Rozdział trzeci

C JAK CZWARTY BIEG

Minor miał wrażenie, iż ostrzał nigdy się nie skończy, chociaż nie trwał zapewne dłużej niż pięć sekund. Tyle że te sekundy ciągnęły się jak cała wieczność. Dar rzucił się płasko na podłogę i na umieszczony pośrodku drążek skrzyni biegów. Głowę ukrył pod obitym czarną skórą siedzeniem pasażera. Drobiny szkła wypełniły powietrze niczym konfetti. Równocześnie nie zdejmował lewej ręki z dolnej części kierownicy, a prawej nogi z hamulca, mocno przyciskając go obcasem. Na szczęście, na tym odcinku drogi nie było żadnego innego auta poza acurą i mercedesem. Lewą stopą wdusił sprzęgło, a trzymaną nad głową lewą ręką zmienił bieg z piątego na trzeci. Kule uderzające w aluminium drzwiczek i przodu acury spowalniały auto. Zwielokrotniony odgłos brzmiał strasznie. Acura zatrzymała się w miejscu, które Dar z nadzieją uważał, modląc się o to, za pobocze autostrady. Tak pozostał, nie podnosząc głowy, aby sprawdzić swoje położenie; trzymał ją nisko w dole, póki ostrzał się nie skończył. Później lekko się podniósł znad pokrytego szkłem drążka skrzyni biegów i siedzenia, słysząc i czując, jak drobinki szyby spadają mu z głowy i pleców. Ustawił drążek na bieg jałowy, zaciągnął ręczny hamulec, po czym wypełzł przez resztki drzwiczek od strony pasażera. Padł na chodnik i leżąc na brzuchu, rozejrzał się pod nisko zawieszonym podwoziem swojego sportowego samochodu. Starał się ustalić, czy mercedes zatrzymał się obok niego. Gdyby tu stał, Darwin nie miałby szans. Znajdował się niecałe trzydzieści metrów od płotu, stanowiącego granicę drogi międzystanowej i w pobliżu nie rosły żadne drzewa ani nie stało nic, co mogłoby dać schronienie. Na szczęście nie widział żadnych kół. Usłyszał ryk przyspieszającego mercedesa, dlatego podpełzł na łokciach do prawego przedniego koła acury. Pędzący szary mercedes tylko mu mignął.

Wstał drżąco, czując szalejącą w ciele adrenalinę i walcząc z napływającymi wymiotami. Zastanowił się, czy został ranny. Dotknął lewego ucha i podniósł okrwawione palce, po chwili jednak uświadomił sobie, że to tylko przecięcie kawałkiem szkła. Poza kilkoma innymi podobnie niewielkimi obrażeniami był cały. Dość wolno minęła acurę honda civic. Kierowca – mężczyzna o okrągłej twarzy – wpatrzył się szeroko otwartymi oczyma w Dara i jego auto.

Darwin obejrzał samochód. Zabójcy strzelali wysoko i zużyli sporo amunicji. Lewe i prawe okna zniknęły, w ramie lewych drzwiczek tkwiła kula – aluminium wokół otworu było zniekształcone i jaśniejsze – w drzwiach od strony kierowcy dostrzegł aż trzy otwory. Jedna z kul na pewno zabiłaby Dara, gdyby nie odbił jej stalowy element wzmacniający bocznych drzwi, a dwa inne pociski uderzyły w tylną część drzwiczek, w pobliżu klamki. Przód acury również przyjął z pół tuzina kul podczas hamowania, ale szybki ogląd wykazał, że żaden z pocisków nie dosięgnął kół – skazy biegły po niskiej, pochyłej masce, wchodziły między któreś z kół i część pasażera lub między koło i przedni zderzak. Gdyby acura NSX miała silnik z przodu, jej uszkodzenia wyglądałyby dramatycznie. Na szczęście, tak jak większość sportowych aut miała silnik w części środkowej, tuż za siedzeniem kierowcy i samochód nadal pracował na wolnych obrotach z typowym dla siebie warkotem. Podsumowując, działał silnik, koła pozostały nietknięte, a Dar nie dostrzegł ani szkód konstrukcyjnych, ani w zawieszeniu.

Zdarł z siebie koszulę i użył jej do odgarnięcia rozbitego szkła z siedzenia kierowcy, po czym wsiadł, wrzucił bieg i pospiesznie zjechał z pobocza. Szary mercedes właśnie zniknął za stokiem na międzystanowej może trzy kilometry przed Minorem. Samochód poruszał się szybko, wyprzedził już kilka innych pojazdów, a zatem co najmniej o czterdzieści do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę przekroczył limit prędkości, który wynosił tu sto dziesięć kilometrów.

Darwin osiągnął sto sześćdziesiąt na trzecim biegu, jadąc prawym pasem międzystanowej. Przemknął obok hondy civic, której pucołowaty kierowca znów się na niego gapił. „To szaleństwo” – pomyślał i przełączył na czwarty bieg, słysząc ryk umieszczonego tuż za jego siedzeniem wolnossącego silnika sześciocylindrowego. Zaryzykował i zwiększył obroty aż do 7800 na minutę. Wskazówka obrotomierza weszła na czerwoną linię. Minor był rozgniewany, bardzo rozgniewany. Od dawna nie czuł w sobie takiej wściekłości. Wrzucił piąty bieg i docisnął gaz do dechy.

Minął dwa samochody i pojazd z naczepą po lewej. Jechał tak szybko, że pojazdy jedynie przez ułamek sekundy pojawiały się za oknem, a jego uszy atakował wizg mijania. Gdy pokonał wzniesienie, dostrzegł szarego mercedesa mniej więcej pięć kilometrów przed sobą. Auto pędziło międzystanową sto sześćdziesiąt, wspinając się na kolejne wzgórze lewym pasem. Darwin sięgnął do kieszeni koszuli, zamierzając wyjąć z niej telefon komórkowy, przypomniał sobie jednak, że wcześniej zdjął koszulę, wytarł nią szkło i teraz leżała zwinięta w kłębek na siedzeniu pasażera. Poklepał kłębek, lecz w kieszeniach niczego nie wymacał. Najwyraźniej zgubił komórkę w którymś momencie podczas uchylania się, ślizgania, przesuwania, kucania, pełzania na łokciach… lub wymiatania drobin szkła. „Cholera!” – zaklął w myślach, próbując przez chwilę przekonać samego siebie, że fakt ten nie ma znaczenia, gdyż hałas spowodowany wyciem wiatru dmuchającego przez dwa roztrzaskane boczne okna i tak uniemożliwiłby mu rozmowę z policją. Dobrze chociaż, że przednia szyba pozostała niemal nietknięta – z wyjątkiem jednego pięciocentymetrowego otworu w górnym lewym rogu, tuż przy ramie, gdzie uderzył pocisk. Nie spuszczając wzroku z drogi i tyłu mercedesa, Dar zerknął na szybkościomierz. Jechał dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Jeszcze przyspieszył, pochylając się nad podłogą od strony pasażera i podnosząc torbę ze sprzętem fotograficznym.

„Boże, proszę – jęknął w myślach – ktokolwiek wymyślił tę akcję, nie pozwól, aby zniszczył mi aparaty”.

Dzięki połączeniu szybkich klepnięć i jeszcze szybszych spojrzeń Dar stwierdził, że torba nie została trafiona. Otworzył ją i bezceremonialnie wysypał zawartość na siedzenie pasażera. Nie chciał w tej chwili cyfrówki, wolał nikona z teleobiektywem. Ścisnął aparat w udach, pomacał siedzenie obok, znalazł obiektyw i zabrał się za jego montaż, równocześnie kierując acurą wspinającą się na następne wzgórze z prędkością dwustu sześćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę. Zwykle zmieniał obiektyw obiema rękoma – jedną trzeba było wcisnąć guzik i uwolnić poprzedni obiektyw, drugą przykręcić nowy – jednak zdarzyło mu się już dokonywać zmiany jedną ręką. Choć nigdy podczas jazdy z taką prędkością!

Kątem oka zauważył patrolowy samochód kalifornijskiej policji drogowej, nadjeżdżający najbardziej zachodnim ze skierowanych na północ pasów ruchu i zerknął w lusterko w momencie, gdy czarnobiały pojazd CHP przecinał pas zieleni; kiedy auto zmieniło kierunek i ruszyło w pogoń, kogut zaczął się obracać i błyskać światłem. Jeśli funkcjonariusze włączyli również syrenę, jej odgłos utonął w hałasie wichury i Dar jej nie usłyszał.

Miał szczęście, że samochód kalifornijskiej policji drogowej był jednym z ich pościgowych mustangów – na pierwszy rzut oka modelem z roku 1994 – wyposażonym w silnik 302 V-8. Minor obrzucił szybkim spojrzeniem kierowcę i jego partnera. Obaj byli młodzi, a sądząc po prędkości, jaką osiągali, także nadgorliwi i napaleni.

„Po prostu mam szczęście” – pomyślał, skupiając się na pędzącym przed nim mercedesie.

Podczas całego tego padania i pełzania jakoś zdołał utrzymać na nosie okulary do jazdy marki Serengeti, które teraz chroniły mu oczy przed straszliwym pędem powietrza. Bez nich niewiele by widział i na pewno nie mógłby jechać z taką szybkością. Na szczęście miał je, a mercedes znajdował się w tej chwili zaledwie o dwadzieścia długości auta przed nim. Kierowca zwolnił mniej więcej do stu czterdziestu kilometrów na godzinę, ale chyba właśnie zerknął w lusterko i dostrzegł acurę bądź migacze radiowozu patrolowego (a może jedno i drugie), ponieważ nagle zmienił pas ruchu i znowu przyspieszył, wspinając się następnym długim odcinkiem górzystej międzystanowej. Mercedes mijał pojazdy zarówno po lewej, jak i po prawej stronie, używając wszystkich pięciu pasów ruchu, polując na otwarte przestrzenie i znów gnając przed siebie. Dar podążał za nim, przeskakując z jednego pasa na drugi. Wiedział, że zwyczajny mercedes E 340 ma elektroniczną blokadę prędkości ustawioną na poziomie dwustu dziesięciu kilometrów na godzinę. Ten wszakże nie tylko wyposażono w zaciemnione okna, spojlery i grube opony, lecz zastosowano w nim także inne modyfikacje, toteż kierowca mimo gęstniejącego ruchu wyciągał teraz przynajmniej dwieście pięćdziesiąt.

„Cholera” – zaklął w myślach Minor. Lewą ręką domontował już do nikona długi, dwustumilimetrowy obiektyw, prowadząc wyłącznie prawą i śmigając między otaczającymi go po obu stronach autami. Niestety, mercedes wciąż znajdował się czterysta metrów przed nim, a zatem był zbyt daleko na dobre zdjęcie tablicy rejestracyjnej. Zresztą Darwin, nawet gdyby się zbliżył, i tak nie zdołałby prawdopodobnie utrzymać aparatu w stabilnej pozycji, która pozwoliłaby na uchwycenie napisu na tablicy. Właściwie nie dbał o to. Opuścił nikona na kolana, w obie dłonie chwycił idealną kierownicę acury i gwałtownie skręcił ze skrajnego prawego pasa na skrajny lewy, którym pędził mercedes. Jego szybkościomierz pokazywał już dwieście siedemdziesiąt dwa kilometry na godzinę; wskazówka znajdowała się za czerwoną linią. Dar bardzo nie chciał spalić silnika, który stanowił niemal dzieło sztuki ręcznie zmontowane przez jednego pracownika japońskiej fabryki. Gdzieś na tej przeważnie aluminiowej obudowie silnika było nawet wygrawerowane japońskimi literami nazwisko tego człowieka. W epoce sprężarek, turbosprężarek i różnych sztucznych dopalaczy acurę wyposażono w silnik wolnossący, sześciocylindrowy, doskonały. Spalenie go równałoby się profanacji. Niemniej jednak Minor dociskał perforowany pedał do dechy, czy też raczej prawie do dechy – ze względu na blokadę producenta (czyli zamontowaną ponad luksusowym czarnym dywanikiem wyściełaną czarną gumą podkładkę) – pozwalał wskazówce prędkościomierza przesuwać się dalej po czerwonym polu. Mały sześciocylindrowiec zawył niebezpiecznie.

„A jeśli zwolnią i po prostu znów zaczną strzelać do acury?” – spytała wciąż rozsądna część umysłu Darwina. Nie miał w aucie żadnej broni. Nie miał jej też w domu. Nienawidził broni. „A jeśli ja zwolnię i zastrzelą mnie policjanci?” – odparowała druga, napędzana adrenaliną część jego mózgu. „Równie dobrze mogę najpierw sam złapać tych gnojków”.

Mercedes skręcił, przejeżdżając na skrajny prawy, przemknąwszy przed dwoma pojazdami. Jeden z nich – furgonetka ford windstar – zahamował zbyt szybko i obróciło go czterokrotnie, zanim się zatrzymał tyłem do przodu. Minor zauważył bladość na twarzach siedzących na przednich siedzeniach mężczyzny i kobiety, gdy mijał ich z prędkością dwustu sześćdziesięciu ośmiu kilometrów na godzinę.

„Zobacz, dupku, jak się kończą takie pościgi” – krzyknęła racjonalna część umysłu Dara na tę mniej rozsądną napędzaną adrenaliną. „W filmach te samochodowe pościgi zawsze wyglądają ekscytująco i obfitują w tak zwane bliskie spotkania pojazdów. W prawdziwym życiu jest inaczej, giną niewinni ludzie… całe rodziny”. A on nawet nie był policjantem i nie miał prawa nikogo ścigać.

Minor walczył sam z sobą. Teoretycznie przyznawał, że postępuje nieracjonalnie (zerknął w lusterko i dostrzegł błyskające światła mustanga CHP, który podskakiwał, przejeżdżając ponad wzniesieniem mniej niż półtora kilometra za acurą), nie potrafił jednak przerwać pościgu; był w nim jakiś gniew, znacznie silniejszy niż zwykle, którego nie czuł od lat… A mercedes znajdował się w tej chwili zaledwie niecałe sto metrów przed nim, ponownie pędząc po skrajnie lewym pasie. Wokół panował niewielki ruch. Darwin docisnął pedał gazu do dechy i położył nikona na rozszczepionym progu drzwiczek acury, trzymając teleobiektyw we wnętrzu auta, aby wiatr nie wyszarpnął mu z ręki drogiego aparatu. „Nie będzie to łatwe” – ocenił w myślach, decydując, że powinien zrobić zdjęcie przez przednią szybę, nie spuszczając rąk z kierownicy, a równocześnie utrzymywać nikona w stanie równowagi. W kierowaniu pomagał sobie dodatkowo lewym kolanem. Pstrykał fotki w pełnym trybie automatycznym, mając nadzieję, że choć jedno ze zdjęć będzie wyraźne.

Mercedes zahamował, a jednocześnie przeciął pięć pasów w jednym długim, kontrolowanym poślizgu, ledwie unikając zderzenia z samochodem dostawczym i umykając w samą porę, po czym zjechał z autostrady niczym wylatujący z lufy pocisk.

– Cholera – mruknął do siebie Dar i wyhamował. Przez chwilę jechał za autobusem Greyhound, po czym jeszcze bardziej hamując, przeciął ostatnie trzy pasy ruchu ku zewnętrznej stronie autostrady. Tylne koła acury obróciły się na żwirze pobocza, Darwin dwukrotnie skorygował i przyspieszył. Zjeżdżając z autostrady, kątem oka złapał znak drogowy z napisem: LAKE STREET.

W porządku. Wiedział, w jakim miejscu opuszcza międzystanową. Jechał teraz za zwalniającym mercedesem drogą Lakeshore Drive, która prowadziła jedynie do niewielkiej podmiejskiej osady Lake Elsinore. Gdzieś tu w pobliżu znajdował się stary zjazd na Alberhill, pozostał jednak już chyba daleko za nimi. Przed sobą po lewej Minor dostrzegł dwa auta szeryfa hrabstwa – oba czarnobiałe chevrolety, jeden monte carlo, drugi impala; nadjeżdżały ze wschodu z wyraźnym zamiarem zatrzymania ich. Zanim radiowozy wjechały na Lakeshore Drive, zarówno acura, jak i mercedes przecięły skrzyżowanie, tym razem Darwin usłyszał syreny, gdy dwa chevrolety wpadły na jezdnię i znalazły się nagle zaledwie niecałe sto metrów za acurą. Mustang kalifornijskiej policji drogowej jechał tuż za nimi, próbując je wyminąć.

„Jeśli zbliżę się do merca – pomyślał Dar chłodno, jakby rozpracowywał jakiś drugorzędny problem szachowy – jadący nim zabójcy po prostu mnie zastrzelą”. Zerknął w lusterko. „Jeśli z kolei zwolnię, policjanci prawdopodobnie mnie nie zabiją, jest wszakże możliwe, że zatrzymując mnie, pozwolą umknąć mercedesowi”.

Błysnęły światła hamowania E 340. Minor nie miał wyboru, również musiał zwolnić. Duże siedemnastocalowe hamulce tarczowe zatrzymały jego sportowe auto tak niespodziewanie, że Darwinem szarpnęło do przodu, na kierownicę, z siłą około trzech G; na szczęście dzięki bezwładnościowemu pasowi bezpieczeństwa uniknął uderzenia w kierownicę. Niewiarygodne, mercedes umknął. Kierowca skręcił w lewo i choć autem zarzuciło lekko w prawo, przeskoczył przez pusty narożny parking (tak, tak, Dar naprawdę widział, że uniósł się na wysokość dobrego metra), a następnie w idealnej równowadze wylądował na asfalcie i po prostu popędził dalej drogą ku zachodowi, stale przyspieszając. Minor nie zdołał odczytać znaku drogowego, gdyż akurat kontrolował poślizg, kierując się ku tej samej wąskiej uliczce. Bywał już w tej okolicy, wiedział więc, że napis na znaku brzmi: RIVERSIDE DRIVE. Tu właściwie rozpoczynała się autostrada 74, wąska dwupasmowa szosa, która przecinała góry Rezerwatu Cleveland, potem zaś łączyła się z I-5 – w San Juan Capistrano, nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów dalej na zachód. Darwin w swej pracy wielokrotnie już używał tego skrótu.

Impala nie skręciła za nim, mignęła tylko Darowi w lewym lusterku, gdy obracała się przy wjeździe na stację benzynową, ledwie muskając jaguara tankującego przy najbardziej zewnętrznej pompie, po czym zniknęła w chmurze kurzu za rzędem pojazdów stojących na parkingu komisu samochodowego. Mustang CHP i drugie auto hrabstwa wykonały zwrot i bardzo szybko ruszyły Riverside Drive, mniej niż czterysta metrów za Darwinem. Kręta droga spowolniła pościg.

„Tu powinienem się zatrzymać. Niech władze się zajmą zabójcami” – pomyślał, wiedząc, że żadne tłumaczenia mu nie pomogą. Nie miał prawa nikogo gonić i zapewne trafi za to do aresztu.

Nagle tuż nad nim zabrzęczał cicho helikopter, który minął mercedesa, a następnie poleciał dalej, w stronę stoku, przygotowując się do kolejnego zwrotu.

„Helikopter policyjny” – pomyślał Dar, wiedząc, że hrabstwo Los Angeles posiada aż szesnaście takich maszyn, podczas gdy nowojorska policja używała na przykład tylko sześciu. Później zobaczył oznakowania. „Cudownie” – ocenił złośliwie. „Będziemy na Kanale 5 kablówki. Akurat zdążą przygotować materiał na wiadomości o osiemnastej”. Właściwie, co sobie uświadomił, prawdopodobnie już znajdował się na wizji! Południowa Kalifornia słynęła z policyjnych pościgów samochodowych, toteż przebąkiwano o uruchomieniu dodatkowego kanału w kablówce, który nie pokazywałby niczego innego.

Darwin przyspieszył w górę stromej, krętej drogi, starając się nie spuszczać wzroku z dachu mercedesa. Minęły lata, odkąd przestał brać udział w wyścigach samochodów sportowych, czuł się jednak całkiem nieźle w swej roli, kiedy wchodził w poślizg kontrolowany na każdym ostrym zakręcie, przyspieszał z rykiem silnika na prostej, przyciskał hamulce, wchodząc w następny zakręt, gwałtownie zmieniał bieg na niższy, zarzucał tyłem i znów wypadał na prostą na pełnym gazie. Niewiele superaut na świecie mogło się w takiej sytuacji równać z acurą NSX. Gdy zbliżał się do stromego szczytu, policyjne wozy zniknęły mu już z oczu. Od mercedesa E 340 dzieliły go teraz zaledwie trzy długości samochodu.


***

Nieco ponad trzy kilometry od początku wspinaczki po krętej, wijącej się drodze ponad Lake Elsinore ludzie w mercedesie najwyraźniej zdecydowali, że nadeszła pora pozbyć się natręta. Zwolnili podczas skrętu w prawo ku wjazdowi na wzgórze, a wtedy okno od strony pasażera zostało otwarte. Pojawiła się w nim głowa i część torsu ubranego w czarny strój ciemnowłosego mężczyzny oraz ciemny, metalowy mac-10, który snajper trzymał w rękach.

Dar robił akurat piąte czy szóste zdjęcie trzymanym w jednej dłoni nikonem, gdy rozpoczął się ostrzał. Pocisk musnął karoserię gdzieś z prawej strony za nim, toteż Minor upuścił sobie aparat fotograficzny na kolana, wrzucił niższy bieg, ściął zakręt, po czym ruszył ku wzgórzu po prawej. Przyspieszał, aż przód acury dzieliły od zderzaka mercedesa zaledwie centymetry. Zauważył, że samochód miał tablice z Nevady i zapamiętał numery.

Snajper znów się wychylił z okna, ale teraz Minor był zbyt blisko niego, odskoczył bowiem na lewy pas ruchu i przyspieszył, prawie zrównując się z mercedesem. Zabójca strzelił przez własne zaciemnione okno z lewej, rozpryskując szkło, ale Dar już przyspieszył, a następnie zrównał się z mercedesem. Szyba od strony kierowcy została opuszczona, obejrzał więc sobie twarze jadących, zapamiętał ich rysy. Oba pojazdy zbliżały się do ostatniego zakrętu z prędkością prawie stu czterdziestu kilometrów na godzinę.

Darwin wiedział, że za tym zakrętem będzie miał kłopoty. Tam bowiem zaczynał się długi, prosty odcinek wzdłuż szczytu wzgórza, a dopiero później kolejne zakręty. Na tym ostatnim łuku na lewo od wierzchołka, bezpośrednio przed nimi, znajdowała się jednak stara restauracja z barem o nazwie Lookout, głównie dla motocyklistów. Minor zatrzymał się tam kiedyś na lunch, lecz nie spodobała mu się atmosfera, gdyż jak zwykle przed lokalem parkowało dwadzieścia czy trzydzieści wielkich motorów, których właściciele popijali w środku i zawzięcie się przy tym kłócili. Stała po prawej stronie drogi, a od południa miała zewnętrzny taras z kilku metrów nadgniłych już desek, wspartych drewnianymi belkami, i ciągnący się wzdłuż pionowego lica urwiska stoku nad Lake Elsinore. Dziś przy starych stolikach Dar dostrzegł tuzin lub więcej motocyklistów. Ich motory stały zaparkowane przed samym tarasem.

W ostatniej chwili dostrzegł snajpera, który wychylił się od strony kierowcy i za głową tamtego celował w niego z karabinu. Celował mu wprost w twarz! Darwin wcisnął hamulce i pociski przeleciały nad maską acury. Skręcił mocno w lewo i przyspieszył, zostawiając nieco za sobą cięższego mercedesa, który zahamował gwałtownie, a wtedy samoczynnie otworzyła się poduszka powietrzna od strony drzwiczek kierowcy i uderzyła snajpera w rękę, wybijając mu z niej broń. Mac-10 wyleciał przez otwarte okno i odbił się od maski auta Dara. Acura była modelem z roku 1992 i miała tylko jedną poduszkę powietrzną, pod kierownicą, w ciągu ostatnich lat Minor badał jednak i rekonstruował tak wiele wypadków w pewnym sensie spowodowanych napompowaniem się i rozwinięciem poduszki powietrznej, że dawno temu swoją odłączył.

Teraz wciskał hamulce, najpierw zmuszając mercedesa do skrętu w prawo, potem wycofując się za nadal pędzące auto. Opony acury zapiszczały, na szczęście zadziałał ABS. Pedał hamulca odskoczył pod stopą Darwina, który wrzucił drugi bieg i o mało nie obrócił auta w lewo o sto osiemdziesiąt stopni, starając się nie wpaść w budynek restauracji. Zjechał przy tym nieco na pobocze, muskając wielkie kamienie i niskie zarośla, aż w końcu z chrzęstem i poślizgiem zatrzymał się na drodze jakieś trzydzieści metrów dalej.

Kiedy w mercedesie otworzyła się poduszka od strony drzwiczek kierowcy, snajpera pchnęło na prowadzącego pojazd, którego pas uchronił przed wpadnięciem na kierownicę. Niestety kierować się już w takiej sytuacji nie dało, toteż nowiutki mercedes E 340 nie mógł skręcić i wpadł w pierwszy rząd zaparkowanych przed tarasem harleyów. W tym momencie rozwinęły się jeszcze dwie przednie poduszki powietrzne, oślepiając mężczyznę za kierownicą i uniemożliwiając mu jej dosięgnięcie, natomiast odepchnięty z powrotem na własne siedzenie snajper w ogóle nie mógł się ruszyć. Kierowca wduszał hamulce, lecz niewiele widział, więc skosił tylko kolejne motory, których właściciele natychmiast zerwali się z miejsc i rozbiegli na prawo i lewo. Tymczasem mercedes wjechał ciężko wprost w chybotliwy taras, roztrzaskując w drobny mak stoliki, wbijając się bokiem w nadgniłe deski i rozbijając skrzypiącą poręcz. Nie zatrzymał się tu, lecz sunął dalej, ku urwisku. Widoczni przez chwilę w otwartych oknach dwaj przyciśnięci powietrznymi poduszkami mężczyźni mieli identycznie zaskoczone miny i rozdziawione usta. Dwutonowy szary mercedes zatrzymał się na moment w powietrzu niczym kreskówkowy Wile E. Kojot i niemal dotknął dziobu helikoptera Kanału 5, który kręcił całe zdarzenie kamerą ustabilizowaną dzięki żyroskopowi, nagrywając zarówno przemykające auto, jak i jego krzyczących pasażerów. Potem zniknął Darowi z pola widzenia, spadając na położone ponad dwieście metrów niżej dno doliny.

Darwin chciał wysiąść, nie mógł jednak otworzyć pogiętych drzwiczek od strony kierowcy, a te od strony pasażera blokował wielki kamień. Wybił więc przednią szybę i w końcu się przez nią wygramolił. W tym samym momencie tuż przy nim zahamował mustang kalifornijskiej policji drogowej i przegrzane monte carlo szeryfa. Z obu aut wypadli funkcjonariusze i wycelowali w niego z pistoletów, wykrzykując odpowiednie rozkazy.

Dar oparł się o acurę, rozstawił nogi, jak mu polecono, zgodnie z wywrzeszczanymi sugestiami położył sobie splecione dłonie na karku i próbował oddychać spokojnie, starając się odeprzeć atak napływających mdłości. Fala adrenalinowego gniewu cofała się w nim niczym jakiś szalony odpływ, pozostawiając po sobie osobliwe szczątki emocji.

Policjanci CHP byli młodzi i mieli wysokie numery seryjne na odznakach, którymi mu zamachali za plecami, toteż dostrzegł je jedynie kątem oka, popatrując przez ramię. Nigdy przedtem z nimi nie współpracował. Po ich krzykach, rozdrażnieniu i nerwowości domyślił się, że jeśli wykona choćby jeden niewłaściwy ruch, bez wahania go zastrzelą. Znieruchomiał więc. Jeden ze stanowych funkcjonariuszy i szeryf wciąż mierzyli do niego z broni, a trzeci mężczyzna – starszy z dwóch przedstawicieli CHP, przedwcześnie posiwiały „weteran”, który wyglądał najwyżej na dwadzieścia trzy lata, zbliżył się do niego i obszukał go szybko, po czym ostro szarpnął mu ręce w dół, do wysokości bioder i nałożył na nadgarstki kajdanki.

Dwóch harleyowców podeszło do nich z puszkami piwa w rękach. Ten z dłuższą brodą uśmiechał się szeroko, błyskając żółtymi zębami.

– Hej, facet, to była, cholera, najfajniejsza akcja, jaką kiedykolwiek widziałem. Człowieku, prawie zdjąłeś z nieba pieprzony Kanał 5. Ekstra historia.

Zastępca szeryfa kazał motocyklistom wracać do restauracji. Kilku innych podeszło i wyjaśniło, że nigdy nie byli w środku cholernej restauracji, zawsze przesiadywali wyłącznie na tarasie. Dodali: „To wolny kraj, stary”. Zadali też retoryczne pytanie: „W jakim innym państwie, człowieku, można zobaczyć nowiutkiego mercedesa spadającego z dwustumetrowego stoku i kręcący tę scenkę helikopter z telewizyjnych»Wiadomości«?”.

– Ważniak Eddie będzie musiał zmienić nazwę swojego pieprzonego baru – oświadczył motocyklista z ogoloną głową i tatuażem czaszki na gołej piersi. – Z cholernego Lookout na cholerne Lotnisko, stary.

Minor był nawet zadowolony, kiedy dwaj patrolowi zaprowadzili go wreszcie do mustanga CHP i wepchnęli na tylne siedzenie.

– Wiecie, zawieźcie go do Riverside – odezwał się szeryf. Nadal trzymał w ręce kolta z długą lufą.

– Wiemy, wiemy – odparł starszy z dwóch młodych policjantów stanowych. – Może pan albo pański zastępca wezwiecie tu przez radio pomoc? Powiedzcie, że potrzebujemy zespołu techników… Pospieszcie się, zanim dojdzie do pieprzonych rozruchów. Okej?

Szeryf popatrzył na kręcących się wokół harleyowców, którzy zaczęli właśnie szacować szkody w swoich maszynach i przeklinali coraz głośniej, pokiwał głową, wyjął pistolet i wrócił do chevroleta.

Jego zastępca podszedł do zniszczonego, rozchybotanego tarasu, stanął na krawędzi i niespokojnie zerknął przez szeroką szczelinę w poręczy w dół, ku Lake Elsinore, gdzie zniknął mercedes. Gdzieś pod nim rozległo się brzęczenie helikoptera kanału informacyjnego.

Dar obliczał w myślach czas, jaki zajął mercedesowi swobodny lot, nie przestawał się nad tym zastanawiać, nawet gdy policjanci stanowi wpychali go na tylne siedzenie mustanga. Niezłe wideo nakręciły sobie cholerne „Wiadomości”.

Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał przed odjazdem, były ciche, wielokrotnie powtarzane przez stojącego na krawędzi urwiska zastępcy szeryfa dwa słowa:

– Cholera jasna, cholera jasna, cholera jasna.

Brzmiały jak prywatna mantra tego mężczyzny.

Загрузка...