Poczucie zagrożenia towarzyszyło Austinowi jeszcze po wyjściu od profesora, choć na zewnątrz świeciło jasne słońce. Podczas powrotu taksówką do hotelu kilka razy przyłapał się na tym, że zerka przez tylną szybę. W końcu dał sobie spokój. Gdyby gdzieś czaiło się niebezpieczeństwo, nie zobaczyłby go w gęstwinie samochodów.
Wstąpił do sklepu odzieżowego, żeby odebrać przygotowane ubranie. Z hotelu zadzwonił do Therri. Była godzina 17.30.
– Mam pokój piętro pod tobą. Zdawało mi się, że słyszę, jak śpiewasz z radości w niecierpliwym oczekiwaniu na naszą randkę.
– Musiałeś więc też słyszeć, jak tańczę.
– Nie do wiary, jak mój urok działa na kobiety – odrzekł Austin. – Zobaczymy się w holu. Możemy udawać dawnych kochanków, którzy spotkali się przypadkowo.
– Jest pan zaskakująco romantyczny, panie Austin.
– Czasem określano mnie jeszcze gorzej. Rozpoznasz mnie po czerwonym goździku w klapie marynarki.
Kiedy otworzyły się drzwi windy, Therri wyszła jak na scenę i natychmiast zwróciła na siebie uwagę wszystkich obecnych mężczyzn. Austin nie mógł oderwać od niej oczu, gdy szła przez hol. Jej kasztanowe włosy opadały na ramiączka białej, koronkowej sukienki do kostek, która opinała wąską talię i uda.
Uśmiech Therri wskazywał, że ona też cieszy się z randki. Przyjrzała się jasnoszarej, jednorzędowej marynarce Austina, lekko wciętej w pasie, która uwydatniała jego szerokie ramiona jak wojskowy mundur. Niebieska koszula i biały jedwabny krawat podkreślały jego ciemną opaleniznę, niebieskozielony kolor oczu i siwe włosy. W klapie tkwił czerwony goździk.
Austin pocałował Therri w rękę.
– Co za cudowna niespodzianka – powiedziała z brytyjskim akcentem wyższych sfer. – Nie widzieliśmy się od czasów…
– Biarritz. A może Casablanki?
– Tak? Kto by pomyślał? Z upływem czasu wszystkie wspomnienia się zacierają.
Austin nachylił się i szepnął jej do ucha:
– Ale zawsze będziemy mieli Marrakesz.
Potem podał jej ramię i wyszli z hotelu pod rękę, jakby znali się od wieków. Poszli przez ruchliwy plac w kierunku Tivoli, słynnego dziewiętnastowiecznego parku rozrywki, znanego z kolejki szynowej, karuzeli i widowisk. Park był oświetlony neonami i pełen gości, którzy oglądali teatralne przedstawienie i słuchali muzyki symfonicznej. Austin i Therri zatrzymali się na kilka minut, by popatrzeć na zespół tańca ludowego. Therri zaproponowała, żeby zjedli kolację w restauracji z tarasem. Dostali stolik z widokiem na diabelski młyn.
Austin wziął menu.
– Skoro ty wybrałaś lokal, ja wybiorę dania, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
– Wręcz przeciwnie. Żyję sandwiczami smorrebrod.
Kiedy podszedł kelner, Austin zamówił na zakąskę maleńkie krewetki z fiordów. Jako główne danie wziął dla siebie flaekesteg, pieczeń wieprzową ze skwarkami i kapustą, dla Therri morbradbof, małe filety wieprzowe w sosie pieczarkowym. Zamiast wina, poprosił o piwo carlsberg.
– Zgrabnie ci poszło z tym zamówieniem – powiedziała z podziwem Therri.
– Bywałem w tej restauracji w czasie ostatniego pobytu służbowego w Kopenhadze na zlecenie NUMA.
Stuknęli się szklankami i napili się chłodnego piwa z pianką. Podano krewetki. Gdy Therri ich spróbowała, przymknęła oczy z zachwytu.
– Pycha!
– Tajemnica przyrządzania owoców morza polega na tym, żeby przyprawy nie zabiły ich subtelnego smaku.
– Jeszcze jedna pozycja na mojej liście podziękowań.
– Twój dobry humor świadczy chyba o tym, że udało ci się spotkanie z Beckerem.
– Pan Becker był wręcz czarujący. Nie mógł się ciebie nachwalić. Twoje zdjęcia “Sentinela” zrobiły na nim wielkie wrażenie. Na moje nalegania sami zbadali statek i stwierdzili, że doszło do sabotażu. Zgodzili się wycofać zarzuty przeciwko Marcusowi.
– Moje gratulacje. Bez żadnych warunków?
– To by było zbyt piękne. Marcus i wszyscy związani z SOS, łącznie z moją skromną osobą, mają opuścić Danię w ciągu najbliższych czterdziestu ośmiu godzin. Mamy rezerwację na jutrzejszy lot concorde’em.
– Concorde’em? SOS nie oszczędza na podróżach.
Therri wzruszyła ramionami.
– Ludzie, którzy pakują miliony w naszą organizację, chyba nie mają nic przeciwko temu, dopóki morza są chronione.
– Spróbuję w ten sam sposób przemówić do rozumu księgowym NUMA, którzy skąpią pieniędzy na podróże. Kiedy ty będziesz jadła lunch u Kinkaida, ja będę żuł gumowatego kurczaka na wysokości jedenastu tysięcy metrów. Jakie jeszcze warunki postawił Becker?
– Żadnych konferencji prasowych na terenie Danii, żadnych prób wydobycia z morza “Sea Sentinela”. W ogóle mam zamkniętą drogę do tego kraju. Nie wiem, jak ci dziękować za to, co dla nas zrobiłeś.
– Wszystko ma swoją cenę. Powiedz mi jak najwięcej o Oceanusie.
– Proszę bardzo. Jak już mówiłam ostatnim razem, Oceanus to międzynarodowa korporacja, zajmująca się przetwórstwem rybnym i transportem. Jej floty rybackie i handlowe pływają po morzach całego świata.
– Taki opis pasuje to wielu korporacji – uśmiechnął się Austin. – Dlaczego mam wrażenie, że coś ukrywasz?
Therri była zaszokowana.
– To aż takie oczywiste?
– Tylko dla kogoś stale mającego do czynienia z ludźmi, którzy uważają, że powiedzenie części prawdy to dobry unik, żeby nie ujawnić wszystkiego.
Zmarszczyła brwi.
– Należało mi się. My, prawnicy, lubimy mieć coś w rezerwie. SOS jest twoim wielkim dłużnikiem. Co chcesz wiedzieć?
– Na początek, kto jest właścicielem Oceanusa?
– Zadajemy sobie to samo pytanie. Natrafiliśmy na gąszcz powiązanych ze sobą tajemniczych korporacji, papierowych firm, podejrzanych trustów. Wciąż pojawiało się jedno imię: Toonook.
– Hm… Przypomina mi imię ze starego filmu dokumentalnego, który widziałem w dzieciństwie – Nanook z północy. To Eskimos?
– Chyba tak. Nie możemy tego potwierdzić, ale dogrzebaliśmy się do dowodu pośredniego, który na to wskazuje. Mieliśmy z tym mnóstwo roboty. Dowiedzieliśmy się, że jest obywatelem kanadyjskim i bardzo dobrze ukrywa swoją twarz. To wszystko, co mogę ci o nim powiedzieć.
Austin skinął głową, myśląc o śniadych ochroniarzach, którzy do niego strzelali.
– Wróćmy do Oceanusa. Co zwróciło na niego waszą uwagę?
– Jako jedna z nielicznych firm zignorował nasz bojkot Wysp Owczych. Uważamy, że przemysłowe hodowanie ryb jest szkodliwe dla środowiska naturalnego, ale to próby ukrycia przez firmę swoich działań zainteresowały Marcusa. Kiedy dowiedzieliśmy się o hodowli ryb na Wyspach Owczych, uznał, że nagłośnienie sprawy może wywołać jakąś reakcję.
– Wasz statek i duński okręt na dnie morza dowodzą, że się nie mylił.
Therri spojrzała Austinowi prosto w oczy.
– Pozwól, że o coś cię zapytam. Co ty wiesz o Oceanusie, czego mi nie mówisz?
– Wystarczająco dużo. Kiedy negocjowałaś z panem Beckerem, powęszyłem trochę w hodowli ryb na Wyspach Owczych.
– Dowiedziałeś się czegoś?
Austin poczuł ukłucie bólu w ranie na piersi.
– Tego, że tamci nie lubią, kiedy ktoś wtyka nos w ich sprawy. Radzę tobie i twoim przyjaciołom omijać ich szerokim łukiem.
– I kto teraz robi uniki?
Austin tylko się uśmiechnął. Chciał ufać Therri, ale nie wiedział, na ile jest lojalna wobec SOS i swojego szefa.
– Ujawniłem ci tylko tyle, żebyś nie miała kłopotów.
– Powinieneś wiedzieć, że rzucenie mi ochłapu informacji tylko rozbudzi moją ciekawość.
– Pamiętaj, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie chciałbym, żebyś tam trafiła.
Therri uśmiechnęła się czarująco.
– Dzięki za ostrzeżenie.
– Proszę bardzo. Może kiedyś w Waszyngtonie wrócimy do tej rozmowy.
– Znam mnóstwo hoteli, gdzie można się przypadkowo spotkać w holu. Ale umówmy się, że nie będziemy rozmawiali o sprawach służbowych.
– Możemy od razu zmienić temat. – Austin przywołał gestem kelnera i zamówił dwa likiery wiśniowe Peter Heering.
– Więc o czym chciałbyś porozmawiać? – zapytała Therri.
– Opowiedz mi o SOS.
– To sprawy służbowe.
– Dobrze, zadam ci pytanie osobiste. W jaki sposób trafiłaś do Strażników Morza?
– Przeznaczenie – odrzekła z uśmiechem Therri. – Zanim zostałam obrońcą wielorybów, broniłam lasów. Było mi to pisane od urodzenia. Moja rodzina dała mi imię Thoreau od Henry’ego Davida.
– Zastanawiałem się, skąd się wzięło Therri.
– Chyba miałam szczęście, że nie ochrzcili mnie Henry. Mój ojciec był aktywnym obrońcą środowiska, zanim taki ruch w ogóle powstał. Moja matka pochodzi ze starej jankeskiej rodziny, która dorobiła się na niewolnikach i rumie. Kiedy skończyłam prawo na Harvardzie, wszyscy spodziewali się, że wejdę do rodzinnego interesu. Teraz twoja kolej. Jak trafiłeś do NUMA?
Austin podał Therri skróconą wersję swojej kariery zawodowej.
– W twoim życiorysie widzę dużą lukę czasową – zauważyła.
– Bystra jesteś. W tamtym okresie pracowałem w CIA. Po zakończeniu zimnej wojny mój wydział zlikwidowano. Więcej nie mogę ci powiedzieć.
– W porządku – zgodziła się. – Tajemniczość dodaje ci atrakcyjności.
Austin chciał odpowiedzieć jej w tym samym tonie, gdy zauważył, że Therri patrzy ponad jego ramieniem. Odwrócił się i zobaczył Marcusa Ryana, idącego w kierunku ich stolika.
– Therri! – wykrzyknął Ryan ze swoim uśmiechem idola. – Co za miła niespodzianka!
– Cześć, Marcus. Pamiętasz Kurta Austina z przesłuchania w Thorshavn?
– Oczywiście! Pan Austin jako jedyny złożył wówczas bezstronne zeznanie w tej farsie.
– Może się do nas przyłączysz? – zaproponowała Therri. – Nie masz nic przeciwko temu, prawda, Kurt?
Austin miał. I to dużo. Na kilometr wyczuwał zaaranżowane spotkanie, ale był ciekaw, po co ta zabawa. Wskazał Ryanowi krzesło i uścisnął mu dłoń. Marcus miał zaskakująco mocny chwyt.
– Tylko na minutkę – powiedział Ryan. – Nie chcę wam przeszkadzać w kolacji, ale cieszę się, że mam okazję podziękować panu Austinowi za pomoc udzieloną SOS.
– Myli się pan. Nie zrobiłem tego, żeby pomóc SOS. To była osobista przysługa wyświadczona pani Weld. To ona namówiła mnie do obejrzenia waszego statku.
– Niewielu ludzi może się oprzeć jej namowom. Therri wzbudza duże zaufanie. Tak czy owak, wspaniale się pan przysłużył morskim stworzeniom.
– Niech pan sobie daruje ten mdły sentymentalizm, panie Ryan. Dostarczyłem Therri dowód sabotażu, bo uważałem to za słuszne, a nie dlatego, że wierzę w waszą sprawę.
– Zatem wie pan, że nie jestem odpowiedzialny za tę kolizję.
– Wiem, że celowo dążył pan do tego, by coś się wydarzyło, i żeby mówiono o tym w telewizji.
– Niektóre sytuacje wymagają desperackich kroków. Z tego, co wiem o NUMA, wynika, że pańska organizacja też nie jest święta, jeśli chodzi o metody osiągania celu.
– To całkiem co innego. Każdy z nas, łącznie z admirałem Sandeckerem, bierze na siebie odpowiedzialność za to, co robi. Nie chowamy się za plakatami z pyszczkami małych fok.
Ryan poczerwieniał.
– Zawsze jestem gotów ponieść konsekwencje swoich czynów.
– Jasne, dopóki wie pan, że można się jakoś wykręcić.
Ryan uśmiechnął się.
– Trudny z pana facet, panie Austin.
– Staram się.
Zjawił się kelner z daniami głównymi.
– No cóż. Nie będę psuł wam wieczoru – powiedział Ryan. – Miło się z panem rozmawiało, panie Austin. Później do ciebie zadzwonię, Therri.
Pomachał im beztrosko i wmieszał się w tłum ludzi na ulicy.
– Twój przyjaciel ma strasznie wysokie mniemanie o sobie – powiedział Austin. – A ja myślałem, że bogiem morza jest Neptun lub Posejdon.
Spodziewał się, że Therri będzie broniła Ryana, ale wybuchnęła śmiechem.
– Gratuluję, Kurt. Dobrze wiedzieć, że nie tylko Marcus potrafi irytować ludzi.
– To mój wrodzony talent. Powinnaś mu powiedzieć, że następnym razem będzie lepiej, jeśli zaaranżujesz przypadkowe spotkanie.
Therri zerknęła na diabelski młyn, żeby uniknąć wzroku Austina. Potem zaczęła się bawić widelcem.
– To było aż tak widoczne? – zapytała w końcu.
– Jasne jak słońce.
Westchnęła ciężko.
– Przepraszam za nieudolną próbę oszukania cię. Nie zasłużyłeś na to. Marcus chciał się z tobą zobaczyć, żeby ci podziękować. Mówił szczerze. Nie spodziewałam się, że dojdzie do takiej wymiany zdań. Wybacz mi.
– Wybaczę tylko pod warunkiem, że po spacerze wypijemy drinka w barze hotelowym.
– Twardo się targujesz.
Austin uśmiechnął się szelmowsko.
– Jak zauważył twój przyjaciel, pan Ryan, trudny ze mnie facet.