Tydzień po tym, jak zaczęłam spędzać cały swój wolny czas z Alexem Riversem, pojawiły się sny o Connorze. Miałam ciągle ten sam sen. Connor i ja byliśmy dorośli, ale leżeliśmy na plecach na jednym z dryfujących pomostów na jeziorze Moosehead. Connor wskazywał na niebo, palcem obrysowując kształty chmur. „Co widzisz?” – pytał kilkakrotnie, ale dla mnie wszystkie przyjmowały kształt Alexa: jego profilu, rozwianych wiatrem włosów, rzeźbionej szczęki. Mówiłam o tym Connorowi, gestykulowałam dłonią, która blado odcinała się od jaskrawobłękitnego nieba. Ale choć bardzo się starałam, nie potrafiłam sprawić, by Connor zobaczył to co ja.
Sześć dni obserwowałam, jak Alex gra Roba, przeżywającego kryzys wiary po znalezieniu szkieletu. Uświadamia sobie, że ludzka ewolucja podąża tą samą drogą co ewolucja obcej rasy, której przedstawiciela odkrył: niczym meteor pędzi ku zagładzie. Postanawia pogrzebać swoje odkrycie, zamiast na nowo pisać historię.
Zaskoczyło mnie, że scen nie kręcono chronologiczne, aczkolwiek dostrzegałam finansowe korzyści wynikające z filmowania scen według miejsca.
– Jak to robisz? – zapytałam Alexa. – Jak udaje ci się budować napięcie potrzebne w tej ostatniej scenie, a potem się cofać i udawać, że to nigdy się nie zdarzyło? Alex tylko się uśmiechnął i powiedział, że właśnie za to mu płacą.
Angażował się emocjonalnie; w przeciwieństwie do tego, co mówił, nic nie mógł na to poradzić. Zdradził się z tym pewnego wieczoru, kiedy po prostu był sobą. Siedzieliśmy na skraju wąwozu Olduvai; Alex opowiadał, jak miał czternaście lat i ojciec przeganiał go po salonie, trzepiąc w twarz i bok, usiłując sprowokować syna do ciosu. Kiedy Alex w końcu to zrobił, wybijając ojcu kilka zębów, Andrew Riveaux uśmiechnął się, choć z ust ciekła mu krew. „Synu, tak walczy mężczyzna” – powiedział.
Po długiej chwili milczenia Alex spojrzał na mnie.
– Czasami myślę, że gdybym jutro zwołał konferencję prasową i powiedział światu, że Alex Rivers miał ojca nieroba i pijaka i szurniętą matkę, nikt i tak by tego nie wydrukował. Wszyscy mają przed oczyma mój wizerunek i nie chcą go zmienić. Wiesz, to zabawne, ale myślę sobie, że człowiek, którego stworzyli, przeżyje mnie.
Ujęłam go za rękę, bo nie wiedziałam, co powiedzieć, ale on łagodnie mnie odepchnął.
– Dlatego tak mi się spodobał scenariusz tego filmu – mówił dalej. – Bohater staje przed dylematem moralnym: czy przekazać opinii publicznej informacje, które ich przerażą? A może raczej pozwolić ludziom wierzyć w to, co nie burzy porządku świata? – Pokręcił głową. – Człowiek zastanawia się nad Darwinem.
Niezależnie jednak od tego, ile czasu spędzałam z Alexem, punktem centralnym moich snów był Connor. Połączyłam ich w myślach. Zasypiałam, myśląc o Aleksie, i budziłam się z imieniem Connora na ustach, jakby Connor z zazdrości wdzierał się w moją podświadomość. Pewnej nocy sen był tak wyrazisty, że po obudzeniu wciąż czułam na policzku oddech Connora, i to mnie niepokoiło. Przez większość czasu Connor zostawiał mnie samej sobie, ale kiedy myślał, że grozi mi niebezpieczeństwo, trudniej się go było pozbyć niż własnego cienia.
Boso tańczyliśmy walca wokół płytkiego stawu za zajazdem w rytm odgłosów afrykańskiej nocy.
– Nie potrafię dotrzymać ci kroku – powiedziałam bez tchu. – Tańczysz za szybko.
– A ty za wolno. – Alex okręcił mnie, unosząc nad chłodną, czarną ziemią. Kiedy znowu mnie postawił, zachwiałam się i pociągnęłam go za sobą w dół łagodnego zbocza. Przy każdym obrocie wzajemnie się podtrzymywaliśmy w zmysłowym pokazie siły. Zatrzymaliśmy się kilka centymetrów przed błotnistą wodą.
Ostrożnie położyłam głowę na piersiach Alexa. Poza tamtym pocałunkiem na dobranoc to był nasz pierwszy cielesny kontakt. Nie potrafiłam odgadnąć, czego właściwie Alex ode mnie oczekuje. Był przyjacielski, otwarty, ale unikał fizycznego dotyku. Nie wiedziałam, czy po prostu nie śpieszy się z angażowaniem w związek, czy w ogóle zamierza się zaangażować. Ja, cóż, ja liczyłam na więcej. W gruncie rzeczy przygotowałam się na przygodę na jedną noc i przez ostatni tydzień niemal udało mi się samą siebie przekonać, że to będzie w porządku, tylko że Alex wcale nie próbował mnie uwieść. Najczęściej to ja dotykałam go pod najrozmaitszymi pretekstami, bezwstydnie uniemożliwiając mu trzymanie się na dystans.
Wciągnęłam w płuca zapach jego mydła i potu.
– Przepraszam – mruknęłam. – Tańce nigdy nie były moją silną stroną.
Alex wybuchnął głębokim, dudniącym śmiechem prosto w moje ucho.
– To zdolność nabyta – odparł. – Matka dwa razy w tygodniu prowadziła mnie na kurs. Nienawidziłem tego, wiesz, białe rękawiczki i przesadnie wyperfumowane tłuścioszki, które deptały mi po palcach, ale niech mnie diabli, jeśli wciąż nie pamiętam każdego kroku.
Uśmiechnęłam się z twarzą wtuloną w jego koszulę.
– Pewnie podświadomie marzyłeś o pójściu z debiutantką na pierwszy bal. Albo zostaniu drugim Arthurem Murrayem.
Alex skrzywił się.
– Nie sądzę. – Łagodnie pogładził mnie po włosach, a ja całą sobą poddałam się tej pieszczocie. – Chyba moje ciało lubiło ćwiczenia fizyczne.
Kilka wieczorów wcześniej opowiadał, że urodził się z dziurą w sercu i do ósmego roku życia nie mógł bawić się ani biegać.
– Wyobraź to sobie – rzekł sucho. – Romantyczny bohater z zepsutym sercem.
Usłyszałam w jego głosie znużenie, cierpienie małego chłopca, który postrzegał siebie jako upośledzonego i robił, co w jego mocy, by zrekompensować swoją słabość. Zastanawiałam się, dlaczego mi o tym wspomniał, i pochlebiałam sobie, że powodem było jego przekonanie, iż naprawdę go zrozumiem.
Z głową na jego piersi zamknęłam oczy, wspominając tamtą rozmowę, Alex jednak zesztywniał i usiadł. Odwróciłam wzrok zawstydzona, że wpędziłam go w zakłopotanie. Pokręciłam głową, w myślach katalogując przyczyny, dla których Alex Rivers nie chce – nie potrzebuje – kogoś tak niedoświadczonego jak ja.
– Jest mnóstwo kobiet – powiedział, starannie dobierając słowa ale ja żadnej nie dopuszczam do siebie. Musisz to zrozumieć. Rzecz w tym, że nie chcę po raz kolejny przeżywać rozczarowania z powodu cudzych wad, a zwłaszcza własnych. Zachowuję się więc tak, jak by to nie było ważne. Cassie, jestem cholernie zmęczony udawaniem.
Kierując się intuicją, nachyliłam się ku niemu i wsunęłam dłoń pod jego koszulę. Mówił mi, czego nie mam prawa oczekiwać, choć ja wiedziałam, że jest na to o wiele za późno. Nie byłam w wielu związkach, ale miałam Connora, wiedziałam więc, od czego to się zaczyna. Zakochujesz się w kimś, bo ma krzywy uśmiech, potrafi cię rozbawić albo – jak w tym wypadku – sprawia, że wierzysz, iż tylko ty możesz go uratować. Kiedy w końcu nastąpi zbliżenie, dla Alexa to może być przygoda na jedną noc, ale nie dla mnie. Bo wtedy już za wiele mu dam.
Usłyszałam, jak Alex szybko wciąga powietrze, kiedy przytulałam się do niego z dłonią opartą na jego piersi. Uśmiechnęłam się do niego, w rękach trzymając jego serce.
Niedziela była dniem wolnym dla obsady i ekipy, aczkolwiek w Tanzanii niewiele pozostawało do roboty w czasie wolnym. Siedziałam w cieniu na huśtawce; Alex podszedł i objął mnie w pasie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
I rzeczywiście tak zaczynałam to odbierać. Całkiem zapomniałam o uniwersyteckim stanowisku wykopaliskowym. Po tamtym wieczorze nad stawem, kiedy Alex określił warunki naszego związku, staliśmy się nierozłączni. Tak często widywano nas razem, że kiedy go nie było, wszyscy pytali mnie, gdzie się podział. Na początku czułam się zakłopotana swobodą, z jaką opierał się o moje ramię, kiedy pokazywałam mu sposób oczyszczania znaleziska, albo w obecności innych mówił, o której mam się z nim spotkać na kolacji. Jego zachowanie przypominało mi wykłady o instynkcie terytorialności u naczelnych: samce pozostawiają wyraźne znaki, by innych poinformować, że ci nie są tutaj mile widziani.
Z drugiej jednak strony, nikt nigdy nie był w stosunku do mnie tak zaborczy, żeby uznawać mnie za swoją własność, nawet chwilowo. No i było to przyjemne. Lubiłam wiedzieć, że rano jestem pierwszą osobą, której Alex szuka. Lubiłam całować go na dobranoc i wiedzieć, że widzi nas człowiek przechodzący holem. Po raz pierwszy w życiu zachowywałam się jak nastolatka.
Alex przyciągnął mnie ku sobie.
– Mam dla ciebie niespodziankę – szepnął mi do ucha. – Jedziemy na safari.
Cofnęłam się i uważnie na niego spojrzałam.
– Co robimy?
– Jedziemy na safari – powtórzył Alex z uśmiechem. – No wiesz, lwy, tygrysy i niedźwiedzie, korkowe kaski i nielegalne polowanie na słonie. Takie rzeczy.
– Polowania na słonie są zabronione – odparłam. – Teraz możesz polować tylko przy użyciu kamery.
Alex wstał i mnie także podniósł na nogi.
– Cóż, ja osobiście mam kamer po uszy. Ograniczę się do oczu.
Poszłam za nim, już wyobrażając sobie rozległe Serengeti, tumany wzbijane przez wolno poruszające się stada. Przed gankiem czekał czarny dżip; drobny tubylec z olśniewająco białym uśmiechem pomógł mi wsiąść.
– Cassie, to jest Juma – powiedział Alex.
Juma przez ponad godzinę wiózł nas do serca Tanzanii, przedzierając się przez zarośla i strumyki, które nigdy nie miały być drogami. Zatrzymał się w cieniu małego zagajnika.
– Czekamy tutaj – oznajmił, po czym wyjął z dżipa niebieski kraciasty koc i rozłożył dla nas na trawie.
Na styku z horyzontem równina nabierała fioletowego odcienia, niebo nad naszymi głowami miało barwę błękitu, dla którego wymyślono to słowo. Wyciągnęłam się na plecach, Alex położył się na boku i podparł na łokciu, dzięki czemu mógł na mnie patrzeć. To była następna rzecz, do której musiałam się w jego obecności przyzwyczaić: skupionej uwagi. Patrzył na mnie tak, jakby rejestrował każde poruszenie, każdą subtelną zmianę wyrazu. Kiedy raz mu wyznałam, że źle się z tym czuję, wzruszył ramionami.
– Możesz z całą szczerością powiedzieć, że nie zauważasz, jak wyglądam? – zapytał, a ja w odpowiedzi oczywiście wybuchnęłam śmiechem. – No cóż, ja też nie mogę się powstrzymać od zauważania ciebie.
Jego oczy rozpoczęły wędrówkę od mojego czoła, zsunęły się po nosie na policzki, stamtąd na szyję i ramiona. Czułam ciepło, jakby rzeczywiście mnie dotknął.
– Tęsknisz czasami za Maine? – zapytał.
Zamrugałam.
– Właściwie nie. Na uniwersytet przyjechałam, kiedy miałam siedemnaście lat. – Urwałam, zastanawiając się, ile dotąd przed nim ukryłam. Mimo iż Alex powiedział mi prawdę o swojej rodzinie, ja jeszcze nie zwierzyłam mu się ze swych tajemnic. W ostatnich tygodniach sto razy myślałam, żeby mu powiedzieć, ale powstrzymywały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, moment nigdy nie był odpowiedni. Po drugie, wciąż się obawiałam, że go tym spłoszę.
Słońce sączyło się przez drobne listowie drzewa, pod którym leżeliśmy, rzucając na nogi Alexa koronkowe cienie. Jeśli wszystko mu powiem, a on ucieknie, trudno; od samego początku przekonywałam siebie, że ten romans nie może zmienić się w poważny związek. No bo co Alex zamierza zrobić, kiedy skończy zdjęcia? Wrócić do Los Angeles z kimś takim jak ja uwieszonym na ramieniu i powiedzieć swoim oszałamiającym przyjaciołom, że jestem kobietą z jego marzeń?
– Alex… – zaczęłam niepewnie. – Pamiętasz, jak ci mówiłam, że moi rodzice byli właścicielami piekarni?
W gruncie rzeczy tylko tyle mu powiedziałam, kiedy wypytywał o moją przeszłość. To była jedyna bezpieczna rzecz, jaką mogłam powiedzieć. Alex przytaknął, unosząc twarz do słońca.
– Pomagałaś robić bezy.
Przełknęłam ślinę.
– Pomagałam też zbierać moją matkę z podłogi, kiedy leżała nieprzytomna. – Nie odrywałam wzroku od twarzy Alexa, żeby móc dokładnie stwierdzić, kiedy moje słowa do niego dotrą. – Była pijaczką. Południową pięknością do samego końca, ale pijaczką.
Patrzył na mnie, nie potrafiłam jednak odczytać jego reakcji.
– A twój ojciec?
Wzruszyłam ramionami.
– Mówił, żebym się nią zaopiekowała.
Bardzo wolno wyciągnął dłoń i położył mi na policzku; jego skóra była gorętsza od mojego wstydu.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytał.
– A dlaczego ty mi powiedziałeś? – szepnęłam.
Alex objął mnie i przytulił tak mocno, że nie byłam w stanie odróżnić bicia jego serca od swojego.
– Ponieważ jesteśmy do siebie podobni – odparł. – Zostałaś stworzona, żeby opiekować się mną, a ja będę opiekował się tobą.
Wzdrygnęłam się na tę myśl, zaraz jednak z radością przyjęłam ofiarowane mi ukojenie. Miło było oddać komuś innemu kontrolę, choćby tylko na chwilę. Miło było zostać tą, którą ktoś się opiekuje, zamiast ciągle opiekować się wszystkimi wokół.
Oboje usiedliśmy na odgłos grzmotu, ale na niebie nie było ani jednej chmury; nagle pojawił się przy nas Jurna z lornetką w dłoni.
– Tam. – Wskazał miejsce na horyzoncie, gdzie szary tuman zmieniał się w istoty z krwi i kości.
Słonie kroczyły ciężko, z rozmysłem. Ich skóra wydawała się starsza od pergaminu, znużone oczy mruganiem chroniły się przed kurzem. Od czasu do czasu któreś ze zwierząt podnosiło trąbę i wydawało wysoki, dwustopniowy dźwięk.
Kilka minut później nadbiegło stadko żyraf, uszami muskając niskie białe obłoczki. Słyszałam, jak Alex wstrzymuje oddech, kiedy jedna oderwała się od towarzyszek i ruszyła w naszym kierunku. Jej podobne do szczudeł nogi załamywały się lekko w kolanach. Skórę barwy karaibskiego piasku znaczyły cętki na plecach i szyi. Wyciągnęła pysk do drzewa nad nami i zaczęła zrywać liście.
A potem słonie zaczęły trąbić gwałtowniej, stąpały wodewilowym, człapiącym krokiem, zbijając się w gromadę, żyrafy pomaszerowały sztywno przez równinę. Kiedy jedynym odgłosem, przerywającym ciszę, był świst wysokich traw, usłyszałam charakterystyczny ryk lwa.
Lew poruszał się z leniwym wdziękiem zwycięzcy, grzywa okalała mu pysk niczym ognisty krąg. Kilka kroków za nim szła lwica, chudsza, smuklejsza, pozostająca w jego cieniu. Uniosła oczy, upiornie zielone jak morze, i obnażyła kły, nie wydając najmniejszego dźwięku. Alex ścisnął mnie za rękę.
Lwy zatrzymały się na tyle długo, by wyczuć nasz zapach, potem ramię w ramię ruszyły przez równinę. Zastanawiałam się, czy te zwierzęta przez całe życie mają tego samego partnera. Wiatr się zmienił i zniknęły tak cicho, jak się pojawiły. Wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej stały, próbując zrozumieć, jak to możliwe, że istota tak piękna w jednej chwili zmienia się w krwiożerczą bestię.
– Zostańmy tutaj – powiedział Alex cicho. – Zbudujemy chatę na skraju równiny i będziemy patrzeć, jak lwy chodzą po naszym podwórku.
Uśmiechnęłam się do niego.
– Zgoda. Swojego Oscara odbierzesz przez satelitę.
Złożyliśmy koc i wsiedliśmy do dżipa. Noga Alexa przyciskała się do mojej od uda do kostki. Juma przekręcił kluczyk i podskakując na nierównym gruncie, ruszyliśmy do domu.
Na planie John zostawił dla nas dżipa oraz piknikowy koszyk z pieczonym kurczakiem i świeżym chlebem. Przez pół godziny siedzieliśmy z Alexem w przyjaznym milczeniu przed namiotem i patrzyliśmy, jak zachodzące słońce barwi nasze kołnierze i rozgrzewa ziemię. Był początek września, panował straszny upał.
– Wiesz, czego mi brakuje z Maine? – zapytałam. Alex pokręcił głową. – Tęsknię za porami roku. Za śniegiem. – Zamknęłam oczy, usiłując w tym nieprawdopodobnym skwarze wyobrazić sobie sine od mrozu opuszki palców i płatki pierwszego śniegu na rzęsach.
– Jeden z moich domów jest w Kolorado – powiedział Alex. – Niedaleko Aspen. Pojedziemy tam zimą. Zawiozę cię, żebyś zobaczyła śnieg.
Odwróciłam się ku niemu. Zastanawiałam się, czy zimą jeszcze z nim będę. Przed oczyma stanął mi tamten lew, bezszelestnie kroczący przez suchą trawę, za którym podążała jego lwica.
– Tak – odparłam. – Bardzo chętnie.
Wiedziałam, że on też myśli o lwach i innych zwierzętach, od których kroków zatrzęsła się ziemia. Kiedy słońce schowało się za odległe wzgórza, Alex pochylił się i pocałował mnie.
To był inny pocałunek niż tamten pierwszy, delikatny i testujący. Zmiażdżył mi usta, zgniótł ciało w akcie dzikim, prymitywnym i zakazanym. Odpiął bluzkę i wsunął dłoń do środka, zatrzymując ją na piersi.
– Czy tak może być? – szepnął.
Wiedziałam, że to nastąpi, wiedziałam od chwili, gdy odprowadził mnie pod drzwi mojego pokoju. A chociaż domyślałam się, że oczekuje ode mnie doświadczenia, którego nie mam, umiejętności i finezji innych kobiet, nie potrafiłam go powstrzymać. Równie dobrze mogłabym próbować odwrócić kierunek, w którym płynie moja krew.
Przytaknęłam i poczułam, jak ściąga mi bluzkę przez głowę; jego dłonie były wszędzie, przesuwały się w górę i w dół, odpinały mi stanik, odgarniały włosy z mojej twarzy. Objął mnie i na wpół wniósł, na wpół zawlókł do namiotu na planie, gdzie położył mnie na wąskiej pryczy. Klęcząc na nieheblowanej drewnianej podłodze, ściągnął mi najpierw buty i skarpetki, potem szorty i bieliznę.
Policzki miałam rozpalone i chciałam się przykryć, ale to był tylko plan filmowy i koca nie było. Próbowałam skrzyżować ręce na piersiach, Alex jednak zaplótł je wokół swojej szyi i znowu mnie pocałował.
– Jesteś piękna – powiedział, przesuwając opuszkami palców po moim ciele w taki sposób, w jaki człowiek niewidomy uczy się rysów cudzej twarzy, a ja otworzyłam się przed jego dotykiem i zaczęłam myśleć, że może istotnie jestem tak piękna, jak mówi.
Nie miałam pojęcia, jak go pieścić i co właściwie mam robić, ale on nie zwracał na to uwagi. Kiedy wstał, by się rozebrać, patrzyłam na jego ciało. Uświadomiłam sobie, że to jak z patrzeniem na słońce – nie powinno się tego robić, bo kiedy odwrócisz wzrok, ono oślepi cię na wszystko inne.
Gdy jego usta dotknęły moich piersi, usłyszałam własny głos, a może był to nagły szum wiatru. Do namiotu wkradła się ciemność, okrywając nas stopniowo, aż wreszcie dostrzegałam tylko fragmenty ciała Alexa, wydobywane z mroku przez księżycową poświatę, i czułam jego skórę na swojej. Wsunął mi dłoń między nogi, szepcząc coś z ustami na moich skroniach. Zamknęłam oczy.
Zobaczyłam Serengeti wypełnione zwierzętami, tak jak było tu przed wiekami. Świergotały, gwizdały i krzyczały w noc, krążyły w spokojnej paradzie. Gwiazdy lśniące na niebie wśliznęły się pod moją skórę, rosły, połyskiwały i łaknęły wolności, która przyszła dopiero wtedy, gdy Alex zanurzył się głęboko w moje wnętrze.
Kiedy przestałam drżeć, zaczął Alex. Wołając moje imię, upadł na mnie. Patrzył w moją twarz oczyma lwa.
– Czy to był pierwszy raz, kiedy… no wiesz? – szepnął.
Upokorzona odwróciłam głowę w bok.
– Potrafisz to rozpoznać?
Uśmiechnął się.
– Bo wiesz, patrzysz na mnie, jakbym właśnie skończył stwarzać niebo i ziemię.
Próbowałam odepchnąć go od siebie, by się od niego odgrodzić wolną przestrzenią. Nie byłam pewna, czy to w ogóle powinno się zdarzyć.
– Przepraszam – mruknęłam. – Nie robię tego z wieloma mężczyznami.
Alex przekręcił się, tak że teraz leżeliśmy twarzami do siebie.
– Wiem – odparł.
Znowu się zarumieniłam, myśląc o wszystkich kobietach, z którymi pewnie spał, i o tym, jak intuicyjnie wiedziały, co robić. Ujął mnie za brodę, zmuszając, bym na niego spojrzała.
– Nie to miałem na myśli – powiedział łagodnie. – Podoba mi uczucie, iż jesteś moja. – Pocałował mnie delikatnie. – Więc jednak nie będziesz tego robiła z wieloma mężczyznami.
Mówiąc to, uśmiechał się, choć zaborczo mocniej mnie przytulił, jakbym zamierzała odejść. Z wahaniem przesunęłam palcem po jego piersi i poczułam, jak porusza się we mnie. Mocniej przycisnęłam do niego biodra. Jęknął i powiedział:
– Jezu, co ty ze mną wyprawiasz…
Udałam, że go powstrzymuję.
– Skąd mam wiedzieć, że nie grasz?
– Cassie – odparł z uśmiechem – kiedy gram, nigdy nie jestem aż tak dobry.
Gdyby kaskader Sven nie złapał grypy, ja i Alex nie pokłócilibyśmy się po raz pierwszy. Kiedy w poniedziałek rano, następnego dnia po tamtym wieczorze, przyszłam na plan, dokładając starań, by zachowywać się swobodnie, zobaczyłam, że nastąpiły zmiany w harmonogramie. Zamiast kręcić scenę ze Svenem skaczącym z niskiego klifu na niesławnej czarnej linie, Alex i Janet Eggar mieli odegrać jedyną scenę miłosną w filmie.
Janet Eggar była młodą aktorką, która jak powiedział mi Alex, po raz pierwszy miała zaliczyć NSM, niepotrzebną scenę miłosną. Bernie posunął się dalej, twierdząc, że jej rola w filmie nie ma najmniejszego znaczenia, dopisano ją wyłącznie dlatego, że jeśli pokaże na ekranie cycki, ludzie chętniej kupią bilety. Patrzyłam, jak Janet nerwowym krokiem przechodzi od garderobianej do charakteryzatorów. Stanęła plecami do mnie i rozchyliła szlafrok, żeby mogli nałożyć podkład na jej ciało.
Usiłowałam przechwycić wzrok Alexa. Był na planie o wiele wcześniej niż ja, bo musiał poczynić zmiany w porządku dnia, nie mogłam więc w czasie porannej przejażdżki zorientować się, co sądzi o poprzednim wieczorze. Zawiózł mnie do zajazdu i pod drzwiami mojego pokoju słodko pocałował na dobranoc, co sprawiło, że cała zadrżałam, ale ze względu na plotki poszedł do siebie. Leżałam naga pod wentylatorem wirującym pod sufitem i dotykałam miejsc na ciele, które on kilka godzin temu pieścił.
Kiedy wzeszło słońce, po raz kolejny powiedziałam sobie, że niczego nie będę oczekiwać. Z tego, co wiedziałam, podczas pracy nad każdym filmem miał kochankę z ekipy. Mogłam myśleć, co chciałam, ale świadoma byłam, że wszelkie obietnice, jakie sobie złożę, skazane są na złamanie.
Alex miał na sobie tylko dżinsy i był w podłym nastroju. Warczał na rekwizytorów, wrzeszczał na głównego oświetleniowca Charliego, który plątał mu się pod nogami. Kiedy Jennifer przyniosła Alexowi scenariusz, przepraszając za plamę kawy na stronie, myślałam, że urwie jej głowę.
Złagodniał jednak na widok Janet, która blada jak ściana i roztrzęsiona stała przed ekipą operatorską. Podszedł do Berniego i coś mu powiedział. Reżyser uniósł dłoń, prosząc o ciszę.
– To będzie zamknięty plan – oznajmił. – Wszyscy, którzy nie są bezpośrednio zaangażowani w kręcenie tego ujęcia, mogą wrócić do zajazdu. Spotkamy się po lunchu.
Bernie zaprowadził Janet do namiotu i pryczy, na której wczoraj kochaliśmy się z Alexem. Mówił do niej, podkreślając słowa gestami, ona potakiwała i o coś pytała. Usłyszałam ostatnie odjeżdżające dżipy i uświadomiłam sobie, że na planie pozostała tylko garstka osób.
Nie byłam zaangażowana w kręcenie tej sceny, nie mogłam żadną specjalistyczną radą pomóc Janet Eggar. Kiedy jednak zobaczyłam, jak kładzie się na pryczy, a jej rysy przyjmują wyraz mojej twarzy, wiedziałam, że za nic nie odejdę.
Podszedł do mnie Bernie.
– Wciąż tu jesteś? Nie słyszałaś, co mówiłem?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Alex stanął przy mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.
– Ona zostaje – oznajmił.
Bernie zajął miejsce za kamerą. Janet i Alex, jeszcze w ubraniach, przeprowadzili próbę. Gdybym nie była tak zakłopotana, pewnie wybuchnęłabym śmiechem: w głowie mi się nie mieściło, że ktoś dyryguje, w którą stronę mam się odwrócić przy pocałunku i jak oddychać, a gdzie nie mogę położyć dłoni. Janet i Alex mieli pod poduszką odświeżacze do ust i kiedy Berniego przygotowania zadowoliły, oboje skorzystali z aerozoli, po czym odwrócili się w stronę pryczy.
Janet zdjęła szlafrok pod białym prześcieradłem, a Alex rycersko zasłaniał ją przed wzrokiem operatorów. Później, jakby robił to ciągle, zdjął dżinsy i nagi wsunął się na łóżko.
To było straszne ujęcie. Janet głos się załamał w połowie kwestii, całowała Alexa tak, jakby była w łóżku z trupem. Kiedy Alex zgodnie ze wskazówkami Berniego chciał odsłonić ją do pasa, zesztywniała i usiadła prosto, krzyżując ręce na piersiach.
– Przepraszam – powiedziała chłodno. – Możemy zacząć od początku.
Ale po dwóch kolejnych katastrofach Alex potarł twarz dłonią i wstał. Odwrócił się i wszyscy na planie mogli zobaczyć, jak bardzo jest podniecony. Spuściłam wzrok na kolana, palcem gładząc nogawkę szortów. Mówił, że przy mnie nie gra. Powinien był grać przy niej.
– Dobra – oznajmił Alex. – Wszyscy się rozbierają.
Kiedy Bernie zaczął mruczeć coś w jidysz, Alex mu przerwał.
– Janet i ja jesteśmy goli jak nas Pan Bóg stworzył, więc będzie sprawiedliwie, jeśli wy rozbierzecie się przynajmniej do bielizny. – Spojrzał przez ramię na Janet, której twarz z wolna rozjaśniał uśmiech.
Jeden z kamerzystów pierwszy wykonał polecenie Alexa. Zdjął Tshirt i spodnie, odsłaniając potężny brzuch, zwisający nad bokserkami. LeAnne, asystentka Janet, została w staniku i majtkach.
– To jak bikini – powiedziała, nie zwracając się do nikogo w szczególności.
Ubrania fruwały w powietrzu, tworząc stosy na obrzeżach planu, i teraz Janet Eggar śmiała się już na głos. Alex usiadł na pryczy i coś do niej mówił. Bernie z westchnieniem odpiął szorty, pod którymi miał fioletowe jedwabne bokserki. Tylko ja zostałam w ubraniu.
Wszyscy gapili się na mnie i zadawali sobie pytanie, czym sobie zasłużyłam na specjalne traktowanie, bez namysłu więc chwyciłam za koszulę. Alex złapał mój wzrok i nieznacznie pokręcił głową, ale tylko uśmiechnęłam się do niego. Ściągnęłam koszulę przez głowę i zdjęłam szorty. Wiedziałam, że Alex ani na moment nie odrywa ode mnie oczu.
Kiedy znowu rozpoczęto zdjęcia, Janet wydawała się w o wiele lepszym nastroju. Położyła się, jej włosy rozsypały się na poduszce. Patrzyłam, jak oddech Alexa muska jej skórę. Zastanawiałam się, w które miejsca ją dotyka, ile razy będą musieli powtarzać ujęcie, czy pościel wciąż pachnie nami.
Po szóstym dublu, kiedy Janet i Alex śmiali się, jakby robili to od wieków, zobaczyłam, że paznokcie mam wbite w miękkie drewniane oparcie krzesła. W porażającym upale odgrywana scena ciągle zmieniała się w tę, którą przeżyłam poprzedniego wieczoru. W gardle tak mi zaschło, że nie byłam w stanie przełykać. Obserwowałam Alexa z inną kobietą, którą tulił tak samo jak mnie, i wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że się zakochałam.
Wiedziałam, że jak skończą, przyjdzie do mnie, ale nie chciałam go widzieć. Nie chciałam widzieć go nigdy więcej. Próbowałam, naprawdę próbowałam, ale luźny romans nie był w moim stylu.
Całą noc przygotowywałam się na przyjęcie prawdy, mimo to czułam ból. Alex nie doznał, jak cały świat otwiera się przed nim pod dotykiem moich dłoni. Alex nie leżał pod wirującym wentylatorem, modląc się, by czas stanął, nim znowu ruszy. Dla Alexa byłam tylko próbą generalną.
Szłam w kierunku dżipów, zamierzając wsiąść do jednego z nich i odjechać tak daleko z tego miejsca, jak to będzie możliwe, kiedy dogonił mnie Alex i złapał za rękę.
– Poczekaj – powiedział – musisz dać mi szansę.
Okręciłam się na pięcie i obrzuciłam go płonącym spojrzeniem.
– Masz minutę – odparłam.
– Nie wiedziałem, że dzisiaj będziemy kręcić tę scenę, Cassie. Zbieżność w czasie okazała się fatalna. Gdybym wiedział, w żadnym razie nie przywiózłbym cię tutaj wczoraj w nocy. Nie chciałem, żebyś na to patrzyła, ale też nie chciałem, żebyś myślała, że cię odsyłam.
– Sprawiało ci to przyjemność – powiedziałam. – Widziałam wyraźnie.
– Nieprawda! – krzyknął. – To moja praca.
– Zresztą jakie to ma dla ciebie znaczenie! – odkrzyknęłam. – Miałeś mnie. Janet Eggar już zaczęła się ślinić. Dlaczego nie wrócisz i nie skończysz tego teraz, kiedy wszyscy są na lunchu?
Alex cofnął się.
– Tak o mnie myślisz? – zapytał sucho. Dłonie miał zaciśnięte w pięści i zbielałe, oczy mu płonęły i przez chwilę myślałam, że rzuci się na mnie albo odepchnie na bok.
Milczałam, odebrała mi głos siła jego kontrolowanej wściekłości.
– Szkoda, że nie wiem, co o tobie myśleć – szepnęłam. – Ciągle widziałam nas. Ten sam namiot, Alex. To samo łóżko. Wszystko to samo, tylko że tym razem to nie byłam ja. – Jego twarz zaczęła się rozpływać przed moimi oczyma i odwróciłam się. – Proszę, nie każ mi znowu tego oglądać.
Wyminęłam go. Biegłam tak długo, aż walenie serca stłumiło jego głos. Raz po raz powtarzałam sobie, że powinnam była wiedzieć, iż ktoś, kto potrafi kochać tak mocno i głęboko, potrafi z równą mocą nienawidzić i ranić.
Miał dwanaście lat, od dawna kradł w sklepach, teoretycznie więc nie powinien być na tyle głupi, żeby dać się złapać. Ale ostatnio zaczęły mu się okropnie podobać dziewczęta, a blondynka przy kasie z piersiami wielkości mango wciąż na niego zerkała i nim ukrył puszkę pepsi w kieszeni, mięsista łapa zamknęła się na jego przegubie i pociągnęła ku sobie. Alex stwierdził, że po raz drugi w tym tygodniu gapi się na żałosną gębę ochroniarza. Kiedy zerknął w bok, uświadomił sobie, że kasjerka wcale nie patrzy w jego stronę.
– Jesteś taki głupi czy z jakiegoś innego powodu ciągle wracasz do tego sklepu? – zapytał ochroniarz.
Alex otworzył usta, ale zanim zdążył coś powiedzieć, ochroniarz wywlókł go ze sklepu i poprowadził na posterunek.
Na posterunku roiło się od alfonsów, dilerów i wszelkiego pokroju rzezimieszków, a oficer dyżurny nie miał cierpliwości do chłopca, którego oskarżono o kradzież w sklepie. Sierżant powiódł wzrokiem od Alexa do ochroniarza.
– Nie będę marnował miejsca w celi – oznajmił. Poszedł jednak na kompromis i przykuł Alexa do krzesła koło swojego biurka.
Wzięli jego odciski palców i zapisali dane, Alex jednak orientował się, że robią to tylko po to, żeby go przerazić; był małoletni, a w Nowym Orleanie za kradzież w sklepach możesz najwyżej dostać po łapach. Sierżant ponownie przykuł go do krzesła. Alex siedział spokojnie, z kolanami przyciśniętymi do piersi, wolną ręką trzymając się za kostki. Zamknął oczy i wyobrażał sobie, że jedenastą godzinę spędza w celi śmierci.
Po jakimś czasie sierżant przypomniał sobie o jego obecności.
– Cholera, nikt jeszcze po ciebie nie przyszedł?
Alex pokręcił głową. Sierżant zapytał go o numer telefonu, zadzwonił, łokciem opierając się o biurko i szukając czegoś w rejestrze aresztowanych. Spojrzał na Alexa.
– Twoi rodzice są w pracy?
Alex wzruszył ramionami.
– Ktoś powinien być w domu.
– Ale nikogo nie ma.
Godzinę później sierżant znowu zadzwonił. Tym razem odebrał Andrew Riveaux; Alex domyślił się tego ze sposobu, w jaki policjant trzymał słuchawkę kilka centymetrów od ucha, jakby to, co płynie w żyłach jego ojca, mogło być zaraźliwe. Po minucie podał słuchawkę Alexowi.
Kabel napiął się na całej długości. Alex przyłożył słuchawkę do ucha. Nie miał pojęcia, co powiedzieć, „cześć” wydawało się nie całkiem na miejscu. Ojciec wykrzykiwał barwne cajuńskie przekleństwa i skończył obietnicą, że solidnie wygarbuje synowi skórę.
– Będę za kwadrans – oznajmił, po czym przerwał połączenie.
Ale nie przyszedł ani za kwadrans, ani nawet za godzinę. Alex patrzył, jak słońce zachodzi, a na niebie pojawia się księżyc niczym pomarszczona twarz starego ducha. Wiedział, że częścią kary jest współczucie przechodzących policjantów i sekretarek, które udawały, że go nie widzą. Poprawił się zażenowany; musiał iść do toalety, ale nie chciał zwracać na siebie uwagi, prosząc o rozkucie. Sierżant zobaczył go, kiedy po służbie zbierał się do domu.
– Nie dzwoniłeś do domu? – zapytał ze zdziwieniem.
– Ojciec zaraz tu będzie – odparł Alex.
Gdy policjant zaproponował, że ponownie zadzwoni, Alex pokręcił głową. Zaczynał uważać sierżanta za sprzymierzeńca i nie chciał, żeby ten się zorientował, iż problem nie tkwi w tym, że ojciec nie może przyjść po syna, ale w tym, że nie chce.
Zastanawiał się, czy ojciec rozmyślnie postanowił go zostawić na posterunku, czy też znalazł coś lepszego do roboty: sprawdzanie sieci na kraby, piątą partię pokera. Matka mogłaby przyjść, Alex starał się w to wierzyć, ale nawet gdyby była dość trzeźwa, by pojąć, że syn jest na posterunku, zostałaby przy mężu.
Położył głowę na oparciu krzesła i zamknął oczy.
Po trzeciej nad ranem obudził go silny aromat perfum. Na krześle obok siedziała prostytutka. Miała wiśniowe włosy, mahoniową skórę i rzęsy tak długie jak mały palec Alexa. Sznur gagatów otaczał jedną pierś, jakby podkreślając jej kształt. Żuła gumę winogronową i w dłoni trzymała pieniądze.
Była najpiękniejszą kobietą, jaką Alex widział.
– Cześć – przywitała go.
– Cześć.
– Odbieram przyjaciółkę – powiedziała, jakby czuła potrzebę wyjaśnienia swojej obecności na posterunku. – A ciebie czemu przykuli do krzesła?
– Oszalałem i udusiłem całą rodzinę – oznajmił Alex bez mrugnięcia okiem. – A w celach nie ma wolnych miejsc.
Prostytutka wybuchnęła śmiechem. Głośnym, hałaśliwym, odsłaniającym białe zęby.
– Słodki jesteś. Ile masz lat? Dziesięć? Jedenaście?
– Piętnaście – skłamał Alex.
Kobieta uśmiechnęła się kpiąco.
– A ja jestem Pat Nixon. Co przeskrobałeś?
– Kradzież w sklepie – mruknął Alex.
– I zatrzymali cię na noc? – Uniosła wysoko brwi.
– Nie – przyznał Alex. – Czekam, aż mnie odbiorą.
Prostytutka uśmiechnęła się.
– Historia mojego życia, dziecinko – rzuciła.
W gruncie rzeczy nic jej nie powiedział; nie wspomniał o rodzinie, o tym, jak długo tu jest, o tym, że wolałby przez rok siedzieć przykuty do tego krzesła niż przyznać, że człowiek, który następnego dnia w południe przyjdzie po niego na posterunek, to istotnie jego ojciec. Wiedział sporo o kurwach, orientował się, że ich atrakcyjność po części polega na tym, że akceptują cię bez zastrzeżeń i sprawiają, iż czujesz się lepszy, niż w rzeczywistości jesteś. Wiedział, że ich zawód polega na udawaniu uczuć, których nie doznają. Mimo to potraktował jako rzecz naturalną, kiedy go objęła i przyciągnęła do siebie, jakby wcale jej nie przeszkadzało, że siedzą na osobnych krzesłach.
Alex oparł policzek o piersi kurwy, myśląc o jasnowłosej kasjerce. Przy tym ruchu poczuł szarpnięcie w przykutej do oparcia ręce, uwięzionej w wolnej przestrzeni między nimi. Po zaledwie piętnastu minutach strażniczka przyprowadziła z celi syczącą i plującą przyjaciółkę. Ale w czasie tych minut Alex z zamkniętymi oczami wdychał ciężki aromat lakieru do włosów i tanich perfum, słuchając starych murzyńskich pieśni spirituals, aż świat się odsunął, aż mógł uwierzyć, że każdy od urodzenia ma prawo do uczucia.
Nieoczekiwanie przerwano zdjęcia na trzy dni, a Alex zniknął. Byłam zbyt zakłopotana, żeby pokazywać się reszcie ekipy, a ponieważ z nikim poza Alexem nie spędzałam za wiele czasu, nie miałam z kim rozmawiać. Siedziałam w pokoju i wychodziłam tylko na posiłki, które zjadałam samotnie. Myślałam, żeby zerwać kontrakt i pojechać do Los Angeles, zanim Alex wróci na plan.
Zamiast tego jednak siedziałam na łóżku i czytałam po kolei romanse, które ze sobą przywiozłam, siebie obsadzając w roli heroiny, a Alexa w roli kochanka. W dialogach słyszałam tembr i kadencję jego głosu. Udawałam i udawałam, aż straciłam rozeznanie i nie wiedziałam, co naprawdę się stało, a co sobie wyobraziłam podczas lektury chłodnymi nocami.
Pewnego wieczoru, kiedy na niebie sadowił się księżyc, gałka w moich drzwiach się poruszyła. W zajeździe nie było zamków, był na to o wiele za stary. Zobaczyłam, jak drzwi kołyszą się na zawiasach, i wstałam z parapetu, by z podziwu godnym spokojem stawić czoło nieznajomemu.
Intuicyjnie musiałam wiedzieć, że to Alex. Patrzyłam, jak wchodzi do mojego pokoju i zamyka za sobą drzwi. Panował mrok, ale mój wzrok zdążył się przyzwyczaić do ciemności, bez trudu dostrzegłam więc cienie pod jego oczami, pogniecione ubranie i dwudniowy zarost. Krew szybciej popłynęła mi w żyłach, w głowie pojawiła się myśl, że może był tak samo nieszczęśliwy jak ja.
Słój w jego dłoniach zauważyłam dopiero wtedy, gdy postawił go na komodzie przy łóżku.
– Przywiozłem to dla ciebie – powiedział po prostu.
To był zwykły szklany słój, w rodzaju tych, w których matka Connora co roku latem zagotowywała dżem z dzikich winogron. Do połowy był napełniony przezroczystym płynem, wyglądającym na mało egzotyczną wodę.
Alex zrobił krok do przodu i położył dłoń na słoju.
– Już nie jest zimny. – Usiadł na łóżku. – Poleciałem do Nowego Jorku, stamtąd do Bangor, ale we wrześniu w górach Maine jest za ciepło. Nie mogłem wrócić z pustymi rękoma, wsiadłem więc w samolot lecący w jedyne miejsce, w którym z całą pewnością mogłem znaleźć to, czego szukałem. Wiesz, znam ludzi uprawiających w sierpniu jazdę na nartach z helikopterem w kanadyjskich Górach Skalistych.
– Alex – powiedziałam cicho. – Co właściwie mi przywiozłeś?
Spojrzał na mnie.
– Śnieg. Przywiozłem ci śnieg.
Wzięłam słój, obracając go w dłoniach. Wyobraziłam sobie, jak Alex na lodowcu nabiera garść śniegu i wrzuca do słoja, żeby dać go mnie, przebywającej tysiące mil dalej. Poczułam, jak moją twarz rozjaśnia uśmiech.
– Przejechałeś pół świata, żeby dać mi słój ze śniegiem?
– W pewnym sensie. Nie przyszedł mi na myśl żaden inny sposób na sprawienie, byś zrozumiała, co stało się tamtego dnia. Nie chciałem… nie… – Urwał, nabierając powietrza w płuca i szukając w myślach odpowiednich słów. – Nigdy nie spotkałem nikogo takiego jak ty, ale nie miałem okazji ci tego powiedzieć przed kręceniem tej cholernej sceny miłosnej. Nie miałem ochoty wyjeżdżać, ale ty i tak byś mnie nie słuchała. Doszedłem więc do wniosku, że czyny przemawiają głośniej niż słowa.
Usiadłam obok niego ze słojem w dłoniach. Pochyliłam się i pocałowałam Alexa w policzek, zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić. Splotłam dłonie na kolanach.
– Dziękuję ci – powiedziałam.
Alex odwrócił się.
– To tylko połowa prezentu. – Uśmiechnął się. – Chciałem też dać ci coś, co się nie roztopi. – Z kieszeni wyjął przedmiot, którego w półmroku nie byłam w stanie rozpoznać. Zaraz jednak nad horyzontem pojawiło się słońce, zapalając różowe refleksy w pojedynczym brylancie.
Alex położył mi dłoń na karku i przyciągnął mnie do siebie, tak że nasze czoła zetknęły się nad tym błyszczącym pierścionkiem, jaśniejszym od jego oczu. Słuchałam uważnie słów, szukając aluzji do mojej przyszłości, ale kiedy przemówił, brzmiało to tak, jakby chwytał się liny ratunkowej:
– Boże, proszę, powiedz tak.