Gilburne uniósł laskę i wskazał odległy punkt nad konarami drzew. — To jest Norford Manor. Dzieli nas od niego dokładnie jedna mila. W tej chwili dom wydaje się odległy, ale bywają dnie, kiedy mam wrażenie, że przysunął się w ciągu nocy. Wszystko zależy od pory dnia, roku i przejrzystości powietrza. Tam na prawo jest Diabla Skała. Nie będziemy ani jej, ani domu widzieli, idąc w tamtą stronę, bo droga poprowadzi przez las, i dopiero kiedy znajdziemy się u wylotu parku, dostrzeżemy go znowu. Widok będzie trochę zaskakujący, bo założenie parkowe jest imponujące. W stronę domu prowadzi ku górze tarasami aleja ogromnych grabów, mająca pośrodku klomby i pola kwiatowe. Widocznie sir John chciał nadrobić w ten sposób małe wymiary rezydencji, wspartej trzema bokami o przepaść.
Ruszyli w milczeniu, obchodząc klomb różany. Joe spojrzał jeszcze raz w stronę domu na wzgórzu. Widział jego pierwsze piętro i ostry, spadzisty dach, pokryty zieloną, miedzianą blachą. Policzył okna, maleńkie i białe, odbijające w tej chwili pasmo obłoków, które nadeszły z południa. Tak, dom nie był duży.
Obeszli klomb i znaleźli się na ścieżce prowadzącej przez zieloną łąkę, porośniętą nie strzyżoną trawą i polnymi kwiatami. Łąka ciągnęła się aż do muru posiadłości, znad którego wyrastały drzewa lasu. Na krańcu ścieżki Joe dostrzegł prostokąt furtki w murze. — Moja matka lubiła tę łąkę… — powiedział Gilburne i, jak gdyby nie zdając sobie sprawy z obecności gościa, zaczął nagle mówić do siebie — …chciała, żeby zawsze była w takim stanie, w jakim jest w tej chwili. Siała tylko na niej rozmaite polne kwiaty, które pozostały… Ja też lubię tę zieloną przestrzeń… daje domowi oddech. Zresztą nie umiałbym jej zmienić. Patrycja też ją lubiła… — I, jak gdyby zdając sobie sprawę, że gość może słuchać go z zażenowaniem, dodał bardziej rzeczowym tonem: — Wolę ogrody rosnące dziko niż najlepiej utrzymane parki. I tym się chyba różnię od większości naszych rodaków, chociaż na kontynencie nazwa ogród angielski oznacza park w stanie dzikim. Anglik nie zazna spokoju, dopóki nie przytnie kilku gałęzi i nie ogoli kawałka ziemi tym piekielnym przyrządem, który nazywamy maszynką do strzyżenia…
Joe odpowiedział kilka konwencjonalnych słów. Słońce było już tak nisko, że blask jego nie docierał do ogrodu. Tylko Norford Manor i Diabla Skała świeciły jak dwie jasne plamy na ciemniejącym niebie. Milczeli obaj ogarnięci spokojem przedwieczornego powietrza i cichnącymi głosami ptaków.
— Bardzo tu ładnie — mruknął wreszcie Joe. — Nie dziwię się Diabłu, że chciał tu mieszkać.
Dochodzili do furtki, ale kiedy znajdowali się o kilka jardów od niej, otworzyła się ona i Joe zobaczył wysoką, ładną, ciemnowłosą dziewczynę w prostej, czarnej sukience. W ręce niosła otwarty wiklinowy koszyk. Na widok Gilburne’a zwolniła i dygnęła. Alex zauważył, że pozdrawiając sir Alexandra zdążyła i jego obrzucić krótkim, ciekawym spojrzeniem i zaraz spuściła oczy.
— Dobry wieczór panu… — powiedziała cicho, — Mamy właśnie pierwsze jabłka i pan Ecclestone przesyła je z najlepszymi życzeniami dla pana… A tu jest świeża sałata. Field pyta, czy pan czegoś nie potrzebuje z ogrodu? — Oczy jej na chwilę zetknęły się z oczyma Alexa. Zarumieniła się i szybko odwróciła spojrzenie. Nadal kręciła w ręce koszyk, ruchem podobnym do tego, jakim młody aktor, nie wiedząc, co robić z rękami, dotyka guzików marynarki. Joe przyglądał się jej z zainteresowaniem. Miała ciężkie, zrośnięte nad nosem brwi i bardziej przypominałaby Włoszkę niż Angielkę, gdyby nie niebieskie oczy, które ślicznie kontrastowały z włosami i śniadą cerą. Sukienka wskazywała na to, że jest chyba pokojówką w Norford Manor. — Dziękuję, Cynthio. Jeżeli spotkam pana Irvinga na spacerze, sam mu podziękuję, jeżeli nie, zrób to za mnie. W sprawach ogrodu zapytaj swojej mamy. Ona decyduje o tym, co będzie na stole…
Uśmiechnął się do dziewczyny i ruszył w stronę furtki, a Joe poszedł za nim. Dziewczyna oddaliła się w kierunku Valłey House.
Kiedy przeszli furtkę i znaleźli się w szpalerze biegnących przez las, równo posadzonych starych kasztanów, Gilburne powiedział:
— To była Cynthia Rowland, córka mojego starego Austina i Katarzyny. Jest pokojówką u Ecclestone’ów.
— Czy to ona dwukrotnie pierwsza zauważyła, że obraz został przekręcony?
— Tak. Ale ona pierwsza wstaje i zwykle zachodzi do biblioteki, bo tam pozostają po wieczornych rozmowach filiżanki, szklanki i popielniczki.
— Ładna dziewczyna. Niewielu musi tu chyba przyjeżdżać obcych, jeżeli pokojówki potrafią się tak czerwienić na widok nieznajomego mężczyzny.
— Ma pan słuszność. Całe życie obraca się właściwie w rejonie naszych dwu domów. Tylko w niedzielę służba idzie do kościoła w Blue Medows. To prawdziwe odludzie. Ale jeżeli chodzi o Cynthię, to wydaje mi się, że powinna już chyba wyjść za mąż… Takie młode, zdrowe dziewczyny o czarnych włosach i błyszczących oczach stają się trochę nieodpowiedzialne, jeżeli muszą za długo żyć w panieństwie. Zresztą Cynthia to dziwna dziewczyna.
— Dziwna?
— Tak. Pochodzi, jak już panu mówiłem, z Norford i rodzina jej dłużej pewnie zamieszkuje te strony niż ród Ecclescone’ów albo mój. W roku tysiąc pięćsetnym ochrzczony został w naszej parafii Austin Rowland, a mój stary Austin jest jego potomkiem w prostej linii. Ale pytał mnie pan, dlaczego Cynthia jest dziwna? Może dlatego, że jako kilkunastoletnia dziewczyna spędziła noc w Diablej Grocie, bo chciała zobaczyć Diabła. Szukaliśmy jej wtedy wszyscy do rana, bo obawiano się, że spadła do wąwozu. Jest tu kilka takich miejsc, gdzie trzeba bardzo uważać, bo można zlecieć z wysokości kilkunastu pięter. Rano wróciła i spokojnie oświadczyła, że go nie spotkała. Oczywiście Austin przetrzepał jej dobrze skórę, ale zdaje się, że był dumny z jej odwagi. Potem, kiedy zaczęła pracować w Norford Manor, Irving Ecelestone powiedział jej kiedyś żartem, że kobiety o zrośniętych brwiach bywały najczęściej czarownicami. Nie wiem, czy uwierzyła w to, ale opowiadał mi, że spotkał ją kiedyś w swojej bibliotece, zagłębioną w studiowaniu jakiegoś starego manuskryptu. Szczotka i odkurzacz stały obok bezczynnie. Irving ucieszył się, bo fakt zainteresowania Diabłem jest zdaje się równoznaczny dla niego z okazaniem wybitnej inteligencji. Zaczął jej opowiadać o historii Norford i czarownicach z tych stron. Mówił mi, że wypytywała go nawet o czarodziejskie sztuczki, o które je oskarżono. Bardzo go to bawiło. Wydaje mi się, że żyją oboje w wielkiej przyjaźni i rozmawia z nią chyba częściej niż z Joan, która, jak podejrzewam, w głębi duszy uważa swego ojca za nieszkodliwego wariata.
— Mój Boże… — westchnął Joe. — Cóż to za okolica! Wystarczy przejść obok ładnej dziewczyny, a okazuje się, że jest ona w szponach naszego paskudnego znajomego. Dlaczego nic opowiedział mi pan o tym wcześniej?
— W Londynie? Przecież nie przywiązuje pan chyba wagi do… do tego rodzaju nonsensów?
— Ja nie. Ale niewiele wiemy o tym, co myśli o nich Cynthia Rowland. Niosła jabłka i sałatę…
Umilkł. Szli w półmroku, pod nieprzejrzystym prawie dachem gałęzi kasztanowych nad głowami. Droga wiła się miękko, zakręcając lekko w lewo i w prawo, ciągle nieco pod górę.
— I cóż z tego, że niosła jabłka i sałatę? — Gilburne zatrzymał się i po raz pierwszy spojrzał na swojego gościa z podejrzliwym niedowierzaniem, ale zaraz ruszył dalej przed siebie, ciężko wbijając laskę w ziemię. — Och, niewiele… — Alex zerwał rosnący przy ścieżce dmuchawiec i dmuchnął. Białe, ledwo widoczne pyłki poszybowały w powietrzu… — Ale skoro już jesteśmy na terenie przesławnego hrabstwa Suffolk, o którym szanowny inkwizytor Matthew Hopkins powiedział, że „jest ono udręczone czarownicami”, muszę powołać się na Malleus Maleficiarum, wspólne dzieło czołowych poszukiwaczy czarownic w Europie. Stwierdzają oni, że:
1) Diabeł ma wyjątkową władzę nad jabłkami, a im wcześniej zerwane jabłko, tym gorzej dla jedzącego, jeżeli się przedtem nie przeżegna.
2) Kobiety o zrośniętych, czarnych brwiach mają wszelkie szansę, żeby okazać się succubami, to znaczy Diabłami w kobiecej postaci.
3) Kobiety o takich brwiach mają zdecydowaną skłonność do lycanthropii, to znaczy do wilkołactwa Dokładnie opisano w tej książce wypadek, kiedy jedna z nich, zmieniwszy się w wilka, pożarła trzodę swojej nieprzyjaciółki. Na szczęście zraniono ją przy tym. A czarownica, raniona w zwierzęcej postaci, zachowuje ranę powróciwszy do ludzkiego kształtu. Złapano ją więc i spalono. Nie wiem, czy spalono także wszystkich mieszkańców miasteczka Ossory w Irlandii, którzy regularnie co siedem lat zmieniali się w wilki? Ciekawe, że we Włoszech czarownice zawsze zmieniały się w kotki. Zapewne nie było tam już wówczas wilków…
4) W dodatku ta dziewczyna ma piękne, długie, czarne włosy, uplecione na tyle głowy w duży kok. To oznacza, że może nawet stać się królową succubi, Lilith, która miała tak samo piękne, czarne włosy i nie nakrywała ich chustką. Może także być kochanką Diabła, gdyż, jak wiadomo, czuje on szczególny pociąg do kobiet o pięknych, czarnych włosach. Dlatego święty Paweł kazał kobietom nakrywać głowy. We Włoszech do tej pory nie wolno kobiecie wejść do kościoła z odkrytą głową… Ach, jeszcze ta sałata! Święty Grzegorz Wielki wspomina w swoich Dialogach o nieszczęsnej zakonnicy, która zapomniała przeżegnać się rozpoczynając posiłek i natychmiast potknęła Diabła wraz z listkiem sałaty. Zresztą to wierzenie o połykaniu Diabłów musi być o wiele wcześniejsze, bo już Mesalianie, heretyccy sekciarze, uczynił plucie czynnością religijną, wierząc, że wypluwaj: Diabły, które połykają w czasie wdechu.
— I ludzie jako zbiorowisko w to naprawdę wierzyli? Nie myślę o hierarchii kościelnej, ale o ogóle ludności.
— Oczywiście. Ludzie nigdy nie potrzebują zbyt wiele dowodów, żeby uwierzyć w to, w co pragną uwierzyć. I nie tylko lud. Mniej więcej koło roku 1610 a więc dokładnie w epoce sir Johna Ecclestone’a węgierska hrabina Elżbieta Nadasdy, której rodzonym stryjem był zresztą król polski Stefan Batory, zamordowała sześćset pięćdziesiąt młodych dziewcząt, aby odzyskać młodość kąpiąc się w ich krwi. Nie poniosła za to nawet kary śmierci, chociaż wykonawcy jej rozkazów zostali spaleni… Dlatego nad moją skromną hipotezą, o której nie chcę jeszcze z panem mówić, wisi cień działalności nieznanego maniaka, który w tej diabelskiej okolicy mógł zostać ogarnięty cichym obłędem i działa poza wszelkimi prawami logiki współczesnej. Te koszmarne ślady zdają się nawet przemawiać na korzyść takiego poglądu, tak samo jak sprawa obrazu, zmieniającego położenie nocą i najwyraźniej nie tkniętego ręką ludzką podczas tego aktu. Ale raczej gotów jestem przypuszczać, że…
Urwał.
— Sprawy, o których pan mówił przed chwilą, działy się przed wiekami… — powiedział Gilburne z wahaniem. — Nie sądzę, żeby współczesny człowiek mógł dać się powodować przesądom tak dalece, żeby popełnić morderstwo.
— Chciałbym panu tylko przypomnieć, że przed pięcioma minutami mówił mi pan o młodej dziewczynie, która przecież chodziła do szkoły, wie, co to jest telefon, radio i telewizja, ogląda samoloty i samochody i korzysta z lodówki elektrycznej. Mówił mi pan, że spędziła noc w Grocie, chcąc spotkać Diabła, który pasjonuje jej umysł do tego stopnia, że zapomina o wszystkim, kiedy widzi książkę o Nim. — Mógłbym do tego dodać, że Cynthia opiekuje się wężami Irvinga Ecclestone… — dodał Gilburne z mimowolnym uśmiechem. — Karmi je i wypuszcza nawet pojedynczo do ogrodu, żeby mogły się „trochę przespacerować”. Nie odstępuje ich wtedy na krok, a potem zabiera z powrotem do terrarium. A te paskudztwa zdają się ją nawet lubić. Nie boją się jej zupełnie w każdym razie.
— Więc on hoduje węże? Tym razem Joe uśmiechnął się.
— Tak, dwa. Trzyma je w gabinecie. Twierdzi, że widok ich pomaga mu uzmysłowić sobie lęk średniowiecznego człowieka wobec tego stworzenia, będącego symbolem Szatana. Są to zresztą zupełnie nieszkodliwe zwierzątka, mogące co najwyżej skrzywdzić żabę albo jaszczurkę i zupełnie niejadowite. A wracając do Cynthli, mam wrażenie, że jest to bardzo porządna, chociaż trochę ekscentryczna dziewczyna. Wszystko skończy się na pewno wkrótce, kiedy zgłosi się po nią jakiś nieśmiały osiłek w niedzielnym garniturze i stanie z nią na ślubnym kobiercu. A za dziesięć lat będzie otyłą, wesołą chłopką, otoczoną gromadką dzieci. Znam ją od jej najwcześniejszych dni i nie mogę sobie wyobrazić, żeby była zdolna do jakiegoś nikczemnego uczynku.
— Tak… — Joe spojrzał na niego w zapadającym zmroku. — A przecież przyjechał pan do mnie dziś rano, bojąc się, że Diabeł może znowu uderzyć. W niedzielę portret znowu się przekręcił i pojawiły się ślady racic w Grocie, w której ta panienka odważnie przespała kiedyś całą noc. Nie twierdzę, że jest ona maniakalnym mordercą, ale może nim być. I nie wiedziałem o tym jeszcze przed pół godzina,. I jeżeli poznam jeszcze kilka osób mających tak mało potencjalnego alibi, to sprawa skomplikuje się jeszcze bardziej. Bo przecież, sir Alexandrze, ja m u s z ę wyizolować szybko tego człowieka, którego się obawiamy. Jeżeli mi się to nie uda, jeszcze wiele złego może stać się w tym hrabstwie udręczonym czarownicami!