Judy Hammer i Virginia West podpisały się w biurze przepustek sądu i odbiły swoje karty zegarowe. Weszły na drugie piętro, gdzie na długim korytarzu tłoczyli się ludzie, szukający płatnych telefonów lub toalet. Niektórzy przysypiali na ławkach z klonowego drewna, inni przeglądali „Observera”, aby sprawdzić, czy jest jakaś wzmianka o ich sprawie. Gdy Virginia otworzyła drzwi do sali rozpraw numer 2107, jej rozdrażnienie jeszcze wzrosło. Sala była pełna czekających na wyroki oskarżonych i policjantów, którzy ich zatrzymali. Judy Hammer skierowała się do pierwszego rzędu i usiadła po stronie prawników i policji. Zastępca prokuratora okręgowego, Melvin Pond, natychmiast spostrzegł dwie najwyższej rangi policjantki i poczuł dreszcz podniecenia. Czekał na nie. To była jego szansa.
Sędzina Tyler Bovine z okręgu dwudziestego piątego także czekała na tę chwilę, podobnie jak przedstawiciele lokalnych i krajowych mediów. Batman i Robin, pomyślała z wyraźną satysfakcją sędzina, wychodząc z gabinetu. Przyjrzy się tej sprawie, gdy już zasiądzie na sali w majestacie prawa, odziana w długą, czarną togę, która kryła jej masywne ciało. Virginia West czuła narastający niepokój, wywołany porannym telefonem Panesy. Martwiła się o Brazila i przeczuwała, że nie będzie mogła szybko stąd wyjść i sprawdzić, co się z nim dzieje. Tyler Bovine, podobnie jak większość jej kolegów, pracowała na wyjeździe. Rezydowała po drugiej stronie rzeki Catawba i lekceważyła sobie Charlotte, a także jej obywateli. Była przekonana, że to tylko kwestia czasu, zanim Charlotte wchłonie jej rodzinne miasto Gastonię i resztę terenów, których nie udało się zdobyć generałowi Cornwallisowi.
– Proszę wstać, sąd idzie.
Wszyscy wstali i sędzina Bovine, uśmiechając się do siebie, wkroczyła na salę rozpraw, gdzie natychmiast zauważyła obie policjantki. Wiedziała, że dziennikarze dostali cynk, aby nie tracili dzisiaj swojego cennego czasu, gdyż Batman i Robin wrócą tu w poniedziałek. O tak, wrócą. Sędzina usiadła i włożyła okulary, co dodało jej powagi i majestatu. Zastępca prokuratora okręgowego Pond wpatrywał się w rejestr spraw przewidzianych na ten dzień, jakby po raz pierwszy w życiu widział taki dokument na oczy. Przewidywał, że czeka go walka, ale miał zamiar zwyciężyć.
– Wnoszę o rozpatrzenie sprawy Stan Karoliny Północnej versus Johnny Martino – odezwał się z przekonaniem, którego wcale nie czuł.
– Sąd nie jest gotów, aby wysłuchać jej teraz. – Sędzina Bovine powiedziała to znudzonym głosem.
Virginia West trąciła łokciem szefową, która myślała o Secie i o tym, że nie wyobraża sobie, co zrobi, gdy jej mąż umrze. Nie miało znaczenia, jak bardzo ze sobą walczyli, ile razy doprowadzali się nawzajem do szaleństwa, udowadniając ponad wszelką wątpliwość, że mężczyzna i kobieta nie mogą być bratnimi duszami ani przyjaciółmi. Na twarzy Judy Hammer malowało się cierpienie i zastępca prokuratora okręgowego przeczuwał, że będzie to miało wpływ na jego przyszłość zawodową. Zawiódł tę wspaniałą, dzielną kobietę, której mąż leżał ranny w szpitalu. Komendant Hammer nie powinna tu siedzieć razem z tymi wszystkimi kretynami. Sędzina również zwróciła uwagę na jej wyraz twarzy i także opacznie go zinterpretowała. Szefowa policji nie poparła pani Bovine w ostatnich wyborach. Teraz się okaże, jak wielka i potężna jest Judy Hammer.
– Proszę wstać, gdy wywołam nazwisko. Maury Anthony – odezwał się Pond.
Rozejrzał się po sali pełnej ludzi. Jedni byli załamani, inni olewali wszystko, jeszcze inni drzemali. Maury Anthony i jego obrońca z urzędu wstali i podeszli do stolika zastępcy prokuratora okręgowego.
– Panie Anthony, czy przyznaje się pan do posiadania kokainy, z zamiarem jej sprzedania? – zapytał zastępca prokuratora.
– Tak – odpowiedział Anthony.
Sędzina Bovine przyglądała się oskarżonemu, który niczym nie różnił się od innych.
– Panie Anthony. Zdaje pan sobie sprawę, że przyznając się do winy, pozbawia się pan prawa do apelacji – stwierdziła raczej, niż zapytała.
Oskarżony spojrzał na swojego obrońcę z urzędu, który skinął głową. Anthony skierował swoją uwagę z powrotem na sędzinę.
– Tak, proszę pana – powiedział.
Ci, którzy nie spali i śledzili przebieg wydarzeń na sali rozpraw, wybuchnęli gromkim śmiechem. Anthony natychmiast pojął, że palnął straszną gafę, i uśmiechnął się nieśmiało.
– Przepraszam panią. Moje oczy nie są już tak dobre jak kiedyś.
Znowu dał się słyszeć śmiech.
Wielka twarz sędziny Bovine wyglądała jak wykuta z kamienia.
– Stanowisko stanu? – zapytała, popijając wodę Evian z dwulitrowej butelki.
Pond zajrzał do notatek. Rzucił okiem na policjantki, mając nadzieję, że słuchały uważnie. Miał szansę wykazać się elokwencją, niezależnie od tego, jak durna była to sprawa.
– Wysoki Sądzie – zaczął mówić – w nocy dwudziestego drugiego lipca, około jedenastej trzydzieści Maury Anthony popijał w towarzystwie na Fourth Street, niedaleko Graham…
– Sąd oczekuje dokładnego adresu – przerwała mu sędzina Bovine.
– Oczywiście, Wysoki Sądzie, ale problem polega na tym, że tam nie ma żadnego adresu.
– Jakiś musi być – upierała się sędzina.
– Stojący w tym miejscu budynek zburzono w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym roku, Wysoki Sądzie. Oskarżony i jego koledzy siedzieli w zaroślach…
– Jaki był adres zburzonego budynku?
– Nie wiem – przyznał się Pond po chwili zastanowienia.
Anthony uśmiechnął się, jego obrońca z urzędu także wyglądał na zadowolonego. Virginia czuła, że zaczyna boleć ją głowa. Judy Hammer była zatopiona w swoich myślach. Sędzina znowu napiła się wody.
– Proszę podać sądowi adres – poleciła sędzina, zamykając butelkę.
– Tak, Wysoki Sądzie. Jednak ta transakcja nie odbywała się dokładnie pod starym adresem, raczej jakieś dwadzieścia pięć metrów za i jakieś piętnaście metrów, tak sądzę, pod kątem sześćdziesięciu stopni na północ od budynku Independence Welfare, który tam właśnie się znajdował i został zburzony, w zaroślach, gdzie pan Anthony stworzył coś w rodzaju obozowiska dla włóczęgów, gdzie kupowano, sprzedawano i zażywano kokainę crack tamtej nocy i jedzono kraby. Dwudziestego drugiego lipca.
Pondowi udało się, na krótko, zwrócić na siebie uwagę komendant Hammer, porucznik West, matki Johnny’ego Martino i śledzącej rozprawę części publiczności na sali sądowej, a także dwóch pomocników szeryfa i opiekuna sądowego młodocianych przestępców. Wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem i niewiele rozumieli.
– Sąd domaga się podania adresu – powtórzyła sędzina.
Wypiła kolejny łyk wody i poczuła pogardę dla swojego psychiatry oraz dla wszystkich ludzi cierpiących na psychozę maniakalno-depresyjną. W wyniku kuracji litem nie tylko musiała wypijać dziennie wannę wody, ale także często oddawać mocz, co było źródłem dodatkowych problemów. Jej pęcherz i nerki zmieniały się w przelewową zaparzarkę do kawy, co czuła i doświadczała tego każdego dnia, jeżdżąc tam i z powrotem po hrabstwie Gaston, siedząc za stołem sędziowskim w sali rozpraw, idąc do kina czy lecąc zatłoczonym samolotem.
Ponieważ pracowała w sądzie wyższej instancji, mogła zarządzać przerwę co piętnaście, dwadzieścia lub trzydzieści minut, a nawet dłuższą, do lunchu, jeśli tylko tego potrzebowała. Jednak nigdy dotąd nie zrobiła jednej rzeczy i nigdy tego nie zrobi. Nigdy nie przerwała toczącej się rozprawy, ponieważ bez względu na wszystko sędzina była dobrze wychowaną damą, która dorastała w rodzinie z tradycjami i skończyła Queens College. Sędzina Bovine była ostra, ale zachowywała się z klasą. Nie tolerowała głupców i ludzi pozbawionych klasy i nikt nie mógłby jej oskarżyć o brak dobrych manier. Tak naprawdę najważniejsze były maniery.
Pond się zawahał. Judy znowu zatopiła się w swoich myślach. Virginia niespokojnie wierciła się na ławce, której drewniane oparcie uwierało ją w plecy. Pociła się i niecierpliwie czekała, aż jej pager zacznie wibrować. Brazil może zrobić jakieś głupstwo, czuła to, chociaż nie bardzo wiedziała dlaczego i zastanawiała się, co z tym zrobić.
– Panie Pond – powiedziała sędzina – proszę kontynuować.
– Dziękuję, Wysoki Sądzie. Tej właśnie nocy, dwudziestego drugiego lipca, pan Anthony sprzedał kokainę crack policjantowi z Charlotte, który był po cywilnemu.
– Czy ten policjant jest na sali sądowej? Sędzina spojrzała na mrowie nikczemników, którzy siedzieli poniżej jej stołu.
Mungo wstał. Virginia West odwróciła się i zamarła z przerażenia, widząc, kto tak sapie, szura i hałasuje. Mój Boże, znowu to samo! Przeczuwała kolejne nieszczęście. Judy przypomniała sobie właśnie, jak Seth przyniósł jej kiedyś śniadanie do łóżka i położył na tacy kluczyki do samochodu. Nowy triumph spitfire był zielony, z drewnianym wykończeniem wewnątrz. Ona miała wówczas stopień sierżanta i sporo wolnego czasu, on zaś był bogatym synem zamożnego handlarza nieruchomościami. Wtedy wyjeżdżali jeszcze na długie wycieczki i na pikniki. Gdy wracała z pracy do domu, w salonie rozbrzmiewała muzyka. Kiedy przestał słuchać Beethovena, Mozarta, Mahlera i Bacha, a zaczął oglądać telewizję? Kiedy Seth zdecydował, że chce umrzeć?
– Podejrzany, pan Anthony – odezwał się Mungo – siedział na kocu w zaroślach, o których wspominał pan Pond. Był z dwoma innymi osobami, pili magnum forty-four i colt forty-five. Przed nimi stała brązowa, papierowa torba z tuzinem gotowanych krabów.
– Tuzin? – dopytywała się sędzina Bovine. – Czy pan je policzył, detektywie Mungo?
– Większości z nich już zjedli, Wysoki Sądzie. Powiedziano mi, że początkowo było ich tuzin. Wydaje mi się, że gdy je widziałem, zostały zaledwie trzy.
– No dobrze, proszę dalej.
Cierpliwość, jaką sędzina wykazywała dla tych bredni, była odwrotnie proporcjonalna do tej, z jaką wytrzymywała parcie na pęcherz. Wypiła kolejny łyk wody i zaczęła się zastanawiać, co zje na lunch.
– Podejrzany, pan Anthony, chciał mi sprzedać porcję cracku, kokainy, za piętnaście dolarów – kontynuował zeznania Mungo.
– Bzdura – skomentował to Anthony. – Człowieku, poczęstowałem cię cholernym krabem.
– Panie Anthony, jeśli się pan nie uspokoi, ukarzę pana za obrazę sądu – ostrzegła go sędzina Bovine.
– To był krab. Raz tylko użyłem słowa krab, gdy powiedziałem mu, że może się poczęstować.
– Wysoki Sądzie, zapytałem podejrzanego, co jest w torbie, a on wyraźnie powiedział, że crack – upierał się Mungo.
– Nic podobnego.
Anthony najwyraźniej zamierzał podejść do sędziny, ale obrońca z urzędu przytrzymał go za rękaw koszuli, do którego przyszyta była metka.
– To prawda – podtrzymywał swoje zeznanie Mungo.
– Nieprawda!
– Prawda.
– Nic podobnego!
– Spokój! – zarządziła sędzina. – Panie Anthony, jeszcze jedno takie wystąpienie i…
– Proszę mi pozwolić przedstawić moją wersję! – domagał się oskarżony.
– Po to właśnie ma pan adwokata – przypomniała mu sędzina z groźną miną, zaczynając już czuć wypitą wodę i tracąc opanowanie.
– Czyżby? Ten kawałek gówna? – Anthony spojrzał lekceważąco na swojego obrońcę z urzędu.
Siedzący na sali sądowej ożywili się i wykazywali większe zainteresowanie sprawą, niż Pond kiedykolwiek przedtem widział w tym miejscu. Coś wisiało w powietrzu i nikt nie chciał tego stracić, ludzie trącali się łokciami i robili ciche zakłady. Jake, z trzeciego rzędu po stronie obrońcy, postawił pewną kwotę na to, że Anthony skończy w pierdlu. Shontay, dwa rzędy dalej, stawiała na detektywa po cywilnemu, który przypominał jej kopę siana ubraną w pognieciony garnitur. Wiadomo było, że gliny zawsze bywają górą, niezależnie od tego, jak są kiepscy. Quik, siedzący jeszcze dalej, miał to wszystko w dupie i kiwał rytmicznie kciukiem. Ten gnojek, który odpowiadał za jego obecność na sali sądowej, zapłaci za to. Tak go wrobić. Człowieku.
– Detektywie Mungo. – Sędzina Bovine miała już dość. – Na jakiej podstawie przeszukał pan brązową, papierową torbę pana Anthony?
– Wysoki Sądzie, było jak mówiłem. – Mungo stał bez ruchu. – Zapytałem go, co jest w torbie. I on mi wyjaśnił.
– Powiedział, że ma tam kraby i że może pan sobie jednego wziąć – podsumowała sędzina, która czuła, że naprawdę musi wyjść.
– Nie jestem tego pewien. Wydawało mi się, że powiedział crack. – Mungo starał się być rzetelny.
Takie rzeczy często mu się zdarzały. Zwykle słyszał to, co chciał usłyszeć. Sprawa została oddalona, ale nim sędzina mogła się udać do swojego gabinetu, nad wyraz gorliwy zastępca prokuratora okręgowego przedstawił kolejną sprawę i kolejną, i jeszcze jedną, a pani Bovine nie mogła zarządzić przerwy, ponieważ nie było to zgodne z jej zasadami. Obywatele zatrzymani za włamania, kradzieże samochodów, gwałt, morderstwo, handel narkotykami stawali przed nią wraz ze swoimi obrońcami z urzędu. Pond rozumiał wymowny język jej ciała i żałosną sytuację. Był przyzwyczajony do częstych wizyt sędziny w gabinecie i wiedział, że tylko wykorzystując jej przypadłość, może coś wygrać.
Za każdym razem, gdy Wysoki Sąd zamierzał powstać z ławy, zastępca prokuratora okręgowego zrywał się z miejsca i zgłaszał następną sprawę. Gdy tylko mógł, zapowiedział ponownie rozpatrzenie sprawy Johnny’ego Martino w nadziei, że złamie sędzinę, wystawi ją na próbę wody, której pani Bovine nie wytrzyma. Gdyby Wysoki Sąd wysłuchał sprawy Stan Karolina Północna versus Johnny Martino, pani Hammer i porucznik West mogłyby wrócić do pracy i do szpitala. Zastępca prokuratora okręgowego modlił się, aby komendantka pamiętała jego wysiłki, gdy za trzy lata sam się będzie ubiegał o urząd prokuratora okręgowego.
– Johnny Martino – znowu zgłosił Pond.
– Sąd nie jest jeszcze gotowy, aby wysłuchać sprawy. – Sędzina ledwo była w stanie mówić.
– Alex Brown – wyrzucił z siebie Pond.
– Jestem – Brown wstał, podobnie jak jego obrońca.
– Czy oskarżony przyznaje się do umyślnego zranienia?
– To on zaczął – zeznawał Brown. – Co miałem zrobić? Kupiłem ćwierć kilo wątróbek drobiowych, a on uznał, że chce dokładnie to samo, właśnie moją porcję i to bez płacenia.
Judy Hammer od pewnego czasu przysłuchiwała się temu, co działo się na sali sądowej, i zdążyła już sobie wyrobić opinię. To, co zobaczyła, było dużo bardziej przygnębiające, niż przypuszczała. Nic dziwnego, że policjanci z grupy operacyjnej i detektywi byli tacy zniechęceni i cyniczni, a ich zaangażowanie słabło. W swoim czasie nie miała żadnego współczucia dla takich ludzi, nie widziała dla nich żadnych szans. Byli leniwymi, autodestruktywnymi, skupionymi na sobie darmozjadami, którzy nie mają społeczeństwu nic do zaoferowania, ale biorą, co chcą, od innych. Ale teraz myślała o Secie, o jego pieniądzach, pozycji, szansie. Pomyślała o miłości, jaką ona i inni go darzyli. Komendantka znała wielu ludzi, którzy tak naprawdę wcale nie byli lepsi od tych na sali sądowej.
Virginia West miała ochotę zabić sędzinę Bovine. To oburzające, że szefowa i ona musiały tak długo czekać. Myśli o Brazilu nie dawały jej spokoju. Zastanawiała się, czy wrócił już do redakcji, i z każdą minutą ogarniały ją coraz gorsze przeczucia. Jeśli wkrótce stąd nie wyjdzie, może wywołać skandal. A co najdziwniejsze, jej przełożona wróciła do rzeczywistości i wydawała się interesować wszystkim, co działo się na sali, jakby pragnęła siedzieć tu cały dzień i rozmyślać o swoich prywatnych sprawach, o tym, kim była.
– Johnny Martino – znowu spróbował Pond.
– Sąd nie wysłucha teraz tej sprawy – warknęła sędzina, ostrożnie wstając z fotela.
No to mamy to z głowy przynajmniej na pół godziny, z wściekłością pomyślała Virginia. Przesiedzą obie ten czas na korytarzu. Wspaniale. I tak by się właśnie stało, gdyby pozwoliła na to matka Johnny’ego Martino. Podobnie jak porucznik West, pani Martino była już u kresu wytrzymałości. Doskonale wiedziała, co się dzieje. Zdawała sobie sprawę, że te dwie kobiety siedzące w pierwszym rzędzie to Batman i Robin i że sędzina musi iść do toalety. Szybko wstała z miejsca, zanim Wysoki Sąd zdążył zejść ze swojego podwyższenia.
– Chwileczkę – powiedziała głośno pani Martino, ubrana w elegancką sukienkę i pantofle, podchodząc do sędziny. – Siedzę tu cały czas i dokładnie wiem, co się dzieje.
– Proszę pani! – zaprotestowała sędzina, stojąc z zaciśniętymi nogami, podczas gdy na salę wślizgnął się już dziennikarz z radia New Country WTDR.
– Nie jestem żadną panią! – Pani Martino pokiwała palcem. – Ten chłopak, który obrabował wszystkich tamtych niewinnych ludzi, to mój syn. Mam więc prawo powiedzieć, co myślę. Wiem także, kim są te dwie panie. – Ukłoniła im się z szacunkiem. – Ryzykowały życie, aby pomóc biednym ludziom, gdy mój synalek, zepsuty do szpiku kości, wsiadł do autobusu z pistoletem, który zdobył od jakiegoś handlarza narkotyków. To właśnie chcę wam powiedzieć.
Virginia West, Judy Hammer, zastępca prokuratora okręgowego Pond i cała sala słuchali pani Martino z wielkim zainteresowaniem. Sędzina uznała, że najlepiej będzie, jeśli usiądzie i zachowa zimną krew. Pani Martino całe życie czekała na swój wielki dzień w sądzie i zaczęła chodzić po sali jak doświadczony prawnik procesowy. Tim Nicks, reporter z radia, zapisywał każde jej słowo, a w uszach radośnie huczała mu krew. To zbyt piękne, aby było prawdziwe.’
– Coś pani powiem, pani sędzino – mówiła dalej matka Johnny’ego Martino. – Od razu zorientowałam się w tej grze. Za każdym razem, gdy mogła pani pozwolić tym zapracowanym paniom opuścić salę sądową, nie robiła pani tego, mówiła pani, proszę dalej, nie mogę, nie teraz i tak dalej. – Pokręciła głową, unosząc ramiona. – Dlaczego robi to pani ludziom, którzy pomagają, ludziom, którym na czymś zależy? To hańba, tak właśnie uważam.
– Zechce pani usiąść. – Wysoki Sąd jeszcze raz spróbował zapanować nad sytuacją.
Johnny Martino ubrany był w pomarańczowy strój więzienny, typowy dla okręgu Mecklenburg. Podniósł w górę prawą rękę i po raz kolejny w życiu przysięgał, że będzie mówił prawdę. Judy siedziała wyprostowana, pełna podziwu dla pani Martino, która wcale nie zamierzała zamilknąć, wręcz przeciwnie, dopiero zaczynała mówić. Virginia zastanawiała się, jak sędzina Krowa zamierza wyjść z tej kompromitującej sytuacji. Opanowała śmiech, niemal na granicy histerii, który ogarnął ją razem z kolejną falą gorąca. Pond też się uśmiechał, a reporter radiowy gorączkowo robił notatki.
– Wysoki Sąd chce, abym usiadła? – Pani Martino podeszła bliżej stołu sędziny i oparła dłonie na biodrach. – No to coś pani powiem. Dobrze pani robi. Wysłucha pani sprawy Johnny’ego, wysłucha pani, jak ten łobuz przyznaje się do winy. A wtedy te dzielne kobiety będą mogły stąd wyjść, aby ratować życie innych, pomagać tym, którzy potrzebują pomocy, i oczyszczać nas od zła.
– Proszę pani, wysłucham tej sprawy – próbowała wyjaśnić sędzina Bovine. – To właśnie teraz robię…
Jednak pani Martino sama dobrze wiedziała, jak takie sprawy powinny przebiegać. Odwróciła się i popatrzyła na syna.
– Proszę mi powiedzieć – rozłożyła ramiona, jakby chciała objąć wszystkich na sali sądowej – czy jest tu ktoś, kto się nie zgadza, aby teraz rozpatrzyć sprawę, która dotyczy tych chrześcijańskich kobiet? – Rozejrzała się wokoło. Na sali panowała cisza, żadnej ręki w górze. – A zatem dobrze! Czy chcemy, aby te panie jak najszybciej mogły udać się do swoich obowiązków?
Na sali sądowej wybuchły oklaski i okrzyki, ludzie pozdrawiali Batmana i Robina, które siedziały nieruchomo, oniemiałe.
– Johnny Martino, czy przyznajesz się do popełnienia dziesięciu przestępstw rozboju z użyciem broni? – zapytał Pond.
Sędzina Bovine zacisnęła zęby, powstrzymując się od protestu i skupiając całą energię na utrzymaniu moczu.
– Przyznaję się – wymamrotał Johnny Martino.
– Co ma do powiedzenia stan? – wyszeptała z bólem sędzina.
– Jedenastego lipca o godzinie pierwszej jedenaście po południu Johnny Martino wsiadł do autobusu Greyhound – zaczął Pond. – Obrabował dziesięciu pasażerów, grożąc im bronią, zanim został obezwładniony przez komendant policji Judy Hammer i jej zastępczynię Virginię West…
– Niech żyje Batman! – zawołał ktoś z sali.
– I Robin!
Na sali znowu rozległy się okrzyki i spontaniczny aplauz. Sędzina Bovine nie była już w stanie dłużej tego wytrzymać. Mogła oczywiście wezwać szeryfa i poprosić go o interwencję, ale miała ważniejsze zmartwienia. Była kobietą uprzejmą, odpowiednio wychowaną, znającą dobre maniery i mimo to straciła panowanie nad salą sądową. To po pierwsze. Ktoś powinien za to zapłacić. Równie dobrze może to być ów skurczybyk, który sprowokował całą sytuację, gdy wszedł do jakiegoś cholernego autobusu.
– Stan zgadza się, aby wydać wyrok łączny za dziesięć przestępstw – oznajmiła nagle zupełnie opanowanym głosem. – Oskarżony jest recydywistą i zostanie skazany za każde z dziesięciu przestępstw na minimum siedemdziesiąt miesięcy lub maksimum na dziewięćdziesiąt trzy miesiące, co daje w sumie siedemset miesięcy minimum lub dziewięćset trzydzieści miesięcy maksimum. Sąd ogłasza przerwę do godziny pierwszej. – Zebrała w jedną rękę swoją togę i wyszła z sali, podczas gdy pani Martino zajęła się sprawdzaniem sądowej matematyki.
Reporter Nicks wrócił na South McDowell Street, skąd na częstotliwości 96,9 nadawano program „Najnowsza muzyka country i ulubione przeboje”. Jego stacja bardzo rzadko pierwsza podawała sensacyjne wiadomości lub ujawniała przecieki, zakładając z góry, że słuchacze muzyki country nie interesują się przestępstwami i nie dbają o to, czy handlarze narkotyków znajdą się w więzieniu. Z tego powodu, gdy działo się coś ważnego, władający miastem urzędnicy lub anonimowi informatorzy nigdy nie brali pod uwagę Nicksa. To był jego wielki dzień. Wyskoczył ze swojego chevelle rocznik 67 tak szybko, że musiał dwa razy wracać, aby zabrać notatki i zamknąć wóz.