11

LOS ANGELES

Co w takim razie robił w Hollywood? Zmierzając trzęsącą się i podskakującą taksówką w stronę wzgórz, Olivia opuściła okno i rozkoszowała się poczuciem wolności oraz dziwnej samowoli, co odczuwała zawsze, ilekroć zjawiła się w Los Angeles. Wszystko tu było tak cudownie powierzchowne. Przyglądała się mijanym po drodze ogromnym reklamowym billboardom: „Chcesz zrobić karierę? Zostań gwiazdą! Zgłoś się do biura szeryfa w hrabstwie LA”. „Rehabilitacja zakończona, jesteśmy gotowi do zabawy” – głosiła reklama programu telewizyjnego. Przystanek autobusowy zdobił plakat, na którym szeroko uśmiechnięta pani o bujnej fryzurze reklamowała swoje biuro nieruchomości: „Valerie Babajian: tylko z nami znajdziesz najlepsze lokum w LA”. Kolejny billboard z reklamą stacji radiowej był prosty: „George, brat Jennifer Lopez”. Inny z kolei, który zdawał się niczego nie reklamować, pokazywał artystyczną wizję platynowej blondynki o figurze Jessiki Rabbit w obcisłej różowej sukience. Pod spodem widniały gigantyczne litery, układające się w napis: „Angelyne”.

– Czy ta Angelyne to jakaś aktorka? – Olivia zwróciła się do taksówkarza.

– Angelyne? Nie – roześmiał się. – Po prostu sama sobie opłaca te plakaty, a potem zjawia się osobiście na przyjęciach i takich tam. Robi to już od lat.

„Pierre z całą pewnością nie znosi tego miejsca”, pomyślała. Gdy byli już całkiem blisko zielonoszarych wzgórz, na zboczach których w mroku połyskiwały światełka, przy drodze pojawiło się Cedars-Sinai Medical Center ozdobione wielką gwiazdą Dawida.

– Już wiem, po co tu przyjechał – powiedziała do siebie Olivia w nagłym olśnieniu. – Cały ten film to jedna wielka bzdura. Oni chcą zaatakować Los Angeles.

Jak zwykle w podobnych sytuacjach dała się ponieść wizjom rodzącym się w jej nad wyraz bujnej wyobraźni – pociski odpalane ze szczytu w psim parku Runyon Canyon i lądujące na biurach kierownictwa Fox Studios; zamachowcy samobójcy na koncercie finałowym „Amerykańskiego idola”; ludzkie torpedy pędzące z zawrotną szybkością poprzez sieć miejskiej kanalizacji. Zapragnęła zadzwonić do CNN i jednostronnie ogłosić czerwony alarm: „On jest przystojny i seksowny, ale chce nas wszystkich wystrzelić w kosmos: Pierre Ferramo…”

Napis na Standard Hotel przy Sunset umieszczony był do góry nogami, jakby dla zademonstrowania – nie wiadomo po co – jakichś idiotycznych tendencji wywrotowych. Hotel z dawnego domu starców został niedawno przerobiony na świątynię hollywoodzkiego szyku w stylu retro. Kontrast z dotychczasową klientelą był wręcz oszałamiający. Rzadko zdarzało się Olivii widzieć tylu pięknych młodych ludzi rozmawiających przez telefony komórkowe i zgromadzonych w jednym miejscu. Były tu dziewczyny w spodniach moro i górach od bikini, dziewczyny w obcisłych sukieneczkach, dziewczyny w dżinsach z tak obniżoną talią, że ich kości łonowe znajdowały się co najmniej pięć centymetrów powyżej paska, ogolonych na łyso chłopców z kozimi bródkami, chłopców w obcisłych dżinsach, pozwalających w pełni podziwiać ich klejnoty rodzinne, chłopców w dżinsach workowatych, z krokiem na wysokości kolan. Z sufitu zwieszały się na łańcuchach krzesła z pleksiglasu w kształcie kapsuł. Podłogi, ściany i sufity pokryte były grubymi na kilka centymetrów dywanami. Przy wejściu na basen DJ puszczał winylowe płyty. Na ścianie za recepcją, w szklanej witrynie siedziała dziewczyna w białej bieliźnie, spokojnie czytając sobie książkę. Wszystko to sprawiło, że Olivia poczuła się jak siedemdziesięcioletnia otyła pracownica naukowa, którą lada moment ktoś poprosi, żeby przeniosła się do położonego nieco dalej hotelu o niższym standardzie.

Recepcjonistka wręczyła jej liścik, w którym Melissa witała ją w LA oraz informowała, że przesłuchania zaczynają się jutro z samego rana, a członków ekipy z łatwością będzie można spotkać w holu bądź w barze. Po raz kolejny boy hotelowy uparł się, by towarzyszyć jej do pokoju, choć – jak poprzednio – bagażu w zasadzie nie miała. Jego głowa przypominała jej magnetyczną zabawkę z dzieciństwa, gdzie do narysowanej twarzy można było dowolnie przyczepiać wykonane z metalu brody i wąsy. Chłopiec, czy może raczej mężczyzna, miał pofarbowane na czarno włosy, kozią bródkę, długie bokobrody i okulary w czarnych cienkich oprawkach. Wyglądał co najmniej idiotycznie. Koszulę nosił rozpiętą niemal do pasa, prezentując klatę niczym Action Man.

Otworzył drzwi do jej pokoju. Znajdowało się w nim niskie łóżko, wykładana pomarańczowymi kafelkami łazienka, srebrny puf i jasnoniebieska podłoga. „Może jednak nie powinnam malować swojego mieszkania na biało”, pomyślała Olivia. „Może powinnam je urządzić bardziej w stylu lat siedemdziesiątych, w różnych kolorach, z pleksiglasowymi kapsułami zwisającymi z…”

– Podoba się pani pokój? – spytał boy.

– Wygląda trochę jak z planu Barbarelli - mruknęła.

– Wtedy jeszcze nie było mnie chyba na świecie – zauważył.

Impertynencki sukinsyn. Musiał być już dobrze po trzydziestce. Miał inteligentne niebieskie oczy, do których owłosienie twarzy w stylu ofiary mody wybitnie nie pasowało. Bez śladu wysiłku położył na łóżku jej walizkę, jakby nie ważyła więcej niż zwykła papierowa torba. Jego ciało także pozostawało w krzyczącym kontraście z zarostem na twarzy. Lecz cóż, to było LA: hotelowy boy łamane przez aktor łamane przez kulturysta łamane przez intelektualista – nieważne.

– Proszę bardzo – rzekł i otworzył ogromne okno, jak gdyby miał do czynienia z koronkową zasłonką. Do pokoju wdarł się przeraźliwy jazgot, dobiegający z położonego poniżej basenu, gdzie w najlepsze trwała impreza z dudniącą muzyką i migoczącymi światłami. W oddali rozciągała się panorama Los Angeles – podświetlone palmy, iskrzące się niczym klejnoty światła i wielki neonowy napis: APARTAMENTY EL MIRADOR.

– Jak widzę, cisza i spokój, idealne miejsce na wypoczynek – stwierdziła.

– Skąd pani przyjechała?

– Z Miami.

Ujął jej rękę zdecydowanym, autorytatywnym gestem, jakby się na tym znał, i obejrzał poparzenia.

– Robiła pani fondue?

– Yorkshire pudding.

– I co się stało?

– Spaliłam go.

– Co panią sprowadza do LA?

– Czy rozumiesz znaczenie słów: „aura tajemniczości”?

Zaśmiał się krótko.

– Podoba mi się pani akcent.

– Tam, skąd pochodzę, wszyscy tak mówią.

– Pracuje pani tutaj? Jest pani aktorką?

– Nie. A ty? Co tutaj robisz?

– Jestem boyem hotelowym. Ma pani ochotę na drinka?

– Nie.

– OK. Czy mimo wszystko jest coś, co mógłbym dla pani zrobić?

„O tak, namaść moje obolałe kości olejkami, zmień mi opatrunek na mojej oparzonej ręce, ty cudowna, szaleńczo silna, wyglądająca na intelektualistę kupo mięsa”.

– Nie, dziękuję.

– W porządku. Na razie.

Patrzyła, jak wychodzi, zamknęła za nim drzwi, przekręciła klucz w zamku i założyła łańcuch. Zaczynała się czuć jak matka rodziny w podróży służbowej – gdziekolwiek się człowiek obejrzy, sami urodziwi kusiciele, usiłujący zwabić ją z drogi… no właśnie, jakiej? Czyżby ktoś zamierzał jąodwieść od napisania artykułu o aktoreczkach? Nie. To im się nie uda. Przybyła tu z misją. Nie była pewna, z jaką – ale z jakąś misją na pewno.

Rozpakowała się i oswoiła pokój. Rzeczy cenne upchnęła w sejfie, pomyślała przez chwilę, po czym wyjęła pojemniczek z rozświetlającym pudrem do twarzy „Anielski pył”. Był doprawdy wyśmienity, nadający cerze jedwabistej lekkości. Niczym James Bond uważnie pokryła nim każdy numer na sejfie. Cóż, James Bond nie użyłby zapewne do tego celu jedwabistego, odbijającego światło pudru. Nie szkodzi. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.

Następnie włączyła CNN.

– Ponownie najświeższe wiadomości. W miarę jak rośnie liczba zabitych, istnieje coraz bardziej powszechne przekonanie, że wczorajsza eksplozja na Oceans Apart, która pochłonęła ponad 200 ofiar, była w rzeczywistości dziełem terrorystów Al-Kaidy. Aktualna liczba zabitych wynosi 215, rannych jest 475, a ponad 250 osób uznano za zaginione. Czy masz problem z kontrolowaniem pęcherza?

Na ekranie pojawiła się niespodziewanie siwowłosa kobieta, tańcząca w sali pełnej ludzi. Zniecierpliwiona Olivia wyłączyła telewizor. Przyzwoitość nakazywała przynajmniej ostrzec widza, że właśnie skończyły się wiadomości, a zaczęła reklama remedium na nietrzymanie moczu.

Zadzwoniła do recepcji i spytała, czy dostali już londyńskie wydanie „Sunday Timesa”. Niestety, spodziewali się go dopiero jutro po południu.

Otworzyła wobec tego laptop, by przejrzeć gazetę on-line.

Ujrzała ogromny tytuł: „OCEANSAPART ROZDARTY NA STRZĘPY”. Jej własne słowa! Podniecona zaczęła szukać swego nazwiska. U góry widniały nazwiska Dave'a Rufforda i Kate O'Neill. Kate! A gdzie jej nazwisko? W artykule przytoczono mnóstwo jej wypowiedzi, był nawet cały jeden akapit jej autorstwa. Może zamieścili jej nazwisko na dole. Znalazła podtytuł: „Dalsze doniesienia od korespondentów»Sunday Timesa«„. Ale chociaż przeczytała wszystko dokładnie, o sobie nie znalazła nawet najmniejszej wzmianki.

– Och, chrzanić to – stwierdziła rezolutnie. – Przynajmniej żyję. A Elsie i Edward nie.

Otworzyła francuskie drzwi i pokój wypełnił się dochodzącymi z dołu odgłosami głośnej zabawy. Olivia usiadła przy biurku. Właśnie etyka pracy północnych protestantów pomogła jej uciec z krainy etyki pracy północnych protestantów. Praca, jak zestaw umożliwiający przetrwanie, dawała jej poczucie bezpieczeństwa.

O północy wyprostowała się, postanawiając zakończyć dzień. Biurko było zasypane zdobyczami z Miami: listągości, wizytówkami, numerami telefonów naskrobanymi na odwrocie kwitów z bankomatu, diagramem, który miał jej pomóc doszukać się jakiegoś sensu w powiązaniach kompletnie go pozbawionych.

Kliknęła na Avizon.com w swojej liście ulubionych. Była to strona internetowa taniej agencji aktorek łamane przez modelki, którą znalazła wśród porażającej liczby 764 000 adresów pod hasłem „Aktorki Los Angeles”. Na stronie, wraz z mnóstwem mizdrzących się w prowokacyjnych pozach – podobnych do siebie jak krople wody przeróżnych Kirsten, Kelley i Kim – w nadziei, że producenci i reszta świata na ich widok klękną z zachwytu, znalazła także Kimberley Alford. Kliknęła na jej nos i zdjęcie ukazało się w powiększeniu, wraz z wszystkimi jej danymi:

Status modelki: profesjonalny.

Status aktorki: profesjonalny.

Wygląd w kategoriach etnicznych: Czirokezka/Rumunka.

Dalej następowały wymiary jej biustu, talii, rozmiar buta, stan uzębienia („doskonały”).

Umiejętności zawodowe: jazda na rolkach, stepowanie, znajomość pięciu języków. Posiada własny strój cheerleaderki.

Poniżej można się było zapoznać z osobistą wypowiedzią Kimberley:

„Jestem prawdziwie wszechstronna. Potrafię śpiewać, tańczyć, grać na gitarze i znam się na aktorstwie. Weszłam na właściwą drogę i teraz czekam tylko, by otworzyły się przede mną drzwi do sławy. Aktorstwo mam we krwi. Mój ojciec przez dwadzieścia pięć lat pracował nad przygotowaniem materiałów na ceremonię rozdania Nagród Akademii. Jeżeli postawisz mnie w świetle jupiterów, powalę cię na kolana!”

Olivia pokręciła głową i postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o Travisie Brancato, przyszłym-niedoszłym gwiazdorze o wilczym spojrzeniu. Dzięki otrzymanej od niego wizytówce trafiła na stronę internetową pod nazwą Enclave, gdzie znalazła nieszczęsnego Travisa wymienionego jako „menedżera budżetu na styl życia”:

Czym jest Enclave?

Enclave to działająca w zgodzie z łagodnie potraktowanymi zasadami naukowymi, dotąd niespotykana propozycja, wyrosła na gruncie jakościowego podnoszenia wartości. Dzięki unikalnemu programowi poprawy stylu życia Enclave umożliwia swoim klientom jakościową poprawę stylu życia w celu osiągnięcia maksymalnej przyjemności i radości.

Minimalna kwota, jaką klienci wpłacają rocznie na budżet ich stylu życia, wynosi $500 000, wyrażając jednocześnie zgodę, by Enclave doradzała i wskazywała sposoby jej spożytkowania, a także negocjowała warunki zakupu koncepcji, doświadczeń, towarów i usług, w ich doborze kierując się wyłącznie kryterium jakości.

Dzięki biletom na najważniejsze wydarzenia sportowe, premiery, ceremonie rozdania nagród, unikalnej wersji mało znanych wczesnych nagrań Floydów czy stolikowi w najnowszej i najmodniejszej restauracji w Paryżu, wielu członków najwyższego kierownictwa firm Los Angeles – podobnie jak aktorów, producentów i szefów studiów nagraniowych – już teraz rozkoszować się może opartą na zasadach naukowych maksymalizacją przyjemności, którą tylko Enclave im umożliwia.

Olivia odsunęła się od ekranu komputera, uśmiechając się złośliwie. Z tego, co właśnie przeczytała, wynikało, że klienci „dają” Travisowi rocznie pół miliona dolarów na wydatki, od czasu do czasu w zamian otrzymując dwa bilety na mecz piłkarski lub darmową płytę kompaktową. Spróbowała dodzwonić się na czynną przez całą dobę gorącą linię Enclave, bez przerwy jednak odzywała się automatyczna sekretarka. Najwyraźniej menedżerowie stylu życia zbyt byli zajęci zarządzaniem setkami tysięcy dolarów w celu opartej na łagodnie potraktowanych zasadach naukowych maksymalizacji przyjemności i telefonów nie miał kto odbierać.

Spróbowała znaleźć coś o Ferramo w wyszukiwarce Google. Nadal bez skutku.

Загрузка...