Scott Rich kucnął przed nią, podsłuchując rozmowę przez słuchawki. Spokojnie, dodając jèj otuchy, wpatrywał się w nią jak wtedy w tunelu, po czym skinął, że może zaczynać.
– Halo?
– Olivia?
– Tak, to ja – powiedziała.
Przy konsoli Scott Rich i technik działali gorączkowo, starając się namierzyć rozmowę. Olivia zamknęła oczy i odwróciła się razem z krzesłem, by znaleźć się do nich plecami. Musi rozmawiać z Feramo tak jak zawsze, inaczej nic z tego nie wyjdzie.
– Gdzie jesteś? – spytała, by zaoszczędzić im kłopotu. – Wciąż jeszcze na wyspie?
– Nie, nie. Jestem w drodze do Sudanu.
Olivia zamrugała zaskoczona. Czemu mówił jej to przez telefon? Czyżby był aż takim idiotą? Powróciły dawne wątpliwości. Może on jednak wcale nie jest żadnym terrorystą.
– Nie możemy długo rozmawiać, bo mój samolot wkrótce odlatuje.
– Do Chartumu?
– Nie, do Kairu.
– Fantastycznie. Będziesz podziwiał piramidy?
– Nie będę miał czasu. Odwiedzę tylko kilku wspólników i zaraz lecę do Port Sudan. Olivio, przyjedziesz tu do mnie, tak jak się umówiliśmy?
Niemal wyczuła, jak za jej plecami narasta pełna napięcia uwaga. „Taaaaak!”, miała ochotę wrzasnąć z wzniesioną triumfalnie pięścią. „Taaaaaaak!”
– Cóż, sama nie wiem – powiedziała. – Bardzo bym chciała. Rozmawiałam z Sally Hawkins i ona także jest jak najbardziej za tym, ale muszą mi dać trochę wyższą prowizję, żebym mogła…
– Olivio, przecież to nie ma znaczenia. Będziesz moim gościem. Wszystko zorganizuję.
– Nie, nie, na to nie mogę się zgodzić, przecież już ci tłumaczyłam. Och, i bardzo ci dziękuję, że tak gościnnie przyjąłeś mnie w Hondurasie.
– Mimo że musiałem cię porwać, aby móc to zrobić?
– No…
– Olivio, zaraz mam samolot. Muszę kończyć, ale zadzwonię do ciebie z Kairu. Czy jutro mniej więcej o tej samej porze złapię cię pod tym samym numerem?
– Tak.
– Poczekaj chwilę. Podam ci numer do moich agentów w Niemczech, którzy zajmują się moimi podwodnymi operacjami. Zorganizują ci przelot do Sudanu i załatwią wizy. Masz czym pisać?
W jej stronę wystrzeliły cztery różne przybory do pisania. Olivia wybrała zabytkowego złotego parkera profesora Widgetta.
– Muszę już kończyć. Do widzenia, saqr.
Scott Rich na migi pokazał jej, żeby jeszcze nie kończyła rozmowy.
– Poczekaj. Kiedy będziesz w Sudanie? Nie chciałabym przyjechać i cię nie zastać.
– Będę w Port Sudan pojutrze. We wtorek jest lot z Londynu przez Kair. Polecisz nim?
– Zastanowię się – roześmiała się Olivia. – Jesteś taki dramatyczny.
– Do widzenia, saqr.
Rozłączył się.
Obróciła się do reszty, starając się ukryć uśmieszek, który cisnął się jej na twarz.
Scott i technik wciąż jeszcze przyciskali różne guziczki. Widgett posłał jej przelotny, pełen aprobaty i nieco lubieżny uśmiech.
– Rich?! – wrzasnął. – Przepraszaj.
– Przepraszam – powiedział Scott Rich, nie podnosząc wzroku.
Kiedy skończył to, czym się zajmował, obrócił się razem z krzesłem i spojrzał na nią poważnie.
– Przepraszam, Olivio.
– Dziękuję – powiedziała. Po czym czując, jak opada w niej napięcie, w nagłym przypływie życzliwości, dodała: – Lubię ludzi, którzy potrafią przeprosić wprost, nie owijają w bawełnę i nie plotą głodnych kawałków w stylu: „Wybacz, jeśli przeze mnie poczułaś się…”, a jednocześnie za plecami krzyżują palce, żeby przeprosiny, które tak naprawdę mnie obarczają winą za błędną ocenę sytuacji, nie były ważne.
– Doskonale – powiedział Widgett. – A teraz pytanie, które od zawsze prześladuje każdego szpiega, Olivio – czy on mówił prawdę? Prawdę?
– Wiem – odparła Olivia. – Po co dzwonił z telefonu komórkowego i mówił, że jedzie do Sudanu, jeżeli jest terrorystą? Prawdziwym terrorystą?
– Zawsze twierdziłam, że nim nie jest – odezwała się Suraya. – To playboy, który bawi się w szmugiel, ale nie terrorysta.
– Znalazłeś coś jeszcze na tych zdjęciach? – Widgett spytał Scotta.
– Nie. Nic. Żadnych powiązań z Al-Kaidą.
– Jest coś, czego wam nie powiedziałam – rzekła Olivia.
Spojrzały na nią chłodne szare oczy.
– Mianowicie?
– No właśnie. Chyba powinniście sprawdzić jego matkę. Wydaje mi się, że może być Europejką, może w jakiś sposób powiązaną z Hollywood. No wiecie, ojciec Sudańczyk albo Egipcjanin, matka Europejka, która być może nawet zmarła, kiedy był jeszcze dzieckiem.
– Skąd te przypuszczenia, Olivio?
– Cóż, wspominał o swojej matce, i jeszcze… hm, czasem dziwnie się do mnie odnosił, jakbym mu kogoś przypominała. A kiedy się żegnaliśmy na Roatán, to… – Wykrzywiła twarz. – Chwycił mój palec, wsadził go sobie do ust i zaczął go ssać jak szaleniec, jakby mój palec był sutkiem, a on zagłodzonym prosiaczkiem.
– Jezu Chryste – jęknął Scott Rich.
– Coś jeszcze? – spytał Widgett.
– W zasadzie tak. Jest jeszcze coś. Feramo jest alkoholikiem.
– Co takiego?
– Jest alkoholikiem. On sam nie ma o tym pojęcia, ale to fakt.
– Przecież to muzułmanin – przypomniał im Scott Rich.
– To Takfiri – powiedziała Olivia.
Nadeszła pora kolacji. Gdy pozostali zbierali się do wyjścia, Olivia siedziała skulona przy stole i myślała o rozmowie z Feramo. Widgett, z lekko wykrzywionymi ustami, usiadł naprzeciwko. Zawsze wyglądał tak, jakby ten świat napawał go obrzydzeniem, co Olivii niezmiernie się podobało.
– Twoja uczciwość to łyżka dziegciu w beczce miodu – wychrypiał. Oczy miał zimne jak u ryby. Nagle błysnęło w nich ożywienie. – I dlatego jesteś dobrym szpiegiem. – Nachylił się przez stół, marszcząc nos. – Ludzie ci ufają, a to oznacza, że możesz ich wywieść w pole.
– Podle się czuję – powiedziała.
– I dobrze, do cholery! – odparł. – Zawsze tak się czuj. Największym zagrożeniem ludzkości są ludzie dobrzy, których korumpuje wiara we własną dobroć. Jak już zwalczysz wszystkie swoje grzechy, zostaje duma, a ona cię zgubi. Człowiek dochodzi do wniosku, że jest dobry, ponieważ podejmuje dobre decyzje. Następnie zaczyna wierzyć, że każda decyzja, którą podejmuje, musi być dobra, bo jest przecież dobrym człowiekiem. I tak dochodzimy do Bin Ladena i ataku na Twin Towers, i do Tony'ego Blaira, i jego najazdu na Bagdad. Większość wojen na świecie wywołują ludzie, którzy wierzą, że mająBoga po swojej stronie. Zawsze trzymaj z ludźmi, którzy wiedzą, że mają wady i bywają śmieszni.