7

Nocne podchodzenie do lądowania nad wybrzeżem Tajlandii mogło dostarczyć zapierających dech wrażeń. Światła miast i wsi w dole wyglądały jak gwiazdy. Ponaddźwiękowy falcon usiadł miękko na asfaltowej płycie międzynarodowego portu lotniczego w Bangkoku i podkolował w pobliże budynku terminalu. Pasażerowie pozostali w samolocie; po chwili na pokładzie zjawiła się agentka celna – piękna, młoda Tajka. Zadała uprzejmym tonem kilka pytań i powitała ich w kraju, po czym obaj pasażerowie – mężczyźni w eleganckich garniturach, jeden tęgi, drugi wysoki i szczupły – wyszli z odrzutowca. Otoczyło ich duszne, letnie powietrze. Ich asystent, wielki Taj o imieniu Amorn, ubrany w szyty na miarę garnitur, wziął bagaż, zaprowadził mężczyzn do rolls-royce’a i zawiózł do miasta. Szerokie ulice były puste, ale za kilka godzin miały się potworzyć korki. Rolls przystanął przed wejściem do hotelu Oriental. Amorn otworzył drzwi. Poszli przez hol przeładowany ozdobami do prywatnej windy, która zawiozła ich do luksusowego apartamentu położonego na szczycie budynku. Obaj mężczyźni rozeszli się w milczeniu do swoich sypialni.

Gość, który zajął pokój zachodni, wziął ciepły prysznic, żeby odświeżyć się po spacerze z falcona. Woda spływała po jego gęstych, ciemnych włosach przyprószonych siwizną, krótko przyciętej, ciemnej, gęstej brodzie i szczupłym, muskularnym ciele. Miał sześćdziesiąt trzy lata i jeszcze nigdy nie był w tak dobrej formie. Częściowo zawdzięczał to trzynastoletniemu pobytowi w syberyjskim więzieniu, gdzie pozwolono mu na intensywne i systematyczne ćwiczenia fizyczne. Zakręcił wodę, zerknął w lustro i zdumiał się na widok młodej twarzy, którą tam zobaczył. Operacja plastyczna miała zmienić jego tożsamość, ale również odjęła mu lat. Zapadłe policzki wypełniły się, ospowata cera wygładziła, obwisły podbródek powrócił do kształtu sprzed trzydziestu lat. Pożółkłe, krzywe zęby były teraz białe i równe, zwiotczała skóra na szyi w miarę jędrna, linia szczęki prosta. Posiwiały admirał, osadzony w więzieniu za zbrodnie wojenne, przeistoczył się w bogatego arystokratę. Aleksiej Nowskoj umarł. Mężczyzna w lustrze nazywał się Victor Krivak. Uśmiechnął się. Lubił dźwięk swego nowego nazwiska. Pasowało do nowej twarzy.

Włożył garnitur tropikalny przygotowany przez Amorna i przeszedł do salonu, gdzie czekał już na niego towarzysz podróży. Drugi mężczyzna był o kilka centymetrów niższy i pięć lat młodszy od niego, lecz wyglądał starzej. Kiedyś nosił imię Rafael, ale teraz znano go jako Sergia. Był niezwykle zdolnym prezesem firmy konsultingowej. Wydobył Nowskoja – a raczej Krivaka – z syberyjskiego więzienia i wciągnął do interesu. Miał wydatny tors, masywną szyję, potężne ręce i nogi. Większość jego dużej twarzy o grubych rysach zasłaniała siwa broda. Bystre oczy rozglądały się czujnie po pokoju. Podczas operacji plastycznej poprawiono mu nos, zmniejszono uszy i odessano większość tłuszczu, ale laser nie mógł zmienić masywnej struktury kostnej.

– Jeszcze mi nie powiedziałeś, jak zdobyłeś kody amerykańskiej marynarki wojennej – powiedział Sergio, gdy usiedli na tarasie.

– To było łatwiejsze, niż się spodziewałem – odrzekł cicho Krivak. – Znalazłem architekta sieci z DynaCorp, który miał pecha, że się ożenił i spłodził troje dzieci. Zadziwiające, czego potrafi dokonać człowiek, kiedy widzi pistolet kaliber 9 przy głowie swojego pierworodnego. Kazałem mu przynieść kody do domu. Dostarczył mi starą wersję. Kosztowało go to życie psa. Druga wersja miała wirusy. Kosztowało go to życie żony. Za trzecim razem wersja była aktualna, ale układ logiczny w systemie – ten, który zaalarmowałby nas o zmianach lub modyfikacjach zabezpieczeń – został nieprawidłowo zainstalowany.

Sergio machnął ręką.

– Wystarczy. Domyślam się, że po kilku próbach wszystko poszło dobrze.

– Obawiałem się, że zabraknie nam dzieci, ale udało się. Następnego dnia do domu weszła policja i znalazła ofiary mordercy samobójcy. Czasem tym typom od komputerów odbija i rozwalają swoje rodziny, a potem siebie – zadrwił Krivak.

Po kolacji sprowadzono prostytutki. Dziewczyna dla Krivaka miała najwyżej czternaście lat, może mniej. Przygotowała kąpiel w łazience, zabrała go tam i wciągnęła do wanny. Siedział tyłem do dziewczyny, a ona masowała mu mięśnie pleców. Zamknął oczy i ogarnęła go senność, wiedział, że ten relaks potrwa ponad godzinę. W chwilach między jawą i snem zawsze widział różne rzeczy. Zazwyczaj obrazy pojawiały się szybko, ale tej nocy napływały powoli, niektóre zamazane i zamglone, inne bardzo wyraźne. Były to obrazy z czasów, kiedy jeszcze nazywał się Nowskoj. Zobaczył swoje dzieciństwo w Moskwie i pokryty baretkami mundur ojca, marszałka Armii Czerwonej, wiszący w sypialni. Powrócił do dnia, w którym ukończył Wyższą Szkołę Morską Nawigacji Podwodnej imienia marszałka Greczki. Do zimnego dnia, kiedy zameldował się na pokładzie swojego pierwszego okrętu podwodnego klasy Victor. Do dnia, gdy wpłynął okrętem podwodnym klasy Akuła – pierwszym, jakim dowodził – pod polarną powłokę lodową. Zobaczył admiralskie epolety na swoim mundurze, kiedy został dowódcą Floty Północnej Republiki Rosyjskiej. Potem straszne dni, gdy rozbrajano rodinę, wyładowywano broń nuklearną z jego okrętów i przewożono ją do magazynów Narodów Zjednoczonych.

Zobaczył też masywny kadłub atomowego okrętu podwodnego Kaliningrad, który sam zaprojektował – największej i najgroźniejszej bojowej jednostki podwodnej na świecie. Potem mroźną noc, kiedy patrzył, jak flota podwodna wypływa na akcję, którą zaplanował, żeby naprawić błąd, jakim było rozbrojenie Rosji. Poczuł zapachy Kaliningradu, jak wtedy gdy wszedł do wnętrza kadłuba, by wyruszyć w rejs pod polarną powłokę lodową, gdzie okręt miał być platformą dowodzenia misją zemsty. Osiemdziesiąt pocisków manewrujących SS-N-X-27 zdetonowałoby głowice nuklearne o sile wybuchu dwóch megaton nad osiemdziesięcioma celami na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Ameryce wyrwano by zęby i oba kraje mogłyby koegzystować w pokoju. Rosja wyciągnęłaby rękę do Amerykanów i pomogłaby im w odbudowie. W wyniku tej krótkiej, „chirurgicznej” wojny oba narody mogłyby nawet zostać przyjaciółmi i sojusznikami. Historia ukształtowałaby się inaczej i świat byłby lepszy.

Ale Amerykanie okazali się bardziej przebiegli i niebezpieczni, niż podejrzewał. Kiedy nadawał do swoich okrętów zakodowany rozkaz wejścia do akcji, jego ukochany Kaliningrad został zaatakowany przez amerykański okręt podwodny, który wysłano potajemnie pod powłokę lodową, żeby go zatopił. Amerykański kapitan znał się na rzeczy, jego torpedy trafiły w cel, eksplodowały i sterownię Kaliningradu zalała czarna, lodowata woda Arktyki. Nowskoja pocieszało tylko to, że wymiana ognia musiała być fatalna w skutkach również dla Amerykanów. Miał zdrętwiałe ciało, doznał szoku, gdy lampy zgasły, stracił przytomność.

Zapewne ewakuowano go ze sterowni w kapsule ratunkowej, bo kiedy otworzył oczy, był w zimnym schronie arktycznym w otoczeniu amerykańskich rozbitków. Dowodził nimi wychudzony, czarnowłosy fanatyk, który złapał go za kołnierz, poderwał do góry i chciał uderzyć, ale zmienił zamiar i zostawił go w spokoju. Miał naszywkę z nazwiskiem Pacino. Nowskoj zapamiętał tylko jego twarz, nazwisko, nienawiść, jaką czuł do tego Amerykanina. Ale było za późno na zemstę. Generator dieslowski przestał działać, zrobiło się zimno i po raz drugi świat odpłynął w ciemność.

Nowskoj obudził się w szpitalu. Ledwo doszedł do siebie, został przesłuchany i uznany za zbrodniarza wojennego. Założono mu kajdanki na ręce i nogi i wyprowadzono do transportowca, którym odleciał do Rosji. Miał czterdzieści dziewięć lat i był osłabiony po katastrofie pod powłoką lodową, nie wytrzymałby długo w izbie tortur syberyjskiego więzienia. Ale nie torturowano go w ogóle. Bez procesu sądowego trafił do dużej, ciepłej, pojedynczej celi z widokiem na syberyjskie sosnowe lasy. Miał książki. Pozwolono mu ćwiczyć. Po trzynastu latach drzwi jego celi otwarły się i wszedł obcy, wielki mężczyzna, który przedstawił mu się tylko imieniem Rafael. Zapłacił okup i zabrał go.

Nowskoj najpierw przeszedł metamorfozę z rosyjskiego admirała w zbrodniarza wojennego za kratkami, a potem z więźnia w konsultanta wojskowego. Rafael wprowadził go do firmy da Vinci Consulting, która postawiła sobie ambitne zadanie zatopienia tankowców wypływających z terminali naftowych w Arabii Saudyjskiej. Operacja przyniosłaby ogromne korzyści dyktatorowi Hinduskiej Republiki Indii, Nipunowi, ale ten zażądał czegoś w rodzaju próby generalnej, pokazu dowodzącego, że jego kontrahenci będą rzeczywiście umieli podołać takiemu zadaniu. Nowskoj wpadł na pomysł, żeby w tym celu zaatakować statek pasażerski wyczarterowany przez amerykańską marynarkę wojenną, który miał wypłynąć z Norfolk w eskorcie ciężkich okrętów wojennych. Gdyby udało się zatopić statek pod taką ochroną, dawałoby to gwarancję, że poradzą sobie również z nieuzbrojonymi tankowcami w Zatoce Omańskiej. Nipun się zgodził, ale jak na ironię metody zaplanowane do użycia na Bliskim Wschodzie nie sprawdziłyby się przeciwko Amerykanom. Nowskoj i Rafael musieli jakoś posłać na dno statek eskortowany przez niezwyciężoną flotę Stanów Zjednoczonych i wpadli w czarną rozpacz, kiedy zdali sobie sprawę, że zadanie jest niewykonalne. Nowskoj wykorzystał swoją przeszłość w marynarce wojennej i wezwał z Siewierodwińska ukraiński supernowoczesny atomowy okręt podwodny. Akcja się powiodła i Indie zapłaciły. Nowskoj przeprowadził operację zatopienia saudyjskich tankowców, zarobił dla da Vinci miliardy dolarów i Rafael awansował go na pełnoprawnego wspólnika. Nowskoj znów przeistoczył się w kogoś innego – świetny konsultant wojskowy stał się niewyobrażalnie bogatym biznesmenem, który mógłby sobie kupić karaibską wyspę i wycofać się z interesu.

Dopiero później dowiedział się, że jednym z uratowanych pasażerów zatopionego statku amerykańskiego jest ten sam człowiek, który groził mu pobiciem w arktycznym schronie, kapitan okrętu podwodnego, który posłał na dno Kaliningrad, facet awansowany na admirała dowodzącego Marynarką Wojenną Stanów Zjednoczonych, skurwiel nazwiskiem Pacino. Nowskojowi na moment pociemniało w oczach, gdy przeczytał, że ten facet będzie żył. Zaczął snuć marzenia, że zakradnie się do szpitala i udusi drania. Amerykanin wyglądał teraz dużo starzej, były admirał miał zapadłą twarz pacjenta oddziału psychiatrycznego. Nowskoj wciąż bawił się myślą, że go wytropi i zabije, ale od czasu operacji saudyjskiej był stale zajęty interesami.

On i jego wspólnik otrzymali od Indii miliardy dolarów, ale Rafael obawiał się zemsty Amerykanów za zatopienie statku pasażerskiego. Przelał pieniądze na konta numerowe, potem pozbył się dyrektorów da Vinci Maritime – wszyscy zginęli w zaaranżowanych wypadkach. Po zlikwidowaniu całego zarządu firmy Rafael postanowił upozorować śmierć swoją i Nowskoja. Zapłacił astronomiczną sumę dwóm mężczyznom, którzy zgodzili się poddać operacji plastycznej i upodobnić do obu wspólników. Kiedy roztrzaskał się pierwszy falcon, on i Nowskoj zmienili nazwiska. Aleksiej Nowskoj odszedł na zawsze i jego miejsce zajął Victor Krivak. Rafael stał się po prostu Sergiem.

Sergio czy Rafael pozostawał dla Krivaka tajemnicą. Z pochodzenia był Amerykaninem, ale całe życie mieszkał w Europie i rozbudowywał swoją korporację, dopóki nie stała się światowym koncernem morskim i organizacją konsultingową specjalizującą się w zbieraniu informacji środkami elektronicznymi. Krivak zdawał sobie sprawę, że jest wiele rzeczy, których powinien się dowiedzieć o swoim znakomitym wspólniku, ale był cierpliwym człowiekiem.

Obaj zeszli głęboko do podziemia i wymykali się Interpolowi i FBI. Teraz, kiedy po ich rzekomej śmierci poszukiwania ustały, Sergio poczuł się na tyle pewnie, że założył nową organizację konsultingową. Firmę nazwali United Electrics, żeby nazwa retro nie wzbudzała zainteresowania. Zatrudnili spory sztab zdolnych elektroników, którzy zostali uzbrojeni w kody dostępu i spenetrowali dogłębnie systemy dowodzenia. Wkrótce amerykańska marynarka wojenna została ubezwłasnowolniona. Krivak mógł kierować jej okrętami jak zabawkami.

Żałował, że czegoś takiego nie skonstruowano piętnaście lat wcześniej, ale z drugiej Strony Amerykanie dopiero niedawno zaczęli opierać się w tak wielkim stopniu na cyfrowym systemie dowodzenia. Krivak próbował sobie wmówić, że dokonawszy operacji penetracyjnej, zemścił się za zatopienie Kaliningradu, ale wiedział, że to mu nie wystarczy. Chciał zobaczyć twarz Pacina w momencie, kiedy będzie wyciskał życie z tego skurwiela, który zniweczył jego marzenia.

Dziewczyna skończyła masaż w wannie i wytarła go. Położyli się na atłasowej pościeli i nakryła Krivaka swoim jedwabistym ciałem. Zamknął oczy, czuł ją na sobie i rozkoszował się nią, a kiedy skończył, zepchnął ją z łóżka i odprawił. Zostawszy sam, wrócił do świata między jawą i snem. Stał na betonowym nabrzeżu, wiał wiatr, śnieg padał na jego wysokie buty, admiralskie epolety i postawiony futrzany kołnierz. Patrzył na zapierające dech piękno okrętu podwodnego Kaliningrad. Śnił, dopóki nie poczuł na powiekach porannego azjatyckiego słońca.

Wstał szybko, pobudzony myślą, że niedługo znów będzie mógł działać. Rok życia w ukryciu wreszcie się skończył. Ubrał się i wszedł do salonu, gdzie zastał swojego wspólnika. Sergio stał przy oknie i uśmiechał się do niego, po raz pierwszy od tygodni wydawał się tak odprężony. Usiedli do stołu i zjedli razem śniadanie, przeczytali wiadomości z Hongkongu i wypili kawę. Potem przeszli do wyłożonej wiśniową boazerią sali konferencyjnej, na środku której stał masywny, indonezyjski stół. Krivak zagłębił się w fotelu z miękkiej skóry i spojrzał na wspólnika.

– Kiedy ma się tu zjawić? – zapytał.

Pozbył się już rosyjskiego akcentu. Dzięki branym systematycznie od dłuższego czasu lekcjom języka angielskiego mówił teraz niemal jak rodowity Brytyjczyk.

– Jego samolot ląduje za dziesięć minut. Powinniśmy się przygotować do tego spotkania, zanim go tu przywiozą.

Krivak skinął głową. Wiedział, że chiński admirał był najtrudniejszym klientem, jakiego dotąd mieli.


Admirał Czu Hua-Feng wyszedł z odrzutowca i zmrużył oczy od słońca. Zerknął na swoich podwładnych, młodych kretynów, którzy uważali, że Armia Ludowo-Wyzwoleńcza jest niezwyciężona. Żył dostatecznie długo, by móc poznać gorycz klęski i smak zwycięstwa. I choć jego przełożeni nie różnili się w poglądach na pewne sprawy od jego podwładnych, musiał znaleźć sposób, żeby ich chronić. Czu był admirałem dowodzącym raczkującymi siłami podwodnymi czerwonych Chin. Spędził jakiś czas w zanurzeniu, wściekle wystrzeliwując torpedy w amerykańskie cele, i dobrze wiedział, że zajadli Amerykanie będą walczyli, dopóki ich ostatni okręt nie pójdzie na dno. Myśląc o nadchodzącej wojnie z Indiami, najbardziej obawiał się amerykańskiej marynarki wojennej. Znakomici konsultanci z United Electrics pomogli mu cennymi, choć drogimi informacjami o uśpionej flocie amerykańskiej, ale teraz potrzebował od nich więcej.

Jazda samochodem do hotelu Oriental trwała długo, samochód powoli przedzierał się przez miasto. W godzinach porannego szczytu na ulicach Bangkoku tworzyły się korki, na skrzyżowaniach ruchem kierowali policjanci z drogówki w maskach chirurgicznych. Czu dotarł do celu bardzo zmęczony. Kiedy wkroczył do sali konferencyjnej w luksusowym apartamencie United Electrics, uczucie znużenia znikło natychmiast. Tęższy mężczyzna, Sergio, rozumiał jego obawy, a szczuplejszy, Victor Krivak, miał, jak się okazało, niezwykłe sprawny, przenikliwy umysł, który pozwalał mu rozwiązywać wszystkie problemy techniczne. Po godzinie, kiedy zakończyli już wymianę uprzejmości i zjedli wykwintny posiłek, Czu popatrzył twardo na konsultantów.

– Wasze dotychczasowe osiągnięcia sągodne podziwu, panowie, ale powinniście zrobić coś więcej. Sieć dowodzenia amerykańskiej marynarki wojennej jest w waszych rękach, lecz musicie przejąć kontrolę nad ich podwodnym automatem Snarc. Będzie mi potrzebny na Oceanie Indyjskim. I chcę, żeby reagował na moje rozkazy w czasie rzeczywistym.

Krivak i Sergio wymienili zakłopotane spojrzenia. Pierwszy odezwał się Krivak.

Snarc? Jaki Snarc?


Sergio stanął przy oknie, przez chwilę patrzył na zadrzewiony dziedziniec daleko w dole, po czym pokręcił głową.

– Chyba nikt jeszcze mnie tak nie ochrzanił od czasów szkoły podstawowej – mruknął.

Krivak przytaknął ponuro.

– On miał rację, Sergio. Powinniśmy wiedzieć o tym okręcie Snarc.

– Wyjaśnij mi jeszcze raz, dlaczego penetracja systemu dowodzenia amerykańskiej marynarki wojennej nie zapewniła nam od razu kontroli nad tym Snarkiem.

Krivak zerknął na e-mail od swoich ludzi, którzy dostali zadanie wejścia do systemu bojowego Pentagonu i potajemnego wyciągnięcia tylu informacji o Snarcu ile się da.

– Ten okręt – odparł – to niezależny węzeł z pokładowym procesorem węglowym, komputerem molekularnym, który jest w zasadzie syntetycznym mózgiem ludzkim. Snarc został zaprogramowany – lub raczej wykształcony – i wysłany w morze. Reaguje na rozkazy jak żywy kapitan.

– Więc nie możemy mu po prostu rozkazać, żeby zrobił to, czego chce Czu?

– Wygląda na to, że nie. To tak, jakbyś spróbował użyć naszego systemu do wydania żywemu dowódcy lotniskowca rozkazu, żeby wysłał samoloty i zbombardował miasto. Facet stałby się podejrzliwy i sprawdziłby to. Taką samą inteligencję mamy tutaj. Amerykanie najwyraźniej obawiali się powierzyć komputerowi krzemowemu reaktor jądrowy i broń plazmową i zaczekali, aż będą mieli w pełni sprawny procesor węglowy. Jestem zaskoczony, że skonstruowali go tak szybko, wydawało mi się, że odrzucono ten pomysł, bo uznano go za nierealny. Ale ważne jest to, że Snarc nie wykona rozkazu, który uzna za nieodpowiedni lub niezgodny z tym, czego go nauczono. A przekonywanie go na odległość wymagałoby transmisji tylu danych, że zostałoby wykryte. Nie, Sergio, musimy przejąć nad nim kontrolę fizycznie, dostać się do jego wnętrza i zrobić tak, żeby przyjmował od nas rozkazy. Ale potrzebny nam będzie do tego jego konstruktor.

– Naprawdę myślisz, że uda ci się przejąć ten okręt?

– Sergio, będę musiał zorganizować zespół. Bardzo drogi. Nie przesadziłeś, kiedy zażądałeś od Czu miliarda euro z góry. Cała ta forsa pójdzie na tych inżynierów. Skorzystam z twojej metody i wykupię z więzienia jakiegoś geniusza komputerowego. Wydam te wszystkie pieniądze na kaucję. Słyszałem też o pewnym Chińczyku, którego wywalili z DynaCorp. Nazywa się Wang, Amerykanin w drugim pokoleniu. Przypuszczalnie pracował nad tajnymi projektami okrętów podwodnych. To może być nasz człowiek.

– Kiedy wyjeżdżasz?

– Jutro rano. Powinniśmy się zabawić dziś wieczorem. O świcie wezmę falcona.

Sergio uśmiechnął się.

– Po kolacji zadzwonię do agencji, żeby przysłali nam dziewczyny.

Загрузка...