Rozdział 34

Dziesięć po czwartej Pat dodzwoniła się do Sama z budynku Potomac Cable Network. Nie wspominając o ich sprzeczce, opowiedziała mu o Eleanor Brown.

– Nie mogłam jej powstrzymać. Była zdecydowana zgłosić się na policję.

– Uspokój się, Pat, wyślę adwokata, żeby się z nią zobaczył. Jak długo będziesz jeszcze w studiu?

– Nie wiem. Czy widziałeś dzisiejszą „Tribune”?

– Tylko nagłówki.

– Zajrzyj do drugiej rubryki. Dziennikarka, którą poznałam pewnego wieczoru na przyjęciu, usłyszała, gdzie mieszkam, i odgrzebała całą tę sprawę.

– Pat, będę w domu. Przyjdź po pracy.

Luther czekał na Pat w biurze. Spodziewała się, że potraktuje ją jak zdrajczynię, był jednak dość uprzejmy.

– Nagrania w Apple Junction poszły dobrze – powiedział. – Wczoraj padał tam śnieg i sceneria była bajeczna. Sfilmowaliśmy dom Saundersów, liceum z szopką przy głównym wejściu i główną ulicę z choinką. Na ratuszu umieściliśmy napis: „Apple Junction – rodzinne miasto senator Abigail Foster-Jennings”. – Zaciągnął się papierosem. – Przeprowadziliśmy udany wywiad z tą starszą panią, Margaret Langley. Miło się nam słuchało, gdy pokazując szkolną kronikę, opowiadała o tym, jaką świetną uczennicą była pani senator.

Pat uświadomiła sobie, że włączenie do programu zdjęć z Apple Junction stało się nagle pomysłem Luthera.

– Czy oglądałeś to, co nakręciliśmy wczoraj wieczorem i dzisiaj rano? – zapytała.

– Tak, nie mam zastrzeżeń. Można by zrobić jeszcze kilka ujęć Abigail pracującej przy biurku. Materiał z przyjęcia świątecznego jest bardzo dobry.

– Z pewnością widziałeś dzisiejszą „Tribune”? -Tak.

Luther zgasił papierosa w popielniczce i sięgnął po następnego. Głos mu się zmienił. Na twarzy zaczęły się pojawiać czerwone plamy.

– Pat, czy mogłabyś odkryć karty i wyjaśnić, dlaczego rozgłosiłaś tę historię?

– Co zrobiłam?

Luther zaczął zachowywać się swobodniej.

– Może wielu ludzi uważa za zbieg okoliczności to, że w ostatnim tygodniu pojawiło się tak wiele sensacyjnych artykułów na temat pani senator, ja jednak nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. Pamiętam, co powiedziała Abigail, gdy ukazało się pierwsze zdjęcie w „Mirror”. Od pierwszego dnia starałaś się na nas wymusić, żeby ten program został zrealizowany według twojej koncepcji. I sądzę, że użyłaś wszystkich znanych ci sztuczek, aby zyskać rozgłos. Cały Waszyngton mówi o Pat Traymore.

– Jeśli w to wierzysz, powinieneś mnie wyrzucić.

– Prosto na pierwsze strony gazet? Nie ma mowy. Czy odpowiesz na kilka pytań, aby zaspokoić moją ciekawość?

– Pytaj.

– Pierwszego dnia, w tym pokoju, poleciłem ci, żebyś wyrzuciła wszystko, co wiąże się z kongresmanem Adamsem i jego żoną. Czy wiedziałaś, że wynajmujesz ich dom?

– Wiedziałam.

– Czy nie wydawało ci się oczywiste, żeby o tym wspomnieć?

– Nie sądzę. Rzeczywiście wyrzuciłam każde ich zdjęcie z materiałów pani senator i, nawiasem mówiąc, odwaliłam kawał niezłej roboty. Czy przejrzałeś już wszystkie filmy?

– Tak, dobrze to zrobiłaś. A może teraz powiedziałabyś mi, co sądzisz o tych pogróżkach? Każdy, kto zna świat biznesu, rozumiałby, że program zostanie skończony bez względu na to, czy ty go będziesz realizować, czy kto inny.

Pat starannie dobierała słowa:

– Myślę, że te pogróżki są tylko słowami. Nie sądzę, żeby ktoś chciał mnie naprawdę skrzywdzić; usiłował mnie tylko zastraszyć. Uważam, że ktoś obawia się tego programu i myśli, że beze mnie jego realizacja nie dojdzie do skutku. – Przerwała na moment, po czym dodała z rozmysłem: – Ten człowiek mógł nie wiedzieć, że jestem tylko pionkiem w kampanii Abigail Jennings.

– Czy sugerujesz, że…?

– Nie, nie sugeruję, lecz przyznaję, że dałam się nabrać. Zostałam zaangażowana z marszu, kazano mi wykonać trzymiesięczną pracę w tydzień, ty i pani senator karmiliście mnie kolejnymi dawkami wyselekcjonowanych materiałów. Jeśli ten program zostanie dobrze przyjęty, to głównie z powodu wątków, których z początku nie chcieliście zaakceptować. Z trudem udało mi się je przeforsować. Ponieważ nieświadomie przyczyniłam się do publikacji artykułów przedstawiających w niekorzystnym świetle panią senator, chcę, aby ten program okazał się jak najlepszy. Ale ostrzegam, kiedy już skończę pracę, zamierzam wyjaśnić kilka kwestii.

– Takich jak…?

– Takich jak sprawa Eleanor Brown, dziewczyny, którą oskarżono o zdefraudowanie funduszu wyborczego. Dzisiaj się z nią widziałam. Właśnie chciała oddać się w ręce policji. I przysięga, że nie wzięła tych pieniędzy.

– Eleanor Brown oddająca się w ręce policji? – przerwał jej Luther. – Możemy to wykorzystać. Ponieważ uciekła ze zwolnienia warunkowego, nie wypuszczą jej za poręczeniem.

– Kongresman Kingsley stara się o poręczenie.

– To błąd. Uważam, że dopóki prezydent nie ogłosi swojej decyzji, będę mogła coś zyskać. Kogo potem będzie to obchodziło? Miała uczciwy proces. Powiemy o tej sprawie tak, jak o niej pisaliśmy; dodamy tylko, że dzięki naszemu programowi winna zgłosiła się na policję. To pokrzyżuje jej plany, jeśli zamierza narobić nam kłopotów.

Pat poczuła, że w jakimś stopniu zdradziła zaufanie Eleanor.

– Moim zdaniem ta dziewczyna jest niewinna, a jeśli to prawda, będę walczyła o nowy proces dla niej.

– Ona jest winna – uciął Luther. – W przeciwnym razie nie uciekałaby. Pewnie wydała te siedemdziesiąt tysięcy dolarów, a nie chce już dłużej się ukrywać. Nie zapominaj o tym, że ława przysięgłych skazała ją jednogłośnie. Mam nadzieję, że nadal wierzysz w nasze sądownictwo. Czy masz coś jeszcze? Jakąś sprawę, która mogłaby zaszkodzić pani senator?

Powiedziała mu o Catherine Graney.

– A więc chce zaskarżyć telewizję? – Luther wyglądał, jakby sprawiło mu to wielką przyjemność. – Martwisz się tym?

– Jeśli ona zacznie plotkować o małżeństwie Jenningsów, a szczególne o tym, że matka Willarda nie zostawiła w spadku ani grosza swojej synowej…

– Abigail będzie miała pełne poparcie każdej Amerykanki, która musi znosić zgryźliwą teściową. Jeśli chodzi o małżeństwo Jenningsów, mamy zeznanie żony Graneya przeciwko zeznaniom pani senator i Toby'ego. Nie zapominaj, że on był obecny przy ich ostatniej rozmowie. A co z listem, który Abigail napisała do swojego męża? Jest datowany kilka dni przed jego śmiercią.

– To tylko nasze przypuszczenie. Ktoś inny mógłby zwrócić uwagę na to, że nie wpisała roku.

– Może wpisać teraz, jeśli to konieczne. Coś jeszcze?

– O ile wiem, są to jedyne sprawy, które mogą zaszkodzić pani senator. Jestem gotowa dać na to słowo honoru.

– W porządku. – Luther wydawał się uspokojony. – Dziś wieczorem jadę z ekipą do domu pani senator, żeby nakręcić scenę, podczas której Abigail kończy dzień pracy.

– Czy chcesz, żebym przyszła na to nagranie?

– Chcę, żebyś trzymała się od Abigail Jennings najdalej, jak możesz, dopóki ona się nie uspokoi. Pat, czy uważnie przeczytałaś swoją umowę pracę?

– Chyba tak.

– Więc zdajesz sobie sprawę, że mamy prawo cię zwolnić, wypłacając odszkodowanie. Szczerze mówiąc, nie wierzę w te banialuki, że ktoś nie chce dopuścić do zrobienia naszego programu. Podziwiam cię jednak za to, że stałaś się powszechnie znana w Waszyngtonie i wykorzystałaś do tego kobietę, która całe swoje życie poświęciła dla społeczeństwa.

– A czy ty czytałeś moją umowę? – zapytała Pat.

– Napisałem ją.

– Wiesz więc, że pozwoliłeś mi sprawować twórczą kontrolę nad przedsięwzięciami, które mam realizować. Sądzisz, że w tym tygodniu dotrzymałeś warunków umowy?

Otworzyła drzwi gabinetu; była pewna, że wszyscy wokół ich słuchają. Ostatnie słowa Luthera rozbrzmiewały w całym biurze:

– W przyszłym tygodniu porozmawiamy jeszcze o warunkach twojej umowy!

Był to jeden z nielicznych wypadków w życiu Pat, kiedy wychodząc, trzasnęła drzwiami.


Kwadrans później podawała swoje nazwisko portierowi w budynku, w którym mieszkał Sam.

Kiedy wjechała windą na górę, czekał już na korytarzu.

– Pat, wyglądasz na bardzo zmęczoną – powiedział.

– Jestem zmęczona.

Znużona, spojrzała na niego. Ubrany był w ten sam szary sweter co poprzedniego wieczoru. Zauważyła po raz wtóry, że kolor swetra podkreśla błękit oczu Sama. Wziął ją pod ramię i poszli długim korytarzem.

Pat była zaskoczona wystrojem wnętrza. Na środku pokoju stał szary składany stolik. Na ścianach wisiało dużo dobrych rycin i kilka świetnych obrazów. Całą podłogę zajmował dywan o kolorystyce szaro-czarno-białej.

Spodziewała się po Samie bardziej tradycyjnego gustu – kanapy, klubowych foteli, pamiątek rodzinnych. Wschodni dywan, nawet podniszczony, dużo lepiej by tu wyglądał. Sam zapytał, jak jej się podoba apartament, i Pat powiedziała mu o swoich wrażeniach.

Zmrużył oczy.

– Ty z pewnością wiesz, jak rozpocząć nowe życie, prawda? Oczywiście, masz rację. Chciałem wyrzucić wszystko, zacząć od początku i naturalnie się przeliczyłem. To mieszkanie rzeczywiście wygląda jak hol w motelu.

– Więc dlaczego tu mieszkasz? Przecież masz inne możliwości, prawda?

– Och, to mieszkanie jest bardzo dobre – odrzekł swobodnie Sam. – Tylko meble mnie denerwują. Pożegnałem się ze starymi, ale nie wiedziałem dokładnie, jak mają wyglądać nowe.

Wypowiedziane półżartem zdanie zabrzmiało nagle bardzo poważnie.

– Czy masz przypadkiem trochę whisky dla zmęczonej kobiety? – zapytała Pat.

– Jasne, że mam. – Podszedł do barku i wyrecytował: – Dużo wody sodowej, kostkę lodu, może plasterek cytryny, ale nie szkodzi, jeśli nie ma. – Uśmiechnął się do niej.

– Mam nadzieję, że nie mówię tak znękanym głosem – zauważyła Pat.

– Nieznękanym, tylko słabym.

Sam przygotował drinki i postawił je na stoliku.

– Usiądź i nie bądź taka zgnębiona. Jak poszły nagrania?

– Za tydzień prawdopodobnie zostanę bez pracy. Luther naprawdę sądzi, że traktuję to wszystko jako śmiałą reklamę, i podziwia mój tupet.

– Abigail może uważać tak samo. Pat uniosła brwi.

– Jestem pewna, że pierwszy byś o tym wiedział. Nie spodziewałam się, że tak szybko się spotkamy po ostatniej nocy. Przypuszczałam raczej, że nastąpi co najmniej trzymiesięczny okres oziębienia stosunków między nami. Jednak potrzebuję teraz pomocy, a z pewnością nie chcę rozmawiać na ten temat z Lutherem Pelhamem. Więc, niestety, padło na ciebie.

– Nie to pragnąłem usłyszeć, ale chętnie ci pomogę.

Sam był dzisiaj inny, Pat to czuła. Zupełnie jakby przestał się wahać i zmierzał do jakiegoś celu.

– Sam, podczas tego włamania wydarzyło się coś jeszcze. Najspokojniej, jak tylko potrafiła, opowiedziała mu o lalce.

– A ostatnio ta lalka zniknęła – zakończyła.

– Czy chcesz powiedzieć, że ktoś znowu był u ciebie w domu, a ty tego nie zauważyłaś?

– Tak.

– A więc nie możesz tam zostać ani chwili dłużej! Pat wstała gwałtownie i podeszła do okna.

– To nie jest wyjście. Sam, w jakiś niewytłumaczalny sposób zniknięcie lalki jest niemal uspokajające. Nie sądzę, żeby ten ktoś, kto mi groził, rzeczywiście chciał mnie skrzywdzić. W przeciwnym razie pewnie już by to zrobił. On raczej obawia się szkody, jaką może wyrządzić mu ten program. Widzę tu kilka możliwości. – Szybko przedstawiła swoje sugestie dotyczące sprawy Eleanor Brown. – Jeśli Eleanor nie kłamała, to kłamał Toby. Jeśli Toby kłamał, to pani senator go kryła, choć trudno w to uwierzyć. Przypuśćmy jednak, że był w to zamieszany ktoś jeszcze, kto naśladował głos Toby'ego, wiedział o piwnicy w domu Eleanor i schował tam część pieniędzy, aby rzucić podejrzenie na niewinną dziewczynę.

– Jak wyjaśnisz sprawę lalki i pogróżek?

– Pewnie ktoś, kto znał mnie jako dziecko i rozpoznał, stara się mnie zastraszyć i nie dopuścić do zrealizowania programu. Co o tym sądzisz, Sam? Toby znał mnie, kiedy byłam dzieckiem, a wydaje się bardzo wrogo do mnie nastawiony. Na początku myślałam, że to z powodu pani senator i tego fatalnego rozgłosu, ale kiedyś tak oglądał gabinet, jakby chciał go okraść, a po wyjściu z mojego domu natychmiast wrócił. Nie pomyślał, że mogłam pójść za nim, żeby zamknąć drzwi na zasuwę. Tłumaczył się, że sprawdzał zamek i że każdy mógłby wejść do środka, gdyby chciał; mówił mi, żebym była ostrożna. Uwierzyłam mu wtedy, lecz teraz naprawdę mnie bardzo to niepokoi. Czy mógłbyś go sprawdzić i zorientować się, czy miał kiedyś jakieś kłopoty? Oczywiście, poważne kłopoty.

– Jasne. Nigdy nie lubiłem tego ptaszka. – Stanął za Pat i objął ją. Odruchowo oparła się na nim. – Brakowało mi ciebie, Pat.

– Od ostatniej nocy?

– Nie, od dwóch lat.

– Mógłbyś mi wmówić wszystko. – Przez chwilę napawała się bliskością, a potem odwróciła się i spojrzała mu wprost w oczy. – Sam, nie zadowalają mnie okruchy miłości. Dlaczego po prostu nie…

Przyciągnął ją mocno do siebie i powiedział zdecydowanie:

– A jednak jestem w stanie ofiarować coś więcej.

Przez dłuższą chwilę stali razem przy oknie. Wreszcie Pat się cofnęła. Sam wypuścił ją z ramion i popatrzyli na siebie.

– Pat – odezwał się – wszystko, co powiedziałaś zeszłej nocy, to prawda, z wyjątkiem jednego. Nic mnie nie łączy z Abigail. Czy możesz mi dać trochę czasu, żebym mógł dojść do siebie? Dopiero gdy się spotkaliśmy w zeszłym tygodniu, zrozumiałem, że ostatnio byłem żywym trupem.

Próbowała się uśmiechnąć.

– Chyba zapomniałeś, że ja też potrzebuję trochę czasu. Droga pamięci nie jest tak prosta, jak się spodziewałam.

– Czy wracają ci prawdziwe wspomnienia z tamtej nocy?

– Może prawdziwe, ale niezbyt miłe. Zaczynam wierzyć, że moja matka oszalała wtedy, i trudno mi to przyjąć do wiadomości.

– Dlaczego tak uważasz?

– Nie chodzi o to, dlaczego tak uważam, ale o to, czemu miałaby strzelać. Cóż, jeszcze dzień, a świat zobaczy „Życie i czasy Abigail Jennings”. Potem rozpocznę prawdziwe śledztwo. Szkoda tylko, że muszę tk się z tym śpieszyć. Sam, jest tyle spraw, które się nie zgadzają. I nie bchodzi mnie, co myśli Luther Pelham. Fragment o katastrofie lotniczej będzie wielkim ciosem dla Abigail. Catherine Graney poważnie traktu je tę sprawę.

Pat nie przyjęła zaproszenia na kolację.

– To był męczący dzień. O czwartej musiałam być już gotowa w biurze pani senator, a jutro kończymy nagrywanie. Chcę zjeść kanapkę i pożyć się przed dziewiątą.

Kiedy doszła do drzwi, jeszcze ją zatrzymał.

– Kiedy skończę siedemdziesiąt lat, ty będziesz miała czterdzieści dziewięć.

– A kiedy będziesz miał sto trzy lata, ja będę miała osiemdziesiąt dwa. Złapiesz Toby'ego i dasz mi znać, kiedy dowiesz się czegoś o Eleanor Brown?

– Oczywiście.

Po wyjściu Pat Sam zadzwonił do Jacka Carlsona i szybko powiedział mu, co przed chwilą usłyszał. Jack gwizdnął.

– Chcesz powiedzieć, że tamten facet wrócił? Sam, masz do czynienia prawdziwym wariatem. Możemy sprawdzić tego typa Toby'ego, ale musisz coś zrobić. Daj mi próbkę jego pisma, dobrze?

Загрузка...