Udało jej się przekręcić i spojrzeć w szare oczy napastnika – jak się okazało, znajome i niegdyś przyprawiające ją o przyspieszone bicie serca.
– Boże, to ty – wymamrotała przez jego palce.
– Co ty wyczyniasz? – spytał Morton C z lekkim rozbawieniem, pozostającym jednak w pewnej sprzeczności z ręką wciąż zaciskającą jej usta.
– Puscaj – zażądała, starając się zachować maksimum godności, na jaką sytuacja jej zezwala.
Morton zwolnił uścisk, położył jednak ostrzegawczo palec na jej gardle.
– Bądź cicho. Co tu robisz?
– Zwiedzam.
– W bieliźnie?
– I opalam się.
– Jak się tu dostałaś?
– Przeskoczyłam.
– Przeskoczyłaś?
– Tak, i o mało nie spadłam. Cały występ jest w jakiejś mazi, tak samo zresztą jak moje ubrania.
– Gdzie są?
Pokazała mu. Ześliznął się po zboczu. Słyszała jakieś przyciszone odgłosy i szelesty. Zaczęła się odwracać.
– Powiedziałem, żebyś się nie ruszała. – Wychynął znad krawędzi. – To twoje? – spytał, pokazując trzymaną w ręce marchewkę.
Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
– Przestań się dąsać. Złaź tu, na półkę, tylko powoli. Usiądź na tej skale.
Zrobiła, jak jej kazał, i zorientowała się, że cała dygocze. Morton C skrzyżował ramiona i ściągnął koszulę przez głowę.
– Włóż to – powiedział.
– Nie mam zamiaru wąchać twoich smrodów.
– Wkładaj. – Odsunął się nieco i stał, przyglądając się, jak nakłada jego koszulę. – Nie jesteś żadną dziennikarką, prawda? Co tu robisz?
– Już ci mówiłam. Chciałam zobaczyć Pumpkin Hill i wybrałam się tu na spacer, żeby sobie obejrzeć ten piękny ośrodek.
– Kompletnie ci odbiło?
– Niby dlaczego nie miałam sobie obejrzeć tego pięknego hotelu? A gdybym tak chciała spędzić tu parę dni?
– Trzeba było zapytać w pięknym biurze podróży w pięknej wiosce i gdyby mieli jakiś piękny pokój, na pewno by cię zawieźli na miejsce piękną łodzią.
– Może tak właśnie zrobię.
– I bardzo dobrze.
– A tak przy okazji, co ty tu robisz?
– Zawsze jesteś taka wredna?
– Pracujesz dla Feramo, tak?
– Teraz musisz jak najszybciej wrócić do wsi i to tak, żeby nikt cię nie zauważył, a jeśli jesteś dość mądra, nikomu nawet słówkiem nie piśniesz, że tu byłaś.
– To naprawdę wyjątkowo obrzydliwe kręcić się jak gdyby nigdy nic między nurkami, udawać, że się jest jednym z nich, a potem donosić na nich temu wstrętnemu, przerażającemu akolicie jak jakaś ostatnia skarżypyta.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Coś z tego paskudztwa zostało ci na skórze?
– Tylko na rękach, ale wytarłam je.
Ujął jej dłonie, przytrzymał jakieś pół metra od swojej twarzy i obwąchał.
– W porządku – powiedział. – Teraz zmykaj. Zobaczymy się, jak wrócisz z nurkowania.
„Możesz sobie tylko pomarzyć, ty dwulicowy draniu”, pomyślała rozwścieczona, siedząc w krzakach, skąd przez lunetkę przyglądała się, jak na szczycie wzgórza Morton C w najlepszej komitywie pali ze strażnikiem papierosy. „Pójdę ponurkować, ale po raz ostatni, a potem jadę prosto do ambasady, powiem im wszystko, co widziałam, i wracam do domu”.
Kiedy o jedenastej Olivia przyszła na molo, wokół rozklekotanego telewizora w budzie Rika zgromadziła się mała grupka i oglądała wiadomości.
„Jest mała, jest zielona i powszechnie dostępna, ale zdolna wytruć cały świat: fasolka rycynowa!
Eksperci są przekonani, że ta powszechnie uprawiana odmiana fasoli może być źródłem wtorkowego ataku trucicieli na pasażerski statek Coyoba, który już zdążył pochłonąć dwieście sześćdziesiąt trzy ofiary wśród turystów. Atak, prawdopodobnie będący dziełem siatki Al-Kaidy, nastąpił za pomocą trującej rycyny, umieszczonej w solniczkach w jadalni statku”.
Na ekranie pojawił się naukowiec w białym fartuchu.
„Rycyna była substancją wykorzystaną w tak zwanym «parasolowym ataku«na Waterloo Bridge w Londynie w 1978 roku. Bułgarski dysydencki pisarz, Georgi Markov, został zamordowany przez grudkę wypełnioną rycyną, którą wystrzelono z parasola. Problem z rycyną – substancją niezwykle toksyczną dla ludzi – polega na tym, że materiał, z którego się ją otrzymuje, fasolka rycynowa, jest powszechnie uprawiany na całym świecie, truciznę zaś produkować można w wielu postaciach – proszku, jak w przypadku ostatniego ataku, albo w postaci krystalicznej, ciekłej, a nawet żelu.
– O'Reilly mówi, że oni to właśnie hodują na wzgórzu – powiedział Rik. – Uważa, że to mu wytruło kozy.
„Kuuurwa”, pomyślała Olivia, wąchając sobie skórę.
– Idę popływać! – krzyknęła wesoło. – Jest strasznie gorąco!
Pobiegła na koniec mola, ściągnęła szorty i skoczyła do wody. Kiedy nurkując głęboko, szorowała sobie skórę na całym ciele, jej wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach: „Rycyna, krem do twarzy, może Feramo zamierzał dodać do Devorée Crème de Phylgie trującego żelu? Potem kupowaliby go wszyscy znani klienci Michaela Monteroso i Feramo powolutku wytrułby połowę Hollywood, zanim ktokolwiek zacząłby coś podejrzewać”.
Gdy Olivia wracała do brzegu, na końcu mola czekał Rik ze sprzętem do nurkowania.
– Co powiesz na tunel? – spytał, błyskając w uśmiechu białymi zębami.
– Eee… – Olivia umierała ze strachu na samą myśl o nurkowaniu w tunelach i wrakach. Dopóki wszystko było widać, dopóki człowiek oddychał i nie wpadał pod wodą w panikę, wszystko było dobrze. Ale jeśli tam w dole gdzieś się utknie, wtedy sprawy zaczynają się komplikować.
– Wolałabym raczej ponurkować jeszcze raz przy ścianie.
– Trudno, ja schodzę w tunele, a Dwayne'a nie ma. Więc jeśli chcesz dziś ponurkować, zostają ci tunele.
Olivia n i e znosiła, kiedy coś jej się w ten sposób narzucało.
– Dobra – zgodziła się wesoło. – Po prostu jeszcze trochę sobie popływam.
– OK, OK. Nie pójdziemy do żadnych jaskiń ani tuneli. Ale mógłbym ci pokazać jedną fajną szczelinę.
Starała się odpędzić niemiłą wizję, jaką przywołała ta propozycja.