– Cały problem z tobą, Olivio, polega na tym, że masz zdecydowanie za bardzo rozbuchaną wyobraźnię.
– Nieprawda – powiedziała Olivia Joules dotknięta do żywego.
Barry Wilkinson, redaktor działu zagranicznego „Sunday Timesa”, odchylił się do tyłu na krześle i starając się wciągnąć swój wydęty bandzioch, znad szkieł w kształcie półksiężyców spoglądał na siedzącą przed nim drobną, naburmuszoną osóbkę. „Na dodatek, psiakrew, jesteś zdecydowanie zbyt ładna”, pomyślał.
– A ta twoja historia o chmurze gigantycznej szarańczy, która spadła na Etiopię i zasłoniła słońce? – spytał.
– To było w Sudanie.
Barry westchnął ciężko.
– Wysłaliśmy cię taki kawał drogi, a ty wróciłaś z dwoma pasikonikami w plastikowym worku.
– Ale tam naprawdę była szarańcza. Tyle tylko, że poleciała do Czadu. Miała się roić. A poza tym przywiozłam ci historię o głodujących w zoo zwierzętach.
– Olivio, to był jeden nędzny guziec – i według mnie na zdychającego z głodu wcale nie wyglądał.
– W porządku, gdybyś nie kazał mi wracać, przywiozłabym ci wywiad z fundamentalistkami i z człowiekiem, któremu amputowano kończyny.
– A narodziny nowego dziecka Posh i Becka, które miałaś relacjonować na żywo dla BSkyB?
– To nie była wiadomość na czołówki.
– I dzięki Bogu.
– Naprawdę nic nie mogłam wymyślić.
– Fakt. Ale też przez pierwsze dziesięć sekund milczałaś jak zaczarowana. Byłaś na wizji na żywo i tylko rozglądałaś się wokół jak ostatni matoł, a potem nagle wrzasnęłaś: „Dziecko jeszcze nie przyszło na świat, ale wszystko to jest niezwykle ekscytujące! Oddaję głos do studia”.
– To nie była moja wina. Reżyser nie dał mi znaku, bo w kadr koniecznie chciał wejść jakiś facet, który miał na gołym brzuchu napis: „Jestem dzieckiem królewskiej miłości”.
Barry ze znużeniem zaczął przerzucać leżące na biurku informacje prasowe.
– Słuchaj, złotko…
Olivia cała się zjeżyła. Któregoś dnia to ona powie do niego „złotko” i ciekawe, czy będzie zachwycony.
– …świetnie piszesz, masz zmysł obserwacji i intuicję i – jak już mówiłem – bardzo bujną wyobraźnię. Wszyscy tu w „Sunday Timesie” uważamy, że jako wolny strzelec czułabyś się o wiele lepiej w dziale „Styl” niż w „Wiadomościach”.
– Chcesz powiedzieć, że na głębokie wody lepiej mnie nie rzucać? Na płyciźnie będzie mi lepiej.
– Kochanie, w stylu nie ma nic płytkiego.
Olivia zachichotała.
– I ty to mówisz! Niewiarygodne.
Barry także zaczął się śmiać.
– Posłuchaj – powiedział, wyławiając ze stosu papierzysk informację o firmie kosmetycznej. – Skoro tak bardzo chcesz podróżować, w Miami w przyszłym tygodniu ma się odbyć promocja z udziałem gwiazdy jakichś… perfum? Nie, kremu do twarzy.
– Promocja kremu do twarzy – powtórzyła ponuro Olivia.
– J-Lo czy P. Binny, czy ktoś tam jeszcze… o, mam… Devorée. Kto to, u licha, jest Devorée?
– Biała raperka łamane przez modelka łamane przez aktorka.
– Świetnie. Jeśli uda ci się znaleźć jakieś czasopismo skłonne podzielić się z nami kosztami, możesz jechać i robić dla „Stylu” reportaż o kremie do twarzy. Co ty na to?
– Dobra – zgodziła się Olivia bez przekonania. – Ale jak mi się tam trafi jakaś dobra historia, będę mogła o niej napisać?
– Jasne, że tak, kochanie – uśmiechnął się złośliwie Barry.