę stolika i aż jęknęła z bólu. Zaczęła się czołgać do przedpokoju. Ręce miała wykręcone do tyłu i związane, więc z trudem się poruszała. Zdołała przewrócić się na plecy i odpychając się dłońmi i nogami, parła do przodu. Przeszkadzał jej ciężki, aksamitny szlafrok, ale zdołała go nieco rozsunąć.
Zatrzymała się przy wejściu do salonu. Gdyby udało jej się zamknąć drzwi, to ogień by się tak szybko nie rozprzestrzenił. Z największym wysiłkiem przeczołgała się przez próg. Pokaleczyła sobie dłonie o metalową listwę przytrzymującą dywan. Skręcając się z bólu, oparła plecy o ścianę, wcisnęła ramię za drzwi i popchnęła je. Z ulgą usłyszała, że się zamknęły. Hol był już wypełniony dymem. Nie wiedziała, w którą stronę się kierować. Gdyby zabłądziła i trafiła do biblioteki, nie wydostałaby się stąd.
Posuwała się centymetr po centymetrze wzdłuż listwy przy ścianie w kierunku drzwi frontowych.