Patch Pacino trząsł się z zimna w module dowodzenia pojazdu głębinowego Piranii. Grzejniki zużywały za dużo energii i kapitan Catardi wyłączył je kilka godzin temu. Uruchomiłby je, gdyby od tego zależało działanie urządzeń pokładowych, ale te funkcjonowały doskonale w niskich temperaturach. Ocalałą czwórkę miały ratować przed hipotermią ciepłe koce i gorące napoje.
Alameda i Schultz jeszcze nie odzyskały przytomności. Pacino opatulił je szczelnie razem i zostawił tylko po jednym cienkim kocu dla siebie i Catardiego. Kobiety miały zakryte twarze, tylko usta i nosy pozostały odsłonięte. Pacino widział obłoczki pary ich oddechów. Co godzinę sprawdzał stan kobiet, ale wyglądało na to, że mają normalną temperaturę. Można by sądzić, że zapadły w sen zimowy.
Nie wiadomo było, czy ktoś ich odnajdzie i uratuje. Kapitan twierdził, że nie ma procedur postępowania w takich sytuacjach. DSV był tylko tymczasowym dodatkiem do przedziału operacji specjalnych, który pospiesznie przystosowano do transportu pojazdu głębinowego podczas pobytu okrętu w stoczni. DSV miał być usunięty przy następnej wizycie Piranii w suchym doku, gdzie miano ją przygotować do nowej misji i dokonać kolejnych przeróbek. Brak możliwości wystrzelenia boi alarmowej mógł przesądzić o losie ocalałej czwórki. Żałosne walenie automatycznego młotka w kadłub nie wystarczało, żeby zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Ktoś musiałby zawisnąć dokładnie nad zatopionym okrętem, żeby usłyszeć ten odgłos. Ale dźwięk mógł się odbijać od górnej warstwy wody nad Piranią i wracać w głąb morza. Byli uwięzieni w grobowcu ze stali HY-100 i otoczeni przez osiemdziesiąt trzy ciała martwych członków załogi.
– Patch.
– Tak, panie kapitanie?
– Co się stało z Keatingiem?
– Zginął wewnątrz komory ewakuacyjnej. Ja byłem w wodzie i trzymałem się koła ryglującego włazu. Powinienem właściwie dużo gorzej oberwać przy dwóch eksplozjach. Wybuch musiał rzucić bosmana na przegrodę. Catardi wlepił nagle wzrok w Pacino.
– Zaraz, zaraz… Byłeś na zewnątrz okrętu?
– Tak, sir. Słyszałem zbliżające się sonary. Widziałem uderzenie torpedy w maszynownię. Detonacja zerwała mi maskę i wyrwała regulator z ust.
– Więc skąd się tu… Jak się tu… Wróciłeś tutaj? Po jaką cholerę to zrobiłeś?
– Nie wiem, kapitanie. Wydawało mi się, że tak trzeba.
– O Boże… Twój stary mnie zabije. Dlaczego, do cholery, nie wypłynąłeś na powierzchnię? Czy zdajesz sobie sprawę, jak głupio postąpiłeś?
– Wiem, sir. Powinienem był wypuścić boję alarmową.
– Do diabła z boją. Powinieneś był ratować własną skórę. Niech to szlag… Teraz czuję się jeszcze gorzej. Przynajmniej ty mogłeś przeżyć. A teraz umrzesz razem z nami.
– Myśli pan, że nas nie uratują?
– Wątpię, Patch – odrzekł cicho Catardi. – Jesteśmy tu sami. Wszystkie okręty podwodne są albo na Oceanie Indyjskim, albo na Morzu Wschodniochińskim, albo tam płyną. Jesteśmy poza długą trasą okrężną z naszego Wschodniego Wybrzeża na Ocean Indyjski. Możemy mieć nadzieję, że jakiś statek handlowy usłyszy walenie w kadłub, ale mało prawdopodobne, żeby się zorientował, co to jest.
Pacino skinął głową.
– Na jak długo wystarczy nam powietrza?
– Przypuszczam, że na pięć dni. Jeśli wcześniej nie zabije nas zimno. Przykro mi, Patch. To nieprzyjemna śmierć. Ale czy istnieje przyjemna?
– Przynajmniej umrzemy w butach.
– Niech to szlag, nawet nie zdążyliśmy odpowiedzieć ogniem. Załatwił nas z zaskoczenia ten pieprzony robot podwodny. Na nic się nie przydaliśmy, cholera.
Nie było już właściwie o czym mówić. Pacino wpatrzył się w pokład, w końcu ogarnęła go senność i zamknął oczy.
– Panie admirale, pilna wiadomość dla pana. Zakodowana „Osobiście do admirała dowodzącego” – powiedział radiowiec, który obudził McKee i wręczył mu notebook.
McKee włączył komputer i zobaczył transmisję z Leoparda. Okręt przystępował do ataku na pierwszą chińską grupę bojową w Cieśninie Tajwańskiej, kiedy on i Petri kładli się wcześnie spać. McKee spodziewał się pooperacyjnego meldunku sytuacyjnego. Wydał kapitanowi Leoparda – komandorowi Dixonowi – rozkaz, żeby albo obserwował chińską grupę bojową, meldował o jej ruchach i czekał na posiłki, albo otworzył do niej ogień i zatopił tyle ważnych celów, ile zdoła. Znając Dixona, wiedział, że południowiec uzna za sprawę honoru wystrzelenie całej torpedowni w siły nawodne.
Ale wiadomość nie była meldunkiem pooperacyjnym. McKee po przeczytaniu e-maifa stracił zupełnie humor.
2058Z 24 CZER 2019
Pilne Osobiście do admirała dowodzącego Od: USS Leopard SSN 780
Do: Szefa Połączonego Dowództwa Podwodnego Dotyczy: Strata okrętu Ściśle tajne – Czarna Wdowa Legalizator Dwa Sześć Dziewięć Echo Mike Cztery Legalizacja Jeden Pięć Cztery November Foxtrot Quebec Tango 1. SSN Julang wykryty, odległość osiemnaście tysięcy (18 000) metrów, dublet 254 herców, szerokie pasmo i obraz akustyczny. Okręt klasy Julang zaatakowany vortexem, Leopard wycofał się, przekonany, że cel został zniszczony.
2. Przed zatonięciem julang odpowiedział ogniem, wystrzelił kawitujący pocisk podwodny. Leopard wykonał unik, ale został trafiony i uszkodzony.
3. Leopard na powierzchni z katastrofalnym przeciekiem i poważnymi stratami w ludziach. Oficer dowodzący ranny. Okręt tonie. Zostały uzbrojone ładunki wybuchowe systemu samodestrukcji. Załoga opuszcza okręt na przybliżonej pozycji podanej poniżej.
4. Szer. geogr. półn. 24 st. 23 min 56 sek. Dług. geogr. wsch. 121 st. 32 min 04 sek. Krąg błędu 20 mil mor.
5. Nadała oficer wykonawczy, komandor porucznik D. Phillips.
McKee wręczył notebook Petri.
– Pieprzona łączność okrężna – mruknął. – Ta „pilna wiadomość” jest sprzed dwóch godzin, cholera.
Petri przeczytała e-mail i zrzedła jej mina. McKee wziął od niej komputer i dał go Judisonowi. Kiedy komandor czytał wiadomość, admirał spojrzał surowo na swoją szefową sztabu.
– Kapitanie Petri, proszę iść do kajuty i przygotować propozycję, które z najbliższych jednostek podwodnych można skierować do akcji ratowniczej. Potem proszę zawiadomić o tym admirała Ericcsona. Chcę mieć samoloty nad tamtą pozycją, żeby znać sytuację ocalałych członków załogi i być pewnym, że nie zbliżą się do nich żadne okręty nawodne Czerwonych. Mają być zabrani z morza w ciągu dwudziestu godzin. Później proszę przygotować meldunek sytuacyjny dla admirała Pattona.
– Tak jest, sir – odpowiedziała Petri i pobiegła do kajuty.
McKee wyglądał teraz jak gradowa chmura.
– Dowodzenie, tu sonar. Detekcja donośnego pogłosu szerokopasmowego na kierunku północnym – zatrzeszczał głośnik sufitowy.
– Sonar, tu dowodzenie. Przyjąłem – odpowiedział beznamiętnym tonem komandor porucznik Ash Oswald.
Rewelacja szefa sonaru nie zrobiła na nim wrażenia. Oswald był nawigatorem i wachtowym oficerem pokładowym na USS Hammerhead. W to popołudnie, jak dotąd, nie wydarzyło się nic ważnego, okręt płynął z maksymalną szybkością do punktu przechwycenia Snarca na jego spodziewanej trasie. Oswald zerknął na młodszego oficera pokładowego, podporucznik Melissę White. Utalentowana, niewykwalifikowana „pasażerka” szkoliła się na głównego mechanika i za miesiąc miała dostać złote delfiny. Potem spojrzał na ekran sonaru na konsoli dowodzenia i wybrał widok wodospadowy. Na kierunku oznaczonym zero zero zero widniał jasny ślad na ciemnym tle.
– Ciekawe, jak długo będziemy czekali, żeby ten cholerny szef sonaru podzielił się z nami jakąś informacją – powiedział Oswald do White. – Sonar, tu dowodzenie. Szef sonaru do sterowni.
– Tak jest, sir – natychmiast odezwał się głos za jego plecami.
Szef sonaru, bosman Stokes, stał za Oswaldem przez cały czas. Wielki, agresywny, młody technik z Kentucky opierał muskularne ramię na stalowym relingu biegnącym wokół stanowiska dowodzenia.
– Do cholery, bosman – parsknął Oswald – nie rób mi takich numerów. I zabierz łapę z mojego relingu, bo będziesz go polerował na nocnej wachcie.
– Skończył pan przemowę, sir? – zapytał z uprzejmą miną Stokes.
– Tak.
– To dobrze. Pogłos brzmiał, jakby eksplodował cały arsenał. Słyszeliśmy też walące się przegrody. Ktoś tonie. Analizuję teraz nagranie, żeby sprawdzić, czy uda nam się wyłapać coś sprzed detonacji.
– Sprzed detonacji? Na przykład co?
– Sonary torped, pluski bomb głębinowych, takie rzeczy.
– Mówisz tak, jakby na dno szedł okręt podwodny.
– Może to nawodny, sir. Ale jeśli na północ od nas jest Snarc i płynie na południe, a od północy naciska go Pirania, nie wydaje się panu logiczne, że wielkie bum na północy kojarzy się nam z rękoczynami między nimi?
– Rękoczynami? Myślisz, że doszło do wymiany ognia i Snarc jest na dnie? Szkoda, że Pirania pierwsza dopadła ten zrobotyzowany kawał gówna. Ala przynajmniej możemy już wziąć kurs na południe i popłynąć na Ocean Indyjski, gdzie coś się dzieje.
– Chyba że to Snarc strzelał – wtrąciła się White.
Oswald zamarł na kilka sekund z otwartymi ustami. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że podwodny robot może pokonać okręt klasy Seawolf. Zwłaszcza Piranię, która dołożyła Hammerheadowi na ćwiczeniach pół roku temu. Seawolfy miały przewagę akustyczną nad klasą Virginia, chyba że seawolf przepływał z maksymalną szybkością obok virginii stojącej w miejscu. Przy mniejszych prędkościach seawolf mógł wykryć virginię z odległości niemal czterech tysięcy metrów, zanim w ogóle się zorientowała, że jest celem. Więc jeśli Snarc właśnie zatopił seawolfa, to miał ogromną przewagę akustyczną nad okrętem klasy Virginia takim jak Hammerhead. Zwłaszcza jeśli virginia poruszała się z dużą szybkością. Jak oni teraz. Z prędkością maksymalną.
– Oficer zanurzenia! Cała stop! – krzyknął Oswald. Rozkaz wywołał taki sam efekt, jak komunikat przez radiowęzeł „Kapitan do sterowni”. W tym samym momencie, kiedy pokład przestał wibrować, do sterowni wpadł oficer dowodzący, żeby sprawdzić, co się stało.
– Manewrowa, tu dowodzenie! – wrzasnął Oswald do mikrofonu łączności z pomieszczeniami technicznymi. – Wyłączyć pompy chłodziwa reaktora i przejść na cyrkulację samoczynną!
– Tu zanurzenie, tak jest, cała stop. Przepustnice ustawione na bieg jałowy, odpowiedź cała stop, sir.
– Dowodzenie, tu manewrowa, tak jest – zabrzmiało w głośniku linii technicznej. – Wyłączenie głównych pomp chłodziwa, przejście na cyrkulację samoczynną. Wykonuję… Pompy zatrzymane, reaktor na obiegu samoczynnym.
– Manewrowa, tu dowodzenie, przyjąłem – odpowiedział Oswald. Odwrócił się od panela łączności wewnętrznej i zobaczył kapitana Judisona, admirała McKee i jego szefową sztabu, Petri. Patrzyli na niego wyczekująco.
– Kapitan w sterowni – oznajmił Oswald załodze w pomieszczeniu i nachylił się do starszych oficerów. – Panie kapitanie, panie admirale, pani Petri, mamy problem. Bosmanie Stokes, powiedzcie nam wszystko jeszcze raz.
Po wysłuchaniu sonarzysty Judison odciągnął na bok admirała i jego szefową sztabu. Rozmawiali przez chwilę we troje, w końcu McKee i Petri wyszli. Judison wrócił do stanowiska dowodzenia.
– Zbliżysz się ostrożnie do miejsca pogłosu. Szybkość standardowa, piętnaście węzłów, głębokość dwieście metrów. Co czterdzieści minut będziesz wykonywał manewr kontrdetekcji sprawdzający stożek ciszy, co pięćdziesiąt minut będziesz podchodził na głębokość czterdziestu pięciu metrów. Dopóki tego nie sprawdzimy, musimy zakładać, że to pułapka. W miejscu zatonięcia może krążyć Snarc i czekać na nas. Za piętnaście minut podejdziesz na głębokość peryskopową, żeby wysłać meldunek sytuacyjny admirała. Powtórz wszystko od początku.
Oswald powtórzył wszystkie rozkazy. Kiedy mówił, kapitan przyglądał mu się surowo, gdy skończył, Judison zadowolony wyszedł ze sterowni.
– Sternik, cała naprzód standardowa, obroty dla szybkości piętnastu węzłów, kurs północny – rozkazał Oswald.
Hammerhead skierował się na północ, jego sonar starał się wykryć Snarca.
– Dowodzenie, tu sonar. Pogłosy blisko okrętu, duże odchylenia ujemne.
Komandor porucznik Ash Oswald podrapał się w brzuch. To był jego stały nerwowy odruch.
– Sonar, tu dowodzenie. Przyjąłem. Szef sonaru do sterowni.
– Tak jest, sir – odezwał się głos za plecami Oswalda.
– Do jasnej cholery, Stokes! Skończ z tymi numerami!
Bosman popatrzył spokojnie na Oswalda. Miał twarz pełną powagi.
– Nie wiem, co to za dźwięk. Brzmi tak, jakby ktoś stukał młotkiem w kadłub – powiedział.
Wspiął się na stanowisko dowodzenia i zmienił kilka obrazów na ekranie sonaru. Przez chwilę manipulował oprogramowaniem, potem się wyprostował. Z głośników sufitowych zaczęło dochodzić echo rytmicznych uderzeń. Oswald wpatrywał się w wyświetlacz i słuchał upiornych dźwięków, pot wystąpił mu na czoło.
– Odchylenie w dół, mówisz… – mruknął pod nosem.
– Dokładnie pod nami – odrzekł Stokes.
– Zanurzenie, cała stop.
Oswald, nie odrywając wzroku od ekranu sonaru, podniósł słuchawkę telefonu i poszukał palcem przycisku brzęczyka.
– Kapitanie, tu oficer pokładowy. Proszę przyjść na stanowisko dowodzenia.
Antena BRA-44 Bigmouth wystawała z Hammerheada ponad błękitne fale niczym słup telefoniczny na środku morza. Zamiast utrzymywać łączność z siecią bojową przez satelitę CommStar lub prowadzić transmisję do orbitalnego serwera internetowego nadawała przekaz na zmiennych częstotliwościach do komercyjnego satelity sieci telefonii komórkowej InterTel. Odbiór trafiał na górny poziom przedziału operacyjnego, a stamtąd do telefonu satelitarnego admirała Kelly’ego McKee w kajucie dla VIP-ów.
Upłynęło kilka minut, zanim McKee nawiązał kontakt z Biurem Badań Morskich, Zarządem Poszukiwań Głębinowych, Ośrodkiem Naukowych Analiz Podwodnych i sztabowcami Pattona. Kiedy wszyscy oficerowie już się zebrali na linii, przesłano im nagranie uderzeń młotka w kadłub. McKee dał im dwadzieścia minut na odpowiedź, co to za dźwięk, do cholery? Okręt pozostał na głębokości peryskopowej i czekał. W końcu na drugim końcu linii odezwał się wiceadmirał Huber, dyrektor Zarządu Poszukiwań Głębinowych.
– To nasze urządzenie, panie admirale – wyjaśnił. – System alarmowy zainstalowany w pojeździe głębokiego zanurzenia Mark XVII. Takim, jaki jest w przedziale operacji specjalnych Piranii.
– Musimy opracować plan akcji ratowniczej.
– Panie admirale, nie mamy głębinowego pojazdu ratowniczego, który mógłby ich wydobyć. Są uwięzieni wewnątrz kadłuba ze stali HY-100. Nawet gdyby udało nam się go przeciąć, pojazd ratowniczy nie ma włazu do połączenia z Mark XVII. Nie mamy też dźwigu zdolnego unieść DSV-a. Ale wiem, kto mógłby to zrobić. Jest niedaleko od waszej pozycji. Dwa dni drogi, najwyżej trzy.
– Kto? Cywilna jednostka ratownictwa morskiego?
– Hm… Nie, sir. Królewska Marynarka Wojenna.
– Niech pan mówi, admirale Huber.
– Musimy to zrobić w dwóch etapach. Najpierw trzeba dokładnie zlokalizować wrak i sprawdzić, czy wewnątrz kadłuba ktoś jest. Być może w ogóle nikt nie przeżył. Nasz DSV Narragansett zaraz tam odleci samolotem transportowym. Dotrze na miejsce za kilka godzin. Dostarczymy go nad wrak statkiem handlowym, który będzie ubezpieczał pierwsze zanurzenie. Do zachodu słońca powinniśmy znać sytuację na Piranii. Jeśli ktoś ocalał, będziemy musieli poprosić brytyjską ekipę pracującą w miejscu zatonięcia City of Cairo, żeby przyszła nam z pomocą. City of Cairo był ich statkiem i chcą przeprowadzić akcję ratowniczą za pomocą Explorera II i pojazdu głębinowego Berkshire, który zbudowano z myślą o ewentualnej katastrofie brytyjskiego okrętu podwodnego. Ten pojazd może przecinać grubą stal kadłubową palnikiem ciśnieniowym i wtryskiwaczem cząsteczek diamentu. Ma dźwig do podnoszenia ciężkich obiektów z dna morskiego i oddzielną komorę głębokiego zanurzenia z regulowanym łącznikiem kołnierzowym na wypadek ratowania podwodniaków z kadłuba bez komory ewakuacyjnej.
– Dlaczego prowadzą akcję ratowniczą dotyczącą statku handlowego przy użyciu pojazdu głębinowego marynarki wojennej?
– Ćwiczą ratowanie okrętu podwodnego.
– Więc ten City of Cairo to tylko obiekt treningowy?
– Niezupełnie, panie admirale. Był małym, dwukominowym transatlantykiem brytyjskim o wyporności ośmiu tysięcy ton i długości stu czterdziestu metrów. W roku 1942 płynął z Bombaju do Anglii z trzystoma osobami na pokładzie. Połowę z nich stanowili pasażerowie, połowę członkowie załogi. Został storpedowany przez niemieckiego U-Boota, U-68.
– Ale czemu Angole chcą ratować starą, zardzewiałą łajbę parową, przeciętą na pół przez hitlerowskie torpedy? – zapytał McK.ee.
– Bo w chwili zatonięcia miała w ładowni trzy miliony uncji srebra w dwóch tysiącach skrzyń ze srebrnymi monetami.
– Aha – skinął głową McKee. – Okay. Więc jak ściągnę tutaj Explorera II?
– Będzie pan musiał zadzwonić osobiście do dowódcy operacji, Petera Collingswortha. Jeśli powie mu pan, nie wtajemniczając go w szczegóły, że jest nam potrzebny, da sobie na razie spokój z szukaniem srebra. Pod warunkiem że jego rząd będzie współpracował z naszym.
Kiedy dziesięć minut później McKee znów łączył się z Pentagonem, drzwi kajuty otworzyły się i stanęła w nich Karen Petri.
– Sir, chyba wykryliśmy Snarca na wschód stąd na głębokości peryskopowej.
Jej mina mówiła: „Zostaw ten telefon, żebyśmy mogli zejść głębiej i rozpocząć pościg”. Ale McKee musiał się skontaktować z Explorerem II i sprowadzić go na miejsce zatonięcia Piranii.
– Daj tu Judisona – warknął do Petri, nie odrywając wzroku od telefonu, żeby móc wybrać numer.
Judison zjawił się chwilę później, gdy operator Pentagonu próbował uzyskać na UHF-ie połączenie z okrętem HMS Explorer II.
– Sir, mamy detekcję wąskopasmową, dwieście pięćdziesiąt cztery herce, kierunek dwa dziewięć pięć. Musimy rozpocząć pościg.
Wielki kapitan dyszał ciężko, co było efektem szybkiej wspinaczki po drabince ze środkowego poziomu.
– Wyślijcie w tamtym kierunku UUV. Albo nawet kilka – rozkazał McKee. – I wystrzelcie parę Mark 8 Sharkeye. Ale okręt ma zostać tutaj na głębokości peryskopowej.
Judison skinął głową i zniknął. Mark 8, korpusy torped z sonarowymi głowicami odbioru obrazu akustycznego, miały oddalić się od okrętu w kierunku detekcji Snarca i pozostać w zaplanowanym punkcie. Sensory sonarowe sharkeye’ów wydłużały zasięg pokładowych sensorów okrętowych o setki mil morskich. UUV-y, bezzałogowe pojazdy podwodne, miały cicho płynąć dalej przez morze. W przeciwieństwie do stacjonarnych Mark 8 były ruchomymi platformami nasłuchowymi. Po wysłaniu dwóch UUV-ów i dwóch sharkeye’ów okręt mógł pozostać nieruchomo na głębokości peryskopowej i jednocześnie badać morze w odległości setek tysięcy metrów na północny wschód, na kierunku Snarca.
– Halo? – warknął McKee do słuchawki.
Komandor Peter Collingsworth z Królewskiej Marynarki Wojennej patrzył przez bulaj pojazdu głębinowego Berkshire na przegrodę ładowni parowca City of Cairo. Był w okularach spawalniczych i przyglądał się, jak palnik w wygiętym w dół ramieniu manipulatora topi zardzewiałą stal. Podczas poziomego przecinania dolnej części ładowni odezwał się interkom.
– Komandorze Collingsworth? – zabrzmiał głos kapitana Explorera II.
– Tu Collingsworth, odbiór – odpowiedział poirytowanym tonem komandor, próbując skupić się na cięciu.
– Komandorze, mam dla pana dość niezwykły meldunek. Właśnie dostaliśmy telefon przez satelitę. Od Amerykanów, niech pan sobie wyobrazi.
Collingsworth ciął dalej, w końcu powiedział już znacznie spokojniejszym głosem:
– To ciekawe… Trudno uwierzyć, że do nas zadzwonili.
– Połączyli się z nami z Atlantyku, z ich okrętu podwodnego Hammerhead klasy Virginia. Na linii jest admirał nazwiskiem McKee, dowódca Sił Podwodnych Stanów Zjednoczonych.
– Niech pan mówi dalej, Knowles.
Palnik dotarł już do punktu leżącego w jednej czwartej wytyczonej linii poziomej. Do zakończenia cięcia zostało kilka minut. Potem Collingsworth miał wyciągnąć płytę, żeby dostać się do srebra.
– Chce z panem rozmawiać, komandorze.
– Przyjąłem, Knowles, ale o co chodzi? Mamy w tej sprawie jakieś wytyczne z Londynu?
– Kapitan Baines wraca z urlopu pojutrze, sir.
Collingsworth postanowił pogadać z jankesem i dowiedzieć się, czego chce ten skurwiel.
– Niech tamten zaczeka, Knowles. Za chwilę przełączy go pan do mnie. Mam płytę, Jenson. Odłącz dźwig. Cholera, za dużo pyłu. Nic nie widzę, sam osad. Nie wystarczy nam amperogodzin na czekanie, aż opadnie. Będziemy musieli tu wrócić.
– Chce pan zrobić szybki chwyt i zobaczyć, czy uda się złapać skrzynię ze srebrem?
– Nie. Możemy rozwalić skrzynię i monety diabli wezmą. Jutro też jest dzień. Wrócimy tutaj. Na górze będzie czuwał Explorer II, więc nikt nam skarbu nie zgarnie. Wynurzam się, Knowles. Przełącz do mnie tego admirała.
– Na trzy, dwa, jeden. Jest. Admirale McKee, słyszy mnie pan?
– Słyszę, komandorze Collingsworth. Czy mam teraz przyjemność rozmawiać z panem bezpośrednio? Tu admirał Kyle McKee, ale może mi pan mówić Kelly. Miło mi poznać pana przez radio. Jak idzie akcja ratownicza? Odbiór.
Collingsworth znowu się zirytował.
– Tu komandor Peter Collingsworth, admirale. Może mi pan mówić „komandorze”. Czym mogę służyć? Tylko proszę się streszczać. Odbiór.
– Oczywiście, komandorze. Domyślam się, że jest pan bardzo zajęty. Chodzi o to, że mamy drobną sytuację alarmową kawałek na północ od was i potrzebujemy waszej pomocy. I to natychmiast, odbiór.
– Przyjąłem, admirale, ale co to za sytuacja?
– Komandorze – odrzekł McKee – wiemy z dobrego źródła, że macie na Explorerze II pojazd głębinowy i samodzielną kapsułę ratunkową. Są nam potrzebne na pozycji dwanaście stopni szerokości geograficznej północnej i dwadzieścia trzy stopnie długości geograficznej zachodniej, trochę ponad tysiąc dziewięćset mil morskich od miejsca waszej akcji ratowniczej. Jeśli zaraz wyruszycie, będziecie tu za dwa dni. Spotka się tutaj z wami kontyngent amerykański. Odbiór.
– Admirale, nadal nie wiem, o czym pan mówi. Proszę wyjaśnić, co to za sytuacja alarmowa. Odbiór.
– Komandorze, ten pojazd głębinowy, w którym pan teraz się znajduje, zbudowano do ratowania załóg zatopionych okrętów podwodnych, zgadza się?
– Owszem, admirale, to podstawowe zadanie Explorera II. Ale używamy go również do innych celów, kiedy nie musimy ratować okrętu podwodnego.
– Więc mogę powiedzieć moim przełożonym, że jest pan w drodze?
Twarz Collingswortha pokrywała się purpurą.
– Admirale, jeszcze mi pan nie wyjaśnił, o co chodzi. Jestem zmuszony zakończyć tę rozmowę. Odbiór.
– Komandorze, chyba się pan domyśla, jaka jest sytuacja.
Collingsworth zawahał się.
– Mam rozumieć, że zatonął wasz okręt podwodny?
– Peter, ujmę to w ten sposób. Gdybyś był na pozycji, którą ci podałem, na głębokości trzech tysięcy trzystu pięćdziesięciu metrów, zobaczyłbyś duży metalowy obiekt i porozrzucane szczątki i usłyszałbyś walenie młotkiem dobiegające z wnętrza tego obiektu. Rozumiesz, o czym mówię?
Collingsworth potarł brodę. Dobry Boże, pomyślał. Jankesi stracili na Atlantyku okręt podwodny i proszą o pomoc. Ocalała część załogi czeka na ratunek. Nie ma czasu do stracenia. Zerknął na swój panel i wywołał Jensona.
– Jenson, wynurzenie alarmowe. Trzy metry na sekundę. Za osiemnaście minut mamy być na powierzchni. Knowles, tu Collingsworth na częstotliwości drugiej.
– Niech pan mówi, komandorze. Jesteśmy sami na tej częstotliwości.
– Knowles, rozkaz do natychmiastowego wykonania. Przygotować się do opuszczenia obecnej pozycji z maksymalną szybkością. Uruchomić turbiny i być gotowym do odpowiedzi na wszystkie dzwonki za dwadzieścia minut. Obsadzić wachtowe stanowiska rejsowe i wyznaczyć kurs dwanaście stopni szerokości północnej i dwadzieścia trzy stopnie długości zachodniej. Cała naprzód, pełna szybkość. Natychmiast zawiadomić oficera dyżurnego admiralicji na częstotliwości taktycznej. Wykonuję wynurzenie alarmowe. Kiedy będę na pokładzie, zrobię odprawę. Wszystko jasne?
– Tak jest, sir. Zrozumiałem. Przygotować się do wyruszenia w drogę.
– Admirale McKee, tu Collingsworth. Mam nadzieję, że pan rozumie, że nie możemy natychmiast przyjść wam z pomocą bez rozkazów naszej admiralicji. Wiem z mediów, że premier nie jest zachwycony waszym ostatnim wyczynem. Prawdę mówiąc, mógłbym mieć kłopoty tylko dlatego, że w ogóle z panem rozmawiam w to piękne popołudnie.
– Komandorze Collingsworth, pani prezydent zamierza osobiście zwrócić się w tej sprawie do premiera.
– Admirale, porozumiem się z moimi przełożonymi, ale niczego nie gwarantuję.
– Pete, możesz przynajmniej ruszyć Explorerem w drogę? Najwyżej zawrócisz, jeśli twoi szefowie ci każą. – W głosie admirała zabrzmiała błagalna nuta.
Collingsworth skinął głową.
– W porządku, admirale, to mogę zrobić. Oczywiście rozumie pan, że admiralicja w każdej chwili może mnie wezwać z powrotem. Skontaktujemy się z panem za godzinę, admirale. Collingsworth, bez odbioru.
Komandor usiadł z powrotem pod przegrodą pojazdu głębinowego i pokręcił głową. Jeszcze przed chwilą interesowały go tylko skrzynie ze srebrem na dnie morza, a teraz okazało się, że trzeba ratować ludzi, którzy mogą zginąć, jeśli będzie się wahał. Trzymajcie się, jankesi, pomyślał.
– Komandorze, oficer dyżurny admiralicji na linii.
– Niech pan go przełączy.