21

Światowej sławy historyk morski i smakosz, St. Julien Perlmutter, cierpiał w ekstazie. Siedział na ocienionym tarasie trzystuletniej toskańskiej willi z zapierającym dech widokiem na rozległe winnice. W oddali nad renesansową Florencją dominowała katedra Duomo. Szeroki, dębowy stół przed Perlmutterem uginał się pod ciężarem włoskich potraw, od pikantnych kiełbasek miejscowego wyrobu do grubych, krwistych befsztyków florenckich. Wspaniałego jedzenia, kolorów i zapachów było tyle, że Perlmutter nie mógł się zdecydować od czego zacząć.

– Weź się w garść, stary – mruknął do siebie, szarpiąc siwą brodę i wpatrując się w smakołyki. – Głupio byłoby umrzeć z głodu wśród tego wszystkiego.

Ważył sto osiemdziesiąt kilogramów i raczej nie groziła mu śmierć z niedożywienia. Gościł we Włoszech od dziesięciu dni w podróży promującej włosko-amerykański magazyn kulinarny. Odwiedzał winiarnie, trattorie i wędzarnie. Pozował do zdjęć w chłodniach pełnych wiszącego prosciutto i wygłaszał wykłady o historii żywienia od czasów Etrusków. Ucztował wszędzie, gdzie się zatrzymał. W końcu przesyt doprowadził go do obecnego impasu.

Odezwała się komórka w kieszeni jego garnituru. Na szczęście telefon wybawił go z kłopotu.

– Proszę się streszczać.

– Trudno cię złapać, St. Julien.

Na dźwięk znajomego głosu Kurta Austina niebieskie oczy rozbłysły wesoło.

– Wręcz przeciwnie, mój chłopcze. Jestem jak Jaś i Małgosia. Idź tropem okruchów, a znajdziesz mnie skubiącego domek z piernika.

– Łatwiej było pójść tropem wskazówek twojej gospodyni. Powiedziała mi, że jesteś we Włoszech. Jak przebiega wycieczka?

Perlmutter poklepał się po pełnym brzuchu.

– Bardzo treściwa. Mam nadzieję, że w dystrykcie Kolumbii wszystko w porządku?

– O ile wiem, tak. Wczoraj wieczorem wróciłem z Kopenhagi.

– Ach, to miasto Hansa Christiana Andersena i Małej Syrenki… Pamiętam, że kiedy byłem tam kilka lat temu, trafiłem do pewnej restauracji, gdzie jadłem…

Austin przerwał Perlmutterowi, zanim ten zaczął wymieniać kolejno wszystkie dania.

– Wysłuchałbym tego z przyjemnością, ale w tej chwili jest mi potrzebna twoja znajomość historii.

– Zawsze chętnie rozmawiam o jedzeniu i historii. Strzelaj. – Perlmutter często wspomagał NUMA swoją wiedzą.

– Natknąłeś się kiedykolwiek na baskijskiego żeglarza Diego Aguirreza? Piętnasty lub szesnasty wiek.

Perlmutter sięgnął w głąb swego encyklopedycznego umysłu.

– Owszem. Miało to coś wspólnego z Pieśnią o Rolandzie, francuskim poematem epickim.

Chanson de Roland? Męczyłem się z tym w szkole na lekcjach francuskiego.

– Więc znasz tę legendę. Roland był siostrzeńcem cesarza Karola Wielkiego. Swoim magicznym mieczem Durendalem powstrzymywał Saracenów w wąwozie Roncesvalles. Kiedy umierał, uderzył mieczem o skałę, chcąc go zniszczyć, żeby nie wpadł w ręce wroga. Ale klinga nie pękła. Zadął w róg, wzywając pomocy. Cesarz usłyszał to i przybył ze swoimi wojskami, ale było za późno. Roland już nie żył. Z biegiem lat stał się bohaterem Basków, symbolem ich uporu.

– A jak to się wiąże z Aguirrezem?

– Przypominam sobie wzmiankę o rodzinie Aguirrezów w osiemnastowiecznej rozprawie naukowej o wyprawach do obu Ameryk przed Kolumbem. Aguirrez podobno wiele razy pływał na łowiska na wodach Ameryki Północnej, kilkadziesiąt lat przed dotarciem tam Kolumba. Niestety, naraził się hiszpańskiej inkwizycji. Podobno powierzono mu relikwie Rolanda.

– Z tego, co mówisz, wynika, że opowieść o Rolandzie to nie tylko legenda. Miecz i róg istniały naprawdę.

– Inkwizycja najwyraźniej tak uważała. Obawiała się, że relikwie mogą być wykorzystane do zjednoczenia Basków.

– Co się stało z Aguirrezem i relikwiami?

– Zniknął razem z nimi. I nie ma nigdzie mowy o katastrofie jego statku. Mogę spytać, dlaczego się tym interesujesz?

– Poznałem potomka Diego Aguirreza. Podróżuje tropem swojego przodka, ale nic mi nie mówił o relikwiach.

– Nie jestem zaskoczony. Separatyści baskijscy nadal podkładają bomby w Hiszpanii. Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby wpadły im w ręce takie cenne symbole.

– Pamiętasz coś jeszcze o Aguirrezie?

– W tej chwili nic więcej nie mogę powiedzieć. Po powrocie do domu pogrzebię w moich książkach. – Perlmutter miał jedną z największych na świecie bibliotek marynistycznych. – Będę w Georgetown za kilka dni, po wizycie w Mediolanie.

– Bardzo mi pomogłeś, jak zwykle. Jeszcze pogadamy. Buon appetito.

Grazie – odrzekł Perlmutter i wyłączył się.

Znów skoncentrował się na zastawionym stole. Już miał się wziąć za półmisek marynowanych karczochów, gdy jego gospodarz, właściciel willi i okolicznych winnic, wrócił z butelką wina, po którą poszedł.

– Nie tknął pan jedzenia – zdziwił się. – Źle się pan czuje?

– Ach, nie, senior Nocci. Miałem właśnie telefon z trudnym pytaniem z dziedziny historii.

Siwy Włoch skinął głową.

– Może odświeży panu pamięć chingali z dzika. Sos jest zrobiony z trufli z moich lasów.

– Wspaniała propozycja, mój przyjacielu.

Tama pękła i Perlmutter zabrał się do jedzenia ze zwykłym apetytem. Nocci uprzejmie powstrzymywał swoją ciekawość, kiedy jego gość pochłaniał dokładki. Ale gdy Perlmutter wytarł usta i odłożył serwetkę, Nocci powiedział:

– Jestem historykiem amatorem. Trudno nim nie być, kiedy mieszka się w kraju pełnym pozostałości po niezliczonych cywilizacjach. Może mógłbym pomóc.

Perlmutter nalał sobie drugi kieliszek chianti rocznik 1997 i zrelacjonował mu swoją rozmowę z Austinem. Włoch przechylił głowę na bok.

– Nic nie wiem o tym Basku, ale pańska opowieść przypomina mi coś, na co natknąłem się podczas moich badań w Biblioteca Laurenziana.

– Byłem tam wiele lat temu. Zafascynowały mnie manuskrypty.

– Mają ich ponad dziesięć tysięcy – przytaknął Nocci. – Jak pan wie, bibliotekę założył ród Medyceuszy, by umieścić tam swoje bezcenne zbiory. Piszę pracę o Wawrzyńcu Wspaniałym, którą mam nadzieję kiedyś opublikować, choć wątpię, czy ktoś ją przeczyta.

– Ja na pewno – obiecał uroczyście Perlmutter.

– Więc mój wysiłek nie pójdzie na marne – odrzekł Włoch. – W każdym razie jednym z niebezpieczeństw badań naukowych jest pokusa zbaczania z głównego kierunku poszukiwań. Uległem jej w bibliotece i doszedłem do osoby papieża Leona X z rodu Medyceuszy. Po śmierci króla Ferdynanda w 1516 roku zaczęto naciskać, siedemnastoletniego następcę tronu, Karola V, żeby przeciwstawił się potędze inkwizycji. W rodzinie Medyceuszy istniały wielkie tradycje humanistyczne i papież chciał ograniczyć uprawnienia inkwizytorów. Jednak doradcy Karola przekonali młodego króla, że bez inkwizycji nie utrzyma się przy władzy i prześladowania trwały jeszcze przez trzysta lat.

– Smutny rozdział w historii ludzkości. To pocieszające, że Aguirrez miał odwagę wyrazić własne zdanie, ale ciemne moce były silne.

– Najgorszy był Hiszpan Martinez. Wysłał do króla list z przynagleniem do poparcia inkwizycji i rozszerzenia jej uprawnień. Udało mi się ustalić, że list został przekazany Leonowi X z prośbą o komentarz i trafił do biblioteki wraz z innymi dokumentami papieża. – Nocci pokręcił głową. – Martinez nienawidził Basków, chciał ich zetrzeć z powierzchni ziemi. Pamiętam wzmiankę o Rolandzie i przypominam sobie, że wydała mi się niezwykła w tym kontekście.

– O co w niej chodzi?

Włoch westchnął ciężko i postukał się palcem w głowę.

– Zapomniałem. Skleroza. Starzeję się.

– Może pan sobie przypomni po dolewce wina.

Nocci uśmiechnął się.

– Bardziej ufam chianti niż własnej pamięci. Zastępczyni kustosza biblioteki to moja przyjaciółka. Proszę poczekać, a ja pójdę do niej zadzwonić.

Wrócił po kilku minutach.

– Powiedziała, że w każdej chwili z przyjemnością pokaże nam ten list.

Perlmutter odsunął wielkie cielsko od stołu i wstał.

– Trochę ruchu chyba dobrze mi zrobi.

Jazda do Florencji nie trwała nawet piętnastu minut. Nocci miał fiata, ale na czas wizyty Perlmuttera wypożyczył mercedesa, żeby gościowi było wygodniej. Zaparkowali w pobliżu straganów z wyrobami skórzanymi i pamiątkami na Piazza San Lorenzo i skierowali się na lewo od starej kaplicy parafialnej rodu Medyceuszy.

Przeszli przez ciche krużganki klasztorne, zostawili za sobą ruchliwy rejon handlowy i wspięli się do czytelni po schodach będących dziełem Michała Anioła. Zwinność ogromnej postaci Perlmuttera wydawała się przeczyć prawu grawitacji. Mimo to u szczytu schodów zasapał się z wysiłku i chętnie zgodził się, gdy Nocci zaproponował, że przyprowadzi tu przyjaciółkę. Perlmutter przechadzał się między rzędami rzeźbionych ław z prostymi oparciami, pławił się w słońcu, wpadającym przez wysokie okna, i wdychał stęchły zapach staroci.

Nocci wrócił po chwili z przystojną kobietą w średnim wieku. Przedstawił ją jako Marę Maggi, zastępczynię kustosza. Mara była rudawą blondynką i miała jasną cerę jak z obrazów Botticellego.

Perlmutter uścisnął jej dłoń.

– Dziękuję, że tak szybko znalazła pani dla nas czas, seniora Maggi.

Obdarzyła go promiennym uśmiechem.

– Nie ma za co. To przyjemność udostępnić nasze zbiory tak znanej osobie. Proszę ze mną. List jest w moim biurze.

Zaprowadziła gości do pomieszczenia z widokiem na ogród klasztorny. Posadziła Perlmuttera przy wolnym biurku. W otwartej drewnianej kasetce obciągniętej skórą leżało kilka kartek pomarszczonego pergaminu. Mara zostawiła mężczyzn samych i powiedziała, żeby ją zawołali, gdyby była potrzebna.

Nocci ostrożnie wyjął pierwszą kartkę.

– Znam hiszpański całkiem nieźle. Jeśli pan pozwoli…

Perlmutter skinął głową i Włoch zaczął głośno czytać. Pełen jadu, nienawiści i żądzy krwi list był litanią oskarżeń pod adresem Basków – między innymi o czarnoksięstwo i satanizm. Jako dowodu użyto nawet odmienności ich języka. Martinez najwyraźniej był obłąkany. Ale w jego bredniach kryło się ostrzeżenie dla młodego króla z rodu Medyceuszy: ograniczenie władzy inkwizycji zagrozi potędze tronu.

– O – powiedział Nocci i poprawił okulary – tu jest ten fragment, o którym wspominałem. Martinez pisze: “Ale najbardziej obawiam się ich skłonności do rebelii. Są przywiązani do relikwii. Mają Miecz i Róg. Przypisują tym przedmiotom wielką moc. To im daje siłę do buntu. Może zagrozić potędze Kościoła i Twojego królestwa, Panie. Jest wśród nich człowiek nazwiskiem Aguirrez, przywódca spisku. Przysiągłem ścigać go choćby na koniec świata i odzyskać relikwie. Obawiam się, Panie, że jeśli nasza święta misja nie będzie mogła trwać aż do wykorzenienia herezji, dźwięk rogu Rolanda wezwie naszych wrogów do boju, a jego miecz zniszczy wszystko, co nam drogie”.

Perlmutter zmarszczył brwi.

– Interesujące. Po pierwsze, według niego relikwie naprawdę istnieją. Po drugie, ma je ten Aguirrez. To potwierdza legendę o śmierci Rolanda.

Zajrzała seniora Maggi i zapytała, czy czegoś potrzebują. Nocci podziękował i powiedział:

– To fascynujący dokument. Czy jest tu coś jeszcze, co napisał Martinez?

– Nie przypominam sobie nic takiego.

Perlmutter splótł palce.

– Martinez robi na mnie wrażenie człowieka bardzo ambitnego. Zdziwiłbym się, gdyby nie prowadził dziennika swoich działań. Byłoby wspaniale, gdybyśmy dotarli do takiego dokumentu. Może jest coś w archiwach państwowych w Sewilli.

Seniora Maggi, słuchając go niezbyt uważnie, czytała kartkę przyczepioną do pudła z innymi dokumentami.

– To lista wszystkich manuskryptów w tym zbiorze. Najwyraźniej poprzedni kustosz zabrał stąd jeden z rękopisów i wysłał do archiwów państwowych w Wenecji.

– Co to za dokument? – zapytał Perlmutter.

– Jest tu określony jako Oczyszczenie z zarzutów człowieka morza. Napisał go Anglik, kapitan Richard Blackthorne. Manuskrypt powinien tutaj wrócić, ale archiwa obejmujące tysiąc lat historii mają ponad dziewięćdziesiąt kilometrów półek, więc czasem coś może się zawieruszyć.

– Bardzo chciałbym przeczytać rękopis Blackthorna – powiedział Perlmutter. – Jutro miałem być w Mediolanie, ale może wybiorę się do Wenecji.

– Chyba nie będzie to konieczne – odrzekła Maggi. Zabrała akta do swojego gabinetu, skąd rozległo się ciche stukanie w klawiaturę komputera. Po chwili Maggi wróciła. – Skontaktowałam się z archiwum państwowym w Wenecji i poprosiłam o odszukanie dokumentu. Jak tylko się znajdzie, zrobią kopię i prześlą przez Internet.

– Serdeczne dzięki – powiedział Perlmutter.

Seniora Maggi pocałowała go na pożegnanie w oba mięsiste policzki. Wkrótce on i Nocci jechali przez przedmieścia Florencji. Zmęczony wydarzeniami dnia Perlmutter zdrzemnął się i obudził w samą porę na kolację. Jedli z Noccim na tarasie. Perlmutter odzyskał apetyt i nie miał kłopotu z pochłanianiem cielęciny i makaronu. Zakończył sałatką szpinakową i deserem ze świeżych owoców. Potem patrzyli na zachód słońca, w milczeniu sącząc ze szklanek limoncello.

Zadzwonił telefon i Nocci poszedł odebrać. Perlmutter siedział w ciemności i rozkoszował się zapachem ziemi i winogron, niesionym przez lekki wieczorny wiatr. Nocci wrócił po kilku minutach i zaprosił go do małego pokoju komputerowego, wyposażonego w sprzęt ostatniej generacji. Widząc zdziwienie gościa, powiedział:

– Nawet taka mała firma jak moja musi mieć najnowsze urządzenia telekomunikacyjne, żeby utrzymać się na światowym rynku. Dzwoniła seniora Maggi – wyjaśnił i usadowił się przed monitorem. – Przeprasza za opóźnienie, ale interesujący pana dokument musieli wydobyć z Museo Storico Navale, muzeum morskiego, gdzie leżał bezużytecznie. Proszę… – Wstał i ustąpił gościowi miejsca.

Solidne, drewniane krzesło zaskrzypiało w proteście pod ciężarem Perlmuttera. St. Julien przyjrzał się pierwszej stronie, na której autor stwierdzał, że jego dziennik to: “relacja niechętnego najemnika w służbie hiszpańskiej inkwizycji”.

Perlmutter pochylił się do przodu, wpatrzył się w ekran i zaczął czytać słowa napisane przed pięcioma wiekami.

Загрузка...