Światło latarki Brazila wydobywało z mroku fragmenty żwirowej alejki i zarośla na skraju zardzewiałych torów kolejowych. W pobliżu słychać było łoskot wagonów przejeżdżającego pociągu towarowego, który oddalał się w gorącą noc. Zakrzepła krew połyskiwała jaskrawą czerwienią w silnym strumieniu światła, obok leżały na ziemi zakrwawione monety, które zapewne wypadły z kieszeni ofiary, kiedy morderca ściągał senatorowi spodnie. Grudki krwi przylepiły się także do liści na krzakach, widać tam było również fragmenty kości czaszki i mózgu. Brazil wziął głęboki oddech i spojrzał przed siebie, na tory kolejowe, nad którymi jarzyła się nocna panorama miasta.
Seth rozmyślał o własnej krwi i wyobrażał sobie, jak jego żona-szefowa wchodzi do pokoju i znajduje go na łóżku, na którym, właśnie siedział i popijał piwo, z trzydziestkąósemką na kolanach. Nie mógł oderwać oczu od broni, naładowanej jednym nabojem typu Remington +P. Przedtem, oglądając w telewizji „Przyjaciół”, „Mary Tyler Moore” i inne powtórki, Seth godzinami kręcił bębenkiem rewolweru, aby sprawdzić swój fart. Wyniki nie napawały go optymizmem. Jak dotąd, na mniej więcej sto obrotów, tylko dwa razy udałoby mu się popełnić samobójstwo. Jak to możliwe? Czy nie przeczy to rachunkowi prawdopodobieństwa? Oczekiwał, że nabój ustawi się do wystrzału co najmniej dwadzieścia razy, ponieważ rewolwer był pięciostrzałowy, a sto podzielone na pięć daje dwadzieścia.
Zresztą nigdy nie był dobry z matematyki. Właściwie nie był dobry w niczym. Każdy mógł być lepszy od niego, nawet jego niezdarni synowie i oczywiście jego męska żona. Byłaby z tego najbardziej zadowolona. Wchodzi i znajduje go leżącego na łóżku, strzał w głowę przez poduszkę, wszędzie pełno krwi, wszystko skończone. Żadnych więcej problemów. Nie będzie już musiała zabierać ze sobą na przyjęcia męża-spaślaka i wstydzić się za niego, wciąż jeszcze budząc zainteresowanie młodych mężczyzn. On jej pokaże. Zrobi to. Sprawi, że jego sposób odejścia z tego świata będzie budził w niej wyrzuty sumienia do końca życia.
Komendant Hammer była przekonana, że Seth nigdy nie odważyłby się tego zrobić. I gdy otworzyła szufladę komody i zobaczyła, że rewolwer zniknął, pomyślała, że jej sfrustrowany, załamany psychicznie mąż wiedział jednak, gdzie trzymała broń. I do czego była mu potrzebna? Do ochrony? Nie bardzo w to wierzyła. Seth zapominał nawet włączyć alarm antywłamaniowy. Nie lubił strzelać i nigdy nie nosił broni, nawet w Little Rock, gdzie był członkiem Narodowego Towarzystwa Strzeleckiego, ponieważ większość jego kolegów do niego należała. Judy analizowała sytuację i coraz bardziej się denerwowała.
Głupiec. Czyżby to miała być jego ostatnia i największa zemsta? Samobójstwo było nędznym i tchórzliwym czynem, chyba że śmierć i tak znajdowała się blisko i człowiek chciał się uwolnić od bólu i cierpienia. Jednak zdecydowana większość ludzi robiła to, aby komuś za coś odpłacić. Najokropniejsze listy pożegnalne, jakie Judy kiedykolwiek czytała, pochodziły właśnie od takich osób. Nie budziło to w niej współczucia, ponieważ doskonale wiedziała, że nie ma na świecie takiej duszy, która nie przeżywałaby wciąż i wciąż ciężkich chwil na autostradzie życia, nie walczyłaby przez długie, samotne godziny jazdy i nie przychodziłoby jej do głowy, że można zjechać z drogi i skończyć ze wszystkim. Ona sama też nie była wolna od takich doświadczeń. Znała własne skłonności do objadania się, picia, lenistwa i niechęć do dbania o formę. To się zdarzało, ale brała się w garść i szła dalej. Zawsze potrafiła się pozbierać i jakoś wychodziła na prostą. Nigdy nie skończyłaby ze sobą, ponieważ była odpowiedzialna i ludzie jej potrzebowali.
Weszła do domu, nie wiedząc, co ją tam czeka. Zamknęła za sobą drzwi i uruchomiła alarm antywłamaniowy. W pokoju Setha, na wprost kuchni, głośno grał telewizor. Przez chwilę wahała się, czy tam nie wejść, ale nie mogła się na to zdobyć. Nagle ogarnął ją lęk. Poszła do swojej części domu, lecz gdy odświeżała się w łazience, czuła w sercu narastający niepokój. Było już bardzo późno, ale nie przebrała się w nocną koszulę ani nie nalała sobie whisky. Gdyby to jednak zrobił, w ciągu kilku minut na terenie jej posesji pojawiłby się tłum ludzi. Nie było sensu, aby się rozbierała lub upijała. Judy Hammer zaczęła płakać.
Pisząc artykuł, Brazil rozmyślał o umowie, jaką zawarł z szefową policji. Wciąż w mundurze, siedział przed komputerem, a jego palce szybko ślizgały się po klawiaturze, przenosząc na ekran informacje z notatek, które zrobił na miejscu zbrodni. Umieścił tam pewne szczegóły, dotyczące zabójstwa popełnionego przez Czarną Wdowę. Z fotograficzną dokładnością opisał to, co zobaczył wewnątrz samochodu, zakrwawione monety i chusteczkę do nosa, przytoczył pewne fakty, o których wspominali policjanci i lekarz sądowy, zobrazował słowami całą grozę tej gwałtownej śmierci. Jego tekst był czytelny i poruszający, nie zawierał jednak żadnych danych na temat tożsamości ofiary. Andy dotrzymał słowa.
Mimo to był w stresie. Jego dziennikarska dusza domagała się, aby wyjawić prawdę, nawet jeśli nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona. Brazil miał jednak swój honor i nie mógł zawieść zaufania policji. Pocieszał się tym, że pani Hammer nigdy by go nie wystrychnęła na dudka, podobnie jak Virginia West. Dostanie oficjalną informację jutro o piątej po południu i nikt, a zwłaszcza Webb, nie dowie się o tym wcześniej, zanim nie przeczyta jego tekstu w „Observerze”.
Webb pojawił się na antenie o jedenastej wieczorem, gdy Judy Hammer weszła do sypialni męża. Poczuła dziwną ulgę, nie widząc nigdzie krwi. Wszystko było normalnie. Seth leżał na łóżku, wsparty na poduszkach. Webb podawał wiadomości poważnym głosem, a najważniejszą z nich było kolejne zabójstwo.
– …wstrząsającym faktem, dotyczącym nocnej tragedii, jest tożsamość ofiary, którą okazał się senator Ken Butler…
Słysząc te słowa, Judy skamieniała i wbiła wzrok w ekran telewizora. Seth wyprostował się na łóżku, poruszony do żywego.
– Mój Boże! – wykrzyknął. – Miesiąc temu byliśmy z nim na przyjęciu.
– Ciiicho – wyszeptała jego żona.
– …po raz kolejny na ciele ofiary zabójca wymalował dziwny symbol klepsydry. Wszystko wskazuje na to, że Butler został zastrzelony z bliskiej odległości z amunicji zwanej Silvertips…
Judy schwyciła telefon komórkowy leżący na stoliku przy łóżku Setha, gdzie stały trzy puszki po piwie i szklanka z płynem, który wyglądał jak burbon.
– Gdzie jest moja trzydziestkaósemka? – zapytała męża, wystukując numer.
– Nie mam pojęcia.
Seth czuł dotyk chłodnej stali pomiędzy swoimi nogami i zdecydowanie nie było to najlepsze miejsce na przechowywanie broni. Jednak lufa skierowana była tak, że gdyby nawet zasnął, nie stałaby mu się krzywda.
– …według źródeł dobrze poinformowanych, jego teczka, torba podróżna i walizka były otwarte, a rzeczy rozrzucone po wynajętym maximie. Butler wynajął samochód o piątej piętnaście po południu. Jego pieniądze zniknęły, poza garścią zakrwawionych monet, które znaleziono pod ciałem denata. Krwawe pieniądze, jako piąte wyzwanie Czarnej Wdowy…
Głos Webba wyciszał się, zabarwiony tragiczną ironią.
Brazil chłonął w drukarni kolejną dawkę hałasu i maszynowej mocy, nie mógł więc odebrać telefonu od komendantki Hammer. Przyglądał się, jak po pasie transmisyjnym mkną tysiące egzemplarzy gazety. Tytuł jego artykułu na pierwszej stronie został wydrukowany dużą czcionką. Chociaż litery drżały, unoszone na taśmie, nawet z miejsca, w którym stał, mógł go odczytać.
KRWAWE PIENIĄDZE – PIĄTE WYZWANIE CZARNEJ WDOWY
Nie widział swojego nazwiska, ale wiedział, że tam było. Drukarze odpoczywali na krzesłach, gotowi do interwencji, gdyby pojawiły się problemy techniczne. Brazil obserwował papier na bębnach o wadze jednej tony, tajemniczo wyłaniających się spod ziemi i wolno sunących po szynach obok beczek z płynnym ałunem i kadzi z żółtym, czerwonym, niebieskim i czarnym tuszem. Bele papieru przypominały mu gigantyczne rolki papieru toaletowego. Przeszedł do działu pocztowego, gdzie leżały przygotowane do wysyłki gazety. Specjalne maszyny nalepiały na nie kartki z adresami, a potem taśma przesyłała je do automatów segregujących. Z jakiegoś powodu Andy’ego nagle opuścił dobry nastrój. Nie rozumiał dlaczego, ale znowu ogarnął go niepokój i smutek, poczuł się tak, jakby znalazł się na bocznym torze.
Serce ciążyło mu w piersi jak kamień i bolało. Brazil przypomniał sobie, jak ten umięśniony sanitariusz mrugnął do Virginii West i lubieżnie pożerał wzrokiem komendant Hammer. Znowu ogarnęła go wściekłość i zląkł się. Podobnego uczucia doznał już kiedyś, gdy cudem uniknął wypadku samochodowego, a także wtedy, gdy omal nie przegrał meczu w tenisa. Czy to możliwe, aby Raines mógł się podobać jakiejkolwiek kobiecie, ta góra mięśni? Ostatnio dotarły do Brazila plotki o nieudanym małżeństwie szefowej policji z pewnym grubym, niepracującym facetem. Taka pełna energii kobieta musiała mieć swoje potrzeby. Brazil zastanawiał się, czy komendantka nie pójdzie na łatwiznę i nie spotka się z sanitariuszem.
Dla własnego spokoju ducha Andy postanowił się dowiedzieć, czy pani Hammer pojechała prosto do domu. Nie uspokoi się, póki nie nabierze pewności, że nie zdradziła jego i całego świata i nie upadła tak nisko, aby spotkać się z Dennym Rainesem. Jechał szybko przez Fourth Ward. Był zdumiony, gdy przed domem komendantki zobaczył ambulans i jej granatowy, służbowy samochód na podjeździe. Serce Brazila waliło jak oszalałe, gdy parkował nieopodal swój wóz. Z niedowierzaniem i przerażeniem obserwował jej dom. Na Boga, czyżby nie zależało jej nawet na pozorach?
Zdrowy skądinąd umysł Brazila ogarnęło szaleństwo. Wysiadł z samochodu i ruszył w stronę domu kobiety, do której jeszcze niedawno się modlił, ale teraz stracił cały szacunek i nigdy się już do niej nie odezwie, nie będzie o niej myślał ani marzył. W jego świętym oburzeniu nie było jednak agresji, dopóki nie pomyślał znowu o Rainesie. Mógłby go znokautować, zmieść z powierzchni ziemi, zmiażdżyć. Wolał nie zastanawiać się nad posturą tamtego mięśniaka ani nad tym, że sanitariusz nie wyglądał na kogoś, kto się go przelęknie. Właśnie się zastanawiał, co powinien zrobić, gdy otworzyły się drzwi od domu.
Raines i drugi sanitariusz wynosili nosze, na których leżał starszy, tłusty mężczyzna. Za nimi szła Judy Hammer. Wyglądała na bardzo przejętą i Brazil, który stał na środku Pine Street, kompletnie zgłupiał. Szefowa policji asystowała przy wsuwaniu noszy do karetki.
– Jesteś pewien, że nie chcesz, abym z tobą pojechała? – zapytała grubego mężczyznę.
– Zdecydowanie.
Widać było, że leżący na noszach cierpi, był podłączony do kroplówki. Mówił wolno, jakby słowa sprawiały mu ból.
– Dobrze, niech będzie, jak chcesz – powiedziała Judy.
– Nie chcę, żeby ze mną pojechała – oznajmił grubas Rainesowi.
– Nie martw się, zostanę. – Pani Hammer powiedziała to urażonym głosem i odeszła w stronę domu.
Zatrzymała się przy drzwiach wejściowych, przyglądając się odjeżdżającej karetce. W pewnej chwili zauważyła, że na ulicy obok jej domu stoi Brazil. Gdy go rozpoznała, nagle wszystko jej się przypomniało. Boże, jakby mało miała kłopotów.
– Próbowałam złapać cię wcześniej telefonicznie. Pozwól, że wszystko wyjaśnię.
Andy podszedł bliżej.
– Słucham? – zapytał zaskoczony.
– Proszę, wejdź. – Skinęła dłonią.
Wszedł na werandę i usiadł na bujanym fotelu. Judy zgasiła światło, ukucnęła na schodach i zastanawiała się, co powiedzieć temu młodemu człowiekowi, który z pewnością uważa ją za najbardziej nieuczciwą i pozbawioną honoru osobę, jaką w życiu spotkał. Zdawała sobie również sprawę, że tej nocy może się zakończyć jej kontrowersyjny projekt dotyczący polityki społecznej w tym mieście.
– Andy – zaczęła – musisz mi uwierzyć, że nic nikomu nie powiedziałam. Przysięgam, że dotrzymałam przyrzeczenia.
– Co takiego? – Zaczęło go ogarniać złe przeczucie. – Jakiego przyrzeczenia?
Judy domyśliła się, że on jeszcze nic nie wie.
– Mój Boże – wyszeptała. – Nie słuchałeś wieczornych wiadomości?
– Nie, proszę pani. Jakich wiadomości? – Był coraz bardziej zniecierpliwiony, mówił podniesionym głosem.
Opowiedziała mu o sensacyjnej wiadomości, jaką Webb podał w telewizji.
– To niemożliwe! – zawołał Brazil. – To są moje szczegóły! Skąd on mógł wiedzieć o zakrwawionych monetach i chusteczce, i tym wszystkim. Przecież nie było go tam!
– Andy, proszę, mów ciszej.
W sąsiednim domu zapaliły się światła i zaczęły szczekać psy. Judy wstała.
– To nieuczciwe. Ja grałem fair. – Brazil poczuł się oszukany. – Współpracuję z wami, pomagam, jak mogę. I za to zostaję ukarany! – Wstał, fotel bujał się wolno, pusty.
– Nie możesz przestać postępować uczciwie tylko dlatego, że inni nie są wobec ciebie w porządku. – Komendantka mówiła spokojnie i z przekonaniem, otwierając jednocześnie drzwi do domu. – Zrobiliśmy wspólnie dużo dobrego, Andy. Mam nadzieję, że nie zaprzepaścisz tego.
Jej twarz była miła, choć malował się na niej smutek, gdy patrzyła na niego. Brazil poczuł ukłucie w sercu i ból żołądka jednocześnie. Gdy jej słuchał, było mu zimno i pocił się; usiłował sobie wyobrazić, jak musi czuć się dziecko, wychowywane przez taką matkę.
– Dobrze się czujesz? – zapytała Judy, której wydawało się, że młody dziennikarz wygląda jakoś dziwnie.
– Nie bardzo wiem, co się dzieje. – Przetarł twarz dłońmi. – Chyba jestem chory albo coś w tym rodzaju. To nie moja sprawa, ale czy pani mąż zachorował?
– Jest ranny – odpowiedziała, zmęczona i przygnębiona tym, co się stało w jej domu.
Kiedy zażądała, aby Seth oddał broń, mąż się rozzłościł. Miał już dość tego, że ta kobieta ciągle wydawała mu rozkazy, a teraz pewnie będzie chciała go zrewidować i przeszukać sypialnię. Nie było wyjścia. Na nieszczęście weszła do pokoju, zanim zdążył schować rewolwer w miejscu, gdzie nie mogłaby go znaleźć. Co gorsza, Seth zasnął po pijanemu i zdrętwiała mu prawa ręka. Kiedy wsunął ją pod kołdrę, aby wyjąć spod siebie rewolwer, nie miał czucia w palcach. To pech, że tym razem, chociaż wcale tego nie chciał, nabój był w lufie.
– Zranił się w lewy pośladek – wyjaśniła Brazilowi, który wszedł za nią do środka, ponieważ nie mogła zostawić drzwi wejściowych otwartych na całą noc.
Patrzył na dywany orientalne w żywych barwach, leżące na lakierowanym parkiecie, na znakomite obrazy olejne i eleganckie meble, pokryte ciepłymi w tonacji tkaninami, na skórzane fotele. Stał w holu wspaniale odrestaurowanego domu Judy Hammer. Byli tu sami, tylko we dwoje. Andy poczuł, że znowu się poci, i modlił się, aby ona tego nie zauważyła.
– Zrobią mu oczywiście prześwietlenie – mówiła dalej – aby się upewnić, że kula nie utkwiła w jakimś niebezpiecznym miejscu.
Amunicja typu +P miała swoją ciemną stronę, pomyślała Judy. Ołowiany pocisk był tak skonstruowany, że po wejściu w tkankę rozpadał się na tysiące kawałków i rozpruwał ją jak rotorooter. Kule bardzo rzadko wychodziły na zewnątrz i trudno będzie stwierdzić, ile ołowiu zostało w ciele Setha. Brazil słuchał tego wszystkiego i zastanawiał się, czy Judy Hammer wezwie policję.
– Pani komendant – odezwał się, gdy wreszcie był w stanie przemówić – chyba nie powinna pani wzywać policji.
Kochanie. – Nigdy tak do niego nie mówiła. – Masz absolutną słuszność. Musieliby sporządzić raport. – Zaczęła chodzić nerwowo po holu. – Nie, nie. Jeszcze tego mi trzeba. Zaraz usłyszę o wszystkim w telewizji, w radiu. Przeczytam w twojej gazecie. To straszne. Wiesz, ile osób się ucieszy, gdy się o tym dowie?
Wyobraziła sobie Cahoona, siedzącego w swojej koronie i śmiejącego się z nagłówka w gazecie.
POSTRZELIŁ SIĘ MĄŻ KOMENDANTKI POLICJI. PODEJRZEWA SIĘ ROSYJSKĄ RULETKĘ.
Nikt się nie da oszukać, nawet na chwilę. Pogrążony w depresji, pozostający bez pracy, gruby mąż komendantki policji, leżący w łóżku, z rewolwerem swojej żony, w którym był tylko jeden nabój? Każdy gliniarz pracujący dla Judy uzna, że Seth usiłował popełnić samobójstwo. Wszyscy wiedzieli, że miała bardzo poważne problemy w małżeństwie. Niektórzy mogli nawet podejrzewać, że sama postrzeliła męża, bo wiedziała, jak się do tego zabrać. Może wcale nie celowała w jego lewy pośladek. Może Seth po prostu odsunął się w ostatniej chwili. Judy poszła do kuchni i wzięła do ręki telefon.
Nie zamierzała po prostu wykręcić numeru dziewięćset jedenaście, aby jej zgłoszenie dotarło do wszystkich policjantów, sanitariuszy, dziennikarzy i innych osób z tego rejonu, które miały skanery. Połączyła się z oficerem dyżurnym. Służbę pełnił akurat Horgess. Był bardzo lojalny w stosunku do swojej szefowej, ale niezbyt bystry.
– Horgess – powiedziała. – Przyślij policjanta do mojego domu, aby spisał raport. Zdarzył się wypadek.
– Boże! – zdenerwował się Horgess. Jeśli coś by się stało z jego szefową, przeszedłby pod zwierzchnictwo Jeannie Goode. – Nic pani nie jest?
Komendantka się żachnęła.
– Mój mąż został odwieziony do szpitala Carolinas Medical. Prawdopodobnie postrzelił się z rewolweru. Wyjdzie z tego.
Horgess natychmiast włączył przenośne radio. Wezwał do dziesięć-pięć jednostkę pięćset trzydzieści osiem z sektora David Jeden. W radiowozie była młoda policjantka, zbyt przerażona, aby zrobić cokolwiek innego niż to, co jej polecono. Horgess podjąłby właściwą decyzję, gdyby dobrze pomyślał, dlaczego komendant Hammer zadzwoniła bezpośrednio do niego, do oficera dyżurnego.
– Jesteś tam potrzebna natychmiast, aby spisać raport z wypadku z bronią – polecił podekscytowanym głosem.
– Dziesięć-cztery – odezwała się jednostka pięćset trzydzieści osiem. – Są ranni?
– Dziesięć-cztery. Ofiara jest w drodze do Carolinas Medical.
Wszyscy policjanci na służbie i niektórzy już po, generalnie każdy, kto miał skaner, słyszał każde słowo tego meldunku. Najprawdopodobniej komendantka została przypadkowo postrzelona, co oznaczało, że Jeannie Goode natychmiast zacznie pełnić jej obowiązki. Nic bardziej nie mogło przerazić policjantów w Charlotte. Judy miała w kuchni policyjne radio, które także było włączone.
– Horgess, ty idioto! – zawołała zdumiona.
Przestała chodzić po kuchni. Uderzyło ją, że Andy Brazil wciąż stał w drzwiach. Nie do końca docierało do niej, dlaczego tu był. Nagle zwątpiła w rozsądek tego przystojnego, ubranego w policyjny mundur młodego dziennikarza, który był z nią w domu i towarzyszył jej tuż po wypadku. Judy wiedziała jednak, że wszyscy policjanci na nocnej służbie jadą w stronę jej domu, płonąc z niecierpliwości, aby się dowiedzieć, co stało się ich szefowej.
Jeannie Goode nigdy nie włączała radia, gdy była w domu lub gdy jechała samochodem, ale podwładni poinformowali ją, co się stało, i wkładała już mundur, przygotowując się do przejęcia departamentu policji w Charlotte. Radiowóz numer pięćset trzydzieści osiem mknął przez Fourth Ward, a jadąca w nim policjantka była śmiertelnie przerażona. Bała się nawet, że będzie zmuszona się zatrzymać, aby zwymiotować. Skręciła w Pine Street i ze zdumieniem zobaczyła przed domem komendant Hammer pięć innych radiowozów z pulsującymi światłami alarmowymi. W tylnym lusterku widziała, jak nadjeżdżają kolejne wozy, było ich wiele, a wszystkie gnały, pędząc przez noc na ratunek swojej szefowej. Radiowóz numer pięćset trzydzieści osiem zaparkował. Policjantka drżącymi rękami schwyciła metalową podkładkę pod formularze, zastanawiając się, czy nie powinna natychmiast stąd odjechać. Zdecydowała jednak inaczej.
Judy Hammer wyszła na werandę, aby porozmawiać z policją.
– Wszystko jest pod kontrolą – powiedziała.
– A więc nie jest pani ranna – stwierdził sierżant, którego nazwiska nie pamiętała.
– Mój mąż został ranny. Na szczęście to nic groźnego – wyjaśniła.
– Zatem wszystko w porządku.
– Ale się najedliśmy strachu.
– Co za szczęście, komendantko.
– Do zobaczenia rano.
Odprawiła ich gestem ręki.
To właśnie chcieli usłyszeć. Każdy z policjantów po cichu włączył mikrofon i przekazał w eter informację, że wszystko dziesięć-cztery. Tylko policjantka z radiowozu pięćset trzydzieści osiem nie skończyła swojej roboty i weszła za komendant Hammer do jej eleganckiego, starego domu.
– Zanim zaczniesz – uprzedziła ją szefowa – ja ci powiem, jak to powinno być zrobione.
– Tak, proszę pani – Nie może być najmniejszych wątpliwości, że wszystko zostało wykonane tak, jak powinno, że uczyniono jakiś wyjątek, ponieważ tak się składa, że poszkodowany jest moim mężem.
– Tak, proszę pani.
– To sprawa rutynowa i raport musi być sporządzony wzorowo.
– Tak, proszę pani.
– Mój mąż powinien zostać oskarżony za spowodowanie zagrożenia życia i użycie broni na terenie miasta – mówiła dalej szefowa.
– Tak, proszę pani.
Policjantka drżącą ręką zaczęła wypełniać formularze raportu o przypadkowym postrzeleniu. To było niesamowite. Komendantka najwyraźniej nie lubiła swojego męża. Potraktowała go z najwyższą surowością, obciążyła najbardziej, jak tylko się dało, zamknęła go i wyrzuciła klucz. Potwierdziło to tylko teorię policjantki z radiowozu numer pięćset trzydzieści osiem, że kobiety takie jak pani Hammer osiągnęły, to co osiągnęły, wykazując absolutną bezwzględność. Zachowywały się jak faceci wsadzeni w fabryce w niewłaściwe formy. Judy wyrecytowała wszystkie niezbędne informacje, odpowiedziała na wszystkie banalne pytania, jakie zadała policjantka, i pozbyła się jej tak szybko, jak to było możliwe.
Brazil siedział cały czas przy stole w kuchni, zastanawiając się, czy ktoś mógłby rozpoznać jego charakterystyczne BMW, zaparkowane nieopodal domu komendantki. Jeśli policjanci spiszą jego numer, co sobie pomyślą? Czego tu szukał? Ze zgrozą przypomniał sobie, że zaraz za rogiem znajdowało się osiedle apartamentów, w którym mieszkali Axel i jego przyjaciele. Policjanci bywają podejrzliwi i mogli pomyśleć, że specjalnie zaparkował ulicę dalej, aby wprowadzić wszystkich w błąd. Jeśli Axel dowie się o tym, dojdzie do wniosku, że Brazil go śledził, że coś od niego chciał.
– Andy, skończmy z tym na dzisiaj – powiedziała pani Hammer, wchodząc do kuchni. – Myślę, że jest już za późno, aby napisać coś na ten temat do porannej gazety.
– Ma pani rację. Termin dostarczania materiału do tego wydania minął już kilka godzin temu – odpowiedział, patrząc na zegarek.
Był zdziwiony, że zamierzała umieścić w gazecie wzmiankę o wypadku.
– Będę potrzebowała twojej pomocy i chciałabym wierzyć, że mogę na ciebie liczyć, nawet po tym, co podano w wiadomościach na trójce – powiedziała.
Nikomu innemu na świecie nie pragnął bardziej pomóc.
Judy spojrzała na zegar ścienny i przeraziła się: była prawie trzecia rano. Musiała pojechać do szpitala, czy to się Sethowi spodoba czy nie, a za trzy godziny powinna się szykować do pracy. Chociaż organizm nie akceptował już nieprzespanych nocy, wciąż jeszcze stać ją było na to. Zawsze było ją stać. Nadchodzący dzień zaplanowała najlepiej jak mogła w tych ekstremalnych i frustrujących okolicznościach. Wiedziała, że poranne wiadomości pełne będą informacji o dziwnym wypadku Setha i komentarzy, dlaczego do tego doszło. Nie była w stanie wpłynąć na stacje radiowe i telewizyjne, ale z pomocą Brazila mogła przynajmniej wyjaśnić wszystkie fakty w gazecie.
Andy w milczeniu siedział na siedzeniu pasażera eleganckiej crown victorii. Pani Hammer mówiła, a on, wciąż nie dowierzając w swoje szczęście, robił notatki. Opowiedziała mu o swojej młodości i o tym, dlaczego zdecydowała się wstąpić do policji. Mówiła o Secie, o tym, jak ją wspierał, gdy wspinała się po szczeblach zawodowej kariery i zdobywała kolejne stopnie, o które z reguły walczyli sami mężczyźni. Judy czuła się zmęczona i bez sił, jej życie osobiste legło w gruzach, od dwóch lat nie była u psychoterapeuty. Brazil spotkał tę kobietę w wyjątkowym momencie jej życia i czuł się wzruszony, a także zaszczycony zaufaniem, jakim go obdarzyła.
– Moje życie to doskonały przykład na to, że świat nie pozwala ludziom władzy na problemy – tłumaczyła Judy, gdy jechali Queens Road West aleją starych dębów. – Ale prawda jest taka, że wszyscy je mają. Przechodzimy przez burzliwe, a nawet tragiczne fazy w stosunkach z bliskimi nam ludźmi, bo nie mamy czasu, aby się o nich dostatecznie troszczyć, a wówczas tracimy odwagę i mamy wrażenie, że przegraliśmy.
Brazil pomyślał, że to najwspanialsza kobieta, jaką kiedykolwiek w życiu spotkał.
– Jak długo jesteście małżeństwem? – zapytał.
– Dwadzieścia sześć lat.
Judy już w noc przed ślubem wiedziała, że robi błąd. Ona i Seth połączyli się z potrzeby, nie z miłości. Bała się, że nie podoła swoim planom, a Seth wydawał się wtedy silny i wierzyła, że będzie ją wspierał.
Seth, który leżał na brzuchu na oddziale intensywnej terapii i miał już za sobą prześwietlenie, wyciąganie kuli i wożenie z miejsca na miejsce, zastanawiał się, jak mogło do tego dojść. Kiedyś jego żona podziwiała go, ceniła sobie jego zdanie i śmiała się z jego dowcipów. W łóżku nigdy nie było im dobrze. Judy miała dużo więcej energii, sił witalnych i niezależnie od tego, jak bardzo chciał ją zadowolić, nigdy nie nadawali na tych samych falach, a Seth bywał często zmęczony, gdy ona wracała z łazienki, gotowa kochać się dalej.
– Ouu! – krzyknął.
– Proszę leżeć spokojnie – powtórzyła po raz setny pielęgniarka.
– Czemu mnie po prostu nie znokautujesz albo coś w tym rodzaju!
Zaciskał pięści, do oczu napłynęły mu łzy.
– Panie Hammer, miał pan wiele szczęścia.
Tym razem był to głos pani chirurg, która potrząsała kliszą rentgenowską, co brzmiało jak zgrzyt piły. Była malutka, miała długie, rude włosy. Seth poczuł się upokorzony, bo jedyne, co mogła zobaczyć, to jego potężny tyłek, który nigdy nie widział słońca.