Słońce dawno zniknęło za horyzontem i suchy dok oświetlały mocne reflektory. Ich blask przenikał przez przymknięte do połowy żaluzje w stoczniowym biurze Michaela Pacina. W pokoju paliła się lampa do czytania, jej żółte światło padało na rysunki techniczne rozłożone na dębowym stole. W notebooku stojącym obok było otwartych pięć programów. Komputer obliczał funkcje tarcia hydrodynamicznego i krzywe ciągu. Program graficzny pokazywał obracający się trójwymiarowy diagram rufy okrętu podwodnego SSNX.
Pacino przyjechał do biura przed świtem. Od rana był pochłonięty swoim pomysłem zwiększenia szybkości okrętu. Nie miał po co wracać do domu. Colleen nadal pracowała w Waszyngtonie i składała wyjaśnienia w Kongresie. Pacino odchylił się do tyłu w swym fotelu i przez chwilę myślał o niej. Czuł się winny, uświadomił sobie teraz wyraźnie, że od zatopienia Princess Dragon poświęcał żonie zbyt mało czasu. Od tamtej nocy, kiedy odwiedził miejsce zatonięcia statku, był bardziej sobą, ale musiał wynagrodzić Colleen ten rok. Jeszcze nie teraz, pomyślał, kiedy usłyszał, że komputer sygnalizuje zakończenie obliczeń. Pochylił się nad ekranem i ledwo zauważył, że ktoś otworzył drzwi pokoju. Sądząc, że to któryś z inżynierów stoczniowych, Pacino nadal wpatrywał się w ekran notebooka. Naraz od progu dobiegł go kobiecy głos:
– Powiedzieli mi, że znajdę cię tutaj. Pracujesz na nocnej zmianie, czy po prostu masz nadgodziny?
Oszołomiony Pacino utkwił wzrok w swojej żonie. Błysnęło mu w głowie, że to może jakaś magia, że pojawiła się, bo myślał o niej. Była w ciemnym kostiumie, który podkreślał jej szczupłą figurę i długie nogi. Oprócz naszyjnika z pereł i obrączki ślubnej nie miała na sobie żadnej biżuterii. Jak zawsze po kilkutygodniowym rozstaniu, Pacino był zaskoczony jej urodą. Kruczoczarne opadające na ramiona włosy okalały piękną twarz z wydatnymi kośćmi policzkowymi, piwnymi oczami, nosem o doskonałym kształcie i czerwonymi wargami, odsłaniającymi w uśmiechu zęby gwiazdy filmowej. Po raz tysięczny uświadomił sobie, że nie zasługuje na taką żonę. Ale dręczące go przed chwilą poczucie winy znikło i zastąpiło je podniecenie wywołane jej widokiem. Pacino wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło, podbiegł do Colleen i objął ją. Roześmiała się zaskoczona, ale odwzajemniła jego pocałunek, potem jednak go odepchnęła.
– Chyba czujesz się lepiej – powiedziała, oddychając z trudem. – Pomyślałam, że może uda mi się porwać cię na kolację i opowiesz mi, nad czym pracujesz.
– Sądziłem, że będziesz w Waszyngtonie jeszcze miesiąc.
– Będę. Ale dziś jest piątek. Muszę tam wrócić dopiero w niedzielę wieczorem.
Znaleźli przytulną restaurację pół godziny jazdy od stoczni i usiedli w odosobnionej loży. Pacino opowiedział żonie o rejsie żaglówką, okręcie podwodnym Pattona i rozkazach, żeby pokierował programem zwiększenia szybkości SSNX i projektem Tigershark. Colleen położyła palec na ustach.
– Porozmawiamy o tym po powrocie do twojego biura – powiedziała. – Opowiedz mi o telefonie od Janice i Anthonym.
Pacino powtórzył jej rozmowę ze swoją byłą żoną słowo w słowo. Opisał nawet miny Janice. Colleen miała tajemniczą zdolność odgadywania myśli Janice na odległość.
– Więc niepokoisz się o Anthony’ego Michaela? – zapytała.
Pacino ponownie napełnił kieliszki winem i zastanawiał się przez chwilę.
– Nigdy nie chciałem, żeby służył w siłach podwodnych – przyznał. – Ale ten jednorazowy przydział może mu wyjść na dobre.
Colleen skinęła potwierdzająco głową.
– Z nim jest wszystko w porządku. Ma stale kłopoty tylko dlatego, że jest nowatorem, jak jego ojciec.
Pacino potarł dłonią czoło.
– Nie chcę, żeby marnował życie, naśladując mnie, próbując być młodszą wersją swojego ojca. Chcę, żeby znalazł własną drogę. Jeśli robi to dlatego, że zawsze tego pragnął, dam mu moje błogosławieństwo. Ale nie jestem przekonany, że akurat to jest jego przeznaczeniem.
– Powiedziałeś, że jego dowódcą jest Rob Catardi, którego sam szkoliłeś na Devilfishu. Czy to dobry kapitan?
Pacino, patrząc w przestrzeń, powrócił na chwilę myślami do przeszłości.
– Najlepszy, jakiego mamy – odrzekł w końcu.
– Więc nie masz się czym martwić – orzekła Colleen. – Anthony’emu nic się nie stanie i nauczy się czegoś.
Pacino zrobił sceptyczną minę.
– Odpręż się, Michael. Jestem jego macochą, więc wiem. Kiedy go poznałam, był chudym chłopakiem i uczył się jeszcze w szkole średniej. Obserwowałam go potem, gdy był młodszym kadetem na pierwszym roku Akademii. Widziałam, jak twardniał i przechodził wyżej. On jest sobą. Ma coś z ciebie, ale nie jest twoją kopią. Zostaw go w spokoju, Michael.
– Dziękuję ci, Colleen. Za to, że jesteś dla niego dobrą macochą. Ma szczęście, że jesteś obecna w jego życiu.
Przed dłuższą chwilę milcząc, wpatrywała się w stół.
Po powrocie do biura Colleen przyjrzała się jego rysunkom.
– Chcesz, żebym ci udzielił pełnych informacji? – zapytał Pacino.
– Mów wszystko.
– W teorii to proste. Przecinamy rufę SSNX-a i wstawiamy dwa tuziny silników rakietowych na paliwo stałe od vortexów.
Pocisk Vortex był podwodną rakietą na paliwo stałe, która rozwijała szybkość trzystu węzłów i sterowała sobą przez obracanie dyszy wylotowej. Choć vorteksa nazywano pociskiem, niektórzy fizycy określali go jako torpedę kawitującą, gdyż ogromną prędkość uzyskiwał dzięki temu, że jego stożek dziobowy doprowadzał wodę do wrzenia i zamieniał w pęcherz pary, który otaczał cały pocisk, a wówczas ciąg rakiety mógł ją nieść przez wodę z szybkością prywatnego odrzutowca.
– W sterowni – ciągnął Pacino – montujemy włącznik, który odpala dwadzieścia cztery silniki rakietowe o dużej średnicy i takim ciągu, że okręt rozpędza się do stu pięćdziesięciu węzłów.
– To za mało. Najnowsze torpedy kawitujące są dwukrotnie szybsze.
– Więc trzeba wyeliminować tarcie powierzchniowe okrętu. I tu sprawa zaczyna się komplikować. – Pacino przerzucił stertę papierów na swoim biurku i znalazł rysunek. – Wyprowadzamy na zewnątrz okrętu zbiorniki upustowej instalacji rurowej, połączonej z wysokociśnieniowym układem powietrznym i poprzez zawory z głównym układem parowym. Najpierw sprężone powietrze otwiera wyloty dysz na zewnętrznej powierzchni kadłuba. Powietrze wydostaje się z tych zbiorników pierścieniowych i pokrywa poszycie okrętu. Kiedy powietrze otacza kadłub, tarcie powierzchniowe okrętu zaczyna się zmniejszać. Gdy kończy się powietrze, do akcji wkracza główny układ parowy, powietrze zastępuje para i bojler opróżnia się do zbiorników. Trwa to do momentu utraty ciągu przez vortexy. Zgodnie z programem, kiedy kończy się powietrze, okręt ma prędkość dwustu dziewięćdziesięciu ośmiu węzłów. Gdy funkcję powietrza przejmuje para, zyskujemy dodatkowe osiem węzłów. Utrzymujemy tę szybkość przez ponad dwadzieścia sekund z przyspieszeniem…
– To się nie uda.
– …powiedzmy, to niedobrze, z przyspieszeniem wewnętrznym ponad dziesięć g. Cholera, załoga nie wytrzyma takiego przeciążenia.
– To się nie uda.
– Popracuję jeszcze nad obliczeniami przys…
– Nie słuchasz mnie!
– Co? – zapytał Pacino. – Co mówiłaś?
– Że to się nie uda.
– Wiem, przyspieszenie jest za duże.
– Nie dlatego – powiedziała Colleen. – Przede wszystkim silniki od Vortexów stopią śrubę, ster kierunku i rufowe stery głębokości. Jak będziesz regulował kąt ciągu?
– Nie możemy zamontować silników na zawieszeniach kardanowych – odparł Pacino. – Układ byłby zbyt skomplikowany. Wkalkulowałem stopienie rufy.
– Wspaniale. Więc rufowy zbiornik balastowy wyparuje, stery się spalą i nie zostanie nic, czym można by kontrolować zanurzenie okrętu. Zbliżysz się do powierzchni i z powrotem zejdziesz w dół, stracisz szybkość i zostaniesz trafiony nadpływającą torpedą. Lub zanurkujesz na głębokość krytyczną, albo gorzej – wpadniesz w korkociąg i zabijesz załogę w tym mikserze o wyporności siedmiu tysięcy ton.
– Będziemy używali dziobowych sterów głębokości.
– To się nie uda, Michael – powtórzyła wzburzona Colleen. – Nie będziesz mógł wykorzystać tej gigantycznej hydrauliki i powolnej reakcji dziobowych sterów głębokości do kierowania okrętem.
Pacino skinął głową.
– Chyba wiem, o co ci chodzi. Będziemy musieli zaryglować dziobowe stery głębokości pod zerowym kątem i używać małych klapek trymujących na ich powierzchniach albo górnych i dolnych spojlerów, podłączonych do dedykowanego układu pneumatycznego lub do oddzielnego hydraulicznego mechanizmu wysokociśnieniowego. To będzie działało dostatecznie szybko, żeby kontrolować zanurzenie.
– Sensory i komputer będą za wolne, by mogły sterować okrętem – odparła Colleen. – Constans czasu jest za duży. Zanim komputer wyczuje kąt pochylenia i wyśle sygnały do skorygowania go, będziesz trzydzieści metrów poniżej głębokości krytycznej.
Pacino zmarszczył brwi. Poznał swoją żonę w suchym doku, bardzo podobnym do tego, w którym teraz stał SSNX. Pracował nad tym samym kadłubem, kiedy przyszła poprawić system komputerowy zainstalowany przez jej firmę. Pamiętał jej spokój, znajomość rzeczy, pamiętał, że walczyła jak lwica o to, by wykorzystano SSNX-a w wojnie na Morzu Wschodniochińskim, gdy system kierowania walką Cyclops jeszcze zawodził. Pacino posłuchał jej wtedy i musiał to zrobić także teraz.
– To za trudny problem, żeby rozwiązać go w jeden dzień – powiedział w końcu. – Jutro nad tym popracuję.
– Nie możesz – odrzekła Colleen z lekkim uśmiechem na ustach. – Jutro jesteś zajęty.
– O? A co jutro robię?
– Powiedzmy po prostu, że nie wstajesz z łóżka i zostawmy to.
Wzięła go za rękę i wyprowadziła z biura. Pacino uśmiechnął się, próbując zapomnieć o trudnościach technicznych i cieszyć się tym, że nagle jest mu lekko na sercu.
Ale tej nocy śniło mu się, że kościotrup na motocyklu dogonił autobus i rozwalił go maczugą na kawałki.
– Niech pan siada, panie Pacino – powiedziała XO Astrid Schultz i wskazała krzesło po drugiej stronie stołu w mesie oficerskiej.
Od kolacji minęła godzina i normalnie o tej porze wyświetlano tu film, ale dziś Pacino miał zdawać przed komisją kwalifikacyjną egzamin na wachtowego oficera zanurzenia. Główny mechanik Alameda i asystent kontroli uszkodzeń Duke Phelps siedzieli naprzeciwko niego, obok Schultz. Miejsce przy końcu stołu zajmował milczący kapitan Catardi. Duke uprzedził Pacina, że Catardi zada mu ostatnie pytanie, którego treść będzie zależała od jego odpowiedzi udzielonych innym członkom komisji. Jeśli Pacino zda egzamin ustny, będą obserwować, jak podejdzie okrętem na głębokość peryskopową. Jeżeli to też ocenią dobrze, będzie miał kwalifikacje do samodzielnego pełnienia wachty jako oficer zanurzenia. A wtedy przestanie być pasożytem, pasażerem. Określenie „pasażer” było jedną z najgorszych obelg na okręcie podwodnym, oznaczało kogoś, kto nie dźwiga swojego ciężaru.
Pacino usiadł. Miał skurcze żołądka i czuł ucisk w gardle. To przez tę komisję kwalifikacyjną, pomyślał. Jeśli nie zda, uznają, że nie jest godny być synem swojego ojca. Oficerowie i podoficerowie na okręcie początkowo zachowywali się dziwnie wobec niego. Aluzje do dawnej pozycji jego ojca były niekiedy subtelne, czasami bardzo wyraźne. Gdy podoficer mechanik pokazywał mu rozrusznik silnika pompy trymującej w pomocniczym pomieszczeniu technicznym, napomknął, że aspirant powinien znać lokalizację urządzenia, bo w końcu nazywa się Pacino. Inny bosman skomentował powolne podchodzenie na głębokość peryskopową drwiącą uwagą, że Pacino powinien umieć podnieść okręt na właściwą głębokość natychmiast. Ale załoga najwyraźniej sprawdzała, czy nie jest arogancki, i gdy przekonała się, że nie jest, zaakceptowała go. Niektórzy nadal traktowali go chłodno, uważając, że dopóki nie nosi złotych delfinów, jest tylko pasażerem, który niepotrzebnie zużywa powietrze i zajmuje miejsce na koi. Bosman Keating, szef pomocniczej ekipy mechaników nazywanej gangiem P, człowiek najbardziej odpowiedzialny za szkolenie Pacina, oświadczał mu na początku każdej wachty, przeciągając po teksańsku samogłoski: „Panie Pacino, oddychasz pan moim powietrzem, wpieprzasz pan moje żarcie i masz pan koję tylko dla siebie, kiedy część moich chłopaków ciągle kima na zmianę. Dla mnie jesteś pan niewykwalifikowanym pasażerem, a w dodatku oficerem…” – to słowo miało w jego ustach odcień wyraźnie pejoratywny – „który siedzi w mesie dla szarży, popija kawkę, trzymając mały paluch w górze i przekłada papierki, kiedy my odwalamy prawdziwą robotę i obsługujemy ten okręt. Lepiej zrób pan wszystko prawidłowo, jak obejmiesz pan wachtę zanurzeniowca na moim okręcie”.
– Panie Pacino – zaczęła Schultz – niech pan podejdzie do tablicy, narysuje system trymowania i odpływu i wyjaśni, jak uzyskać wytrymowanie okrętu w jednej trzeciej przy pierwszym zanurzeniu po opuszczeniu stoczni.
Dwadzieścia minut później Pacino usiadł z powrotem na swoim miejscu. Miał mokro pod pachami. Phelps zapytał go, na czym polega „oddychanie” okrętu przez chrapy. Alameda zadała mu tuzin pytań dotyczących przygotowania do zanurzenia oraz lokalizacji zaworów i włączników. Schultz zapytała o stabilność okrętu i dlaczego okręt podwodny zachowuje się przy falowaniu morza inaczej niż nawodny. Odpowiedzi Pacina i dalsze pytania zajęły następną godzinę. W końcu przyszedł czas na Catardiego. Kapitan pochylił się do przodu.
– Niekontrolowane nurkowanie na dziobowych sterach głębokości – powiedział po prostu.
– Cała wstecz pełna – odparował Pacino – przełączenie się na hydraulikę awaryjną, próba wyciągnięcia, dźwiękowy alarm ogólny, przygotowanie się do alarmowego opróżnienia dziobu na rozkaz OOD. Przy niekontrolowanym nurkowaniu oficer zanurzenia i oficer pokładowy zadziałaliby instynktownie, bez rozkazów, żeby spróbować powstrzymać okręt przed opadnięciem poniżej głębokości, gdzie ciśnienie spowodowałoby implozję kadłuba.
– Dlaczego nie alarmowa wstecz zamiast zwykłej pełnej wstecz?
– Rozkaz pełnej wstecz oznacza odwrócenie kierunku obrotu głównego silnika elektrycznego i zwiększanie jego prędkości wstecz, dopóki reaktor nie osiągnie pięćdziesięciu procent mocy, najwyższego poziomu mocy przy naturalnej cyrkulacji. Jeśli wydamy rozkaz alarmowej wstecz, manewrowa musi uruchomić pompy cyrkulacyjne reaktora i zwiększyć jego moc do stu procent, a pompy pracujące z dużą szybkością zużywają więcej energii i są bardziej zawodne. Istnieje obawa, że pospieszne uruchomienie przez załogę wymuszonej cyrkulacji chłodziwa reaktora może doprowadzić do jego awaryjnego wyłączenia i będziemy w niekontrolowanym nurkowaniu bez napędu. Lepiej użyć bezpiecznego dzwonka wstecz przy pięćdziesięciu procentach i wykorzystać grupę na dziobie do alarmowego opróżnienia głównego zbiornika balastowego, jeśli pełna wstecz nie wystarcza do wyciągnięcia nas z nurkowania, sir.
Catardi skinął głową. Ustna część egzaminu wreszcie się skończyła. Normalnie to by wystarczyło, ale tym razem było inaczej, zgodnie z rozkazem wydanym przez kapitana Pacino miał odbyć jeszcze wachtę szkoleniową, zanim otrzyma kwalifikacje oficera zanurzenia.
Choć była dwudziesta trzydzieści czasu zulu, co w terminologii wojskowej oznacza czas Greenwich, w tym punkcie oceanu minęła dopiero siedemnasta trzydzieści czasu lokalnego i jeszcze nie zaszło słońce. Sterownia była oświetlona „na biało” – lampy sufitowe płonęły jasnym blaskiem – ale prawdopodobnie zostałaby przełączona „na czerwono” przy następnej wycieczce na głębokość peryskopową. Podczas podchodzenia na tę głębokość OOD wydałby rozkaz „sterownia na czarno”, co na okręcie podwodnym oznacza całkowite wyłączenie oświetlenia, dzięki któremu oficer pokładowy zyskuje zdolność widzenia w ciemności, potrzebną do uniknięcia kolizji.
– Panie Pacino, proszę objąć wachtę oficera zanurzenia – poleciła Schultz.
– OOD! – zawołał Pacino do nawigatora, Wesa Crossfielda, który stał za konsolą dowodzenia w czerwonych goglach z bezprzewodową słuchawką z mikrofonem na wysięgniku przy uchu. – Proszę o pozwolenie na zluzowanie bosmana Keatinga na stanowisku wachtowego podoficera zanurzenia i przeprowadzenie manewru według instrukcji.
– W porządku, Pacino, przejmuj zanurzenie.
– Tak jest, sir, przejmuję zanurzenie. Bosmanie Keating, proszę o pozwolenie na zajęcie lewego fotela przy panelu sterowania okrętem.
Keating usiadł wewnątrz ciasnego półkola konsoli wyposażonej w wyświetlacze, rozmaite instrumenty i włączniki. Miejsce przypominało kokpit samolotu. Konsola centralna dzieliła stanowisko sterowania okrętem na połowy, lewy fotel pozostał pusty. Keating miał słuchawki i wizjer, w którym widział wyświetlane przed nim obrazy w wirtualnej rzeczywistości. Otaczające bosmana konsole i ekrany służyły mu jako urządzenia pomocnicze.
– Proszę zająć lewy fotel, panie Pacino.
Pacino zauważył, że Keating zachowuje się najlepiej, jak potrafi. Starszy, doświadczony podoficer zwykle nazywał go „nowym”.
Pacino wszedł do ciasnego kokpitu, usadowił się na lewym fotelu i zapiął pasy. Położył ręce na wolancie lotniczym, który poruszał sterem kierunku i rufowymi sterami głębokości, potem wsunął nogi w pasy pedałów do obsługi dziobowych sterów głębokości.
– Jestem gotów do zluzowania pana, sir – zameldował Keatingowi, gdy przypiął wizjer.
Otoczył go wirtualny obraz z bocznym widokiem okrętu i powierzchnią morza wysoko w górze. Dziobowe i rufowe stery głębokości poruszały się lekko to w górę, to w dół, utrzymując okręt w zanurzeniu. Przezroczysty kadłub nie zasłaniał różnokolorowych rur, zbiorników i pomp. Animacja umożliwiała obserwację otwierających się lub zamykających zaworów i przepływu wody między zbiornikami, obrazy informowały też o statusie przygotowania okrętu do nurkowania, wentylacji, szybkości, kursie, głębokości i statusie reaktora. Pacino studiował to wszystko przez moment.
– Jak pan widzisz, panie nowy, to znaczy, sir – odezwał się Keating – okręt jest na głębokości dwustu trzynastu metrów przy całej naprzód standardowej, kurs dwa siedem zero, dzwonki na obu silnikach głównych, parownik oddaje wodę do wyrównawczego zbiornika zasilającego. Mamy przyzwoite wytrymowanie w jednej trzeciej albo przynajmniej mieliśmy dwie godziny temu. Możemy mieć ciężką rufę, ale ja i Cyclops wprowadziliśmy kompensację. Powinniśmy być na głębokości peryskopowej w ciągu dwóch minut. Jest pan w samą porę. Wszystko jasne?
– Jasne, panie bosmanie. Zluzowuję pana, sir.
– Tak jest. OOD, zostałem zluzowany na stanowisku zanurzenia przez pana Pacino.
– W porządku, bosmanie – powiedział Crossfield i rzucił do swojego mikrofonu: – Sonar, tu dowodzenie. Podchodzimy na czterdzieści pięć metrów, przygotowując się do podejścia na głębokość peryskopową.
Pacino doznał skurczu żołądka. Teraz nastąpi prawdziwa próba, której świadkami będą kapitan, XO i Alameda, pomyślał. Crossfield zaraz wyda rozkaz podejścia wyżej, z lodowatych głębin Atlantyku ponad warstwę termiczną, gdzie wodę ogrzewa słońce i poruszają fale. Należy oczekiwać, że tam nastąpią istotne, bardzo istotne zmiany. Nie wiadomo, jaki będzie ciężar okrętu. Na głębokości dwustu trzynastu metrów okręt mógł być zbalansowany – wytrymowany neutralnie – ale w cieplejszej wodzie ponad warstwą termiczną wyporność może się zmienić. Ponieważ ciśnienie się zmniejszy, kadłub może ulec rozszerzeniu i się powiększy, a ciężar wodnego balastu na pokładzie pozostanie ten sam, wyporność zatem wzrośnie. Powyżej warstwy termicznej efekt płytszej wody odciąży okręt, który może wypłynąć do góry jak balon. Ale z drugiej strony płytsza woda ponad warstwą termiczną jest cieplejsza i przejście okrętu z zimnej wody do ciepłej zwiększy jego ciężar, wyrówna odciążenie spowodowane mniejszym ciśnieniem… Pacino myślał gorączkowo, analizując sytuację. Wyświetlił ekrany systemu kontrolnego Cyclops i przyjrzał się kompleksowym obliczeniom wyporności. Catardi i Schultz musieli to zobaczyć na wyświetlaczu pomocniczym, bo Schultz natychmiast mruknęła coś do Crossfielda i wirtualny ekran Pacina wyłączył się. Utrudniali mu zadanie, żeby się przekonać, jak sobie poradzi.
– Utrata systemu sterowania okrętem Cyclops – zameldował Pacino trochę za głośno.
Zdjął wizjer i przyjrzał się panelom dookoła, wiedział, że teraz komputer będzie bezużyteczny, nie pomoże mu w utrzymaniu zanurzenia, kiedy podejdą wyżej. Sam musiał obliczyć wyporność w pamięci i powinien nie tracić nadziei. Uczono go, żeby to robił nawet wtedy, gdy system działa, i porównywał wyniki z Cyclopsem. Ale jego wyliczenia jeszcze nigdy nie były zgodne z danymi z komputera, co gorsza, Cyclops zawsze miał rację. Pacino włożył bezprzewodową słuchawkę z mikrofonem, taką samą, jaką miał Crossfield.
– Utrata Cyclopsa. Łącznik wachtowy, sprowadzić do sterowni wachtowego technika kierowania ogniem.
– Tak jest, sir! – zawołał młody marynarz.
– Zanurzenie, cała naprzód standardowa.
– Tak jest, sir. Ustawiam przepustnicę na obroty całej naprzód standardowej.
Pacino położył prawą rękę na dźwigni przepustnicy na konsoli centralnej i pchnął ją delikatnie w kierunku przegrody przedniej. Znalazł staromodny tachometr i zobaczył, że szybkość pędnika wzrosła z trzydziestu do dziewięćdziesięciu obrotów na minutę.
– Obroty całej naprzód standardowej ustawione, sir – zameldował.
– Przyjąłem, zanurzenie. Podejść na głębokość czterdziestu pięciu metrów – rozkazał Crossfield.
– Tak jest, sir, podejść na głębokość czterdziestu pięciu metrów.
Pacino przyciągnął do siebie wolant, obserwując reakcję rufowych sterów głębokości. Ustawiły się w dół jak poziome stabilizatory samolotu przy wznoszeniu. Głębokościomierz wskazywał przed chwilą dwieście trzynaście metrów, teraz liczba ta zmniejszyła się do dwustu dziesięciu, potem malała dalej, gdy kąt odchylenia okrętu od poziomu – skos nazywany „bąblem” – wzrastał, przekroczył pięć stopni i doszedł do dziesięciu. Pokład wydawał się stromą pochyłością, ale organizm ludzki wyczuwał nawet pół stopnia różnicy. Pirania wznosiła się z mrocznych głębin środkowego Atlantyku ku cieplejszym wodom płytszej warstwy termicznej.
– Głębokość sto dwadzieścia metrów.
– Sterownia na czerwono – rozkazał Crossfield.
Pacino sięgnął do góry i przełączył białe światła sufitowe na czerwone.
– Tak jest, sterownia na czerwono, głębokość sto metrów, sir.
– Przyjąłem.
Gdy okręt wznosił się przez warstwę termiczną, Pacino obserwował wykres temperatury. Niemal natychmiast wzrosła z minus dwóch stopni
Celsjusza do plus piętnastu. Cieplejsza woda obciążała okręt, mniejsza głębokość odciążała. Pacino przygotował system trymujący do zalania wodą morską zbiornika regulacji zanurzenia numer dwa, położonego najbliżej środka ciężkości okrętu. Dwie i siedem dziesiątych tony, zdecydował. Lepiej za dużo niż za mało. Otworzył podwójną dźwignią kolankową zawory w kadłubie i zawory dodatkowe, potem pociągnął joystick systemu trymującego w dół do pozycji „Zalewanie”. Przez ośmiocalowe zawory kulowe do okrętu wdarła się z hukiem woda morska.
– Zalewanie zbiornika regulacji zanurzenia, sir – zameldował Pacino. – Głębokość sześćdziesiąt metrów.
Przesunął wolant z powrotem w kierunku panelu i zmniejszył kąt wznoszenia okrętu. Napełnienie zbiornika regulacji zanurzenia wzrosło o pięć procent. Pacino zakończył operację zalewania. Ustawił joystick w pozycji neutralnej, po czym zamknął ręcznie zawory w kadłubie i zawory dodatkowe. W normalnych warunkach wszystko zrobiłby Cyclops.
Nagle w kokpicie zadźwięczał alarm.
– Utrata hydrauliki głównej, sir! – zawołał Pacino, wyciszając sygnał, i sięgnął do pokrętła zaworu hydraulicznego, żeby obrócić je w prawo, ale przestawiło się samo. – Hydraulika przełączona na pomocniczą!
Gdyby zawiódł pomocniczy układ hydrauliczny, zawsze był jeszcze awaryjny. Schultz i kapitan stali za plecami Pacina i najwyraźniej utrudniali mu życie.
Gdy okręt zbliżył się do głębokości czterdziestu pięciu metrów, Pacino pchnął wolant dalej i kąt wznoszenia znów zmalał. Nacisnął pedały, dziobowe stery głębokości wychyliły się w dół i pomogły mu wypoziomować okręt. Pacino ustabilizował go na czterdziestu pięciu metrach, żeby sprawdzić, co się stanie, gdy ustawi dziobowe i rufowe stery głębokości pod zerowym kątem. Okręt utrzymywał się nadal na tym samym poziomie, nie wznosił się ani nie opadał. Ilość wpuszczonej wody okazała się prawidłowa, choć nadal pruli przez morze całą naprzód standardową z szybkością niemal piętnastu węzłów.
– Czterdzieści pięć metrów, sir! – zawołał Pacino.
– Przyjąłem, zanurzenie. Cała naprzód jedna trzecia. Sonar, tu dowodzenie. Przygotować się do sprawdzenia stożka ciszy z prawej burty przed podejściem na głębokość peryskopową.
Pacino zesztywniał. Przy dzwonku jednej trzeciej mogli wyskoczyć do góry jak korek albo opaść w dół jak kamień – teraz wszystko zależało od tego, jak obliczył wyporność.
– Tak jest, sir, cała naprzód jedna trzecia, cofam przepustnicę do obrotów całej naprzód jednej trzeciej.
Znalazł tachometr, pociągnął dźwignię przepustnicy wstecz i wskazówka przyrządu zaczęła opadać. Drugim okiem patrzył na głębokościomierz. Pomyślał, że na oczach tylu obserwatorów może stracić panowanie nad sobą, gdy okręt zwolni. Pirania przestawała być samolotem i zamieniała się w powolnego zeppelina.
– Dowodzenie, tu sonar – zabrzmiał w słuchawce Pacina głos bosmana Reardona.
Wskazówka tachometru doszła do trzydziestu obrotów na minutę i zanurzenie okrętu natychmiast zmniejszyło się do czterdziestu czterech metrów, potem do czterdziestu trzech. Pacino nacisnął pedały dziobowych sterów głębokości, to była pierwsza linia obrony. Gdyby mógł utrzymać zanurzenie na sterach dziobowych, okręt byłby lżejszy tylko o tonę, może trochę więcej, ale gdyby potrzebował sterów rufowych i skosu, sytuacja stałaby się dużo gorsza. Przy zerowym skosie i czterostopniowym kącie nurkowania na sterach dziobowych okręt wrócił na głębokość czterdziestu pięciu metrów. Pacino obliczył, że przy siedmiu dziesiątych tony na jeden stopień będzie lżejszy o prawie trzy tony. Pomylił się w obliczeniach wyporności o całe tony, jasna cholera. Bardzo możliwe, że za tę wpadkę Catardi i Schultz ukarzą go dodatkowym tygodniem szkolenia. Przystąpił do trymowania. Przestawił dźwignie kolankowe, żeby otworzyć zawory w kadłubie oraz zawory dodatkowe i zalać zbiornik regulacji zanurzenia numer dwa. Popchnął joystick w dół do pozycji „Zalewanie” i obserwował wskaźnik poziomu wody w zbiorniku, dopóki nie przybyło pięć procent. Potem zwolnił joystick, zamknął wszystkie zawory i wyzerował kąt sterów dziobowych. Okręt był stabilny na głębokości czterdziestu pięciu metrów. Pacino odetchnął z ulgą. Przynajmniej „nie zgubił bąbla” – w języku podwodniaków oznaczało to drastyczną utratę kontroli nad zanurzeniem, a mogło też oznaczać utratę panowania nad samym sobą, gdy jest się pod presją.
– Jak tam wytrymowanie, zanurzenie? – zapytał rozbawionym tonem Crossfield stojący za konsolą dowodzenia.
– Okręt wytrymowany zadowalająco w jednej trzeciej, sir.
– Bardzo dobrze, zanurzenie – pochwalił Crossfield. – Możesz podziękować bosmanowi Keatingowi za wprowadzenie niewystarczającej kompensacji przed twoją wachtą.
Więc to Keating zostawił mi lekki okręt, pomyślał Pacino.
– Dowodzenie, tu sonar. Brak kontaktów sonarowych – zatrzeszczał w słuchawce Pacina głos bosmana Reardona.
– Sonar, tu dowodzenie. Przyjąłem. Sprawdzić stożek ciszy z prawej burty.
– Dowodzenie, tu sonar. Tak jest.
– Zanurzenie, ster pięć stopni w prawo, stały kurs na wschód.
– Tak jest, sir, ster pięć stopni w prawo.
– Przyjąłem, zanurzenie.
Wreszcie róża żyrokompasu obróciła się poza zero osiem zero stopni.
– Przechodzimy przez kurs zero osiem zero w prawo, dziesięć stopni od wyznaczonego kursu – zgłosił Pacino.
– Przyjąłem, zanurzenie.
– Stały kurs na południe – zameldował Pacino.
W sterowni panowała cisza. Wstrzymał oddech. Wiedział, że następne minuty będą najgorsze. Jeśli podejdzie na głębokość peryskopową zbyt stromo, może przełamać kiosk, ale jeśli podejdzie zbyt wolno, OOD nie będzie w stanie zobaczyć powierzchni i może ich staranować statek handlowy o dużej wyporności, którego nawet nie usłyszą.
– Dowodzenie, tu sonar. Brak kontaktów sonarowych – zameldował w słuchawce Pacina bosman Reardon.
– Zanurzenie – zawołał Crossfield – podejść na głębokość dwudziestu metrów!
– Tak jest, sir, podejść na głębokość dwudziestu metrów – potwierdził Pacino. Kiedy pociągnął wstecz pedały sterów dziobowych, w kokpicie zabrzmiał następny alarm. – Utrata hydrauliki pomocniczej, sir – powiedział Pacino i sprawdził ustawienie systemu. Może znów działa układ główny, pomyślał, ale gdy przestawił zawór, nadal nie miał ciśnienia. – Włączona hydraulika awaryjna, sir.
Pacino sięgnął w tył do pionowej dźwigni awaryjnej – obecnie tylko nią można było zmieniać położenie dziobowych sterów głębokości. Ale nie ustawiała sterów tak płynnie jak pedały, działała powoli i skokowo. Musiał utrafić w odpowiednią pozycję, która wychyli stery pod właściwym kątem. Pot wystąpił mu na czoło, gdy pociągnął dźwignię wstecz i stery ustawiły się do góry pod kątem dziesięciu stopni. Kiedy wznios okrętu wzrósł, Pacino pchnął stery z powrotem do wychylenia pięciu stopni. Po chwili chwycił inną dźwignię hydrauliki awaryjnej, żeby poruszyć sterem kierunku i utrzymać kurs na wschód, a potem ustawić go z powrotem w osi symetrii okrętu.
– Hydraulika awaryjna przetestowana i sprawna! – zawołał.
– Przyjąłem, zanurzenie – odpowiedział mu stłumiony przez hełm peryskopowy głos Crossfielda.
– Trzydzieści sześć metrów, sir – zameldował Pacino. Pot zalewał mu oczy i niewyraźnie widział wyświetlacze. – Trzydzieści metrów.
Uświadomił sobie, że kąt wzniosu jest za stromy. Pchnął dźwignię awaryjną w przód i zmniejszył wychylenie sterów dziobowych, próbując z powrotem obniżyć skos.
– Dwadzieścia siedem metrów, sir.
Pacino zmagał się z okrętem. Kąt wzniosu zrobił się teraz zbyt płaski. Pacino pomyślał z goryczą, że kieruje Piranią jak kolejką górską. Sięgnął do dźwigni awaryjnej rufowych sterów głębokości, pociągnął ją wstecz i zwiększył skos z powrotem do trzech stopni. Był cały spocony, nawet rękawy miał mokre.
– Dwadzieścia cztery metry, sir.
Musiał znów zmniejszyć kąt, żeby nie przełamać kiosku. Pchnął w dół rufowe stery głębokości, chwycił dźwignię awaryjną sterów dziobowych i ustawił je pod kątem dwóch stopni. Potem znów sięgnął do dźwigni sterów rufowych i wyzerował je. Wrócił do sterów dziobowych i wychylił je do góry pod kątem jednego stopnia.
– Dwadzieścia dwa metry, sir!
– Peryskop się wynurza! – zawołał Crossfield. – Podnoś nas, zanurzenie!
– Tak jest, sir. Dwadzieścia jeden metrów – odpowiedział Pacino. Gdy podciągał stery dziobowe do pełnego wzniosu, krople jego potu rozprysły się po kokpicie, ale okręt był ciężki jak ołów. Pacino podniósł stery rufowe, chcąc wykorzystać odchylenie Piranii od poziomu. Ustawił jednostopniowy skos, żeby podejść na głębokość peryskopową, ale wskaźnik ani drgnął. Musiał wypompować trochę wody i to szybko.
– Dwadzieścia dwa metry, okręt jest za ciężki – zameldował Pacino. Wybrał wszystkie zawory systemu trymującego, potem znalazł na wyczucie obrotowy włącznik masywnej pompy trymującej w pomocniczym pomieszczeniu technicznym na dolnym poziomie. Nic. Obrócił pokrętło jeszcze raz, ale pompa trymująca nie zadziałała. Na panelu wyświetlacza rozbłysł czerwony napis Niesprawność pompy trymującej.
– Pompa trymująca nie daje się uruchomić, OOD. Świeci się sygnał ostrzegawczy. Włączam pompę odpływową. Dwadzieścia jeden metrów, sir.
– Zalewa mi peryskop, do cholery. Podnoś nas, kurwa! – Irytacja Crossfielda przeszła w furię. – Przestań się z tym pieprzyć i podnoś nas!
– Tak jest, sir. – Pacinowi trzęsła się ręka, kiedy przesuwał dźwignię kolankową, żeby przestawić zawory kulowe dużej średnicy z systemu odpływowego na rurową instalację trymująca, a potem odcinał nieczynną pompę trymująca. Wstrzymał oddech, chwycił pokrętło włącznika pompy odpływowej i obrócił w pozycję „Start”. Nic. Spróbował jeszcze raz. Zapłonął następny napis: Niesprawność pompy odpływowej. Pozostało mu już tylko jedno. Przesunął dźwignie kolankowe, żeby wpuścić powietrze pod średnim ciśnieniem do DCT 2 – zbiornika regulacji zanurzenia numer dwa.
– Niesprawność pompy odpływowej, sprężam DCT 2 pod ciśnieniem pięćdziesięciu atmosfer i opróżniam, sir.
– Zalewa mi peryskop! – zawołał z wściekłością Crossfield. – Podnoś nas!
Pacino otworzył zawory w kadłubie, zawory dodatkowe DCT 2 i podniósł joystick systemu inercji okrętu do pozycji „Nadmuch” – w normalnych warunkach ta operacja była zabroniona z uwagi na hałas, jaki powodowała. Powietrze z górnej części zbiornika natychmiast wydmuchało jego zawartość za burtę do wody morskiej o niższym ciśnieniu i okręt wreszcie stał się lżejszy. Głębokościomierz zaczął pokazywać wznoszenie.
– Dwadzieścia jeden metrów, sir. Dwadzieścia metrów. Dziewiętnaście. Osiemnaście metrów, sir.
Boże, pomyślał Pacino, nareszcie. Wypoziomował i wyzerował kąt na sterach dziobowych. Zanurzenie okrętu ustabilizowało się.
– Peryskop czysty! – zawołał Crossfield.
Nawigator przeszukiwał teraz gorączkowo powierzchnię morza. Sprawdzał, czy nie ma bliskich kontaktów, gdyż najmniejszy statek nawodny mógł im przeciąć kadłub. Zgodnie ze standardowymi procedurami operacyjnymi w sterowni powinna panować zupełna cisza, dopóki oficer pokładowy nie wypowie stereotypowej formuły: „Brak bliskich kontaktów”. Wszelkie inne słowa, włącznie z przekleństwem „O, cholera”, mogłyby zostać zinterpretowane jako rozkaz zanurzenia alarmowego w celu uniknięcia kolizji z jednostką nawodną. Kadłub okrętu podwodnego był gruby i mocny, ale skonstruowano go tak, by wytrzymywał ciśnienie w głębinach, a nie siłę uderzenia kadłuba statku nawodnego.
– Brak bliskich kontaktów! – zawołał Crossfield.
Pacino odetchnął z ulgą. Zamknął wszystkie zawory zbiornika regulacji zanurzenia i wypuścił z niego sprężone powietrze do maszynowni.
– Siedemnaście metrów, sir.
Ale teraz okręt wznosił się z zerowym kątem na sterach głębokości. Przesadziłem?- pomyślał Pacino. Opuścił stery dziobowe o jeden stopień, potem o dwa.
– Szesnaście metrów, sir. – Cholera, znów kolejka górska. Użycie hydrauliki awaryjnej było niemożliwe. – Siedemnaście metrów, sir.
Pacino zauważył, że zszedł z kursu o trzy stopnie. Patrząc jednym okiem na głębokościomierz, pchnął dźwignię awaryjną steru kierunku, żeby przestawić go o pół stopnia w prawo. Kiedy wrócił na kurs wschodni, wyzerował ster. Okręt był na wyznaczonej głębokości pod zerowym kątem.
– Zaczynam nasłuch ze wzmocnieniem! – zawołał Crossfield. – Zanurzenie, podnieść BRA-44.
AN/BRA-44 to maszt radiowy do odbioru przekazów satelitarnych nazywany Bigmouth, pomyślał Pacino. Znalazł dźwignię na prawym panelu pionowym i przestawił ją do góry. Hydraulika z jękiem wysunęła maszt. System awaryjny działał dużo wolniej niż główny układ hydrauliczny.
– BRA-44 w górze, OOD – powiedział Pacino.
Przez następne dwie minuty regulował zanurzenie okrętu. Pirania miała teraz dużo większą stabilność przy prawidłowym ciężarze. Pacino zmagał się z lekkim przeciążeniem dziobu, ale wyregulowanie tego mogło znów doprowadzić do oscylacji i doszedł do wniosku, że łatwiej będzie kontrować to sterami dziobowymi.
Znów rozległ się hałas hydrauliki, gdy radiowcy opuszczali BRA-44.
– Dowodzenie, tu radio. BRA-44 idzie w dół.
– Radio, tu dowodzenie. Przyjąłem – potwierdził Crossfield.
Za plecami Pacina XO Schultz poklepała Crossfielda w ramię. Wyjrzał spod hełmu peryskopowego i zobaczył w jej ręku zdjęcie zbliżającego się lotniskowca. Zrobiono je z poziomu powierzchni wody na wprost nadpływającego olbrzyma. Schultz właśnie zainicjowała następne ćwiczenie.
– Zanurzenie alarmowe! – zawołał Crossfield.
Pacino bez namysłu chwycił prawą ręką przepustnicę, lewą złapał dźwignię sterów dziobowych, przesunął przepustnicę do pozycji pełna naprzód i pchnął stery do pełnego nurkowania. Potem ujął prawą ręką dźwignię rufowych sterów głębokości i wychylił je pod kątem dziesięciu stopni w dół. Ustawił system trymujący na zalewanie, opuścił joystick, przytrzymał go lewą ręką i sięgnął do przepustnicy, żeby jeszcze zwiększyć obroty o dziesięć stopni. Zmienił kąt wychylenia sterów rufowych na pięć stopni w górę, a wznios dziobowych na dziesięć, zwolnił joystick i patrząc na głębokościomierz, zawołał:
– Tak jest, zanurzenie alarmowe, pełna naprzód, zalewanie, skos w dół dziesięć stopni!
Selektor na wolancie przełączał jego mikrofon na radiowęzeł. Pacino wcisnął klawisz i usłyszał nad głową wzmocniony głos, który rozbrzmiewał echem na całym okręcie: „Zanurzenie alarmowe, zanurzenie alarmowe…”
Zmagał się ze sterami głębokości, dopóki nie zszedł na czterdzieści pięć metrów i nie ustabilizował okrętu. Potem cofnął przepustnicę do obrotów jednej trzeciej naprzód.
– Czterdzieści pięć metrów, sir! – zameldował.
Znów się spocił, po kilku sekundach był cały mokry. Ale ćwiczenie się skończyło, miał to już za sobą. Odezwał się brzęczyk na konsoli. Pacino wcisnął przycisk.
– Hydraulika pomocnicza już działa, sir. – Usłyszał drugi brzęczyk. – Hydraulika główna sprawna.
Przełączył kokpit z powrotem na hydraulikę główną. Koszmar z dźwigniami awaryjnymi minął. Ekrany zaszumiały i obrazy się zmieniły, pół tuzina paneli ożyło.
– System Cyclops już działa. – Pacino z powrotem włożył wizjer i znów zobaczył animację okrętu.
– W porządku, zanurzenie. Zejść na głębokość dwustu trzynastu metrów, cała naprzód standardowa, stromy kąt.
Pacino potwierdził, pchnął w dół wolant i przesunął przepustnicę do przodu. Okręt zanurkował pod kątem dwudziestu stopni. Pacino przez dwie minuty wisiał na pasach swojego fotela, dopóki animacja Cyclopsa nie pokazała dwustu metrów. Wyrównał trzynaście metrów niżej i sprawdził wyświetlacz.
– Dwieście trzynaście metrów, sir! – zawołał do Crossfielda.
– Panie Pacino, proszę przekazać zanurzenie bosmanowi Keatingowi.
Pacino złożył meldunek, przekazał wachtę Keatingowi i wygramolił się z kokpitu. Otoczyli go oficerowie i podoficerowie z kapitanem na czele, wszyscy zaczęli nagle bić brawo. Catardi uśmiechał się szeroko. Nawet Crossfield szczerzył zęby do Pacina i klaskał. Porucznik Alameda nie miała już kwaśnej miny i z uśmiechem na twarzy wyglądała naprawdę pięknie.
– Panowie – oznajmił Catardi – daję wam aspiranta Patcha Pacino, świeżo wykwalifikowanego wachtowego oficera zanurzenia. Jest w tym cholernie dobry.
– Brawo, brawo – dodał Duke Phelps.
– Amen, panie Patch – mrugnął porozumiewawczo bosman Keating.
Pacino uśmiechał się blado, zdawał sobie sprawę, że jego kombinezon jest mokry od potu. Czuł, że się czerwieni z zakłopotania, wiedząc, że niezgrabne podejście na głębokość peryskopową mogło wypaść dużo lepiej – trzymał Crossfielda z peryskopem pod wodą przez pełne trzydzieści sekund.
– Dobra robota, Patch – ciągnął Catardi. – Nikt na pokładzie jeszcze nie poradził sobie dotąd lepiej z Piranią przy tylu trudnościach. Płacimy. Pan też, bosmanie Keating.
Pacino gapił się na dwudziestodolarowe banknoty, które zmieniały właścicieli, cały krąg mężczyzn przekazywał pieniądze kapitanowi. Keating uśmiechnął się szeroko do Pacina, podając nad jego ramieniem Catardiemu pięć dwudziestodolarówek.
– Co się dzieje, do cholery?
– Wszyscy ci godni współczucia niedowiarkowie założyli się, że albo przełamiesz kiosk, albo poprosisz o dzwonek dwóch trzecich, żeby podejść na peryskopową. Albo zupełnie zgubisz bąbel – uśmiechnął się szeroko Catardi. – Pewnie dlatego, że żaden z nich nigdy nie podszedł na głębokość peryskopową na hydraulice awaryjnej, bez Cyclopsa, przy sześciu tonach ciężaru i nieczynnych systemach trymowania i odpływu. Każdy z nich wisiałby przez dwie minuty z zalewanym peryskopem w górze, a potem poddałby się i zwiększył moc, żeby go osuszyć. Jak już powiedziałem, czekaliśmy na ciebie.
Pacino znów się uśmiechnął. Marzył, żeby pójść do toalety oficerskiej, zdjąć przepocony kombinezon i wziąć prysznic. Kiedy odwrócił się, chcąc odejść, bosman Keating przywołał go z powrotem do konsoli sterowania okrętem.
– Tak, panie bosmanie?
– Przepraszam, sir, że nazywałem pana niewykwalifikowanym pasażerem. Może pan oddychać powietrzem mojego okrętu, ile pan chce, sir.
Pacina ścisnęło w gardle. Dziwne, ale te słowa wydały mu się jednym z największych komplementów pod jego adresem, jakie kiedykolwiek otrzymał.
– Dzięki, panie bosmanie – odpowiedział, po czym wyszedł ze sterowni.
Wiedział, że wróci tu za trzy godziny, żeby objąć swoją pierwszą samodzielną wachtę, już nie pod nadzorem, lecz jako wykwalifikowany członek załogi.