22

LOS ANGELES

– Jaki terminal?

Jadąc taksówką na lotnisko, Olivia mijała po drodze pola naftowe. Kiedy patrzyła na poruszające się miarowo, pomalowane na piaskowy kolor ramiona pomp, z trudem przypominała sobie, że nie jest w południowym Iraku, lecz na obrzeżach Los Angeles.

– Jaki terminal?! – wrzasnął po raz kolejny kierowca taksówki. – Terminal? Międzynarodowy? Albo krajowy? Jakie linie?

– Och, och, eee… – zaczęła się jąkać, nie mając pojęcia, dokąd w zasadzie chce lecieć. – Międzynarodowy.

Od częściowo ukrytego za chmurami, zachodzącego w majestatycznym splendorze, niczym na olejnym malowidle, słońca wyraźnie odcinała się plątanina linii wysokiego napięcia. Choć jeszcze nie wyjechała, już zaczęła tęsknić za Los Angeles i Ameryką: Ameryką pustyń, stacji benzynowych, dróg i wszelakiej pomysłowości.

– Jakie linie?

„Och, przymknij się wreszcie”, miała ochotę uciszyć nachalnego taksówkarza. „Jeszcze się, do ciężkiej cholery, na nic nie zdecydowałam!”


*

Zmusiła się, by myśleć jasno i rozsądnie. Problem był banalnie prosty – zakochała się w mężczyźnie. Spotkać to mogło każdego, choć nieczęsto zdarzało się, by wiele wskazywało na to, iż obiekt uczuć mógł okazać się międzynarodowym terrorystą. Symptomy były oczywiste – sprawnie funkcjonowało tylko trzydzieści procent jej umysłu. Funkcje pozostałych siedemdziesięciu ograniczały się do przywoływania wspomnień i snucia fantazji. Ilekroć próbowała spokojnie ocenić sytuację i obmyślić jakiś plan, jej myśli z miejsca opanowywały wizje upojnej przyszłości spędzanej u boku Feramo – nurkowanie w krystalicznych wodach Karaibów, namiętny seks w beduińskim namiocie na sudańskiej pustyni, bajeczne małżeństwo w stylu Grace Kelly i księcia Rainiera, spędzane na jachtach, w pałacach itp., z Feramo, który dzięki zdumiewającej ekwilibrystyce umysłowej z terrorysty przemienić się zdążył w czołowego reżysera filmowego łamane przez filantrop, prawdopodobnie też w lekarza łamane przez naukowiec łamane przez fachowiec o bliżej niesprecyzowanej specjalności, umiejącego na dodatek naprawić samochód. W ogóle nie powinna była zgodzić się na randkę na Katalinie. Desperacko próbowała przywołać się do porządku. „Nie mam zamiaru – mówiła sobie – iść dokądkolwiek za facetem. Kobiety przeszły kolejny etap ewolucji i nauczyły się wszystkiego, co dotąd było domeną mężczyzn, na co oni zareagowali cofnięciem się w rozwoju. Już nawet nie potrafią niczego naprawić”. Lecz w tej chwili wyobraźnia podsuwała jej obraz Feramo, który w nadzwyczaj twarzowym kombinezonie robił coś przy silniku helikoptera, czemu z podziwem przyglądała się cała załoga. Wraz z ostatnim skrętem klucza francuskiego silnik maszyny z wyciem zaskoczył, a załoga nagrodziła zbawcę głośnym aplauzem. Feramo chwycił Olivię w pasie, odchylił jej głowę do tyłu, złożył na jej ustach namiętny pocałunek, po czym oboje wskoczyli na pokład helikoptera.

Zadzwonił telefon. Na ekraniku wyświetlił się napis: „SPOZA OBSZARU”. Feramo! Na pewno on.

– To ja – powiedziała Kate. – Zbudziły mnie wibracje zza Atlantyku. Masz jakieś niecne zamiary, prawda?

– Nie, skądże. Tylko, no wiesz, Pierre ma bazę dla nurków w Hondurasie i…

– Ani mi się waż jechać za tym facetem do Hondurasu. To szaleństwo. Po to przez tyle lat harowałaś, żeby lecieć na koniec świata za jakimś playboyem w stylu Dodiego al Fayeda? Na pewno ma owłosione plecy. Nie miną nawet cztery lata, jak zmusi cię, żebyś siedziała w domu w burce, a on będzie włóczył się po świecie i zaliczał jak leci przyszłe-niedoszłe gwiazdki.

– Nieprawda. Nie znasz go.

– Błagam cię, miej litość. Ty też nie. Olivio, wracaj do domu. Przeproś się z „Sunday Timesem”. Zajmij się karierą i życiem, których nikt ci nie będzie mógł zabrać.

– A jeśli to prawda? Jeśli on rzeczywiście jest z Al-Kaidy?

– Tym bardziej wracaj do domu jak najszybciej. Nie tylko twoją karierę szlag trafi, ciebie też. Uwierz mi, naprawdę nie mam zamiaru ukraść ci twojej historii.

– Przepraszam cię za tamto – powiedziała zawstydzona Olivia.

– Nie ma o czym mówić.

– Nie chcę spędzić z nim reszty życia. Po prostu pomyślałam sobie, że trochę się…

– Cholera jasna, przecież nie musisz lecieć aż do pieprzonego Hondurasu, żeby „trochę się”. Jeszcze dzisiaj łap samolot na Heathrow i widzimy się jutro.

Taksówka skręcała właśnie ku hali odlotów.

– OK, przyjechali my. Terminal międzynarodowy – wtrącił się taksówkarz. – Jakie linie?

– Niech się pan tu zatrzyma.

– Zbyt łatwo ulegasz mężczyznom.

– Przynajmniej nie wychodziłam dwa razy za mąż – odparła Olivia, usiłując jednocześnie wysiąść z taksówki, zapłacić kierowcy, wziąć walizkę i trzymać telefon przy uchu.

– Tylko dlatego, że z powodu rodzinnej tragedii musiałaś za wcześnie dorosnąć. Inaczej wyszłabyś za mąż przed dwudziestką, jak prawie wszyscy z twojej szkoły.

Olivia doświadczyła nagłego przebłysku intuicji.

– Pokłóciłaś się z Dominikiem? – spytała, próbując równocześnie uświadomić taksówkarzowi, że wcale nie zamierzała dawać mu dwudziestu dolarów napiwku za kurs wart trzydzieści.

– Nienawidzę go.

– Och, to znaczy, że wszystko w porządku. Miłość i nienawiść to jedno i to samo. Przeciwieństwem miłości jest obojętność.

– Zamknij się. Ja go nienawidzę. To znaczy, że wylądujesz jutro około trzeciej, tak? Masz się natychmiast zameldować.

– Tak, ee, dobra. Zadzwonię – powiedziała Olivia z powątpiewaniem, zmierzając ku terminalowi.

Olivia uwielbiała podróżować samotnie – przemieszczać się z jedną małą walizeczką, odpowiedzialna wyłącznie za siebie. Na widok otwierających się przed nią automatycznych drzwi rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Skąd one wiedziały, że mają się otworzyć? Poczuła się kimś niezmiernie ważnym.

Usiadła na jednym z ustawionych w szeregu plastikowych krzesełek i zajęła się obserwacją lotniskowego życia: zdenerwowana rodzinka w wygodnym obuwiu, pastelowych kurtkach i z piterkami u pasków – uniformie wszystkich turystów na świecie, obsesyjnie pilnując swoich bagaży, zbita w kupkę wodziła przerażonym wzrokiem po obcym, wrogim świecie. Gruba meksykańska dziewczyna z dzieckiem, podążająca w ślad za wyraźnie rozgniewanym chłopakiem. Olivia myślała o tym, co usłyszała od Kate. Czy gdyby nie tamten wypadek, rzeczywiście dalej byłaby Rachel Pixley i wiodła teraz zwyczajne, przeciętne życie? „Nieeeeee”, pomyślała. Coś takiego jak zwyczajne życie nie istniało. Życie było kruche i dziwaczne, i zupełnie nieprzewidywalne. I tylko od nas samych zależało, czy przeżywając je, będziemy się dobrze bawić.

Wyciągnęła pomiętoszony wydruk z komputera i raz jeszcze przeczytała nadesłaną e-mailem wiadomość.

Nadawca: redakcja@elan.co.uk

Dot.: Pierre Feramo

Droga Olivio,

dzisiaj rano skontaktował się z nami osobiście Pierre Feramo. Pan Feramo wyjaśnił, iż jego ludzie popełnili niewybaczalny błąd, oskarżając Cię zupełnie bezpodstawnie. Wyrażał się o Tobie w samych superlatywach i prosił, abyśmy niezwłocznie przywrócili Cię do pracy nad artykułem.

Doprawdy nie wiem, jak mam Cię przepraszać. Otrzymaliśmy nadesłany przez Ciebie materiał, który jest doskonały. Już teraz wystarczy tego na artykuł. Czy chcesz napisać resztę osobiście, czy też wolałabyś raczej zająć się artykułem o nurkowaniu w Hondurasie, o którym wspominał pan Feramo? Jeśli takie jest Twoje życzenie, możemy zlecić opracowanie materiału o „przyszłych-niedoszłych” personelowi pomocniczemu, ale puścić go pod Twoim nazwiskiem. Daj nam znać.

Raz jeszcze bardzo przepraszam, licząc na kolejne wspaniałe artykuły Twojego autorstwa.

Sally Hawkins

Redaktor, „Elan”

Schowała wydruk do torebki i sięgnęła po rozkład lotów. O 20.50 odlatywał do Londynu samolot linii Virgin, a o 20.40 na La Ceiba w Hondurasie leciał AeroMexico, z przesiadką w Mexico City. Musiała się tylko zdecydować.

Загрузка...