Darwin natychmiast wcisnął zaprogramowany pod innym klawiszem numer komórki Sydney. Kobieta nie odebrała. Zostawił telefon na autopowtarzaniu, podczołgał się nieco do przodu i obserwował teren wokół domku w okularach Leica DBII, których obraz stabilizował żyroskop.
Dostrzegł ją. Wysiadła z taurusa, przygotowana na atak trzymała wysoko pistolet maszynowy H amp;K. Torebka, którą nosiła na ramieniu, przesunęła jej się na plecy. Sydney zbliżała się do domku ostrożnie i ukradkiem, toteż Dar domyślił się, że wyłączyła głośnik w telefonie albo w ogóle go przy sobie nie miała. Zauważył, że nosiła kamizelkę kuloodporną nie zapięła jednak rzepów i poły kamizelki wisiały luźno. Gdyby ktoś strzelił do niej z boku, mógłby trafić ją prosto w serce.
Minor poczuł, że puls przyspiesza mu jeszcze bardziej. Ogarnęła go bezsilność. Stracił z oczu dwóch Rosjan z kałasznikowami – podejrzewał, że znajdują się gdzieś w lesie, niedaleko Syd – i nie umiał znaleźć żadnego sposobu ostrzeżenia kobiety.
„Trzeba się, cholera, skoncentrować” – nakazał sobie w myślach. Przez chwilę oddychał głęboko, starając się uspokoić oddech i tętno. Sydney dzieliło od drzwi domku już tylko piętnaście metrów. Widział ją czasem wśród drzew, potem mu znikała. Nigdzie nie dostrzegał rosyjskich strzelców.
Podniósł głowę i sprawdził przez lornetkę pozycję odległych od niego o dwieście siedemdziesiąt metrów na zachód Yaponchika i Zukera. Widział lufę wintowki pierwszego snajpera i czubek głowy drugiego. Zuker również patrzył przez lornetkę. Darwin pamiętał pole ostrzału z obu tych miejsc i wiedział, że jeśli Syd zrobi jeszcze kilka kroków, stanie się doskonale widocznym, idealnym wręcz celem. Zanim opadł z powrotem w swoją skalną szczelinę, zauważył, że Zuker mówi coś do radia. „Cholera” – zaklął Darwin w myślach. Rosjanie potrafili się między sobą komunikować, a on nie mógł się skontaktować z Sydney.
Kobieta wyszła na otwartą przestrzeń i skupiła uwagę na domu. Wyglądała na skonfundowaną, jak gdyby spodziewała się czegoś innego. Zrobiła jeden ostrożny krok, nadal z podniesionym i gotowym pistoletem maszynowym, który był wyposażony w powiększający celownik, następnie się obróciła, spojrzała na zalesiony stok po swojej lewej, potem na drzwi domu, w końcu na prawo od siebie.
„Są zamknięte” – powiedział sobie w myślach Dar, jakby próbował samą siłą woli przekazać jej tę wiadomość. „Nigdzie nie leży dodatkowy klucz. Są zamknięte, Syd!”.
Podniósł karabin snajperski M40 i spojrzał przez celownik broni, zastanawiając się nad wysyłaniem ostrzegawczego strzału w kierunku kobiety. Potem przyszedł mu do głowy lepszy pomysł. Wziął więc lornetkę.
Sydney podchodziła do drzwi domku. Gdyby Darwin zostawił drzwi otwarte, Rosjanie mogliby pozwolić kobiecie wejść, a potem weszliby za nią, mając nadzieję, że w ten sposób złapią oboje. Jeśli jednak Syd naciśnie klamkę i odkryje, że drzwi są zamknięte, Rosjanie natychmiast zrozumieją, że nie ma go w środku i… Dar nie miał cienia wątpliwości, że w takiej sytuacji zaczną strzelać.
Położył M40 obok siebie i zerknął na monitor, na którym kamera numer trzy rejestrowała trzeciego Rosjanina, zbliżającego się południowym zboczem, dobrze poniżej trzystu metrów od ganku. Darwin patrzył przez chwilę, po czym podniósł lornetkę.
Leicę wyposażono w laser i chociaż nie takie było przeznaczenie urządzenia, Minor wiedział, że jeśli wystarczająco szybko wciśnie czerwony guzik na lornetce, wyśle w stronę przyjaciółki czerwoną kropkę lasera. Zrobił, jak pomyślał, i po chwili kropeczka zatańczyła migotliwie niemal na stopach Syd.
Kobieta spojrzała zdumiona w dół i zamyśliła się przez chwilę. Dar miał nadzieję, że żaden z Rosjan nie zauważył mrugającego światełka wśród sosnowych igieł. Gdy Sydney zrozumiała, na co patrzy, Darwin wymierzył lornetkę w jej pierś i kilka razy wcisnął czerwony guzik. A ponieważ mechanizm laserowy służył do ustalania zasięgu, na wyświetlaczu cyfrowym z boku wizjera pojawiły się liczby: 241 metrów, 240 metrów, 239 metrów. Minor zignorował migające cyferki i nadal wduszał czerwony przycisk, celując w czarną kamizelkę kuloodporną tuż nad lewą piersią Sydney.
Kobieta w jednej chwili padła i przeturlała się szybko, jakby coś ją pchało. W tym samym momencie Darwin usłyszał stłumione odgłosy wystrzałów – z lasu i z pasma wzgórz. Pociski rozpruły ziemię w pobliżu miejsca, w którym jeszcze przed sekundą stała Syd. Minor obserwował przyjaciółkę przez lornetkę, śledząc jej ruch. Sydney ukryła się za leżącym pniem daglezji, lecz nie była tam bezpieczna, gdyż niewidoczni dla niej zabójcy natychmiast zaczęli ją ostrzeliwać z wyposażonych w tłumiki kałasznikowów i na wszystkie strony rozprysły się mniejsze drzazgi i większe kawałki spróchniałego drzewa.
Ze względu na brak odgłosów wystrzałów kanonada wyglądała straszliwie nierealnie. Sekundę później sytuacja się zmieniła, ponieważ Syd podniosła nad leżące drzewo pistolet i zaczęła strzelać na chybił trafił w las. Nie miała tłumika i robiła sporo hałasu. Tyle że rezultaty były żadne.
„Rusz się! Rusz się! Nie zostawaj w tamtym miejscu. Yaponchik potrafi przestrzelić zmurszały pień daglezji!” – krzyczał w myślach Dar.
Tym razem najwyraźniej przekazał kobiecie telepatyczne ostrzeżenie. Albo Sydney sama wiedziała, co robić. W każdym razie Minor zobaczył, jak przyjaciółka toczy się, usiłując uciec przed kulami Rosjan, którzy strzelali w trybie półautomatycznym, rozdzierając niczym papier gruby na ponad pół metra pień.
Darwin postanowił, że czas włączyć się do walki. Podczołgał się do stojącego na dwójnogu barretta, wycelował w zagajnik sosen, jodeł i brzóz rosnących tuż nad Syd i otworzył ogień. Hałas był porażający. Dar niemal zapomniał, że załadował „lekką pięćdziesiątkę” nabojami przeciwpancernymi, które z tysiąca dwustu metrów potrafiły przebić dziewiętnastomilimetrową płytę stalową. Efekt był dość dramatyczny. Jedną młodą sosnę przecięło całkowicie na wysokości mniej więcej trzech i pół metra ponad ziemią, toteż drzewo złamało się i spadło z hukiem. Trafiona pociskami olbrzymia, sześćdziesięciometrowa daglezja zaczęła się gwałtownie kołysać w przód i w tył; wyglądała jak drzewo smagane przez potężną wichurę, tyle że podczas kołysania na wszystkie strony rozpryskiwały się wokół grube wióry i krople żywicy. Darwin strzelał jeszcze przez chwilę, nieszczególnie celując. „Zabijam sporo drzew” – pomyślał. Łuski spadały na skalne podłoże obok niego, tocząc się z grzechotem po jego snajperskiej kryjówce, nie zwracał jednak na to uwagi. Zmienił magazynek, tym razem ładując zwyczajne czterdziestosześciogramowe naboje 12,7 x 99 milimetrów i nadal strzelał długimi seriami, starając się lepiej opanować broń.
Kiedy przerwał, zapanowała cisza. Jego kanonada bez wątpienia zaskoczyła Rosjan, w każdym razie nie strzelali. Syd najprawdopodobniej skończyła się amunicja. Przez kilka sekund Darwin słyszał jedynie dzwonienie w uszach.
„Spieprzyłem to” – uświadomił sobie, niestety zbyt późno. „Kompletnie to spieprzyłem”.
Obrócił barretta kaliber.50 i teraz miał na celowniku wejście do domku. Wsunął kolejny magazynek, znowu z pociskami przeciwpancernymi. Pierwsza kula wyrwała dwunastocentymetrową dziurę w drewnie drzwi frontowych, tuż nad klamką. Drugi strzał roztrzaskał na kawałki zamek. Trzecim strzałem Minor otworzył drzwi, wyrywając je w połowie z zawiasów.
„Biegnij, dziewczyno, biegnij!” – polecił w myślach Syd, po czym zrobił coś, co mogło mieć dla niego straszliwe skutki: uniósł się na kolana, przesunął ciężkiego baretta 82A1 ku Yaponchikowi i Zukerowi, opierając długą lufę broni na skale. Jeśli go już zobaczyli i namierzyli, wkrótce umrze, wiedział o tym.
Dostrzegł górną połowę głowy Zukera. Mężczyzna studiował przez lornetkę miejsce odległe od Dara mniej więcej o dwadzieścia metrów, a potem przesunął lornetkę w prawo, wciąż przeszukując wzgórza. Minor bez zastanowienia wystrzelił w kierunku Rosjanina ostatnie siedem nabojów. Trafił w skały wokół dwóch zabójców, wzniecając prysznic iskier i kawałków granitu, które wyskoczyły w powietrze na wysokość piętnastu metrów. Jeden strzał, oddany zbyt wysoko, uderzył w głaz tuż nad stanowiskiem ogniowym i spowodował małą lawinę kamyków i odprysków. Niestety, Dar miał pewność, że nie udało mu się nawet zranić żadnego z Rosjan.
Opadł ponownie na podłoże skalne. Nie mając Sydney nigdzie w zasięgu wzroku, zapatrzył się w monitor, przełączając widok z jednej kamery na drugą. Kobiecie udało się dotrzeć bez przeszkód do domku i teraz kucała tam w sypialni przy oknie. Najbliżsi domu zabójcy ostrzeliwali nieprzerwanymi salwami budynek, a zwłaszcza okna. Na łóżko opadały drobiny szkła, fragmenty drewnianej ramy i pierze rozdartych poduszek, toteż Syd wycofała się z powrotem do kąta. Drzwi nadal zwisały z futryny, częściowo otwarte. Dar natychmiast zauważył, że przyjaciółka nie ma już amunicji do swojego hecklera amp; kocha MP-10; dodatkowe magazynki zostawiła prawdopodobnie na zewnątrz wraz z torbą. „No i zapewne telefon” – pomyślał ponuro. Spojrzał na nią. Kucała, trzymając w obu rękach siga kaliber dziewięć milimetrów. Stale zerkała na otwarte drzwi, oczekując na wejście pierwszego Rosjanina.
Darwin wyjął telefon z pokrowca przy pasku i wystukał numer do domku. Na małym monitorze widział, jak Syd podskakuje i patrzy na telefon.
„Odbierz” – poprosił w myślach. „Błagam cię, odbierz”.
Zabójcy na moment przestali strzelać i wtedy Sydney rzuciła się do telefonu, ściągnęła go pod stół i ze słuchawką w ręce rzuciła się z powrotem do kąta. Minor odwrócił wzrok od małego monitora i wycelował „lekką pięćdziesiątkę” w drzwi, gotów strzelać do każdego Rosjanina, który spróbuje wejść do domku.
– Sydney!
– Gdzie jesteś, Darwinie?
– Na wzgórzu… Nie trafili cię?
– Nie.
– To dobrze. A teraz posłuchaj. Obok łóżka są drzwi zapadowe do piwnicy. Otwarcie znajduje się pod długim dywanem, przy jego końcu, na prawo od łóżka, jakieś cztery metry od ciebie. Klucze natomiast są pod tacką z lodem w zamrażalniku lodówki…
– Dar, ilu…
– Masz w lesie ponad sobą dwóch Rosjan z wyposażonymi w tłumiki AK-47 – odparł. – Yaponchik i Zuker mają karabiny snajperskie, ale znajdują się wyżej na wzgórzu. Jeden facet jest na południe od domku… – Minor przełączył widok na kamerę numer cztery, którą umieścił na południowym zboczu. Zabójca przekradał się wzdłuż ganku, wyraźnie zamierzając wpaść do domu. – Zbliża się i jest gotów do wejścia – zakończył Darwin. – Bierz klucze! Uciekaj!
Ostrzelał drzewa, obserwując równocześnie ruchy Syd. Kobieta przebiegła pokój, dopadła lodówki, wyrzuciła z zamrażalnika tacę z lodem, chwyciła małe skórzane etui i popędziła z powrotem do sypialni.
Yaponchik i Zuker zaczęli strzelać. Dar słyszał kaszlące odgłosy ich dziwnych tłumików, znacznie bardziej imponujący okazał się sam widok: pociski kaliber 7,62 milimetra bez trudu przedarły się przez drewno ściany północnej i dotarły do kąta, w którym przed chwilą kuliła się Sydney. Kule rozerwały na kawałki ulubioną lampkę Minora i wiele desek sekwojowej podłogi.
Darwin chciał ich ostrzelać, chociaż wiedział, że obaj snajperzy leżą płasko i pozostają dla niego niewidoczni, musiał jednak sprawdzić, czy Sydney schroniła się już w piwnicy. Spojrzał.
Kobieta męczyła się z kluczami, równocześnie przyciągając ku sobie po podłodze telefon.
– Nie mogę znaleźć tego pieprzonego… – krzyknęła.
– Ten wąski klucz – podpowiedział jej Dar. – Właśnie ten.
Zapadnia się otworzyła i w piwnicy automatycznie rozbłysło światło. Sydney rozejrzała się wokół siebie. Trzeci Rosjanin wszedł z ganku i otworzył ogień. Kobieta schowała się za podniesioną zapadnią, ale kule uderzyły w lakierowane drewno. Zapadnia opadła na Syd, która zsunęła się do piwnicy. Darwin już jej nie widział; pozostał po niej jedynie sig sauer, który upuściła najprawdopodobniej podczas uderzenia. Mógł się tylko modlić, żeby obite metalem sekwojowe drzwi zapadowe wytrzymały ostrzał.
Zamontowane w domku kamery zarejestrowały dwóch innych Rosjan, którzy weszli właśnie frontowymi drzwiami. Jeden klęknął, drugi stał, obaj wymachiwali karabinami. Trzeci Rosjanin uspokoił ich gestem, a następnie wycelował palec w podłogę.
Zabójca stojący najbliżej zapadni odpiął jakiś przedmiot od paska.
„Cholera” – pomyślał Darwin. „Mają granat”.
Zanim zdążył strzelić, pierwszy Rosjanin podniósł zapadnię, wrzucił do piwnicy granat, opuścił zapadnię, po czym się od niej odsunął. Pod wpływem wybuchu drzwi zapadowe znów się otworzyły. Minor widział, że światło w piwnicy zgasło, toteż wejście było teraz jedynie czarnym kwadratem w podłodze z wypolerowanego drewna. Potem zobaczył, jak trzej zabójcy zbierają się wokół zapadni i mierzą z broni w ciemność.
Używając monitora jako punktu odniesienia, Dar wycelował z barretta i wystrzelił dwa pociski przeciwpancerne. Pierwszy przeniknął ścianę na lewo od ramy okiennej i dosięgną! Rosjanina, który natychmiast upuścił granat. Zabójca otrzymał strzał w plecy, który roztrzaskał mu kręgosłup, wewnętrzne organy i klatkę piersiową. Następnie kula wyszła mężczyźnie przez żebra i opuściła domek, roztrzaskując przy tym szybę wychodzącego na południe okna. Drugi pocisk musnął głowę upadającego nieboszczyka. Głowa eksplodowała.
Darwin widział, że dwaj pozostali Rosjanie robią krok w tył, a potem rzucają się na ziemię. Jeden z nich przez przypadek upadł rękoma i twarzą w kawałki mózgu zastrzelonego towarzysza.
Minor przesunął celownik do rogu, w którym leżał jeden z zabójców – właśnie w tym samym miejscu jeszcze kilka minut temu kucała Syd – i wystrzelił w ścianę pozostałe w magazynku trzy pociski przeciwpancerne. Dwa z nich chybiły, przelatując nad głową Rosjaninowi, który skulił się w zwartą pozycję płodową trzeci jednakże uderzył go tuż nad kostką dosłownie rozsadzając mu stopę i odrywając ją aż do połowy podudzia. Biała kość przeleciała przez pokój i o mało nie trafiła ostatniego przykucniętego Rosjanina.
Dar akurat zmieniał magazynek na nowy, gdy uprzytomnił sobie nagle, że sam znalazł się pod intensywnym ostrzałem. Strzelali do niego i Yaponchik, i Zuker. Ciężkie naboje kaliber 7,62 milimetra uderzały w skały na wschód, zachód i na północ od Minora. Nieliczne, lepiej wymierzone, kule spadały ze świstem na skalne podłoże jego kryjówki, a niektóre zaledwie o centymetry od jego butów, po czym rykoszetowały. Inne odbijały się od pochylonych płyt powyżej Darwina i za nim; tych zaczynał się coraz bardziej obawiać.
Nagle kilka kul uderzyło w jego plecak i odbiło się rykoszetem. Jedna z kul trafiła w lornetkę Leica, która, pchnięta za krawędź kryjówki, spadła w wąwóz. Kolejny pocisk trafił w tył kamizelki kuloodpornej Minora, idealnie między łopatki. Darwin uznał, że ból nie jest szczególnie silny. Nie gorszy, niż gdyby ktoś go trzasnął w plecy małym młotem kowalskim. Tym niemniej na moment stracił oddech, obraz przed oczyma mu się zamglił i Dar poczuł się jak podczas wykonywania pętli szybowcem, kiedy grawitacja rośnie do trzech G.
„Może pocisk się przebił i uszkodził mi kręgosłup” – pomyślał tępo, obmacując sobie plecy. W bluzie znalazł otwór, ale ciężka kamizelka pod nią wydawała się nietknięta. Wyczuł niemal spłaszczony pocisk, który utknął w ceramiczno-metalowym włóknie. „O Jezu – przemknęła mu przez głowę pełna respektu myśl – a to przecież tylko rykoszet z odległości dwustu trzydziestu paru metrów, zatem spory procent prędkości kula wytraciła już podczas pierwotnego uderzenia”.
Miał ochotę przemyśleć zarówno fizyczne, jak i filozoficzne następstwa sytuacji, niestety, zanim zdołał się skupić, ze świstem przeleciały obok niego kolejne kule. Zerknął na monitor.
Ostatni żyjący – a w każdym razie oddychający – Rosjanin w domku doczołgał się na brzuchu do otwartej zapadni i teraz ostrzeliwał piwnicę z kałasznikowa.
Minor nie miał pojęcia, jak Syd mogłaby przeżyć, jeśli znajdowała się w korytarzu piwnicy, zamiast w zamkniętym magazynie, uznał jednak, że zamiast dumać, najlepiej zastrzelić zabójcę.
Istniał wszakże pewien problem. Pociski przeciwpancerne mogły nie tylko zabić Rosjanina, ale także przeniknąć podłogę i trafić w Sydney, jeżeli kobieta leżała na przykład ranna w korytarzu. Bezpieczny pokój w piwnicy Darwina był obity stalą, natomiast korytarz miał zwyczajne ściany i podłogę. Dar wyjął magazynek z barretta i poszukał na skale obok siebie zwykłego, z normalnymi pociskami kaliber.50. Znalazł go i załadował „lekką pięćdziesiątkę”.
Ignorując ogień snajperski i kule odbijające się rykoszetem od skalnych ścian po prawej stronie i spadające na dno jego kryjówki, spojrzał na monitor, dzięki któremu mógł dokładnie wycelować broń w Rosjanina. Kontrolując oddech, wymierzył w punkt ściany, za którą leżał zabójca, i delikatnie nacisnął spust.
Niewiele osiągnął. Pierwsze trzy pociski przebiły się wprawdzie całkiem swobodnie przez ścianę, ale nieco zboczyły w toru i spadły z boku Rosjanina. A poza tym Darowi wydało się, że jednak mocno wbijają się w podłogę. Będzie musiał użyć M40 i mieć nadzieję, że uda mu się dojrzeć cel przez okno.
Zabójcę zaniepokoił ostrzał z ciężkiego karabinu maszynowego, więc obejrzał się przez ramię na podziurawioną ścianę. Minor widział na monitorze, że mężczyzna krzyczy coś do towarzysza w kącie, ale osobnik, któremu niedawno oderwało stopę, wciąż leżał zwinięty w kłębek i najprawdopodobniej był nieprzytomny. Wokół jego nogi dostrzec można było ciemną kałużę krwi.
Kiedy Darwin wyjmował ze schowka pod skalnym występem zmodyfikowanego remingtona 700, wystrzelona przez któregoś z Rosjan kula odbiła się dwukrotnie od powierzchni i musnęła go w tył obu ud, tuż pod pośladkami. Dar nie krzyknął, a tylko zazgrzytał zębami i obejrzał się przez ramię. Niewiele widział z powodu grubej kamizelki kuloodpornej i luźnej maskującej bluzy, ale kiedy przesunął prawą ręką po bolącym miejscu, poczuł na niej wilgoć, podniósłszy ją zaś do oczu, zobaczył sporo krwi. Postanowił sobie założyć, że rana nie jest głęboka i pocisk nie uszkodził mu żadnych poważniejszych naczyń krwionośnych. Jeżeli się mylił, na pewno wkrótce się o tym dowie.
Spojrzał przez celownik Redfield, potem zerknął na lewo, w monitor, którego jak do tej pory cudem nie musnął jeszcze żaden rykoszetujący pocisk. Podobnie jak naukowcy używający mikroskopu bądź też teleskopu, także snajperzy uczyli się patrzeć w urządzenie powiększające jednym okiem bez zamykania drugiego, którego kątem potrafili dostrzec, co dzieje się wokół.
Zabójca w jego domu nadal wyglądał na oszołomionego jego strzałami z barretta. Teraz mężczyzna klęknął na jedno kolano i zajrzał w ciemne wejście do sutereny, z wyraźną nadzieją zobaczenia tam ciała, o czym mógłby powiadomić Zukera i Yaponchika przed pospiesznym opuszczeniem budynku.
Po chwili pochylił się mocniej naprzód, zaglądając do piwnicy. W tym samym momencie Darwin dostrzegł na czarnobiałym monitorze jakiś błysk z dołu i biały owal twarzy człowieka z bronią zmienił się w nieregularną mieszaninę odcieni szarości i czerni. Rosjanin poleciał w tył i upadł na plecy z rozłożonymi ramionami. Kałasznikow wypadł mu z rąk i przeleciał parę metrów nad podłogą.
Minor nie strzelał, tylko patrzył. Kule świstały nad nim, a jedna odbiła się do skalnej ściany, po czym wróciła, mijając mu prawe ucho zaledwie o kilka milimetrów. Dar zauważył jednak, że snajperski ogień przeciwko niemu nieco osłabł. W tej chwili chyba tylko jeden Rosjanin strzelał do niego z dragunowa, co oznaczało, że drugi – Yaponchik albo Zuker, prawdopodobnie Zuker – wyszedł z kryjówki z zadaniem zajścia Minora ze skrzydła. Darwin skupiał uwagę obecnie głównie na monitorze.
W prowadzącym do piwnicy otworze pojawiła się najpierw głowa Syd, potem jej ramiona, następnie sztucer, który kobieta trzymała w rękach. Gdy Sydney znalazła się na podłodze z bronią w dłoniach, obrzuciła spojrzeniem pomieszczenie, przyjrzała się trzem martwym zabójcom, po czym ponownie się rozejrzała po całej sypialni.
Mimo grozy sytuacji Dar się uśmiechnął. Przyjaciółka znalazła remingtona 870, którego zostawił w korytarzu, prawdopodobnie otworzyła sobie też drzwi do bezpiecznego pokoju i może nawet ukryła się w nim przed spadającym granatem i ostrzałem z AK-47, albo przynajmniej stanęła na moment za stalowymi drzwiami, a później niespodziewanie wyszła zza nich i zabiła napastnika.
Sięgnął do paska po telefon komórkowy. Chciał zadzwonić do niej, do domku. Niestety w komórkę trafił najwyraźniej jakiś zabłąkany pocisk, toteż niewiele z niej zostało.
– Cholera – mruknął pod nosem.
Zobaczył, że Sydney biegnie do telefonu stacjonarnego, który nadal leżał na podłodze, w sekundę później dostrzegł jednak, że aparat zmienił się w kupkę plastikowego złomu. Zapewne Dar sam trafił w niego jednym z pocisków przeciwpancernych. Wciąż patrzył w monitor. Syd odrzuciła telefon, po czym podczołgała się do Rosjanina z oderwaną stopą. Wyciągnęła mężczyźnie zza pasa radio, a następnie poszukała mikrofonu przypiętego wysoko na jego lewym ramieniu. Minor widział, jak przez chwilę słuchała, a wiedział, że przyjaciółka zna rosyjski.
„Mądra dziewczynka” – pomyślał, zadowolony, że Sydney nie słyszy jego stwierdzenia, które w wielu środowiskach uważano obecnie za seksistowskie. Nie mieli teraz możliwości kontaktu, lecz Syd może przynajmniej uzyskać informacje na temat planów ostatnich dwóch zabójców.
Przypomniał sobie, że musi opuścić swoje stanowisko, zanim pojawi się za nim Zuker i ostrzela go w skalnej niszy, z której Darwin nie będzie już mógł uciec. Kolejny pocisk z dragunowa uderzył w ścianę kilka centymetrów nad głową Minora. Strzał wydawał się idealnie wycelowany i Dar czuł instynktownie, że rzeczywiście ma do czynienia z Yaponchikiem, który stara się go zatrzymać w snajperskim gnieździe do czasu, aż obserwator zajdzie go od tyłu.
Kiedy Minor wybierał kryjówkę, starał się oczywiście znaleźć najbezpieczniejszą taką którą trudno było otoczyć. Jego pole widzenia i najbliższa strefa walki rozpościerały się nad domkiem, od strony północnej, Darwin miał więc wątpliwości, czy Zuker zejdzie w tym kierunku, aby przeciąć wąwóz. Nie wierzył, że zabójca może liczyć na znalezienie w wąwozie jakiejś stromej ściany wschodniej, po której zdołałby się wspiąć, nie przyciągając uwagi Dara. Zapewne zatem opuściwszy kryjówkę, Zuker ruszył na północny wschód po paśmie wzgórz, prawie na pewno bardzo powoli przemieszczając się przez gęsty las, wśród zalegającego listowia. Miał prawdopodobnie nadzieję, lub wręcz wiedział, że dostrzeże tam na górze łatwe przejście; zapewne w miejscu, gdzie wąwóz się zwęża, a równocześnie jest najgłębszy. Minor wiedział, że Rosjanie byli tutaj wcześniej, i zakładał, iż starannie sprawdzili cały obszar. Zrobiłby tak w każdym razie przyzwoity snajper. To oznaczało, że wiedzieli o pniaku przerzuconym przez wodospad, który na własny użytek Darwin nazwał wodospadem Reichenbach. Powalona wielka jodła leżała tam od wielu lat, a jej pień był śliski od wilgoci i pokrywającego go mchu. Ściany wąwozu otwierały się po obu stronach na małe, porośnięte licznymi krzewami parowy. Minor szacował głębokość wąwozu w tamtym miejscu na około osiemnaście metrów. Teren charakteryzował się licznymi skalnymi nawisami, a powierzchnię zalegały duże, nieregularne głazy.
Wsunął „lekką pięćdziesiątkę” pod skalny występ, starając się ją uchronić przed umyślnym rykoszetem Yaponchika, a później po raz ostatni zerknął na monitor. Sydney kucała blisko okna, w ramionach trzymała remingtona i jawnie wypatrywała celu. Darwin wziął karabin M40, wypełzł powoli z kryjówki, po czym ruszył, chowając się przed Yaponchikiem za skałami.
Zatrzymał się i przez dziesięć sekund się obmacywał, sprawdzając, jak ciężko został ranny. Tyły ud płonęły mu, jakby ktoś oznakował je gorącym żelazem, na szczęście krew zdążyła już zakrzepnąć, usztywniając podarte spodnie, toteż Darwin doszedł do wniosku, że rana nie może być poważna. Szybko poklepał się w miejscu strzału i zyskał pewność, że otrzymał jedynie płytkie muśnięcie, choć ubytek ciała w jego prawej nodze był prawdopodobnie większy niż w lewej. Zaskoczyło go też odkrycie, że rykoszetująca kula, która zniszczyła mu telefon komórkowy, przebiła się też przez pasek i utknęła w prawym boku. Wyczuwał ją tuż pod skórą nieco nad kością biodrową. Postrzał nie bolał bardziej niż stłuczenie, ale Dar wiedział, że takie obce ciało grozi zakażeniem, jeśli zatem chciał uniknąć infekcji, powinien oczyścić i opatrzyć ranę, a pocisk usunąć.
„Zajmę się tym później” – powiedział sobie w myślach i ruszył biegiem na północ, przez las. Karabin trzymał w gotowości i starał się robić jak najmniej hałasu, co było trudne wśród tak gęsto rosnących drzew. Co jakiś czas się upewniał, czy czubek głowy nie wystaje mu nad skały wąwozu, gdyż wtedy znalazłby się w polu widzenia Yaponchika. Nogi mu płonęły i zrozumiał, że rana na udach sięga aż do pośladków. – „Ale wstyd” – pomyślał, wsłuchując się we własne sapanie i brzęczenie dodatkowych magazynków do M40, które miał w kieszeniach spodni i bluzy.
Wiedział, że w tym wyścigu chodzi o życie. Jeśli Zuker pierwszy dobiegł do prowizorycznego mostku z wielkiego pnia, za chwilę może go dostrzec lub usłyszeć i bez trudu zastrzelić. Darwin musiał więc jak najprędzej wspiąć się na wzgórze. Z drugiej strony, przypominał sobie, że zanim wybiegł z kryjówki, Yaponchik nie strzelał już od kilku minut. Wiedział też, że wszystkich snajperów zawsze uczono, że powinni zachowywać maksymalną ostrożność i tylko głupiec mógł biec na ślepo przez las tak jak Minor. Zdawał sobie sprawę, że Zuker nie jest teraz tak zdesperowany jak on, toteż istniała szansa, że Rosjanin będzie się przemieszczał znacznie wolniej. Wreszcie Dar dotarł do płytkiego parowu – porośniętego paprociami i jeżynami, a głębokiego najwyżej na półtora metra – który ciągnął się mniej więcej przez cztery metry aż do drzewa leżącego nad wąwozem.
Najważniejsze, że żył. Przynajmniej jak do tej pory. Sapał jednakże tak mocno, że mógłby nie usłyszeć wroga kryjącego się nawet w pobliskiej trawie. Odpiął zatrzask na pochewce noża Ka-Bar – miał szczęście, że nie oderwała się wraz z komórką w pokrowcu – i zaczął czołgać się ku drzewu, celując w nie z karabinu. W parowie po tej stronie nie było nikogo. Pniak wyglądał na dłuższy i węższy, niż Minor go zapamiętał, a wąwóz na dużo głębszy. Ze skał poniżej strzelały w górę kropelki wody. Dar wiedział, że ta szczelina, niezbyt głęboka, lecz i tak groźna, biegła kilkaset metrów na północ, aż do pasma wzgórz. Chcąc tam dotrzeć, będzie musiał wyjść spomiędzy drzew i wtedy stanie się doskonale widoczny ze wzgórza.
Wstrzymał oddech i zerknął przez paprocie na sześciometrową kłodę. Omszała powierzchnia była wyraźnie mokra. Za poręcz podczas przejścia po pniaku mogła posłużyć tylko jedna stara gałąź, a Darwin był pewien, że jest zmurszała i nie utrzyma jego ciężaru, gdy się jej chwyci. Często przyglądał się tej kłodzie podczas swoich wędrówek po wzgórzach i nigdy nie odważył się po niej przejść. Po co zresztą miałby to robić? Sam pomysł wydawał mu się straszliwie głupi.
Podniósł się na kolana, wystawiając głowę wraz z ramionami. Gdyby Zuker czekał gdzieś po drugiej stronie wąwozu, Minor sam by się prosił o strzał. Wcześniej – kiedy sądził, że przeprowadza tę akcję w pojedynkę – miał pewien plan w związku z tym pniakiem. Jeśli Rosjanina tu jeszcze nie było, zamierzał poczekać, aż tamten się zjawi i ruszy po kłodzie. Niestety, Darwin nie brał samotnie udziału w tej akcji; w domku utknęła Syd, którą w każdej chwili mógł zaatakować Yaponchik.
Minęło dziesięć sekund i nie padł żaden strzał. Dar zarzucił M40 na ramię i przez plecy. Wiedział, że broń będzie mu przeszkadzała i ciążyła, ale nie powinna spaść do wąwozu, chyba że… wraz ze swoim właścicielem. Sprawdził, czy karabin jest zupełnie bezpieczny, a następnie wspiął się na kłodę i ruszył po niej na czworakach.
Pavel Zuker, szczupły mężczyzna o brzydkiej twarzy, w tym samym momencie wskoczył na pniak z przeciwnej strony. Dar nie wiedział, który z nich wyglądał na bardziej zaskoczonego. Rosjanin nie zauważył Minora ze swej kryjówki po drugiej stronie parowu, a Darwin również wcześniej nie dostrzegł zabójcy.
Obaj snajperzy przewiesili sobie karabiny w podobny sposób przez plecy, toteż nie mieli w tej chwili ani czasu, ani wystarczającej równowagi, aby po nie sięgnąć. Z tego powodu obaj sięgnęli po broń przy pasku. Darwin wyjął ka-bara, Zuker zaś nieduży pistolet półautomatyczny, który wycelował przeciwnikowi między oczy. Żaden z nich nie mógł zawrócić; mieli zbyt daleko. Obecnie dzieliła ich odległość zaledwie niecałych trzech metrów. Minor zamarł.
– Czy Amerykanie nie są głupi? – spytał Zuker z wyraźnym rosyjskim akcentem. – Z nożem porywać się na pistolet!
„Stary żart” – ocenił w myślach Darwin, kucając przy jedynym wystającym konarze. Wciąż w prawej dłoni zaciskając ka-bara, prawym butem mocno kopnął gałąź w miejscu, gdzie wyrastała z pnia.
Gałąź oderwała się w przewidzianym przez niego momencie, tyle że wcześniej całe drzewo się rozkołysało, najpierw odchylając się o dobre dwadzieścia stopni w prawo, potem o tyle samo w lewo.
Zuker wystrzelił dwukrotnie; drugi pocisk przeleciał zaledwie dwa, trzy centymetry od głowy Darwina. Rosjanin usiadł okrakiem na kłodzie i trzymając się jej kurczowo lewą ręką, czekał, aż drzewo przestanie się trząść. W końcu, podtrzymując sobie pistolet prawym ramieniem, znów wystrzelił.
Minor był przygotowany na nagły ruch i bez trudu utrzymał równowagę, a następnie skoczył do przodu. Zamachnął się nożem, jednocześnie chwytając lewą ręką nadgarstek zabójcy. W tym samym momencie dziewięciomilimetrowy pocisk przesunął się wzdłuż jego lewego boku, ześlizgując się wprawdzie po grubej kamizelce kuloodpornej, lecz pozbawiając Dara równowagi. Spadłby wtedy, na szczęście również osunął się na kłodę i usiadł na niej okrakiem.
Dwóch mężczyzn dzieliły teraz zaledwie centymetry. Zuker złapał i nie wypuszczał ręki, w której Minor trzymał nóż, a Darwin rozpaczliwie zaciskał palce na nadgarstku ręki z pistoletem. Wylot lufy broni Rosjanina niemal dotykał jego czoła. Zuker znów wystrzelił, ale Minor zdążył się uchylić, więc kula musnęła jedynie płatek jego lewego ucha. Cały prowizoryczny most mocno się teraz chybotał. Dar słyszał wodę płynącą osiemnaście metrów pod nim i uderzającą w różnej wielkości głazy. Czuł też na rękach rozpyloną ciecz i pot, które utrudniały mu zacisk na prawym przegubie Rosjanina. On i Zuker byli teraz do siebie zwróceni twarzami. Minora owiewał oddech zabójcy, widział też dokładnie pistolet Kahr kaliber dziewięć milimetrów, a także celowniki: żółty – fluorescencyjny przedni oraz pomarańczowy – tylny.
Walczyli w pocie i ciszy. Mimo dramatycznej sytuacji w umyśle Darwina pojawiły się znane mu dane na temat pistoletu Kahr CAC Customs i jego spustu. Pamiętał, że nacisk na spust zaczyna się dopiero od dwóch i pół kilograma… Wiedział, że szaleństwem jest myślenie o takich detalach, szczególnie w tej chwili, lecz w ciele szalała adrenalina. Uświadomił sobie, że chociaż jest nieznacznie silniejszy od umięśnionego Rosjanina, Zuker prawdopodobnie zwycięży w tej szamotaninie. Wystarczy, że wystarczająco zegnie przegub i wyceluje lufę w głowę Dara. Darwin natomiast musiał odwrócić nóż i maksymalnie zbliżyć się do wroga. Chociaż wychylał głowę jak najdalej do przodu, a jednocześnie się uchylał, wiedział, że nadeszła pora na zmianę strategii.
Natychmiast gdy wylot lufy przesunął się ku jego skroni, Minor zamiast w przód odrzucił głowę w tył i wycofał ramiona, wyszarpując przy tym gwałtownie i uwalniając prawą rękę. O mało nie upuścił noża, na szczęście zdołał go utrzymać, mimo że Zuker wystrzelił, tym razem niemal trafiając Dara w głowę. Minor zamachnął się nożem od dołu, nisko i szybko pod blokujące lewe ramię Rosjanina, zużywając więcej energii podczas tego ruchu, niż sądził, że jego ciało nadal posiada; dźgnął prosto w brzuch, wbijając czubek noża, a później z całych sił pociągając w górę – tak jak go wyszkolono w bazie Paris Island ponad dwie i pół dekady wcześniej.
– Uuuu – jęknął zabójca, tracąc oddech, po czym uśmiechnął się szeroko, pokazując pełne rosyjskie uzębienie, które głównie składało się z brzydkich, metalowych koron. – Mam kevlarową kamizelkę, amerykański dupku – dodał, a następnie odwrócił się ku Darwinowi ruchem z niezgrabnego tańca, znowu celując z pistoletu. Minor poluźnił jeszcze bardziej uścisk spoconych palców i teraz żółty celownik przedni celował bezpośrednio w prawe oko.
Nagle uśmiech Rosjanina zgasł. Mężczyzna wyglądał teraz na zdziwionego, może nawet trochę rozczarowanego. Dar znał to spojrzenie – tak w dzieciństwie patrzyli przyjaciele, gdy matki odwoływały ich od dobrej zabawy. Snajper zerknął w dół, na swój brzuch, na krew tryskającą gwałtownie znad rękojeści ka-bara i zaciśniętej na niej pięści Dara. Teraz marszczył brwi prawdziwie skonfundowany.
Minor wybił mu pistolet z niespodziewanie osłabłej ręki, a potem chwycił kamizelkę Zukera, ten już się jednak przewracał, ześlizgiwał, zsuwał… aż w końcu spadł. Darwinowi w ostatniej chwili mignęły jego oczy – ciągle czujne i pełne niewypowiedzianych pytań, nawet gdy serce przestało już pompować krew do mózgu. W chwilę później rosyjski strzelec runął w wodę i stał się dla Minora niewidoczny. Teraz zresztą Dar musiał się skupić na sobie, a zwłaszcza na utrzymaniu równowagi na rozkołysanym pniaku. Prowizoryczny mostek wciąż się chwiał po szamotaninie dwóch mężczyzn, szczególnie że Darwin w ostatniej chwili usiłował wyszarpnąć nóż z ciała Zukera. Udało mu się, toteż teraz wbił ostrze w środek kłody i przytrzymał się go kurczowo obiema rękoma, czekając, aż przestanie się bujać.
Sapał ciężko i zastanawiał się, czy zwymiotuje w tej sekundzie czy w następnej. Spuścił głowę i zapatrzył się w dół, spoglądając przez mgiełkę kropelek na leżące w wodzie osiemnaście metrów niżej połamane zwłoki, które powoli znosiła czerwona od krwi woda. Ciało płynęło na plecach, więc Darwin nadal widział bladą twarz Zukera z rozdziawionymi ustami. Zabójca wyglądał, jak gdyby usiłował zadać ostatnie pytanie.
– Kevlar nie chroni przed ostrzem noża – wysapał Minor, odpowiadając na jedno z niewypowiedzianych przez Rosjanina pytań. – Zwłaszcza przed ostrzem uprzednio spryskanym teflonem.
„Hm… Chyba trzeba by w końcu zejść z tego pniaka” – pomyślał niepewnie Darwin, a może raczej zasugerowała to myśląca część jego umysłu, którą w trakcie walki kompletnie ignorował.
Ostatnie trzy metry przepełzł na czworakach. Kiedy w końcu dotarł do płytkiego parowu z boku urwiska, zobaczył na ziemi odciski butów Zukera. Przed próbą pokonania kłody zabójca ukrył się za załomem skalnym… Dara jednak wszystko to właściwie niewiele obchodziło, gdyż jego ciało – ciało mężczyzny w średnim wieku – przede wszystkim straszliwie domagało się odpoczynku.
Odrzucił ten pomysł i powoli wyczołgał się z parowu. Po drodze wytarł z krwi nóż w paprocie i schował go do pochewki, następnie zdjął z pleców M40.
Istniały cztery ewentualności. Darwin wiedział, że Yaponchik nie tkwi wciąż w gnieździe snajperskim. Albo zatem zszedł zabić Syd, albo zbiegł do swojego chevroleta, albo zaczaił się w jakimś dogodnym miejscu, z którego łatwo mu będzie zastrzelić Dara. A może zamierza zrobić coś pośredniego między trzema wymienionymi możliwościami.
Minor wstał powoli, przepędził zbliżającą się katalepsis, zarzucił na ramię karabin i przez las ruszył na zachód.