Komandor Kiethan Judison zaklął, kiedy przyjrzał się wyświetlaczowi kierowania ogniem na konsoli dowodzenia. Snarc, Cel Jeden, znajdował się w odległości ponad dwustu dziewiętnastu tysięcy metrów na północny wschód, daleko poza zasięgiem broni Hammerheada i płynął szybciej mimo prędkości alarmowej okrętu, rujnującej reaktor. Gdyby admirał McKee przestał telefonować wtedy, gdy Judison go o to prosił, Snarc nie uciekłby tak daleko.
Ale najgorszy był kurs Snarca – północny wschód. Robot nie miał powodu, żeby tam płynąć. Judison pospiesznie opuścił stanowisko dowodzenia, wspiął się szybko po drabince, wpadł do swojej kajuty i chwycił globus, prezent, który otrzymał od kapitana brytyjskiego okrętu podwodnego podczas ostatniej wizyty Hammerheada w Faslane. Judison wziął jeszcze flamaster i wtargnął bezceremonialnie do kajuty dla VIP-ów, w chwili kiedy McKee właśnie wybierał numer na klawiaturze telefonu.
– Proszę odłożyć aparat, admirale – powiedział natarczywym tonem Judison.
McKee spojrzał na niego i bez słowa odłożył telefon.
– Straciliśmy Snarca. Jest poza zasięgiem Mark 58 i vortexów.
– Więc okrąży Przylądek Dobrej Nadziei. Skierujemy nasze okręty podwodne na Oceanie Indyjskim na jego trasę, żeby go przechwyciły, kiedy wpłynie…
– Nie. Oto nasza pozycja. – Judison stuknął flamastrem w globus na północ od równika u wybrzeży Senegalu w Afryce. – A to pozycja Snarca. – Drugą kropkę postawił niżej, kilka milimetrów na północny wschód od pierwszej. – To jego kurs, dwa dziewięć zero. Narysuję drogę okrężną na tym kursie.
Judison wziął kartkę papieru, przyłożył do globusa i poprowadził flamastrem linię wzdłuż jej krawędzi. Podsunął globus przez stół admirałowi.
McKee sprawdził, gdzie kończy się linia.
– O Boże – powiedział. – On płynie w kierunku Wschodniego Wybrzeża.
– Zmierza tam, skąd będzie miał nasze wybrzeże atlantyckie w zasięgu pocisków. I nie możemy nic zrobić, żeby go zatrzymać. Wszystkie nasze okręty nawodne i podwodne są na Oceanie Indyjskim lub Morzu Wschodniochińskim. Do obrony wybrzeża pozostały tylko kutry Straży Przybrzeżnej, a Snarc będzie prawdopodobnie strzelał z daleka.
McKee zastanawiał się przez chwilę.
– Nie wszystkie okręty podwodne są na morzu – powiedział. – Mamy jeden na Wschodnim Wybrzeżu.
– Który, sir? – zapytała Petri.
– SSNX – odrzekł McKee.
– Ależ, panie admirale, nawet gdyby SSNX był gotowy do drogi, nie mamy w magazynach broni torped bojowych ani pocisków Vortex – zauważyła Petri. – Wszystkie zostały załadowane na okręty podwodne lub transportowe i wysłane w rejon działań.
– I nie mamy wolnych oficerów dowodzących – dodał Judison. – Od czasu tamtej katastrofy zeszłego roku kadra jest tak uszczuplona, że wszyscy starsi oficerowie są już pod wodą. Nawet gdyby były torpedy, na Wschodnim Wybrzeżu nie został nikt, kto mógłby dowodzić SSNX-em.
– Jest ktoś taki, Kiethan. Człowiek, którego chciałbyś mieć przy sobie w czasie walki podwodnej. Można powiedzieć, że ma wręcz zbyt wysokie kwalifikacje.
Judison spojrzał na McKee. Miał w tym momencie dość głupią minę.
– Wykorzystamy SSNX-a do naprowadzenia lotnictwa. Damy mu do pomocy samoloty przeciwpodwodne P-5 Pegasus. Wiem, że wszystkie maszyny bojowe są daleko, w rejonie działań, ale mamy dwie w naprawie. SSNX i pegasusy wykryją Snarca i wezwą bombowce sił powietrznych, które zrzucą bomby plazmowe.
– SSNX mógłby także użyć Tigersharków, admirale – powiedział Judison.
McKee zbył tę sugestię machnięciem ręki.
– Ta cholerna broń nie działa i zwraca się przeciwko macierzystemu okrętowi. Wydam rozkaz, żeby załadowano Tigersharki na SSNX-a, to będzie ostateczny środek ratowania okrętu, ale SSNX weźmie udział we wspólnej operacji z siłami powietrznymi. Poproszę, żeby samoloty transportowe zrzuciły na trasie Snarca głowice akustyczne Mark 12. Będziemy mogli śledzić jego drogę w kierunku Wschodniego Wybrzeża. Jeśli zmieni kurs, zgubimy go, ale jeżeli zmierza do miejsca wystrzelenia pocisków, będziemy go mieli. A teraz zostawcie mnie samego, żebym mógł wprowadzić w sprawę Pattona.
Michael Pacino, były admirał, obecnie wiceprezes firmy Cyclops Carbon Systems i dyrektor programu „Mark 98 Tigershark”, włożył czapkę baseballową z okrętu USS Tampa, przypiął smycz czarnemu labradorowi, potem wyprowadził psa na dwór i zaczął biec po twardym, płaskim piasku Sandbridge Beach w Wirginii. Spojrzał na swój dom i skierował się na południe. Była czwarta trzydzieści rano. Po wschodzie słońca nad Atlantykiem zamierzał zawrócić na północ, wziąć prysznic i pojechać do stoczni. Początkowo biegł wolno, pies spojrzał na niego, wyszczerzył kły w uśmiechu i pomknął obok. Pacino przyspieszył. Po jego prawej stronie przesuwały się ciemne kształty domów, gdy pokonywał kolejne kilometry.
Miał przymknięte oczy i nie myślał o niczym. Nagle pies zaszczekał. Trzy domy dalej, na szerokim pasie piasku, na wprost Pacina rozbłysły światła. Usłyszał silniki pracujące na biegu jałowym i szybko się zorientował, że reflektory są zamontowane na samochodach terenowych zaparkowanych na plaży. Z góry dobiegł warkot helikoptera i maszyna z błyskającymi światłami nawigacyjnymi wylądowała za samochodami. Pies zaczął warczeć. Pacino zwolnił kroku. Jakiś mężczyzna w kapeluszu z szerokim rondem szedł przez piasek ku niemu. Blask reflektorów sprawiał, że nie było widać jego twarzy ani ubrania.
– Policja stanu Wirginia. Nazwisko, proszę – zabrzmiał basowy głos. Pacino próbował dostrzec oczy mężczyzny.
– Pacino. Michael Pacino. Mieszkam kilka kilometrów stąd. O co chodzi?
– Proszę z nami, panie Pacino.
Gliniarz wyjął mu smycz z ręki. Pies głośno zaprotestował, ale pozwolił się pogłaskać policjantowi.
– Wszystko w porządku, Bear – uspokoił go Pacino. – Wszystko w porządku.
Dwaj inni gliniarze poprowadzili Pacina do czekającego helikoptera policji stanowej. Wirniki zwiększyły obroty i maszyna wystartowała. Rotory wzbiły tumany piasku, pies zaczął szczekać. Helikopter skierował się na północ, opuścił dziób i nabrał szybkości. W dole uciekały domy Sandbridge, najpierw blisko, potem coraz dalej.
– Co się dzieje? – zapytał Pacino.
Drugi pilot odwrócił się do niego.
– Nie mam pojęcia – odparł. – Szef kazał nam władować pana do maszyny i dostarczyć do stoczni w Newport News.
Helikopter przeleciał nad Virginia Beach, potem nad rzekami Elizabeth i James i znalazł się nad półwyspem Hampton. W polu widzenia pojawiło się lądowisko w Newport News. Piloci posadzili maszynę na betonie i zdławili silniki. Pacino wyszedł na zewnątrz, czuł się idiotycznie w przepoconym dresie. Włożył czapkę i podszedł do mężczyzn czekających przy stoczniowym samochodzie terenowym. Zapytał ich, o co chodzi, ale żaden mu nie odpowiedział. Wsiadł na tylne siedzenie. Samochód dowiózł go przed budynek administracyjny suchego doku numer dwa. Pacino wysiadł i ruszył do biura, ale usłyszał dziwny hałas. Zostawił swoją eskortę i podbiegł do krawędzi doku. Spojrzał w dół i dosłownie zamurowało go.
Hałas okazał się warkotem silników dieslowskich holownika, który wyciągał na rzekę keson, masywne wrota suchego doku. Dok był całkowicie zalany, na powierzchni unosił się SSNX. Musiał zdarzyć się cud, bo aby okręt stał się wodoszczelny, należało dokonać jeszcze kilkunastu co najmniej poprawek. Jeszcze bardziej alarmująco wyglądały dźwigi i krzątanina przy otwartym luku amunicyjnym na dziobie. W otworze znikał powoli ogon torpedy Mark 58 Tigershark. Po drugiej stronie doku czekały trzy następne sztuki. Dotychczas ukończono dwadzieścia prototypów i Pacino zastanawiał się, gdzie jest reszta – wewnątrz okrętu czy w magazynie?
Eskorta wzięła go za ramię, wprowadziła do budynku i powiodła do szatni na pierwszym piętrze. W porządku, pomyślał, można się będzie tu przebrać. Wziął prysznic i wytarł się ręcznikiem przy swojej szafce. Wkładał właśnie zapasowe spodnie i koszulkę polo, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie i do szatni wkroczyła grupa oficerów marynarki. Pochód zamykał admirał John Patton. Podszedł do Pacina z ponurą miną, skinął głową.
Widok szefa operacji morskich zaskoczył Pacina bardziej niż krzątanina w suchym doku.
– John… – powiedział. – Admirale Patton, co się dzieje? Chyba coś ważnego, skoro jest pan tutaj?
Patton pokręcił głową. Nadal się nie uśmiechał. Odwrócił się do swoich sztabowców i eskorty stoczniowej i wszyscy natychmiast wyszli.
– Patch, sytuacja jest bardzo poważna – zaczął. – Przygotuj się na złe wiadomości. Pirania poszła na dno. Z twoim synem na pokładzie.
Dziesięć minut później Pacino przetarł zaczerwienione oczy.
– Powiedz wprost. Uważasz, że jest szansa uratowania go?
– Cóż, moim zdaniem bardzo mała, Patch, ale jest. Jeśli Angole dotrą tam na czas, wydobędą na powierzchnię ocalałych członków załogi Piranii.
– W mniej niż tydzień? Wątpię, John. Bądź ze mną szczery. To ten pieprzony Snarc, nad którym straciliście kontrolę, zabił mojego syna. Albo prawie zabił, bo jego śmierć to tylko kwestia czasu. – Pacino wstał, walnął pięścią w szafkę i złapał się za rękę. Ale ten ból był niczym w porównaniu z tym, co odczuwał z powodu Anthony’ego Michaela. – Powinienem tam być. Możesz mnie przewieźć na Explorera II?
– Mogę, Patch. Ale nie zamierzam. Mam wobec ciebie inne plany.
– Bez obrazy, John, ale dla mnie najważniejszy jest mój syn.
– Usiądź – poprosił Patton i wskazał ławkę. Potem wyjaśnił, o co mu chodzi.
– To szaleństwo, John. Nie mogę wyjść SSNX-em w morze. Od lat nie dowodziłem okrętem podwodnym. W dodatku ostatni straciłem na Morzu Labradorskim. Jezu, John, nawet już nie jestem w marynarce.
– Dziś o czwartej rano jednym podpisem przywróciłem cię do służby w randze kapitana. Przepraszam, ale w tak krótkim czasie nie zdążyłem załatwić ci z powrotem twoich gwiazdek.
– Mam to gdzieś. Ten plan jest bez sensu. Poza tym SSNX ma już załogę i kapitana.
– Ten kapitan jeszcze nigdy nie dowodził okrętem. Jest świeżo po szkole dowódców, przedtem robił karierę w stoczni. Miał przeprowadzić SSNX-a przez testy morskie, a potem go przekazać kapitanowi liniowemu. Został przesunięty na stanowisko XO i jest całkiem zadowolony.
– Słusznie – przyznał Pacino i zerknął na zegarek. Myślał teraz o tym, jak szybko myśliwiec ponaddźwiękowy mógłby go dostarczyć do miejsca zatonięcia Piranii. – Powinieneś go zastąpić kimś kwalifikowanym.
– Nie mam nikogo takiego. Nikogo przygotowanego. A już na pewno nikogo takiego, kto w gniewie wystrzeliwał torpedy.
– Co mi przypomniało, że nie masz torped – zauważył Pacino. – Tylko Tigersharki, które nie działają i są ładowane na okręt podwodny, który sam ledwo działa…
– Tigersharki to zabezpieczenie okrętu na wypadek sytuacji alarmowej, ale nie można ich użyć przeciwko Snarcowi, bo to zbyt ryzykowne.
– …a ty chcesz, żeby wziął udział we wspólnej operacji z lotnictwem, naszymi P-5 i maszynami sił powietrznych, które zrzucą bomby na pozycję Snarca. Zdajesz sobie sprawę, jak to głupio brzmi? SSNX będzie na głębokości peryskopowej, Snarc poniżej warstwy termicznej, SSNX zgubi go, Snarc ucieknie, bomby spadną do morza w złym miejscu i zaalarmowany Snarc zatopi SSNX-a. Nie mówiąc o tym, że Snarc ma przewagę akustyczną nad klasami Virginia i Seawolf, a to znaczy, że również nad SSNX-em. Dodaj do tego fakt, że misja Snarca jest nieznana. I że nikt nie wie, gdzie on jest.
– Mylisz się w obu wypadkach, Patch. Snarc ma na pokładzie dwanaście pocisków manewrujących z głowicami plazmowymi. Płynie prosto w kierunku Waszyngtonu. Jesteśmy bezsilni. Nie mamy na Wschodnim Wybrzeżu żadnego okrętu podwodnego ani nawodnego. Jesteśmy bezbronni wobec ataku pocisków manewrujących. Mamy tylko Hammerheada u wybrzeży Afryki; ściga Snarca, bo może robot zwolni, i SSNX-a tutaj. Musimy przycisnąć Snarca, a nuż da się go zepchnąć w kierunku Hammerheada i jego torped Mark 58. Ale jedno jest pewne, Patch. Jeśli nie dopadniemy Snarca, rozwali Wschodnie Wybrzeże.
Pacino w zamyśleniu popatrzył na Pattona.
– Broń Snarca to tylko pociski plazmowe. Niech je wystrzeli. Zarządzi się alarm dla maszyn przechwytujących lotnictwa i marynarki, samolot AWACS będzie obserwował pociski i strąci się je, kiedy nadlecą. Żadna sprawa.
Patton pokręcił głową.
– To dwanaście bojowych głowic plazmowych, Patch. Jedna z nich może zburzyć Empire State Building. Albo trafić w Giełdę Nowojorską. Chcesz mieć krach gospodarczy? I jakbyś się czuł, gdyby pocisk Javelin Block IV zrównał z ziemią Biały Dom? Co stałoby się wtedy z morale narodu? I jakie byłyby konsekwencje polityczne, gdybyśmy chybili i nie strącili czterech czy pięciu pocisków? Czy po zatopieniu naszego statku pasażerskiego torpedą plazmową zeszłego lata naprawdę jest nam potrzebny następny taki wypadek? Pani prezydent musiałaby zrezygnować z urzędu. Patch, zaprojektowaliśmy te pociski manewrujące tak, żeby były niewidzialne. Nie jestem wcale pewien, czy nasze własne siły potrafiłyby je znaleźć. Chyba że znalibyśmy pozycję i czas odpalenia. Zaryzykowałbyś, będąc na moim miejscu?
Pacino spuścił wzrok.
– Chyba wysłałbym w morze SSNX-a i najlepszego kapitana, jakiego bym miał.
– Patch, wyślij do syna żonę i weź tę misję. Za sześćdziesiąt sekund wyjdę stąd, mój adiutant da mi komórkę i zadzwonię do pani prezydent. Kiedy skończę z nią rozmawiać, w Waszyngtonie zostanie zarządzona ewakuacja wszystkich osób piastujących ważne stanowiska rządowe, łącznie ze mną. Muszę znać odpowiedź już teraz. Albo bierzesz tę misję, albo nie. Jeśli nie, zaryzykuję i wyślę w morze zielonego kapitana. Ale jeśli ją przyjmujesz, na twoje barki spada obowiązek nadania SSNX-owi nowej nazwy. Możesz nazwać ten okręt, jak chcesz. Ale za godzinę musi wyjść w morze.
Pacino uśmiechnął się lekko.
– Ja mam nazwać SSNX-a?
– Jak ci się podoba. Tylko zrób to szybko i zabieraj się stąd.
– Więc znów będzie się nazywał Devilfish i niech szlag trafi przesądy.
Drzwi otworzyły się i do szatni zajrzał adiutant Pattona.
– Panie admirale, pani prezydent na linii.
– Mogę powiedzieć, że popłyniesz?
– Załatwione, John. Ale jeden warunek. Kiedy tylko będzie po wszystkim, przekazuję dowodzenie Devilfishem jego nowemu kapitanowi i twój helikopter zabiera mnie do czegoś szybkiego, co dostarczy mnie na Explorera II. I od chwili przekazania dowództwa znów jestem cywilem.
– Wiesz, Patch, generał MacArthur dowodził armiami po zakończeniu swojej tury szefa sztabu. Mógłbym ci zwrócić twoje gwiazdki. Przydałbyś się nam.
– To już nie dla mnie, John. I jeszcze jeden warunek. Jeśli mój syn wróci żywy z Piranii, ma być wydalony z marynarki. Jego matka ma rację – on nie ma czego szukać na morzu.
Patton wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Nie ma sprawy.
Strzelił palcami i adiutant przyniósł telefon i mundur khaki na wieszaku. Pacino zobaczył swoje złote delfiny i baretki. Na prawej kieszeni była nawet odznaka dowódcy okrętu podwodnego głębokiego zanurzenia – nowa i lśniąca trupia czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami. Patton chwycił dłoń Pacina i potrząsnął nią mocno.
– Powodzenia, Patch. Zatop Snarca i leć do syna.
Pacino czuł się jak idiota, kiedy wkładał mundur. Spojrzał w lustro i widok naramienników z czterema paskami zamiast gwiazdek trochę poprawił mu nastrój. Ale z twarzą pięćdziesięciolatka i siwymi włosami nie wyglądał na kapitana. Pocieszył się, że po załatwieniu tej sprawy wróci do swoich zajęć i w tym momencie przyszedł mu do głowy pewien pomysł – powinien coś wypróbować w Tigersharkach, coś, czego nigdy dotąd nie brał pod uwagę. Gdyby się udało, mógłby pokonać Snarca.
Wyszedł z budynku administracyjnego i skierował się do trapu okrętu. Patton najwyraźniej przekazał informację, bo kiedy Pacino wchodził na pokład, radiowęzeł oznajmił: „Devilfish przypływa!”- Pacino starał się pozbyć uczucia dumy i zadowolenia, że wraca do swojego prawdziwego domu. Udało mu się dopiero wtedy, gdy przypomniał sobie, że jego syn jest uwięziony na dnie zimnego Atlantyku w dusznym wnętrzu pojazdu głębinowego.
Air Force One oderwał się z hukiem od pasa startowego numer dwadzieścia siedem i skierował na północny zachód. Gdy klapy chowały się w skrzydła, za samolotem malała baza lotnicza Andrews, pod kadłubem przesuwała się wschodnia odnoga obwodnicy waszyngtońskiej.
Pani prezydent Warner wyłączyła wyświetlacz wideo w swojej kabinie biurowej i podniosła wzrok na admirała Johna Pattona.
– Czy Pacino jest w stanie to zrobić, admirale?
– Szczerze mówiąc, nie wiem, pani prezydent. Ale tylko jemu może się udać.
– Generale Everett? – zwróciła się Warner do szefa sztabu sił powietrznych, ogromnego mężczyzny z haczykowatym nosem i włosami w kolorze hydrantu przeciwpożarowego.
– Tak, pani prezydent? – odezwał się głosem zdradzającym, że wypala dwie paczki papierosów dziennie.
– Czy pańskie samoloty obserwacji radarowej i myśliwce przechwytujące są gotowe do zestrzelenia pocisków manewrujących nadlatujących z morza?
– Pani prezydent, w tej chwili nie mogłaby pani nawet rzucić na plażę piłki futbolowej. F-16 natychmiast trafiłby panią pociskiem Mongoose naprowadzanym ciepłem. Jesteśmy gotowi.
Patton zerknął na Warner, chcąc sprawdzić, czy pani prezydent wie, że generał jest zbytnim optymistą.
– A co ze wsparciem dla marynarki?
– Ładujemy właśnie ich… jak wyje nazywacie, admirale?
– Mark 12, generale. PLD-AD-SSA Mark 12, czyli dalekosiężne sensory sonaru pasywnego. Ważą dwie tony, opadają do morza na spadochronach i zanurzają się na głębokość ponad tysiąca pięciuset metrów. Wykrywają wszystko, co przepływa w odległości mniejszej niż pięćdziesiąt do siedemdziesięciu mil. Przesyłają dane przez boje antenowe.
– Rozumiem. Więc ładujemy teraz te Mark 12 i będziemy je zrzucali do morza przez następne dwanaście godzin.
– W porządku. A teraz, zechcą panowie mi wybaczyć, ale muszę zadzwonić do pewnego brytyjskiego premiera, który jest na mnie trochę zły.
– Na co czekamy, XO? – zapytał niecierpliwie Michael Pacino.
– Na napęd i holowniki, sir – odpowiedział komandor Jeff Vermeers.
Stali na lotnym mostku na szczycie kiosku SSNX-a, ochrzczonego właśnie imieniem Devilfish. Vermeers był dowódcą okrętu i Pacino zastąpił go na stanowisku kapitana. Niewysoki, szczupły oficer wyglądał bardzo młodo, miał jasne włosy zaczesane do tyłu, wąskie, niebieskie oczy i kwadratową szczękę. Jego zapał, sztuczna wesołość i taki nadmiar energii, że Vermeers wydawał się wręcz roztrzęsiony, działały Pacinowi na nerwy. Komandorowi drżały ręce, kiedy podniósł lornetkę do oczu i popatrzył na farwater.
– Dowodzenie, tu manewrowa – zatrzeszczał głośnik na mostku. – Napęd na głównym silniku elektrycznym, gotowość do odpowiedzi na wszystkie dzwonki.
– Oficer pokładowy! – zawołał Pacino w dół kokpitu, do kobiety podporucznika o nazwisku Vickerson. Jeśli były kapitan i obecny XO, Vermeers, wyglądał młodo, to Vickerson pasowała bardziej do przedszkola niż do okrętu podwodnego. Miała krótkie, rudoblond włosy, schowane pod czapką baseballową SSNX-a, piegi na twarzy i mały nosek, który wydawał się nie na miejscu pod okularami podwodniackimi w drucianej oprawce. I co najważniejsze, była kobietą. Kiedy Pacino odchodził ze służby, załogi okrętów podwodnych składały się z samych mężczyzn. Gdy obudził się dziś, miał zdrowego syna i był konstruktorem uzbrojenia. O zachodzie słońca jego synowi groziło śmiertelne niebezpieczeństwo, a on znów był kapitanem marynarki wojennej i dowodził okrętem podwodnym o takiej samej nazwie jak tamten, który stracił kiedyś pod polarną powłoką lodową. W dodatku na tym okręcie służyły dzieciaki obu płci.
– Tak, panie admirale? – warknęła Vickerson, jakby odpowiadała dyktatorowi.
– Zwracaj się do mnie „panie kapitanie” – odparł oschle Pacino. – Ruszamy.
– A holowniki, sir?
Pacino popatrzył na nią z góry. Nie zrozumiała, pomyślał.
– OOD, masz dwa wyjścia. Albo dowodzić tak, jak się dowodzi okrętem, który wyrusza w misję bojową, a nie traktować tego jak test morski, albo zostawić dowodzenie mnie.
Vickerson przełknęła ślinę.
– Tak jest, sir – odpowiedziała drżącym głosem, zerknęła na Vermeersa, jakby szukając pomocy, potem wzięła do ręki mikrofon. – Sternik, tu mostek – odezwała się cicho. – Cała naprzód jedna trzecia.
– Maksymalna – poprawił ją Pacino i uniósł lornetkę do oczu.
– Ależ, sir…
– Masz ostatnią szansę, OOD – ostrzegł Pacino.
Vickerson znów przełknęła ślinę.
– Sternik, tu mostek. Cała naprzód maksymalna, kurs jeden sześć zero. Panie kapitanie, limit szybkości na rzece to piętnaście węzłów.
– Zanotowane, OOD – odrzekł Pacino i zagryzł wargi, żeby się nie uśmiechnąć, wiedział, że jego groźna mina przeraża tych zielonych podwodniaków.
Przed dziobem w kształcie pocisku wyrosła z rykiem wysoka fala. Huraganowy wiatr zerwał Pacinowi z głowy czapkę baseballową z emblematem SSNX-a i złotymi liśćmi dębowymi. Pacino nie zwrócił na to w ogóle uwagi i nachylił się do komandora Vermeersa.
– XO, jaki jest status systemów okrętu?
– Sir, na dziobie mamy tabliczki ostrzegawcze na czterdziestu systemach, łącznie z zamkami i mechanizmami ogniowymi wyrzutni torpedowych. Ukończyliśmy prace na rufie, więc reaktor i instalacje parowe są sprawne, ale to wszystko. Ledwo utrzymujemy szczelność, sir. Nasz limit zanurzenia to czterdzieści pięć metrów. Większość spawów w systemie wody morskiej nie została nawet prześwietlona rentgenem. Najgorzej jest z systemem Cyclops.
– Mamy sonar?
– Tak, szerokie i wąskie pasmo, antenę holowaną i głowicową, anteny przystosowawcze i obraz akustyczny. Wszystko działa. Ale moduły kierowania ogniem są nieczynne. Nie możemy używać komputera do tropienia kontaktu, trójwymiarowe wyświetlacze wirtualne nie działają i nie możemy przesyłać informacji kierowania ogniem do wyrzutni torpedowych. Właściwie nie potrzebujemy ich, bo mamy koordynować akcję bombowców sił powietrznych i one załatwią sprawę, ale moduły bezpiecznej łączności UHF też są nieczynne.
Pacino badał przez lornetkę horyzont. Wpływali na Thimble Shoal Channel, długi farwater z rzędami boi po obu stronach.
– Czy ktoś pracuje przy wyrzutniach torpedowych?
– Nie, panie kapitanie – odrzekł Vermeers. Po raz pierwszy nazwał Pacina kapitanem.
– Zapomnijmy o wyświetlaczach kierowania ogniem, do diabła z UHF i lotnictwem. Musimy mieć możliwość wystrzelenia torped ze wszystkich czterech wyrzutni.
– Jak to zrobimy bez systemu kierowania ogniem?
Pacino nie odpowiedział, dopóki nie skręcili z farwateru na Atlantyk.
– Użyjemy Tigersharków – odezwał się w końcu. – Mają procesory węglowe. Nie potrzebują dokładnego namiaru ogniowego z okrętu. Wystarczy im ogólny rozkaz, co mają robić.
– Racja – zgodził się zbyt entuzjastycznie Vermeers. – To przecież logiczne.
Pacino obrzucił go gniewnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Zaczynał tracić nadzieję, że jego oficer wykonawczy kiedykolwiek coś naprawdę zrozumie. Vermeers w końcu wyczuł ponury nastrój Pacina i trochę spochmurniał.
– Sir, czy to nie będzie wbrew naszym rozkazom? Mamy współpracować z lotnictwem…
– Posłuchaj, XO, dam ci pewną radę. Powiem ci to tylko raz. Kiedy dowodzisz, robisz to, co uważasz za słuszne. Nie to, co mówi instrukcja obsługi reaktora. Nie to, co mówią standardowe procedury operacyjne dla okrętów podwodnych. Nie to, co mówi instrukcja podchodzenia do celu i ataku. Nie to, co mówią regulaminy Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. I nie to, co jest w czerwonej książeczce Mao czy w Biblii. Postępujesz tak, jak dyktują ci rozum i serce. Robisz to, od czego tu jesteś. Dowodzisz okrętem i załogą, żeby wypełnić misję. Nawet jeśli oznacza to złamanie rozkazów. Nawet jeśli oznacza to zatonięcie twojego cholernego okrętu. Robisz to, co trzeba, nawet jeśli masz zginąć lub – co jeszcze gorsze – poświęcić swoją reputację i honor. Zapamiętaj, że na morzu ty decydujesz. Nie ma komisji odwoławczej, admirałów, sekretarza marynarki wojennej ani prezydenta. Jesteś tylko ty, kapitan. Dzisiaj jestem nim ja. Nie będę gadał z bandą pilotów bombowców, którzy nie potrafią rozpoznać okrętu podwodnego, a co dopiero znaleźć go w miliardach metrów sześciennych wody morskiej, gdzie się ukrywa. Dziś zrobimy to, co ja powiem. A ja mówię, że przygotujemy wszystkie wyrzutnie do wystrzelenia Tigersharków i one załatwią sprawę. Kiedy opadnie kurz, pożeglujemy do domu i weźmiemy lekarstwo. Na złamanie rozkazów. Vermeers wpatrywał się w Pacina.
– Łatwo panu mówić, sir, jest pan byłym czterogwiazdkowym admirałem i po tej misji wróci pan do swojego uregulowanego życia. Ja mam trzydzieści osiem lat, noszę trzy paski, wszyscy patrzą na mnie z góry i tylko czekają, kiedy popełnię błąd. To wielka różnica.
Vermeers urwał i zobaczył, że Pacino kręci głową.
– Działał pan tak jako kapitan, kiedy pierwszy raz dowodził pan okrętem? – zapytał.
Pacino z powagą skinął głową.
– Jeff, tak zrobiłem karierę. Sztuczka polega na tym, żeby się dowiedzieć, czego chcą twoi przełożeni, jakie są ich intencje, a potem zrobić to, czego od ciebie oczekują. Nie to, co ci kazali, bo to nie jest to samo. Tu tkwi jedna z tajemnic dowodzenia na morzu. Jeśli będziesz patrzył uważnie w czasie tego rejsu, może poznasz inne.
Vermeers skinął głową i popatrzył groźnie na horyzont, jakby naśladował Pacina, ale po chwili znów stał się sobą.
– Ale, sir… Wiem, że jest pan dyrektorem tego programu i tak dalej, ale… Tigersharki nie działają. Naprowadzają się na macierzysty okręt i zatapiają go.
– Pomajstruję przy nich i będą działały.
Vickerson odwróciła się w stronę Pacina.
– Panie kapitanie, okręt wypłynął ze strefy rozdziału ruchu. Przewidywany czas podróży do punktu zanurzenia sześć godzin.
– Przyjąłem – odpowiedział Pacino. Zszedł z lotnego mostka i otworzył kratę w pokładzie prowadzącą do tunelu wejściowego na kiosk.
– XO, chcę widzieć ciebie, nawigatora i głównego mechanika w mojej kajucie.
Opuścił się do wnętrza kadłuba. Zapachy okrętu i morza odurzały go, przywoływały wspomnienia wszystkiego, co stracił. Pacino stłumił te wszystkie myśli i emocje z nimi związane. Gdzieś w głębinach Atlantyku jego jedyny syn mógł w tej chwili wydawać ostatnie tchnienie.